Shutterstock
Struktura

Bez serc, bez ducha, czyli na czym polega magia robotów

W sporze zwolenników i przeciwników bliskich relacji z robotami idzie nie tylko, ani nawet nie przede wszystkim, o magię robotów, lecz o magię ludzi.

Roboty nas oczarowują…

Istniejące aktualnie roboty nie posiadają świadomości, emocji, czy wolnej woli, a także nie są żywymi istotami, choć niektóre z nich stwarzają takowe złudzenie. Co ciekawe, stosunkowo wiele osób temu złudzeniu ulega, lub wręcz je współtworzy – pozwala się robotom oczarować lub do ulegania owemu oczarowaniu zachęca. Co więcej, to oczarowanie dotyczy nie tylko zaawansowanych robotów humanoidalnych, lecz również względnie prostych urządzeń, również takich, które pod żadnym niemal względem nie przypominają niczego żywego.

…na wojnie,

Roboty o nazwie Packbot to urządzenia o przeznaczeniu militarnym i służące w szczególności do rozbrajania ładunków wybuchowych. Maszyny te są wykorzystywane przez armię amerykańską w warunkach bojowych m.in. na terenie Bliskiego Wschodu. Packboty niespecjalnie przypominają wizualnie jakąkolwiek żywą istotę, a ponadto nie są nawet autonomiczne, lecz zdalnie sterowane.

Pomimo tego, zarówno badania naukowe (w szczególności autorstwa Julie Carpenter), jak i doniesienia medialne wskazują na fakt, iż Packboty nierzadko są przez żołnierzy traktowane jak żywe istoty. Nadaje się im imiona, przypisuje cechy charakteru, odmawia wymiany zniszczonego egzemplarza na nowy, wysyła listy kondolencyjne do producenta, a także urządza pogrzeby – rzecz jasna z obowiązkową salwą honorową w powietrze, jaką znamy z hollywoodzkich filmów. Jednak nie zawsze roboty oczarowują nas w tak skrajnych warunkach jak warunki wojenne.

…w domu,

Istnieje szereg badań, które pokazują, iż zaskakująco dużo osób przywiązuje się do robotów i traktuje je jak ożywione istoty również w normalnych warunkach, we własnych domach. Jednym z przykładów są automatyczne odkurzacze – badania wykazały, że część osób użytkujących te urządzenia nadaje im imiona mające odzwierciedlać ich osobowość, robi sobie z nimi zdjęcia, uważa je za domowe zwierzęta lub członków rodziny, a także miewa wyrzuty sumienia iż wymaga od odkurzacza długotrwałej pracy martwiąc się o jego samopoczucie. Liczni naukowcy i naukowczynie – wśród nich wpływowe postaci jak Sherry Turkle czy Peter H. Kahn – wykazali, że bardzo podobne zachowania dotyczą również innych, względnie mało zaawansowanych technologicznie urządzeń takich jak AIBO (elektroniczny piesek), czy My Real Baby (interaktywna lalka imitująca niemowlę).

…w sferze publicznej,

W październiku 2017 roku świat obiegła wieść, że król Arabii Saudyjskiej nadał honorowe obywatelstwu tego kraju robotowi Sophia, stworzonemu rzez firmę Hanson Robotics. Nieco mniejszym echem odbiło się oficjalne ustanowienie przez gubernatora stanu Minnessotta dnia robota Sophii, a także wręczenie tejże maszynie indeksu Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie podczas jej wizyty w Polsce.

Warto dodać, że tendencje do traktowania robotów jak ożywionych bytów zyskują ostatnio publiczne uzasadnienia i legitymizacje – do najbardziej znanych należy stanowisko filozofa Davida Gunkela, który w znacząco zatytułowanej książce „Robot Rights” wydanej przez MIT Press w 2018 roku, na serio rozważa przyznanie robotom praw analogicznych do praw człowieka i praw zwierząt.

…a nawet w naszych głowach,

W ostatnich latach w przynajmniej trzech ośrodkach uniwersyteckich – w Niemczech, USA i Japonii – przeprowadzono badania, które różniły się od siebie pod różnymi względami, ale miały jeden istotny wspólny mianownik: porównanie reakcji ludzkiego organizmu – w szczególności mózgu – na cierpienie ludzi oraz na (rzecz jasna pozorne) cierpienie robotów.

Ludzki mózg aktywuje obszary odpowiedzialne za empatię podczas obserwacji symulowanego cierpienia robotów w bardzo podobnym stopniu jak wówczas, gdy obserwowane jest cierpienie istot ludzkich.

Okazuje się, iż owe reakcje w obu przypadkach są bardzo podobne – dla przykładu w ramach jednego z badań wykazano za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego, iż ludzki mózg aktywuje obszary odpowiedzialne za empatię podczas obserwacji symulowanego cierpienia robotów w bardzo podobnym stopniu jak wówczas, gdy obserwowane jest faktycznie cierpienie istot ludzkich. Stanowi to asumpt by sądzić, że nasz mózg – czy nam się to podoba czy nie – ma skłonność do empatii wobec robotów.

Jak to możliwe? Na to pytanie odpowiadać można na przynajmniej dwa – w znacznej mierze komplementarne – sposoby: naturalistycznie oraz kulturalistycznie.

…bo to my zaczarowujemy roboty

Wyjaśnienie naturalistyczne z reguły ujmuje tendencję do traktowania robotów – a także innych nieożywionych obiektów – jak ożywionych istot jako swoisty relikt przeszłości. Funkcjonując przez większość swojego istnienia na sawannie w nomadycznych grupach zbieracko-łowieckich przedstawiciele i przedstawicielki gatunku homo sapiens najpewniej często spotykali się z sytuacją niepewności odnośnie tego, czy mają do czynienia z nieożywionym obiektem, czy też z ożywioną istotą, wielokrotnie słysząc rozmaite niedookreślone dźwięki lub kątem oka dostrzegając ruch niejasnego pochodzenia.

Rzecz jasna, mogły one jedynie pozornie pochodzić od istot żywych i wówczas poświęcając im uwagę nasi protoplaści bezproduktywnie tracili energię. Jeśli jednak ich źródłem była rzeczywiście żywa istota, to była ona albo zagrażającym życiu drapieżnikiem, albo przedłużającym życie potencjalnym. Tym samym, przez tysiące lat w ludzkim mózgu wykształciły się mechanizmy w ramach których nasz układ nerwowy na pozory życia reaguje jak na życie, albowiem ci, którzy reagowali inaczej, zginęli i nie przekazali swoich cech genetycznych potomstwu.

Wyjaśnienie kulturalistyczne dodaje, że wskazany wyżej biologiczny mechanizm ujawnia się w sposób szczególnie wyraźny nie tylko u osób traktujących roboty jak istoty ożywione, lecz w szczególności u małych dzieci oraz przedstawicieli i przedstawicielek tzw. ludów tubylczych.

Psychologowie rozwojowi, przynajmniej od czasów Jeana Piageta, w większości zgadzają się, że dzieci spontanicznie animizują rozmaite przedmioty i dopiero na późniejszym etapie rozwoju uczą się odróżniać byty ożywione od tych nieożywionych (pod warunkiem, że dorastają w kulturze, która takie rozróżnienie uznaje). Z kolei antropologowie kulturowi uważają, że w ludach tubylczych również mamy do czynienia z powszechnym animizowaniem rozmaitych obiektów, takich jak kamienie, strumyki, czy nawet własne wytwory jak na przykład łuki.

Zarówno psycholodzy, jak i antropolodzy nadają wzmiankowanemu wyżej sposobowi myślenia rozmaite nazwy, do najpopularniejszych należą jednak określenia „magia” i „myślenie magiczne”. Oczywiście pojawia się pytanie dlaczego w kontaktach z robotami uruchamiamy ów – najbardziej typowy dla dzieci i ludów tubylczych – sposób myślenia – jest to jednak kwestia na osobną dyskusję.

Shutterstock

Czy to dobrze, czy źle, że roboty nas oczarowują?

Powyższe pytanie zyskuje na znaczeniu szczególnie w obliczu pomysłów tworzenia robotów mających zastępować ludzi w ramach najbardziej „ludzkich”, bliskich relacji: relacji miłosnych, seksualnych, opiekuńczych, a także faktu, że takie roboty już istnieją.

Jeśli idzie o roboty uderzająco podobne do ludzi, to warto wspomnieć geminoidy (bliźniacze kopie konkretnych osób) autorstwa Hiroshiego Ishiguro, słynnego robota Sophia stworzonego przez Hanson Robotics, czy wreszcie androidy zbudowane przez firmę Engineered Arts (wszystkie można obejrzeć na YouTube).

Seks-roboty są od ponad dekady dostępne w sprzedaży. Za najbardziej znane uchodzą urządzenia o nazwie Harmony stworzone przez Matta McMullena. Spośród robotów opiekuńczych najbardziej znanym jest Paro: stworzony w latach dziewięćdziesiątych przez Takanoriego Shibatę a dostępny w sprzedaży od roku 2004 przypominający fokę robot reagujący na dotyk i wykorzystywany w domach spokojnej starości (również w Polsce), a także w terapii dzieci znajdujących się w spektrum autyzmu.

Roboty dadzą nam wszystko…

Mistrz szachowy David Levy w swojej książce „Love and Sex with Robots” z roku 2007 snuł prognozy, iż w ciągu kilku dekad czymś powszechnym staną się śluby ludzi z robotami. Levy – podobnie jak wielu innych – zapatruje się na tę perspektywę z dużym entuzjazmem, sądząc, że bliskie relacje z robotami dostarczą nam więcej wolności, bezpieczeństwa i przyjemności, niż bliskie relacje z ludźmi. Roboty nie będą nas ograniczać, więc nasza wolność będzie rozkwitać.

Roboty nie zdradzą nas, nie rozwiodą się z nami, nie oszukają i nie skrzywdzą, więc będziemy się przy nich czuli znacznie bardziej bezpieczni – i w rzeczy samej będziemy bardziej bezpieczni – niż z ludźmi. Wreszcie, roboty zawsze będą gotowe dostarczać nam przyjemności – nigdy nie będą zmęczone, ani nie będą wymagać, byśmy najpierw zasłużyli. Czego chcieć więcej, pytają entuzjaści.

A jeśli roboty zaczną mówić nam o swoich preferencjach, a owe preferencje będą wynikiem wcześniejszej umowy pomiędzy producentami robotów, a tymi, których dotyczyć będą formułowane przez roboty pozytywne opinie?

Przeciwnicy odpowiadają, że w zasadzie z każdą z zalet bliskich relacji z robotami wskazaną przez ich zwolenników jest zasadniczy problem. Po pierwsze, sceptycy obawiają się, że relacje z robotami tylko pozornie pomnożą wolność swoich użytkowników, a w praktyce uczynią ich podatnymi na manipulacje. Bo czy nie będzie manipulacją, jeśli roboty zaczną mówić nam o swoich politycznych i zakupowych preferencjach, a owe preferencje będą wynikiem wcześniejszej umowy pomiędzy producentami robotów, a tymi, których dotyczyć będą formułowane przez roboty pozytywne opinie – jeśli producent mebli lub członkini partii zapłaci firmie produkującej roboty, by owe roboty zachwalały dany mebel lub partię? Czy będziemy potrafili dostrzec w tym zabiegu manipulację, czy też uznamy, że nasz ukochany robot ma po prostu słuszność i ulegniemy jego perswazji? Czy będziemy wprowadzać skuteczne regulacje prawne, pozwalające eliminować tego typu zabiegi, czy też będzie nam to szło jak po grudzie?

Po drugie, przeciwnicy bliskich relacji z robotami sądzą, że nawet jeśli roboty dostarczą nam więcej bezpieczeństwa niż ludzie (co samo w sobie jest kontrowersyjne, zważywszy choćby na fakt bardzo wrażliwych danych, jakie rejestrować będą owe roboty), to nie będą potrafiły zbalansować owego bezpieczeństwa ze wspomnianą wyżej wolnością. Pomyślmy o starszej osobie, która postanawia z okazji swoich urodzin wypić lampkę szampana, podczas gdy robot posiada informację, że osoba ta nie powinna pić alkoholu. Czy w trosce o bezpieczeństwo robot powinien uniemożliwić spożycie szampana tym samym ograniczając wolność starszej osoby? Przykłady można mnożyć, a ich sednem ma być wykazanie, iż roboty nie będą w stanie wyważyć troski o bezpieczeństwo z troską o wolność.

Wreszcie, centralny kontrargument przeciwników bliskich relacji z robotami dotyczy przyjemności – ich zdaniem jest to przyjemność pozorna, nieautentyczna, bazująca na uleganiu iluzji i infantylizacji – osoby czerpiące przyjemność z kontaktu z robotem są jak małe dzieci twierdzące, że pluszak jest ich przyjacielem. Nawet, jeśli uleganie tej iluzji przynosi zarówno subiektywne zadowolenie, jak i obiektywnie mierzalny dobrostan dla organizmu (niektóre badania dotyczące relacji robotów opiekuńczych z seniorami i dziećmi w spektrum autyzmu sugerują takie pozytywne konsekwencje), to i tak przeciwnicy bliskich relacji z robotami uważają je za nieetyczne, bo bazujące na uleganiu fałszowi.

…czy wszystko odbiorą?

Zasadniczym założeniem przeciwników relacji z robotami jest podkreślanie faktu, że roboty nie są ludźmi, a tylko bliskie relacje z ludźmi są dla nas źródłem autentycznego dobrostanu. Twierdzą oni, że gdy roboty zastąpią ludzi nawet w ramach bliskich relacji, relacje międzyludzkie ulegną erozji, co – zgodnie z powyższym założeniem – uniemożliwi nam autentyczny dobrostan.

Po pierwsze, jak obawia się antropolożka Kathleen Richardson, autorka zainicjowanej w 2015 roku kampanii przeciwko seks-robotom, jeśli zaczniemy traktować roboty będące rzeczami jak osoby, to w rezultacie zaczniemy traktować osoby – żywych ludzi – jak rzeczy. Rzecz jasna, nie jest to nowy pomysł: analogiczne zarzuty stawia się wobec gier i filmów zawierających przemoc (traktowanie na serio zawartych w nich wydarzeń może skutkować przemocą wobec prawdziwych ludzi) czy pornografii (zgodnie ze słynną frazą sformułowaną przez Robin Morgan, pornografia to teoria, a gwałt to praktyka).

Zwolennicy bliskich relacji z robotami często kontrargumentują, że relacje z robotami nie tylko nie będą miały negatywnego wpływu na relacje z ludźmi, lecz że mogą mieć one wpływ jednoznacznie pozytywny – roboty posłużą nam do rozładowywania naszych frustracji bez konsekwencji w postaci czyjegoś cierpienia (bo przecież roboty nie cierpią), a w rezultacie w kontaktach z ludźmi będziemy wyciszeni i łagodni (bo wszelkie negatywne emocje przelejemy na roboty).


Radykalni entuzjaści seks-robotów i robotów opiekuńczych sądzą, iż jeśli zastąpimy ludzi robotami, to najwidoczniej nie ma w ludziach niczego istotnego, czego nie byłyby nam w stanie dostarczyć roboty.

Drugą zasadniczą obawą przeciwników bliskich relacji z robotami jest utrata umiejętności kontaktu z innymi ludźmi. Sherry Turkle martwi się, że ludzi zastąpią dostosowane do nas, zawsze przytakujące, nie mające własnego zdania roboty, to nawet jeśli po pewnym czasie zechcemy nawiązać relację z żywym człowiekiem, nie będziemy potrafili tego zrobić, albowiem – w myśl zasady, że nieużywany mięsień zanika – utracimy niezbędne ku temu kompetencje społeczne, kulturowe i komunikacyjne.

Zwolennicy bliskich relacji z robotami odpowiadają na te obawy dwojako. Niektórzy przekonują, że bliskie relacje z robotami nie zastąpią bliskich relacji z ludźmi, że roboty będą suplementem, a nie substytutem, tak jak – w zdecydowanej większości – ma to miejsce w przypadku zwierząt. Natomiast bardziej radykalni entuzjaści seks-robotów i robotów opiekuńczych sądzą, iż jeśli rzeczywiście zastąpimy ludzi robotami i będziemy nawiązywać bliskie relacje tylko z tymi drugimi, to najwidoczniej nie ma w ludziach niczego istotnego, czego nie byłyby nam w stanie dostarczyć roboty, a tym samym relacje z ludźmi nie są ani wyjątkowe, ani konieczne do szczęścia.

Shutterstock

Magia ludzi?

Spór pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami bliskich relacji z robotami jest – jak to zwykle w tego typu przypadkach – trudny do rozstrzygnięcia. Warto jednak zauważyć, iż w sporze tym idzie nie tylko, ani nawet nie przede wszystkim, o magię robotów, lecz o magię ludzi.

Przeciwnicy bliskich relacji z robotami uważają owe relacje za coś złego, ponieważ zamiast iluzorycznej magii robotów postulują skupienie się na autentycznej magii – tj. wyjątkowości – człowieka. Chcą byśmy nie ulegali czarowi robotów, a zamiast tego dostrzegali czar ludzi. Tymczasem zwolennicy bliskich relacji z robotami przejawiają skłonność do przekonywania o walorach ulegania czarowi robotów przy jednoczesnym odczarowywaniu człowieka, czyli negowaniu jego wyjątkowości. Zdaniem przeciwników, jeśli ulegniemy iluzji, że roboty mogą nas zastąpić, to sami staniemy się podobni do robotów, podczas gdy zwolennicy skłaniają się ku przekonaniu, iż iluzją jest właśnie przekonanie o wyjątkowości człowieka, bo w zasadzie niespecjalnie się od robotów różnimy.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną