Anna Amarowicz / pulsar
Środowisko

Podkast 41. Jędrzej Winiecki: Nie trafia do mnie alarmistyczny ton

Całej przyrody nie uratujemy, ale czy możemy zrobić coś lokalnie, żeby nie czuć się bezsilnie i podle? Nawet nie mając wykształcenia przyrodniczego? Jak uratować las, zagajnik, choćby pojedyncze drzewo? I przy okazji dołożyć cegiełkę do gmachu nauki? Rozmowa z Jędrzejem Winieckim, pasjonatem natury, przyrodnikiem amatorem, aktywistą, dziennikarzem pulsara i POLITYKI, autorem tekstów poświęconym mchom, porostom, chrząszczom, ptakom.

Występuje na nizinach Europy Środkowej. Bywa widywany na mokradłach, w dolinach, rozlewiskach rzek. Zwłaszcza w nikczemnych porach roku, kiedy zieleń jeszcze nie zaszczyca swoją obecnością. Dawniej można było go dostrzec także na wysypiskach śmieci. Zwłaszcza zimą, kiedy towarzyszyły mu mewy, a zapach zgromadzonej tam materii był mniej natarczywy niż latem.

Jest synantropijny. Podjął wyzwanie przystosowania się do środowiska miejskiego. Wprawdzie podejmuje migracje w wyżej położone miejsca oraz inne kontynenty, ale ostatnio swoim siedliskiem uczynił Podlasie. Za rewir obrał odległą na wyciągnięcie ręki Puszczę Knyszyńską – w której przyroda toczy nierówną walkę z człowiekiem i jego harvesterem.

Zbiera nie grzyby, a chronione mchy, porosty, ptasie gniazda i dzięciole dziuple. Nie dosłownie, oczywiście – w notatniku. Drzewo, na którym są zlokalizowane, i krąg lasu wokół niego, powinny zostać uratowane przed wycinką przez ich prawnych opiekunów wyznaczonych przez państwo. Czasem zostają, czasem nie.

Obserwuje też ptaki. Odnotowuje ich płeć, wiek, jeśli to możliwe, miejsce spotkania, okoliczności.

Jędrzej Winiecki widzi przyrodę naprawdę.

Uprawia coś, co można nazwać nauką obywatelską. – Przygodna obserwacja jest sama w sobie frajdą dla obserwatora. Niekoniecznie jest użyteczna dla nauki, ale jeżeli tych obserwacji jest pięć milionów, dotyczą różnych gatunków, mają ciągłość w czasie, i wiadomo dokładnie, gdzie zostały dokonane, to jest to już porcja wiedzy, którą można obrobić i wygenerować z niej mnóstwo historii – o ociepleniu klimatu, o tym, jak się zmienia przestrzeń.

Tego typu działalności może się oddać każdy. – Nie chodzi o to, żeby pójść do super cennego lasu, objuczyć się sprzętem, napakować głowę wiedzą. Modele zbierania nauki są tak skrojone, żeby mogli to robić amatorzy, żeby im to przynosiło frajdę, żeby nie odczuwali presji.

On sam zaczął na skutek zdarzeń najbardziej niefortunnych z możliwych. – W dzieciństwie bardzo dużo czasu spędziłem w Puszczy Białowieskiej, co zupełnie wypaczyło mój sposób patrzenia na las – bo nie był to typowy podmiejski las czy typowy, sosnowy, plantacyjny. Śladów puszczańskiego ekosystemu szuka w Puszczy Knyszyńskiej.

To się odbywa pewnym kosztem emocjonalnym, poczuciem straty i porażki, kiedy drzewa zostają wycięte – mówi o sytuacjach, kiedy działania jego, i jemu podobnych przyrodników, nie przynoszą namacalnych efektów. – Nie czuję, że państwo czy prawo mnie tutaj wspiera. Raczej czuję się na kursie kolizyjnym.

Tymczasem te właśnie najmniej przez człowieka naruszone obszary znakomicie nadawałyby się na akumulatory bioróżnorodności, rezerwuary, z których czerpać mogłyby lasy. Już w niedalekiej przyszłości czeka bowiem trudny czas, absolutna rewolucja związana z ociepleniem. – Dziwię się, dlaczego świadomość, którą mają naukowcy, zbierana od dziesięcioleci, jasno wyłożona, nie przekłada się na działania polityczne.

Walec globalnych zmian rozjedzie także Podlasie. Trudno. – Są to procesy tak potężne, że nie jesteśmy w stanie im przeciwdziałać, więc jedyne co możemy zrobić to jest adaptacja mentalna – mówi Winiecki.

Nie oznacza to jednak rezygnacji z aktywności. – Do mnie nie trafia ten alarmistyczny ton. To jest sytuacja, w której nie mamy wpływu na ogromny obraz, ale lokalnie jeszcze możemy coś zrobić. I chyba to są granice naszej obywatelskiej odpowiedzialności.

Rozmowę prowadzą Karol Jałochowski i Katarzyna Czarnecka.



WSZYSTKIE SYGNAŁY PULSARA ZNAJDZIECIE TUTAJ