Teleskop Jamesa Webba pokazuje dziś Urana w chwili, gdy jego widoczna dla nas półkula oczekuje lata. Teleskop Jamesa Webba pokazuje dziś Urana w chwili, gdy jego widoczna dla nas półkula oczekuje lata. NASA/ESA/CSA/STScI
Kosmos

Uran daje się podziwiać także bez teleskopu

Wieczorem nad południowym horyzontem możemy zobaczyć Urana. Nie jest to zadanie łatwe: planeta porusza się ok. 20 razy dalej od Słońca niż Ziemia, co oznacza, że jej dostrzeżenie wymaga od nas bardzo bystrego oka i sprzyjających warunków obserwacyjnych.

Jednak z pomocą lornetki i aktualnej mapki nieba odnajdziemy siódmą planetę bez większego kłopotu. Choć uranową tarczkę zobaczymy dopiero przez teleskop, silna lornetka pozwoli nam podziwiać nietypowy bladoniebieskozielonkawy kolor lodowego olbrzyma. Skąd ten odcień?

Urana, podobnie jak Neptuna, wydzielono ostatnio z grupy gazowych olbrzymów, tworząc dla nich oddzielną kategorię lodowych olbrzymów. W przeciwieństwie do swych większych kuzynów obie planety są zbudowane głównie z pierwiastków cięższych od wodoru i helu oraz zawierają dużo wody, amoniaku i metanu. To właśnie metan nadaje im kolor, przy czym intensywniejsza barwa Neptuna wynika zapewne z gwałtowniejszych procesów zachodzących w jego atmosferze. Ale wróćmy do Urana, który różni się od Neptuna jeszcze jedną niezwykłą cechą. O ile większość planet krąży wokół Słońca jak mniej lub bardziej pionowe bączki, o tyle oś obrotu Urana praktycznie leży w płaszczyźnie jego orbity. Oznacza to, że przebieg pór roku wygląda tam zupełnie inaczej niż na Ziemi. Pierwsza różnica wynika po prostu z długości roku na Uranie, który trwa aż 84 ziemskie lata. Ważniejsze jednak jest to nietypowe ustawienie osi, wywołane zapewne bardzo wczesnym potężnym zderzeniem. Z tego powodu obserwator z okolic bieguna Urana widziałby w ciągu uranowego roku, jak Słońce pojawia się na horyzoncie i krąży coraz wyżej przez 21 ziemskich lat, a następnie krąży z powrotem w stronę horyzontu przez kolejne 21 lat. Gdy Słońce zajdzie za horyzont, następują aż 42 lata ciemności.

Zimowa strona planety jest więc pogrążona w ciemnościach, a jej atmosfera nigdy nie ma szansy się ogrzać. Kiedy Słońce po raz pierwszy oświetla obszar, który przez lata był zimny i ciemny, podgrzewa go, powodując potężne burze w atmosferze Urana. W 1986 r. Voyager 2 minął planetę podczas lata trwającego na półkuli południowej. Sonda kosmiczna widziała wówczas Urana jako pozbawioną szczegółów niebieskawą tarczę. Równonoc jesienna na półkuli południowej nastąpiła w 2007 r.; wtedy Słońce świeciło nad równikiem planety. Światło słoneczne, które dotarło do niektórych szerokości geograficznych po raz pierwszy od lat, wywołało gigantyczne burze, widoczne jako jasne plamy w dzisiejszej atmosferze planety.

Wiedza i Życie 12/2023 (1068) z dnia 01.12.2023; Niebo przez lornetkę; s. 76
Oryginalny tytuł tekstu: "Planeta na boku"