Opinie

O szyby deszcz dzwoni

A może dżdż? Jednak nie, takich zbitek spółgłoskowych nie toleruje nawet nasz spółgłoskowy język. W prasłowiańskim był jakiś rdzeń dżdż, dawniej dzdj-, co pochodziło może z wcześniejszego dus-dyu-s, a miało oznaczać niepogodę, bo dyu-s to było podobno „jasne niebo”. W sanskrycie było słowo dyaus, co właśnie takie niebo nazywało. Deszcz przynosił więcej szkód niż pożytku, a w każdym razie tak go postrzegano, bo ten praindoeuropejski rdzeń miał oznaczać też „zły czas”. U nas jeszcze w XV w. był dźwięczniejszy deżdż (w dopełniaczu dżdża, liczba mnoga dżdże), który potem się ubezdźwięcznił w deszcz. Dżdże pozostały dłużej, u Mickiewicza mamy „przeszły dżdże wiosny...”. No i oczywiście do dziś czasem mówi się o dżdżeniu (że mianowicie dżdży, czyli pada), ale częściej o dniach czy porach dżdżystych; w dżdżownicy dżdż dostrzegamy, a o kani mawiamy, że łaknie dżdżu, bo wierzono, że ten ptak tylko deszczową wodę pije, czyli deszczówkę. Sam mianownik dżdż jednak jest już tylko żartem (Gałczyński go nawet próbował rymować).

Deszcz, oczywiście, pada – tak bardzo, że jak pada, sam czasownik wystarcza, nawet bez słowa deszcz; wiadomo, że nic innego padać nie może. Ale nie tylko pada, czasem kropi. Jak co innego kropi albo kropnie, to może być to silne i nawet bolesne, a jak deszcz kropi – nie bardzo, to taki słabiutki kapuśniaczek (nie bardzo wiadomo, skąd ta nazwa). A jak rzęsisty deszcz, to mówimy, że leje. Lunął i leje. Czasem wręcz leje jak z cebra, choćbyśmy zapomnieli, co to takiego ceber. Chcemy się najczęściej schować przed takim deszczem, ale bywa, że trafiamy z deszczu pod rynnę, co obrazowo oznacza też wpadnięcie z jednego kłopotu w drugi, zwykle większy (już w XVI w. tak mówiono). Po takim deszczu mnożą się grzyby – więc jak coś się mnoży, to właśnie do grzybów po deszczu to porównujemy. Kiedy się chmurzy, zanosi się na deszcz, idzie nań, deszcz wisi w powietrzu – ale czasem nawet z dużej chmury mały deszcz spada (to tak jak wtedy, gdy góra rodzi mysz).

Metaforyzujemy deszcz bardzo łatwo i, trzeba przyznać, pięknie. Mówimy o deszczu i iskier, i gwiazd, i promieni – choć czasem i o deszczu kul. I, oczywiście, łez. Przecież gdy deszcz, to niebo płacze. Mało co równie pobudzało, a pewnie i pobudza, melancholijne nastroje poetów jak deszcz, zwłaszcza jesienny, co o szyby dzwoni. I pluszcze. Aż się prosi o jakąś smutną piosenkę, choć, trzeba przyznać, i całkiem pogodne deszczowe piosenki się nam trafiały. Bo przecież zdarza się nawet i tak, że deszczyk pada, a słońce świeci. Dziecięca rymowanka mówi, że wtedy czarownica masło kleci.

Choć przecież masła się nie kleci...

Wiedza i Życie 12/2018 (1008) z dnia 01.12.2018; Na końcu języka; s. 70

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną