Golfsztrom się nie śpieszy
Gdyby nie Prąd Zatokowy, zwany inaczej Golfsztromem, zimą temperatury w zachodniej i centralnej części naszego kontynentu byłyby o wiele niższe. Wątpliwe, by znalazło się kilkaset milionów ludzi chętnych do zamieszkania na takim chłodnym lądzie. Golfsztrom wyrusza z Zatoki Meksykańskiej i dociera aż za koło polarne. Po drodze oddaje podzwrotnikowe ciepło Europie. Zdarzało się jednak, że słabł i kończył swój bieg znacznie bardziej na południe. Wtedy klimat Europy się ochładzał.
Dlatego właśnie naukowcy z dużym niepokojem obserwują to, co się dzieje z Golfsztromem od kilku dekad. Prąd słabnie, a wraz z nim słabnie obieg ciepła na północnym Atlantyku. Czy oznacza to rychły powrót siarczystych chłodów na nasz kontynent? Powrót być może tak, ale nie taki rychły. Grupa badaczy ze Stanów Zjednoczonych i Norwegii twierdzi, że od momentu, gdy Golfsztrom radykalnie słabnie lub się nasila, do chwili, kiedy taka zmiana trafia rykoszetem w Europę, mija średnio 400 lat.
Tak właśnie było w przeszłości. Naukowcy zrekonstruowali wydarzenia, które rozegrały się w Europie przed 13 tys. lat. Klimat ochłodził się wtedy nagle, choć wcześniej przez kilka tysięcy lat temperatury rosły, dzięki czemu z naszego kontynentu zaczął się wycofywać olbrzymi lodowiec. – Odkryliśmy, że 400 lat przed tym nagłym spadkiem temperatur krążenie wód na północnym Atlantyku znacznie osłabło, jakby Golfsztrom gdzieś się zapodział. Ale 1,5 tys. lat później doszło do odwrotnej sytuacji. Prąd powrócił w wielkim stylu i 400 lat po tym w Europie nastąpiło gwałtowne ocieplenie – relacjonuje Francesco Muschitiello z Columbia University w Nowym Jorku, główny autor badań.
Zniknięcia i powroty ciepłego prądu oceanicznego odtworzono, korzystając z trzech źródeł informacji: osadów z dna Morza Norweskiego, osadów jeziornych z południowej Skandynawii i rdzenia lodowego z Grenlandii. Wyniki badań ukazały się w marcu w „Nature Communications”.