Na powierzchnię Ziemi powracają skały sprzed pół miliarda lat
Gondwana uformowała się ponad 500 mln lat temu wokół bieguna południowego. Składała się z Afryki, Ameryki Południowej, Australii, Antarktydy, Indii i mniejszych kawałków lądów. Istniała przez jakieś 200 mln lat, po czym połączyła się z drugim superkontynentem, Laurazją, tworząc Pangeę. Dopiero rozpad tego olbrzyma, rozpoczęty 150 mln lat temu, doprowadził do powstania współczesnego układu lądów i mórz. Zanim jednak to wszystko się stało, czyli 500–550 mln lat temu, nowo powstała Gondwana toczyła nieustanne tektoniczne boje z otaczającymi ją oceanicznymi płytami litosfery. Takie płyty również dziś kształtują wygląd naszego globu do głębokości kilkudziesięciu kilometrów. Zderzają się i siłują, a ta, która przegrywa, zanurza się w płaszczu Ziemi. Tak było pół miliarda lat temu ze skałami, które nacierały na sztywną Gondwanę.
Naukowcy zakładali, że materia skalna, która niegdyś została brutalnie potraktowana przez superkontynent Gondwanę i strącona przez nią do podziemi, albo zginie i przepadnie na zawsze, albo częściowo powróci, lecz najwcześniej za miliard lat. Tymczasem wygląda na to, że krążenie materii wewnątrz naszego globu odbywa się o wiele szybciej.
Nowe badania wskazują, że pozostałości tych „ofiar” superkontynentu wydobywają się dziś na powierzchnię globu w miejscach zwanych plamami gorąca (ang. hot spot). Są to wulkany zasilane magmą docierającą aż z płaszcza Ziemi. Wiele z nich występuje na półkuli południowej w sąsiedztwie dwóch zagadkowych nagromadzeń materii skalnej, wykrytych na granicy płaszcza i jądra Ziemi. Jedno z nich znajduje się pod południowym Pacyfikiem, drugie – częściowo pod Afryką i Oceanem Indyjskim. Autorzy badań doszli do wniosku, że mogą to być skały, które zostały zmuszone do wędrówki w dół przez Gondwanę, a teraz część z nich zaskakująco szybko powraca ku górze, do skorupy ziemskiej, za pośrednictwem plam gorąca.