Trucizny na dnie oceanu
Kilka lat temu oceanografowie z University of California w Santa Barbara badali dno morskie w pobliżu wyspy Catalina, położonej ok. 40 km na zachód od Los Angeles. Obraz z dwóch kamer umieszczonych na podwodnym pojeździe transmitowany był za pośrednictwem długiego kabla na pokład statku badawczego. Sprawdzano szczeliny, z których ulatniał się metan. W pewnym momencie sonar (urządzenie emitujące fale dźwiękowe) na statku namierzył dziwne nagromadzenia małych obiektów. Skierowany tam pojazd wkrótce przesłał naukowcom film. Były to tysiące beczek.
W celu przeprowadzenia szczegółowej inspekcji na dno Pacyfiku wyruszyły już dwa podwodne pojazdy. Objęty analizami obszar znajdował się na głębokości kilometra i wynosił ok. 3 tys. km2. Zatopione beczki liczono już nie w tysiącach, ale w dziesiątkach i setkach tysięcy. Wkrótce ustalono, co w nich jest: niesławny pestycyd DDT, który ponad pół wieku temu produkowano w olbrzymim zakładzie znajdującym się pod Los Angeles. Oczywiście nie tylko tam. DDT to toksyczny związek, w latach 50. i 60. XX w. powszechnie stosowany na świecie do walki ze szkodnikami roślin uprawnych. Kiedy okazało się, że równie skutecznie jak insekty zabija on również ptaki i ryby, w latach 70. zaczęto najpierw ograniczać jego produkcję, aż w końcu został zakazany. Niestety, zbędnej trucizny pozbywano się i w ten sposób, że beczki z nią zrzucano do oceanu. Pobranie próbek osadów dennych wykazało, że stężenie DDT jest w nich gigantyczne, dziesiątki razy większe niż w składowiskach na lądzie, gdzie przechowuje się pestycyd.