Gwiazda Betlejemska: Jak ją widać z NASA
Wspomina o niej św. Mateusz w swojej Ewangelii. Pisze o „mędrcach ze Wschodu, którzy przybyli do Jerozolimy i pytali: „Gdzie jest nowo narodzony król żydowski?”. Chcieli go odwiedzić, aby „oddać mu pokłon”, ponieważ wcześniej zobaczyli „jego gwiazdę na Wschodzie”. W Jerozolimie zostali wezwani do króla Heroda, a ten wysłał ich do Betlejem. Drogę do celu wskazała im „gwiazda”, która „zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię” [cytaty pochodzą z Biblii Tysiąclecia, Wydawnictwo Pallotinum Poznaniu, 2003]. Czym właściwie była ta „gwiazda”? Czy mogła być rzeczywistym zjawiskiem astronomicznym? Naukowcy przedstawili już kilka propozycji.
Spotkanie, które nie oświeciło
Po pierwsze, wskazują na trzykrotną koniunkcję (bardzo bliskie sąsiedztwo) Jowisza i Saturna w gwiazdozbiorze Ryb w 7 r. p.n.e. Z kolei w lutym 6 r. p.n.e. doszło do koniunkcji Marsa, Jowisza i Saturna, również w Rybach. Jowisz był dla astrologów z Persji i Mezopotamii – a stamtąd zapewne pochodzili biblijni Mędrcy – „gwiazdą” królewską i zwiastunem szczęścia. Z kolei Saturn mógł być „gwiazdą” babilońskiego bóstwa chroniącego Izrael. Oba zdarzenia, bardzo rzadkie, mogły zostać zinterpretowane jako zapowiedź narodzin wielkiego króla w Izraelu, nawet jeśli nigdy nie połączyły się w jedno jasne światło.
Zwróćmy uwagę na podawane tu daty, które są o kilka lat wcześniejsze niż data 25 grudnia pierwszego roku naszej ery przyjmowana jako moment narodzin Chrystusa. W rzeczywistości nie wiadomo dokładnie, kiedy przyszedł on na świat, ale niemal na pewno stało się niedługo przed końcem panowania Heroda Wielkiego, a ten zmarł w 4 r. p.n.e. Skąd zatem wziął się obecny początek ery Chrystusa? Tak na przełomie V i VI w. wyliczył teolog i mnich Dionizjusz Mały, opierając się na kalendarzu rzymskim. Wygląda na to, że pomylił się o kilka lat.
Jowisz, który się zatrzymał
Wróćmy do Gwiazdy Betlejemskiej. Inną propozycję wyjaśnienia zagadki zaproponował swego czasu astrofizyk Michael Molnar, który zidentyfikował kolejne rzadkie ustawienie ciał niebieskich. Doszło do niego 17 kwietnia w 6 r. p.n.e., kiedy to Jowisz wraz ze Słońcem, Księżycem i Saturnem pojawił się na wschodnim niebie jako gwiazda poranna, znajdując się przy tym w gwiazdozbiorze Barana. Taki układ ciał niebieskich mógł zostać odczytany jako zapowiedź królewskich narodzin w państwie Heroda Wielkiego – uważał naukowiec. Jowisz miał też towarzyszyć Mędrcom w ich drodze z Jerozolimy do Betlejem oraz zatrzymać się „nad miejscem, gdzie było Dziecię”. Fizycznie było to oczywiście niemożliwe, ale Molnar wyliczył, że w drugiej połowie 6 r. p.n.e. Jowisz dwukrotnie zatrzymał się na ok. tygodnia w swym ruchu pozornym na tle gwiazd. Taki przystanek wiąże się z tzw. ruchem wstecznym (retrogradacją) planet – złudzeniem spowodowanym ich wzajemnym położeniem.
No i jest trzeci trop. W pierwszej połowie 5 r. p.n.e. chińscy astronomowie odnotowali pojawienie się „nowej gwiazdy” w gwiazdozbiorze Koziorożca. Świeciła na niebie przez ok. 70 dni, po czym stopniowo zgasła. Czy była to supernowa? Możliwe, ale byłaby ona marną kandydatką na Gwiazdę Betlejemską, bo nie mogłaby przecież najpierw pojawić się na wschodnim niebie („ujrzeliśmy jego gwiazdę na Wschodzie”), a następnie przenieść się na niebo południowe, aby wskazywać Mędrcom drogę z Jerozolimy do Betlejem. Może więc była to kometa? Ona teoretycznie mogłaby stopniowo przesunąć się ze wschodniego na południowe niebo. Kłopot w tym, że chińskie kroniki nie wspominają o żadnym ruchu „nowej gwiazdy”.
Kolizja, do której nie doszło
Jednakże za hipotezą komety opowiada się w grudniowym numerze „Journal of British Astronomical Association”, astronom Mark Matney, na co dzień zajmujący się w NASA Johnson Space Center tropieniem „kosmicznych śmieci”. Dowodzi, że tak właśnie mógłby się zachować na niebie obiekt pochodzący z peryferii Układu Słonecznego, który przemknął niedaleko Ziemi i nigdy już nie powrócił w jej pobliże. Zdaniem naukowca kometa pędziła w stronę naszego globu po trajektorii niemal kolizyjnej, a rankiem 8 czerwca 5 r. p.n.e. znalazła się bliżej naszego globu aniżeli Księżyc. Była wówczas obiektem jaśniejszym od Księżyca w pełni, widocznym za dnia i na dodatek poruszającym się względem Ziemi tak, jakby został zsynchronizowany z jej ruchem obrotowym, niczym satelita geostacjonarny. To oznacza, że w pewnym momencie „zawisł” na kilka godzin nad Bliskim Wschodem, przy czym znajdował się wówczas na południowym niebie z lekkim odchyleniem w kierunku zachodu – wyliczył Matney.
Jego zdaniem, tak spektakularny przelot komety mógłby wywrzeć wielkie wrażenie na mieszkańcach Izraela, a wiele dekad później trafić do Ewangelii Mateusza jako Gwiazda Betlejemska. Dlaczego jednak tylko tam, skoro wydarzenie było tak doniosłe? – dopytują sceptycy.