Fizycy strzelali z dział, by szukać życia na Enceladusie
Pokryty lodem Enceladus okrąża Saturna. Ma jakieś 500 km średnicy i powierzchnię ok. 800 tys. km2, czyli zbliżoną do Półwyspu Skandynawskiego. Doliczono się na nim mniej więcej 100 gejzerów, które wyrzucają na wysokość setek kilometrów pióropusze lodowych drobin. Część z nich opada ponownie na powierzchnię satelity, ale większość zasila jeden z pierścieni Saturna. Lodowe wulkany Enceladusa są przedmiotem olbrzymiego zainteresowania badaczy. Skąd bowiem tak potężne erupcje na takim maleństwie? Czyżby w niektórych miejscach skorupa lodowa Enceladusa była cienka i krucha, a pod nią znajdowała się słona woda w stanie ciekłym? W takim podlodowym oceanie mogłoby przetrwać życie!
Żeby to sprawdzić, trzeba wysłać sondę, zebrać próbki materii wyrzuconej w kosmos i poszukać w niej aminokwasów – podstawowych budulców takiego życia, jakie znamy z Ziemi. Ale sonda będzie mknąć z prędkością 2–3 km/s, więc Anna Butterworth z University of California z Berkeley zaprojektowała pojemnik do bezpiecznego przechwytywania delikatnych związków. Aby przetestować prototyp, sięgnęła po laboratoryjne działo gazowe. Takie przyrządy mogą strzelać pociskami pędzącymi z prędkością nawet 10 km/s. Butterworth nafaszerowała naboje mieszanką zbliżoną do tej, jaka wylatuje z gejzerów Enceladusa, wzbogacając ją o alaninę i serynę – dwa z 20 podstawowych aminokwasów budujących białka ziemskich organizmów. Oba związki przetrwały artyleryjski eksperyment. Bezpiecznie wylądowały na folii wykonanej z aluminium i indu – metali, jak się okazało, na tyle miękkich, że zderzenie z nimi nie zdeformowało delikatnej struktury cegiełek życia.