Shutterstock
Strona główna

Czy testy na COVID-19 są wadliwe?

Najuczciwsza odpowiedź brzmi: mogą takie być, ale to od naszej wiedzy i właściwego ich wykorzystania zależy, czy będą dobrze spełniać swoją funkcję. W praktyce liczy się więc nie tylko ich jakość, czyli zaufanie do producenta, który swoją marką gwarantuje, że nie poszedł na skróty i nie sprzedaje byle czego.

Ważne jest też przeznaczenie testu, czyli to, co ma pokazać uzyskany wynik. Jeśli wiemy, czego spodziewać się po konkretnym teście, jakie są jego wady oraz kiedy należy przeprowadzić badanie – nie ma lepszej metody diagnostycznej, by potwierdzić zakażenie COVID-19.

Czym innym są testy molekularne, czym innym antygenowe lub serologiczne. Te ostatnie polegają na poszukiwaniu przeciwciał, które wytwarza organizm podczas infekcji i dzięki którym ją zwalcza oraz staje się odporny – ich wykrycie świadczy więc o przebyciu choroby i sprawności układu immunologicznego do odparcia kolejnego ataku wirusa. Ponieważ w reakcji na infekcję najpierw pojawiają się przeciwciała zwane immunoglobulinami M (IgM), nieco później immunoglobuliny G (IgG), testy serologiczne (inaczej nazywane immunologicznymi) właśnie ich poszukują we krwi. Nie można tego sprawdzić zbyt wcześnie, ale za późno też nie warto, gdyż ich poziom z czasem maleje. Zdaniem Amerykańskiego Towarzystwa Chorób Zakaźnych tego rodzaju testy są przydatne jedynie w badaniach przesiewowych, gdy trzeba określić rozpowszechnienie wirusa w populacji. Natomiast w indywidualnych przypadkach sprawdzają się na razie tylko u osób z podejrzeniem COVID-19 z widocznymi zmianami w płucach, u których testy genetyczne dały wynik negatywny. Tylko że jest sens je wykonać dopiero trzy, cztery tygodnie po pojawieniu się objawów.

A dlaczego testy genetyczne, uważane za najwiarygodniejsze, miałyby dawać błędny wynik? Np. dlatego, że wymaz z nosogardzieli został pobrany o kilka dni za późno i koronawirus zszedł już do płuc. Bywa też odwrotnie – badanie wykonane 2 tyg. po zachorowaniu wykrywa fragmenty wirusa w wydzielinie, ale pacjent mimo dodatniego wyniku testu nie zakaża już innych, ponieważ taki zarazek przestał być aktywny. Wadą testów molekularnych, nazywanych real time-PCR (opartych na reakcji łańcuchowej polimerazy z odwrotną transkryptazą w czasie rzeczywistym), jest więc ich… precyzja. Testy antygenowe, które wykrywają fragmenty wirusowych białek, mają na razie gorszą czułość, ale firmy diagnostyczne produkują coraz lepsze ich wersje.

Reasumując: testy molekularne, choć daleko im do perfekcji, są najbardziej użyteczne. To złoty standard diagnozowania SARS-CoV-2, jednak duży wpływ na wynik może mieć jakość pobranej do badania wydzieliny i czas, w którym się to robi.

Wiedza i Życie 11/2020 (1031) z dnia 01.11.2020; Obalamy mity medyczne; s. 2

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną