Shutterstock
Środowisko

Mamy nowy rezerwat: Bliżyńskie Lasy Naturalne

Powołanie rezerwatu większego od najmniejszych polskich parków narodowych – Ojcowskiego i Pienińskiego – i prawie tak dużego, jak park Babiogórski, jest w zasadzie cudem. Tym większy powód do radości. [Artykuł także do słuchania]

Nowy rezerwat chroni wybitnie cenne fragmenty Puszczy Świętokrzyskiej. Badacze, którzy poświęcili mnóstwo energii na gruntowne przejrzenie blisko 3 tys. ha Bliżyńskich Lasów Naturalnych, mówią o wartościach przyrodniczych porównywalnych z Puszczą Białowieską. Tu też występują gatunki nazwane reliktami lasów pierwotnych, ściśle uzależnione od struktur, których próżno szukać w zwykłych tzw. lasach gospodarczych, z reguły skrupulatnie wysprzątanych. W nich brakuje drzew krzywych, zamierających i martwych, dziuplastych, dużych czy wielkich, także gatunków niezbyt wartościowych z punktu widzenia tartaków, papierni czy meblarstwa. Tymczasem jedynie w takim bogactwie form mogą przetrwać stworzenia wybitnie wybredne. Jak zagłębek bruzdkowany (Rhysodes sulcatus), który prawie całe swoje życie spędza w porządnie wilgotnych i mocno spróchniałych pniach drzew.

Zagłębek cieszy się z cudu

Ten brązowy, całkiem urodziwy chrząszcz, nie żyje byle gdzie. Jego obecność jest świadectwem długiej ciągłości ekologicznej, sięgającej do czasów, gdy ludzie nie potrafili pozbyć się wszystkich dużych kłód z okolicy. W Puszczy Białowieskiej kłody – i przywiązane do nich zagłębki – przetrwały, bo nawet w okresie rewolucji przemysłowej chroniono ją jako miejsce carskich polowań. Puszczę Świętokrzyską co prawda ostro cięto, ale – kierując się m.in. rachunkiem ekonomicznym i wygodą drwali – nie ruszano dolin między pagórkami, bardziej stromych zboczy czy mokradeł. A jeśli i tam rąbano lub wyciągano stamtąd martwe drewno, to naprzemiennie i na tyle rzadko, że drzewa miały czas, by zamrzeć, a zagłębki, by się w nich zasiedlić. W każdym razie udało się zachować taką dynamikę, że nie było momentu, kiedy kłody zniknęły z Bliżyńskich Lasów Naturalnych. Nie udało się też wymordować wielu innych organizmów – roślin, porostów, ptaków itd. – uchodzących za wielkie rzadkości w skali Europy. Miejscowi leśnicy, naukowcy i przyrodnicy od pół wieku przekonywali, że warto ten teren starannie chronić. Choć apele trafiały w próżnię, to zwracały uwagę, że obszar jest cenny i nie wolno go zamienić w plantację drzew.

Powołanie tak dużego rezerwatu, większego od dwóch najmniejszych polskich parków narodowych – Ojcowskiego i Pienińskiego, prawie tak dużego, jak park Babiogórski, na dodatek leśnego i tak zwartego, wyznaczonego w jednym dużym kawałku, jest w zasadzie cudem. Polską tradycją pozostaje bowiem tworzenie rezerwatów niewielkich. Z reguły powstają tytułem ciekawostki. O – zdają się mówić ich twórcy – tak mógłby wyglądać las pozbawiony ludzkiego zarządu. Niech sobie ludzie popatrzą, naukowcy mają co pobadać, fotografowie będą mieli gdzie robić zdjęcia ginących gatunków. Takie rezerwaty to przyrodnicza ramota. To kurioza.

Cud jest tym bardziej widoczny, gdy prześledzi się historię powoływania polskich rezerwatów. Mamy ich ok. 1620, obejmują łącznie 185 tys. ha (1,85 tys. km kw), czyli nieco ponad pół procenta terytorium Rzeczypospolitej. Ostatni naprawdę duży rezerwat założono w 2002 r. na 8,8 tys. ha Puszczy Białowieskiej. Warto zdawać sobie także sprawę z rezerwatowego spowolnienia. Im więcej było wiadomo o kryzysie klimatycznym i tym trapiącym różnorodność biologiczną, tym rezerwatów przybywało wolniej. W latach 2010–19 powołano ich w Polsce tylko 64, raptem na 2,4 tys. ha. W dekadach poprzednich (sięgając do lat 50. XX w.) tworzono ich od 193 do 312. Rekordowe były lata 80. i 90., gdy w takich terenach dostrzeżono szanse na zniwelowanie strat przyrodniczych wyrządzonych peerelowską industrializacją.

Ostatnio doszło jednak do wyraźnego przyspieszenia. W obecnej dekadzie przybyło rezerwatów prawie 130 – setka upamiętnia stulecie istnienia Lasów Państwowych. Ten wysyp decyzji jest pokłosiem oczekiwań społecznych, że przyroda będzie lepiej chroniona. Rezerwaty łatwiej wyznaczyć niż parki narodowe – wystarczy jedna decyzja, nie trzeba zgód samorządów, powoływania osobnych instytucji, dyrekcji, centrum edukacyjnego i badawczego. Na dodatek od tego roku gminy otrzymują tzw. subwencję ekologiczną: ponad 600 zł od hektara parku narodowego, ponad 300 zł od rezerwatu. Oznacza to, że Bliżyńskie Lasy Naturalne zasilą budżety miejscowych samorządów niemal 1 mln zł rocznie. Pieniądze te będzie można wydać na dowolny cel.

Ludzie czekają na więcej

Na tym sukcesie przyrody nie powinno się skończyć – w przygotowaniu i w planach środowisk naukowych i organizacji przyrodniczych jest jeszcze ok. 1,5 tys. obiektów. Gdyby i one powstały, rezerwaty – czy to w lesie, na mokradłach czy nad rzeką – przestałyby być ciekawostkami.

I jeszcze ważna uwaga: dziś rezerwaty kojarzą się też przede wszystkim z długą listą zakazów: Zabrania się!, Nie dotykaj!, Tylko po szlaku! itd. Tu także jednak tendencja się zmienia, zasady udostępniania są rozluźniane. Z zapowiedzi władz ochrony przyrody wynika, że m.in. w Bliżyńskich Lasach Naturalnych będzie można nadal np. zbierać grzyby. A że leżą tuż obok drogi ekspresowej S7, jednej z najbardziej ruchliwych w kraju, łatwo będzie można je odwiedzić.