Czy odporność na zakażenie koronawirusem ma związek z chorobami przechodzonymi w dzieciństwie? Czy odporność na zakażenie koronawirusem ma związek z chorobami przechodzonymi w dzieciństwie? Shutterstock
Zdrowie

Zarazki z dzieciństwa podnoszą odporność na Covid-19

Skoro twoje ciało pamięta wirusy, przez które miałeś stale zasmarkany nos w przedszkolu, to jak uzyskać taką samą odporność na SARS-CoV-2?

Kolejna fala pandemii wywołana nowymi wariantami SARS-CoV-2 wzbudza niepokój. Ile miesięcy (a może lat?) przyjdzie nam żyć w strachu przed tym zarazkiem? Mówimy o koronawirusie, który na przełomie 2019/2020 r. pojawił się wśród ludzi – ale nie był to pierwszy koronawirus, z którym ludzkość miała do czynienia. Co go więc różni? Dlaczego układ odpornościowy, który potrafi wytworzyć obronę przed podobnymi patogenami wywołującymi przeziębienia, teraz tak łatwo kapituluje?

Na te pytania postanowili znaleźć odpowiedź naukowcy z La Jolla Institute for Immunology. Przyszło im do głowy, że zbudowanie skuteczniejszej strategii walki z pandemią wymaga spojrzenia wstecz, właśnie na dobrze znane koronawirusy, które od dziesiątek lat uprzykrzają nam życie lekkimi infekcjami.

Według ich najnowszego badania, opublikowanego niedawno w „Cell Host&Microbe”, osoby dorosłe mają stabilny poziom komórek pamięci immunologicznej (limfocytów T) oraz przeciwciał – jeśli w swoim dzieciństwie były wielokrotnie narażone na rozmaite koronawirusy. Dzięki armii komórek odpornościowych infekcje te w wieku dorosłym przebiegają łagodniej i nie należą do zbyt częstych (wirusy grypy, rhinowirusy i adenowirusy dużo skuteczniej przełamują naszą naturalną obronę).

Infekcje z dzieciństwa na coś się przydają

SARS-CoV-2 krąży w populacji ludzkiej zaledwie od dwóch lat – i dość szybko ewoluuje, więc o długoterminowej pamięci immunologicznej nie może być jeszcze mowy. Amerykanie, chcąc porównać siłę odpowiedzi immunologicznej na koronawirusa wywołującego Covid z tą, jaka utrzymuje się w organizmie wobec starszych odmian patogenów, musieli przeanalizować próbki krwi pobrane od osób, które nigdy nie zostały narażone na SARS-CoV-2, za to miały wielokrotną styczność z typowymi koronawirusami przeziębieniowymi. Udało się, ponieważ sięgnięto do próbek uczestników innego badania, rozpoczętego w Instytucie przed pandemią.

I wykryto, że stabilna pamięć immunologiczna to pozostałość z dzieciństwa, czyli z okresu, kiedy dzieci kilkakrotnie w ciągu roku łapią przeziębienia (a na ogół właśnie ich sprawcami są koronawirusy). Przeszkolenie, jakie otrzymuje wtedy układ odpornościowy, procentuje w późniejszych latach. Zdaniem dr. Ricardo Da Silvy Antunesa, który współprowadził omawiane badanie, ten immunologiczny trening z dzieciństwa sprawia, że w wieku dorosłym ludzie zapadają na przeziębienia koronawirusowe nie częściej niż co 8 lat.

Optymistycznym wnioskiem są zaobserwowane tzw. reakcje krzyżowe limfocytów T (głównych komórek odpornościowych) na wcześniejsze koronawirusy i SARS-CoV-2. Mogą one chronić niektórych ludzi przed ciężkim przebiegiem Covid-19, bo jeśli nawet obecny zarazek różni się od poprzednich, to nadal istnieje między nimi na tyle dużo podobieństw, że sprawny układ odpornościowy potrafi je rozpoznać. Zdaniem badaczy ponowne zakażenia powinny z czasem stawać się coraz rzadsze, a objawy tych reinfekcji coraz mniej intensywne. Niestety jest małe zastrzeżenie: pojawienie się kolejnych wariantów SARS-CoV-2 skomplikuje proces budowania naturalnej odporności. Podanie terminu końca pandemii jest więc jeszcze obecnie niemożliwe.

Szczepionki donosowe będą bardziej użyteczne

Autorzy badania, opierając się na zebranych danych, uważają, że po dwóch latach pandemii, kiedy wciąż budujemy naturalną odporność przeciwko SARS-CoV-2, duże znaczenie ma przyjmowanie szczepionek. Chodzi o dawki przypominające zwiększające ten poziom ochrony. Będą mieć one kluczowe znaczenie dla długoterminowej odporności, nawet jeśli w krótszej perspektywie nie są w stanie zatrzymać transmisji wirusa.

Niestety, szczepionki, jakie znajdują się w użyciu, nie zostały zaprojektowane, by chronić ludzi przed zakażeniem. Ci, którzy mają najsprawniej działający układ immunologiczny, potrafiący na podstawie doświadczeń z dzieciństwa rozpoznawać koronawirusa jako wroga, lepiej dzięki szczepieniom radzą sobie z infekcją i na ogół przechodzą ją bezobjawowo. Ale cała reszta szczepi się dzisiaj po to, aby mieć lżejszy przebieg Covid, bez komplikacji sercowych i płucnych, bez masywnych stanów zapalnych, czyli tzw. burzy cytokinowej, która grozi śmiercią (z czym o wiele częściej spotykano się w pierwszym roku pandemii).

Do tego, aby wirus nie mógł przenosić się tak szybko między ludźmi (jak za sprawą obecnego subwariantu omikrona BA.5), potrzebny jest inny rodzaj szczepionek – zwanych śluzówkowymi, które podawane byłyby w kroplach lub rozpylane do nosa. O przyspieszenie prac nad nimi zaapelowali kilka dni temu na stronie „Science Immunology” prof. Eric J. Topol ze Scripps Research Translational Institute i Akiko Iwasaki z Yale University w Stanach Zjednoczonych.

W pierwszym roku pandemii ewolucja wirusa przebiegała powoli, ale z czasem zaczął się rozpędzać i teraz zaskakuje nas coraz to nowymi wariantami. W związku z tym nastąpił spadek efektywności szczepień, opracowanych na podstawie najwcześniejszych odmian zarazka i do niego dostosowanych (choć – co trzeba stale podkreślać – wciąż skutecznych w zapobieganiu ciężkiemu przebiegowi Covid-19). Teraz jednak, na co zwracają uwagę autorzy apelu, wzrosła potrzeba zablokowania łańcucha transmisji, aby móc zapobiegać infekcjom przełamującym naturalną ochronę, jaką powinien zapewniać układ odpornościowy. Do tego potrzebne są szczepionki podawane bezpośrednio do ust lub nosa, bo będą kumulować się na błonach śluzowych, które dla koronawirusów stanowią wrota wejścia do organizmu i wzmocnią naszą odporność osiągniętą dzięki dotychczasowym zastrzykom.

Co najmniej 12 tego rodzaju preparatów jest już w zaawansowanych badaniach klinicznych, a 4 osiągnęły etap końcowy. Trzy z nich (opracowane przez: Bharat Biotech, Codagenix i Beijing Wantal Biological) jako tzw. wektor wirusowy wykorzystują rekombinowane białko kolca lub żywy, pozbawiony zjadliwości wirus, a czwarty (z Razi Vaccine and Serum Research Institute) jest szczepionką białkową. Firma Codagenix oficjalnie poinformowała o uzyskaniu silnej komórkowej odpowiedzi immunologicznej oraz wysokim poziomie przeciwciał śluzówkowych wobec omikrona BA.2 i szczepionka tej firmy ma być włączona do wieloośrodkowej sieci badań klinicznych Światowej Organizacji Zdrowia.

Prof. Topol i Iwasaki zwracają jednak uwagę, że wymienione projekty, w odróżnieniu od preparatów opartych na mRNA, nie korzystają z żadnych rządowych subwencji. W Stanach Zjednoczonych, zarówno firma Moderna, jak i Pfizer otrzymały blisko 10 mld dolarów w ramach federalnego programu Warp Speed, aby przyspieszyć badania, produkcję i dystrybucję swoich produktów. Teraz, w odniesieniu do szczepionek donosowych, takiej inicjatywy nie podjęto i trudno przewidzieć, czy głos naukowców coś w tej sprawie zmieni.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną