Czy testy na COVID-19 są wadliwe?
Ważne jest też przeznaczenie testu, czyli to, co ma pokazać uzyskany wynik. Jeśli wiemy, czego spodziewać się po konkretnym teście, jakie są jego wady oraz kiedy należy przeprowadzić badanie – nie ma lepszej metody diagnostycznej, by potwierdzić zakażenie COVID-19.
Czym innym są testy molekularne, czym innym antygenowe lub serologiczne. Te ostatnie polegają na poszukiwaniu przeciwciał, które wytwarza organizm podczas infekcji i dzięki którym ją zwalcza oraz staje się odporny – ich wykrycie świadczy więc o przebyciu choroby i sprawności układu immunologicznego do odparcia kolejnego ataku wirusa. Ponieważ w reakcji na infekcję najpierw pojawiają się przeciwciała zwane immunoglobulinami M (IgM), nieco później immunoglobuliny G (IgG), testy serologiczne (inaczej nazywane immunologicznymi) właśnie ich poszukują we krwi. Nie można tego sprawdzić zbyt wcześnie, ale za późno też nie warto, gdyż ich poziom z czasem maleje. Zdaniem Amerykańskiego Towarzystwa Chorób Zakaźnych tego rodzaju testy są przydatne jedynie w badaniach przesiewowych, gdy trzeba określić rozpowszechnienie wirusa w populacji. Natomiast w indywidualnych przypadkach sprawdzają się na razie tylko u osób z podejrzeniem COVID-19 z widocznymi zmianami w płucach, u których testy genetyczne dały wynik negatywny. Tylko że jest sens je wykonać dopiero trzy, cztery tygodnie po pojawieniu się objawów.
A dlaczego testy genetyczne, uważane za najwiarygodniejsze, miałyby dawać błędny wynik? Np. dlatego, że wymaz z nosogardzieli został pobrany o kilka dni za późno i koronawirus zszedł już do płuc. Bywa też odwrotnie – badanie wykonane 2 tyg. po zachorowaniu wykrywa fragmenty wirusa w wydzielinie, ale pacjent mimo dodatniego wyniku testu nie zakaża już innych, ponieważ taki zarazek przestał być aktywny. Wadą testów molekularnych, nazywanych real time-PCR (opartych na reakcji łańcuchowej polimerazy z odwrotną transkryptazą w czasie rzeczywistym), jest więc ich… precyzja. Testy antygenowe, które wykrywają fragmenty wirusowych białek, mają na razie gorszą czułość, ale firmy diagnostyczne produkują coraz lepsze ich wersje.
Reasumując: testy molekularne, choć daleko im do perfekcji, są najbardziej użyteczne. To złoty standard diagnozowania SARS-CoV-2, jednak duży wpływ na wynik może mieć jakość pobranej do badania wydzieliny i czas, w którym się to robi.