Shutterstock
Technologia

Drukuj, albo giń

Od lewej: CD, dysk twardy, pendrive (w wysokich i niskich temperaturach) oraz papier.pulsar Od lewej: CD, dysk twardy, pendrive (w wysokich i niskich temperaturach) oraz papier.
Prezes GreatIdea przekonuje się boleśnie, że wiara w nośniki informacji prowadzi na manowce. Opowiadanie (pozornie) futurystyczne.

Jest rok 2063. Kluczyk w skrytce bankowej założyciela GreatIdea przekręca aktualny jej prezes. Kliknięcie zamka, delikatne skrzypienie otwieranych drzwiczek. Mężczyzna trzęsąca się ręką wyciąga kilka przedmiotów. Zna je dobrze z podręczników do archeologii cyfrowej. To CD, dysk twardy i pendrive.

Założyciel powstałej w 2013 r., a dziś znanej na całym świecie europejskiej firmy, był znany z hołdowania nowym technologiom. Nic w tym dziwnego – to w jego głowie urodziły się rozwiązanie technologiczne pozwalające magazynować energię elektryczną w kompaktowych i lekkich bateriach. Awiacja bez zużycia ciekłego paliwa, urządzenia mobilne z koniecznością sporadycznego ładowania i prawie zupełne odejście od instalacji elektrycznej na rzecz mieszczących się w kieszeni, przenośnych mega-akumulatorów, to wszystko rozwiązania i patenty GreatIdea. A może nie?

Ostatnie miesiące to dla prezesa ciągłe wizyty w sądzie. Koreańska firma CopyDog oskarżyła GreatIdea o kradzież jej rozwiązań. Żąda odstąpienia od odnawianych co dziesięciolecie patentów i rekompensaty za prawie pięć dekad strat materialnych. Jedyna nadzieja w spoczywających na drżącej dłoni nośnikach informacji. Tam zostały zapisane pierwsze notatki, pomysły. Cały spis technologicznych wytrychów nie ujętych w opisie patentowym. To dowód na autentyczność innowacji GreatIdea.

CD już dawno się nie używa. Prezes musiał zwrócić się do zaprzyjaźnionego muzeum cyfryzacji i komputerów o wypożyczenie maszyny umożliwiającej odczyt tego optycznego nośnika informacji. A żeby bez problemów uruchomić archaiczny sprzęt – zlecić swojemu laboratorium R&D przygotowanie odpowiedniego zasilacza. Teraz naciska klawisz oznaczony małym trójkątem, cienka szufladka z okrągłym zagłębieniem wysuwa się z maszyny. Mężczyzna ostrożnie umieszcza w niej CD i komputer natychmiast ją „połyka”. Magazyn skrytek bankowych wypełnia charakterystyczny dźwięk wirującej, odczytywanej przez komputer płyty.

Światło lasera przemiata powierzchnie CD, przenika przez warstwę z zatopionymi barwnikami i odbija się od cienkiej folii pełniącej funkcję lustra, tak żeby dotrzeć z powrotem do dekodującej płytę maszyny. Cząsteczka takiego barwnika w zależności od przyjmowanego w przestrzeni kształtu, koduje zero lub jedynkę, język zrozumiały dla komputerów. Niestety w tej płycie niewiele informacjonośnych barwników. Nagdryzione zębem czasu cząsteczki rozpadły się najprawdopodobniej w drugiej dekadzie po wypaleniu płytki na komputerze wynalazcy. Prezesa to nie dziwi. Wzdycha tylko ciężko i sięga po drugi obiekt: dysk.

Jest on zamknięty plastikowej obudowie. Kruszy się już na rogach, a pod naciskiem palców trzaska na pół. „To tylko obudowa, to tylko obudowa” – powtarza pod nosem prezes. Jego głos zdradza rosnące zdenerwowanie.

Dysk można podłączyć do tego samego, wypożyczonego z muzeum, komputera. Można, choć wymagało to niemałego zachodu: przewód USB trzeba było zrobić na zamówienie. Przed 2030 r. elektronice przestały towarzyszyć kable. Zarówno dane jak i energię potrzebną do zasilania sprzętów przesyła się bezprzewodowo. Odzyskaną z bezużytecznych już przedmiotów miedź, wykorzystano do produkcji tuszy do elektroniki drukowanej.

Ryzyk fizyk – mruczy prezes i łączy ze sobą urządzenia. Dysk działa! Zaczął się kręcić, a w małym okienku na ekranie komputera pojawia się znajomy pasek pokazujący procent odczytanych danych. Nagle rozlega się głuche łuup!, a ekran komunikuje: „Dysk jest uszkodzony”. Nic dziwnego. Wirująca tafla twardego dysku powinna być wypełniona mikroskopijnymi domenami magnetycznymi, które zapisują zera i jedynki. Ale one uległy demagnetyzacji kilkadziesiąt lat po ich namagnesowaniu w komputerze założyciela GreatIdea. Cała nadzieja w pendrivie.

Prezes umieszcza go w odpowiednim gniazdku komputera. Musi zadziałać – myśli. Wie, że taka pamięć, zwana flesh’ową, składa się z mnóstwa elementów konstrukcyjnych –układów scalonych zwanych bramkami logicznymi. Mają one szansę być bardzo trwałym sposobem zapisu informacji, chociaż ich „czas życia” zależy od trzech czynników.

Pierwszy to temperatura przechowywania. Im jest ona wyższa tym trwałość nośnika jest krótsza: od około tysiąca lat w temperaturze poniżej pokojowej, do kilku miesięcy w temperaturach ok. 60 ̊C. „Tu jest zimno, jest szansa” – uspakaja się prezes.

Drugi czynnik, to ilość ponownego zapisania bramek logicznych. W zależności od typu pamięć flesh’owa wytrzymuje od kilku do kilkuset tysięcy cykli zapisu i kasowania. Dlatego na pendrivie należało najlepiej zapisać coś raz i odłożyć go w bezpieczne miejsce. Jednak egzemplarz znaleziony w skrytce nie wygląda na nowy. Wręcz przeciwnie: ma liczne otarcia, co wskazuje na długotrwałe noszenie w kieszeni. Na czole prezesa pojawiają się kropelki potu.

I trzeci – kluczowy – aspekt: ile razy pendrive był podłączany do komputera i z niego usuwany. Standardowy nośnik tego typu był w stanie wytrzymać ok. 1500 takich podłączeń.

Chwila prawdy. Komunikat: „Nie można odczytać dysku”. Najprawdopodobniej tę pamięć podłączono o jeden raz za dużo.

Prezes nerwowo łapie powietrze. Opiera się o ścianę pełną drzwiczek do setek innych skrytek. Już wie, że przegra w sądzie. Koreańczycy z CopyDog mają notatki – co prawda sfałszowane, ale spisane na papierze. Gdyby mógł teraz cofnąć czas, zmusiłby założyciela swojej firmy do wydrukowania wszystkich istotnych dokumentów. Papier w tej skrytce bez problemu przetrwałby 400 lat. A może nawet dłużej.