Dziobaka można oswoić, choć najlepiej czuje się on w naturze. Dziobaka można oswoić, choć najlepiej czuje się on w naturze. PARFENOV1976 / Shutterstock
Środowisko

Dziobak - pomyłka natury czy dziecko Frankensteina?

Kiedy blisko 220 lat temu europejscy koloniści złowili w Australii pierwsze okazy dziobaków, nie wierzyli własnym oczom. Dziób jak u kaczki, ogon i futro jak u bobra, ostrogi na tylnych łapach... Wydawało się, że natura zażartowała sobie w najbardziej fantazyjny sposób.

W Sekcji Archeo w pulsarze prezentujemy archiwalne teksty ze „Świata Nauki” i „Wiedzy i Życia”. Wciąż aktualne, intrygujące i inspirujące.


Gdy wreszcie okazy dotarły do Londynu, wywołały sensację – i to nie tylko wśród zwykłych obywateli, ale i wybitnych zoologów, członków Royal Society. Sądzono, że to jeden z tych dziwacznych stworków „składaków”, które można było kupić na targowiskach wschodniej Azji. Miejscowi zszywali je z fragmentów różnych zwierząt, a potem trafiały do Europy jako „cuda natury”. Już pobieżne oględziny dowiodły jednak, że zwierzę jest prawdziwe, a śladów mistyfikacji brak.

Pierwszy naukowy opis dziobaka pojawił się w roku 1799 w londyńskim piśmie „The Naturalist’s Miscellany”. Mimo wątpliwości George Shaw zaklasyfikował zwierzę do ssaków i nadał łacińską nazwę Platypus anatinus, czyli ptakodziób płaskostopy. Potem wprawdzie nazwę zmieniono na Ornithorhynchus anatinus, ale w języku angielskim platypus jest w użyciu do dziś. Kilka lat później Everard Jones, przeprowadzając badania anatomiczne, zauważył, że w odróżnieniu od „normalnych” ssaków dziobaki mają wspólny otwór moczopłciowy i odbytowy – zupełnie jak ptaki i gady. Zrodziło to podejrzenia, że dziobaki mogą znosić jaja! Aborygeni wiedzieli o tym od tysiącleci, ale ich informacje uznawano za niedorzeczne, więc trzeba było czekać do roku 1884, aby to potwierdzić w warunkach hodowli.

Gody u dziobaka przypadają na okres australijskiej wiosny. Znad rzek i strumieni dobiegają wtedy popiskiwania i pluski, hałas gonitw, nurkowania i przekomarzania się. To samce walczą o względy samic z rywalami. Ich desperacja ogranicza się do przekazania genów. Potem już nie interesują się losem potomstwa. Całość obowiązków spada na samicę, która w jednym z rozgałęzień nory przygotowuje komorę lęgową. Wyścieła ją liśćmi, które butwiejąc, dostarczają ciepła i wilgoci, co ułatwia utrzymanie stałego mikroklimatu. Na zewnątrz może być nawet –12°C albo 35°C, ale w środku temperatura waha się jedynie pomiędzy 14 a 18°C. Wentylacja korytarzy odbywa się przez otwór wejściowy, zamaskowany wśród korzeni drzew, ponad lustrem wody. Przed wtargnięciem nieproszonych gości albo zalaniem korytarzy chroni korek z ziemi. Samica składa od jednego do trzech jaj, każde długości kilkunastu milimetrów, otoczone elastyczną skórzastą osłonką. Inkubuje je w fałdzie pomiędzy brzuchem a ogonem w temperaturze ok. 31,5°C przez mniej więcej 10 dni. Jak na średniej wielkości ssaki to bardzo krótko. Półtoracentymetrowe młode są ślepe i przez pierwsze trzy, cztery miesiące całkowicie bezradne. Samica karmi je mlekiem, które wypływa nie z sutków, ale przez małe otworki na brzuchu. Mleko przypomina gęstą śmietanę, a w porównaniu z mlekiem krowim zawiera wielokrotnie więcej białka, tłuszczu i związków mineralnych. Po 5 miesiącach podrośnięte młode usamodzielniają się, opuszczają norę i pod koniec pierwszego roku życia osiągają dojrzałość płciową.

Przez kilkanaście pierwszych dni macierzyństwa samica nawet na chwilę nie opuszcza swego potomstwa. Korzysta w tym czasie z zapasów tłuszczu zgromadzonych w... ogonie. Owa żelazna racja pozwala także przeżyć zimę, kiedy to w górskich rzekach temperatura spada w pobliże zera, trudniej o pokarm, a podtrzymanie normalnej aktywności wymaga więcej energii.

Dziobak ma reputację zwierzęcia nocnego, ale bywa obserwowany także w dzień – głównie o zmierzchu i o świcie. Swój rytm dostosowuje do długości dnia, obecności innych zwierząt i człowieka, temperatury wody i powietrza oraz dostępności pokarmu. Zjada larwy owadów (chruścików, jętek i ważek), skorupiaki, mięczaki, a nawet ryby i żaby. Należy do żarłoków, bo w ciągu jednej nocy potrafi spałaszować porcję o wadze połowy własnego ciała. Złowioną zdobycz gromadzi – podobnie jak chomik – w torbach policzkowych. Twarde muszle i skorupy miażdży rogowymi krawędziami dzioba.

Dziobak ma reputację zwierzęcia nocnego, ale bywa obserwowany także w dzień – głównie o zmierzchu i o świcie.ShutterstockDziobak ma reputację zwierzęcia nocnego, ale bywa obserwowany także w dzień – głównie o zmierzchu i o świcie.

Szósty zmysł

Długo zastanawiano się, jak dziobaki w ciemności i z zamkniętymi oczami znajdują pokarm. Sądzono najpierw, że po omacku, ale już w 1927 r. niejaki Harry Burrell zasugerował, że mają dodatkowy szósty zmysł. Pięćdziesiąt lat później Ros Bohringer i Mark Rowe z University of New South Wales odkryli, że część mózgu zwierzęcia zawiadująca unerwieniem dzioba jest większa niż ośrodki wzroku, słuchu i ruchu razem wzięte, a w roku 1986 zespół australijsko-niemiecki wykrył w dziobie receptory czułe na impulsy elektryczne generowane przez mięśnie ryb, krewetek, larw owadów i innych zwierząt. Dziób pełni więc nie tylko funkcję paszczy, ale i czułej anteny. Poruszając nim na boki, dziobak „skanuje” teren, a namierzony pokarm znajduje dotykiem. Zdolność do elektrodetekcji mają także inne zwierzęta, np. niektóre ryby i płazy, ale wśród ssaków to prawdziwa rzadkość, spotykana właśnie u dziobaków i pokrewnych kolczatek.

Kolejnym dziobaczym kuriozum jest to, że – jak kilka ssaków z rzędu owadożernych – należy on do ssaków jadowitych. Nie ma wprawdzie zębów jadowych, ale półtoracentymetrowe ostrogi po wewnętrznej stronie tylnych łap wyposażone w gruczoły jadowe. Występują tylko u samców i powiększają się w okresie godów – jako narzędzie walki o samicę. Jad może zabić małe zwierzę (obrona), a u człowieka nawet niewielka porcja sprawia przeraźliwy ból, trwający wiele godzin. Czasami kończy się nawet niedowładem ręki czy nogi.

Dziobak w liczbach

(Ornithorhynchus anatinus): podstawowe informacje

– samice mniejsze od samców, nie mają gruczołów jadowych
– długość całkowita: 39–60 cm
– długość ogona: 8,5–15,2 cm
– długość dzioba: 4,5–7 cm
– masa ciała: 0,7–2,4 kg
– długość życia: od 12 do 22 lat
– „ciąża”: ok. 3 tygodni
– jaja: 1–3 sztuk, bez wapiennej skorupy
– młode: ok. 15 mm długości, żywią się mlekiem matki

Historia rodzinna

Dziobak i kilka gatunków kolczatek należą do stekowców. Jedna z teorii głosi, że ich najbliższymi krewniakami są torbacze i że obie grupy wyodrębniły się od innych ssaków jakieś 100 mln lat temu. Inna hipoteza zakłada, że ok. 135 mln lat temu stekowce obrały własną drogę, oddzielając się od torbaczy i łożyskowców, a szczątki sprzed ok. 110 mln lat zdają się to potwierdzać.

Dziobak i kilka gatunków kolczatek należą do stekowców.ShutterstockDziobak i kilka gatunków kolczatek należą do stekowców.

Do niedawna sądzono, że cała historia dziobaków związana jest z Australią, ale w latach 90. odkryto kopalne szczątki w... Nowej Zelandii i Ameryce Południowej. Gdzie Rzym, a gdzie Krym? Czyżby pradziobaki były w stanie pokonać oceaniczne bariery? By rozstrzygnąć zagadkę, należy cofnąć geologiczny zegar do ery mezozoicznej, kiedy to położenie lądów i oceanów było zupełnie inne niż współcześnie. Ameryka Południowa, Australia, Nowa Zelandia, Antarktyda, Afryka, Madagaskar i Indie były częścią ogromnego superkontynentu zwanego Gondwaną, a wilgotny i umiarkowany klimat sprawiał, że rosły tam bujne lasy, po których wędrowały dinozaury, nielotne ptaki, rozmaite płazy i właśnie pradziobaki. W ciągu następnych kilkudziesięciu milionów lat Gondwana rozpadła się, a jej części „odpłynęły” na północ, zabierając ze sobą pasażerów. Jedne pradziobaki znalazły się w Australii (wraz z Nową Gwineą) i tylko tu przetrwały, a te w Ameryce Południowej i w Nowej Zelandii po prostu wymarły. Być może o przetrwaniu zdecydował skryty tryb życia i brak konkurentów w ich niszy ekologicznej.

Przez miliony lat ziemskiego istnienia dziobaki doświadczały różnych zagrożeń i katastrof, jednak dopiero w XIX w. znalazły się na skraju wymarcia. Ich populację zdziesiątkowały polowania i połowy dla puszystego i nieprzemakalnego futra. Jego posiadanie stało się szczytem mody i obiektem pożądania elegantek z Sydney i Melbourne. Dopiero ustawa z 1912 r. powstrzymała morderczy proceder. Mimo że corocznie setki dziobaków giną w sieciach rybackich, padają ofiarą krokodyli, dużych ryb, orłów, lisów, dingo i zanieczyszczenia wód, ciągle są pospolite w rzekach i strumieniach wschodniej Australii. Uchodzą również za celebrytów i ikonę kontynentu. Ich wizerunek jest na monetach, mają liczne kluby miłośników, a w centrach rehabilitacji dorośli i dzieci doglądają rannych lub chorych „pacjentów” z troskliwością godną oddziału pediatrycznego. Nic dziwnego, że określanie takich narodowych pieszczochów mianem ssaków archaicznych czy prymitywnych wywołuje oburzenie; przecież nikt nie chce, aby jego ulubieńca uznawano za zwierzę prymitywne – cokolwiek miałoby to oznaczać.

Wiedza i Życie 9/2019 (1017) z dnia 01.09.2019; Zoologia; s. 44
Oryginalny tytuł tekstu: "Pomyłka natury czy dziecko Frankensteina?"