Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Shutterstock
Technologia

Samolot „zaprojektowany przez klaunów” pikuje

Awaryjne lądowanie Boeinga 737 MAX 9 linii Alaska Airlines po utracie części kadłuba spowodowało wstrzymanie lotów samolotów tego typu „aż do rozwiązania problemu”. Problem w tym, że jest on praktycznie nierozwiązywalny.

Lot 1282 przewoźnika Alaska Airlines z Portland do Toronto 6 stycznia br. tylko cudem nie skończył się katastrofą: od kadłuba odpadła zaślepka z oknem, montowana w miejscu, gdzie samoloty tego typu przystosowane do przewozu większej niż zwyczajowa liczby pasażerów – ponad dwustu – mają montowane wyjście awaryjne.

Do zdarzenia doszło podczas wznoszenia, na wysokości około czterech kilometrów. Nagły spadek ciśnienia wywiał z kadłuba wiele luzem leżących przedmiotów, ale na szczęście ani jednego pasażera ani członka załogi. Zziębnięci pasażerowie przeżyli dzięki maskom tlenowym, a oderwany fragment kadłuba spadł – kolejny szczęśliwy traf – do przydomowego ogródka, żadnemu psu nie przycinając ogona.

Już podczas projektowania zgłaszano zastrzeżenia

Awaria nie była wynikiem długiej eksploatacji. Samolot został dostarczony przewoźnikowi pod koniec października 2023 r., certyfikat otrzymał miesiąc później. Niemal od początku sprawiał problemy techniczne. Według Alaska Airlines nie były jednak na tyle poważne, by wycofać maszynę ze służby.

Feralny – bo nie pechowy, ten problem nie wziął się znikąd – lot 1282 to niestety nie jest w przypadku samolotu tego typu zdarzenie szczególnie zaskakujące. Na przełomie lat 2018 i 2019, w odstępie niespełna pięciu miesięcy miały miejsce dwie katastrofy Boeinga 737 MAX 8, w Indonezji i Etiopii. Poniosło w nich śmierć łącznie 346 osób. W wyniku tych tragedii wszystkie samoloty tego typu zostały uziemione na dwa lata, a linie lotnicze przestały je zamawiać. Zaczęły latać ponownie w marcu 2021 roku, po – jak zapewniał Boeing – gruntownym przeprojektowaniu i usunięciu wszelkich usterek. A było ich wiele. Dotyczyły zarówno jakości projektu i wykonania części, z których budowano samoloty, jak i jakości oprogramowania. Stwierdzono, że w krytycznych sytuacjach uniemożliwiało pilotom przejęcie kontroli nad maszyną lecącą w trybie autopilota, mimo realnej groźby rozbicia się o ziemię.

Przeprowadzone śledztwo wykazało, że już na etapie projektowania pracownicy Boeinga i piloci testowi zgłaszali liczne zastrzeżenia. W wewnętrznej korespondencji między pracownikami firmy jeden z nich określa Boeinga 737 MAX jako „samolot zaprojektowany przez klaunów, których nadzorują małpy”, inny wspomina o oszukiwaniu Federalnej Administracji Lotnictwa organu nadzorującego prace nad nowymi samolotami.

Piloci testujący Boeinga 737 MAX na symulatorach nie zostawiali na nim suchej nitki. Padały uwagi, że nie pozwoliliby swoim bliskim wsiąść na pokład takiego samolotu. Główny pilot testowy przyznał, że miał problemy ze sterowaniem 737 Max w symulatorze lotu i uważa, że wprowadził Federalną Administrację Lotnictwa w błąd.

Boeing 737 MAX jest rozwinięciem bardzo udanego Boeinga 737, produkowanego od 1967 roku i cieszącego się renomą najpopularniejszego na świecie wąskokadłubowego samolotu pasażerskiego średniego zasięgu. Co zatem poszło nie tak?

Sama idea, by na bazie bardzo udanego samolotu opracować nowocześniejszą konstrukcję, odpowiadającą na nowe wymogi rynku, nie była zła. To normalna praktyka w przemyśle lotniczym. Błędem była skala zmian i przymykanie oka na zmiany konstrukcyjne, których celem było zwiększenie nie bezpieczeństwa i niezawodności, a rentowności.ShutterstockSama idea, by na bazie bardzo udanego samolotu opracować nowocześniejszą konstrukcję, odpowiadającą na nowe wymogi rynku, nie była zła. To normalna praktyka w przemyśle lotniczym. Błędem była skala zmian i przymykanie oka na zmiany konstrukcyjne, których celem było zwiększenie nie bezpieczeństwa i niezawodności, a rentowności.

Boeing rozwiązuje problem w najtańszy sposób

Historycy przemysłu lotniczego wskazują na rok 1997, kiedy to Boeing połączył siły z innym potentatem przestworzy: firmą McDonnell Douglas. Wtedy to doświadczeni inżynierowie Boeinga, dla których priorytetem była jakość, stracili wpływ na decyzje strategiczne. Zastąpili ich przy sterze zorientowani przede wszystkim na maksymalizację zysków menedżerowie, nierzadko z nikłą wiedzą o przemyśle lotniczym.

Sama idea, by na bazie bardzo udanego samolotu opracować nowocześniejszą konstrukcję, odpowiadającą na nowe wymogi rynku, nie była zła. To normalna praktyka w przemyśle lotniczym. Błędem była skala zmian i przymykanie oka na zmiany konstrukcyjne, których celem było zwiększenie nie bezpieczeństwa i niezawodności, a rentowności.

Prace nad 737 MAX ruszyły w grudniu 2011 roku. Samolot, zaplanowany jako konkurencja dla Airbusa A320neo, miał mieć większy, bardziej oszczędny silnik, z mniejszym – jak się ostatecznie okazało, o 13 proc. – zużyciem paliwa. Jako że mniejsze koszty paliwa to dla przewoźników główna okazja do oszczędności, jest to podstawowe kryterium przy podejmowaniu decyzji o kupnie samolotów. Zgodnie z zasadą, że im większy silnik, tym mniejsze zużycie paliwa na jednostkę wytwarzanej mocy, Boeing sukcesywnie wyposażał kolejne wersje 737 w coraz większe silniki. Były mocowane pod skrzydłami, więc aby nie szorowały po ziemi, producent najpierw zmienił kształt wlotu silnika z okrągłego na owalny. W przypadku Boeinga 737 MAX silnik był już jednak tak duży, że sytuacja stała się krytyczna.

Dla porównania, podczas gdy łopatki silnika Boeinga 737 miały średnicę 100 cm, w przypadku silnika wersji 737 MAX średnica wynosiła aż 173 cm. W tym przypadku samo spłaszczenie wlotu silnika nic by nie dało. Trzeba było przesunąć silnik do przodu i do góry. To jednak diametralnie zmieniło aerodynamikę samolotu, a co za tym idzie, zachowanie w powietrzu. Zmieniony kąt natarcia sprawił, że 737 MAX zyskał, niestety, tendencję do podnoszenia się i przeciągnięcia, a w efekcie utraty sterowności. Błąd w pilotażu mógł zatem spowodować najgorsze konsekwencje.

Boeing, świadomy tej słabości nowej konstrukcji, postanowił rozwiązać problem w najtańszy możliwy sposób. Aby uniknąć głębokiej korekty całego samolotu na desce kreślarskiej, postanowił zapobiec ryzyku przeciągnięcia za pomocą oprogramowania.

Czy Boeing 737 MAX zostanie wycofany z eksploatacji?

Chodziło przede wszystkim o pieniądze. Gdyby Boeing wprowadził kolejne ingerencje w konstrukcję modelu 737, i to wyraźnie widoczne, jak zmiana kształtu powierzchni nośnych, ktoś mógłby przytomnie zauważyć, że to już nie jest 737, ale zupełnie inny samolot. To oznaczałoby olbrzymie dodatkowe koszty zarówno dla Boeinga (konieczność uzyskania nowych certyfikacji), jak i dla przewoźników, skutecznie studząc ich zapał zakupowy. Musieliby bowiem chociażby poddać pilotów kosztownym szkoleniom na nowym typie samolotu, podczas gdy piloci latający na Boeingach 737 mogli przesiadać się do kabin kolejnych wersji tej maszyny bez przeszkód formalnych.

Obie amerykańskie firmy wykorzystujące te samoloty – Alaska Airlines i United Airlines – przestały z nich korzystać po ostatniej awarii, w ich ślady idą kolejni przewoźnicy z innych krajów. Czy to oznacza, że Boeing 737 MAX zostanie ostatecznie wycofany z eksploatacji? Trudno na to liczyć. Linie lotnicze, które z tych maszyn korzystają, poniosłyby zbyt wielkie straty. Za jakiś czas prawdopodobnie znów usłyszymy, że problem został rozwiązany i już można latać bezpiecznie.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną