Gazy cieplarniane… ochładzają Antarktydę
Efekt cieplarniany polega na zatrzymywaniu przez atmosferę promieniowania cieplnego wyemitowanego przez Ziemię. Potem część z tego ciepła zostaje odesłana w kosmos, a część wraca ku powierzchni planety, ogrzewając ją. Na Antarktydzie jednak sprawy mają się inaczej. Z dwóch powodów: wyjątkowo niskich, najniższych na Ziemi temperatur oraz znikomej ilości pary wodnej w powietrzu (olbrzymie wnętrze Białego Lądu to właściwie pustynia, tyle że polarna). Para wodna jest także gazem cieplarnianym i to nawet ważniejszym w skali globu niż dwutlenek węgla. Na Antarktydzie prawie jej nie ma. Na to nakłada się jeszcze inwersja temperatury, czyli zjawisko polegające na wzroście temperatury wraz z wysokością. Normalnie jest odwrotnie – im wyżej, tym chłodniej. Ale Antarktyda jest tak zimna, że reguła ta została postawiona na głowie. Na wysokości kilometra temperatury są średnio o 20˚C wyższe niż przy powierzchni lodu. Wskutek tego gazy cieplarniane odsyłają w kosmos więcej ciepła, niż go otrzymują z powierzchni Ziemi. Nazywa się to negatywnym efektem cieplarnianym.
Wraz z ocieplaniem się reszty globu również w antarktycznej atmosferze zacznie przybywać pary wodnej i w pewnym momencie negatywny efekt cieplarniany zniknie. Antarktyda nie jest całkowicie impregnowana na to, co dzieje się poza nią. Wyniki badań na ten temat ukazały się w „Nature – Climate and Atmospheric Science”.