Tam, gdzie testuje się atomówki
„Idź do domu, zostań w domu i bądź na bieżąco” – o takie zachowanie poprosił obywateli w lipcu ubiegłego roku zespół zarządzania kryzysowego w Nowym Jorku w przypadku, gdyby doszło do ataku termonuklearnego. „W porządku? Dasz radę!” – zapewniał w klipie wideo wesoły spiker.
Reakcja była szybka i szydercza. „W rzeczywistości, gdyby coś takiego nastąpiło, nie »dasz rady«” – zatweetowała Międzynarodowa Kampania na rzecz Zniesienia Broni Nuklearnej. Jednak sam fakt, że takie komunikaty publiczne znowu się pojawiają, odzwierciedla niepokojącą sytuację: wojna jądrowa jest ponownie możliwa.
W 1995 roku, po rozpadzie Związku Radzieckiego i ustaniu obaw przed obustronną wojną jądrową, światowe mocarstwa bezterminowo przedłużyły Układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (Non-Proliferation Treaty; NPT) – porozumienie z 1970 roku mające na celu uniemożliwienie nowym państwom zdobycie broni jądrowej, a także skłonienie do rozbrojenia tych, które już ją posiadają. Rok później USA podpisały Traktat o całkowitym zakazie prób z bronią jądrową (Comprehensive Nuclear-Test-Ban Treaty; CTBT), który nie zezwala na dokonywanie „próbnych wybuchów broni jądrowej lub jakichkolwiek innych wybuchów jądrowych” w jakimkolwiek miejscu na świecie. Traktaty te nie zatrzymały jednak amerykańskich wysiłków na rzecz utrzymania w gotowości arsenału jądrowego. W ramach programu „Zarządzanie i administrowanie zapasami” (Stockpile Stewardship and Management Program), stworzonego w następstwie CTBT, kraj wydaje 15 mld dolarów rocznie na badania i testowanie materiałów jądrowych. Większość tych testów jest prowadzona w Krajowym Ośrodku Zapłonowym (National Ignition Facility; NIF) w Lawrence Livermore National Laboratory w Kalifornii.
Budowa tego obiektu do badań nad fuzją jądrową, mającego wielkość stadionu sportowego, rozpoczęła się w 1997 roku i trwała ponad dekadę. W NIF zainstalowano 192 linie wiązek laserowych, każda o długości ponad 100 m. Lasery wysyłają impulsy trwające 20 miliardowych części sekundy o mocy 500 bln watów – czyli mniej więcej 1000 razy większej niż chwilowe zużycie prądu w USA – w kierunku miniaturowych próbek z plutonu i innych substancji. Poddany ciśnieniu ponad 100 mld razy większemu od ciśnienia w atmosferze ziemskiej cel imploduje, wywołując reakcję termojądrową w temperaturze ponad siedem razy wyższej niż w centrum Słońca.
Te i inne eksperymenty dostarczają informacji z zakresu materiałoznawstwa i energetyki termojądrowej. Najważniejsze jest jednak to, że uzyskane dzięki nim dane, połączone z informacjami z testów nuklearnych przeprowadzonych przed wprowadzeniem zakazu, są podstawą zaawansowanych symulacji eksplozji termojądrowych, które wykonuje superkomputer.
Naukowcy z NIF twierdzą, że takie eksperymenty są niezbędne, aby zrozumieć, jak w przypadku wojny termonuklearnej zachowa się ponad 5 tys. amerykańskich głowic jądrowych, z których większość została wyprodukowana w latach 80. „Ostateczny cel to brak konieczności ich użycia – mówi Mark Christopher Herrmann, zastępca dyrektora programowego do spraw fundamentalnej fizyki broni w Lawrence Livermore. – Chcemy jednak upewnić naszych sojuszników, że ich chronimy i dać do zrozumienia naszym przeciwnikom, że jeśli kiedykolwiek zajdzie potrzeba jej użycia, broń zadziała zgodnie z przeznaczeniem i będzie mieć niszczycielskie konsekwencje”. Krytycy kwestionują jednak potrzebę wydawania miliardów dolarów na taki program. Testy wykazały, że istniejące bomby jądrowe powinny pozostać sprawne przez co najmniej następne 70 lat, a niektóre nawet 100, bez znaczącej degradacji.
Alastair Philip Wiper
jest znany na całym świecie ze swoich fotografii konstrukcji przemysłowych i badawczych. Jego najnowsza książka to Unintended Beauty (Hatje Cantz, 2020).