Smartfon to najpopularniejsze urządzenie elektroniczne wśród nastolatków. Korzysta z niego 8 na 10 młodych Polaków oraz niemal każdy ­nastoletni Szwed i Japończyk. Smartfon to najpopularniejsze urządzenie elektroniczne wśród nastolatków. Korzysta z niego 8 na 10 młodych Polaków oraz niemal każdy ­nastoletni Szwed i Japończyk. Rohappy / Shutterstock
Człowiek

Pokolenie ze spuszczoną głową

Mobilna aplikacja TikTok od 2 lat podbija serca młodych. Dla wielu z nich zastąpiła wyjścia do klubów i na karaoke.Josep Suria/Shutterstock Mobilna aplikacja TikTok od 2 lat podbija serca młodych. Dla wielu z nich zastąpiła wyjścia do klubów i na karaoke.
Dla igenersów udane spotkanie z przyjaciółmi to takie, które generuje atrakcyjne treści do zamieszczania w mediach społecznościowych.Primakov/Shutterstock Dla igenersów udane spotkanie z przyjaciółmi to takie, które generuje atrakcyjne treści do zamieszczania w mediach społecznościowych.
Już dawno przyszłość ludzkości nie była tak niepewna jak dziś – w czasach zmiany klimatu i pandemii koronawirusa. Dlatego naukowcy chcą wiedzieć, co kryje się w głowach tych, którzy wkrótce będą odpowiadać za przyszłość globu, a dziś są wpatrzeni w smartfony.

Nazywani są różnie. Najczęściej mówi się o nich jako o generacji Z (roczniki 1995–2009), która następuje po pokoleniu X (osobach urodzonych w latach 1965–1979) i pokoleniu Y, zwanym też millenialsami (przyszli na świat w latach 1980–1994). Socjologowie uważają, że z powodu przyspieszenia rozwoju technologii komunikacyjnych obecnie pokolenia wymieniają się szybciej niż kiedyś – już nie co 20–25 lat, lecz co 15. Ponieważ alfabet kończy się na zet, to dla najmłodszych mieszkańców Ziemi (urodzonych w 2010 r. i później) wybrano nazwę „pokolenie alfa”, od pierwszej litery greckiego alfabetu. Początek alfabetu ma też zapowiadać to, że alfadzieci zrobią rewolucję społeczną na miarę tej z lat 60. XX w., choć niekoniecznie polegającą na buncie i masowych demonstracjach. Urodzonych po 1995 r. (czyli łącznie pokolenie Z i alfa) określa się też mianem generacji C (od ang. connected), permanentnie podłączonej do internetu. Mówi się o nich również ekranolatki, pokolenie po pierwsze mobilne (ang. mobile-first generation), igenersi (skrót od ang. iGeneration, nazwa pochodzi od indywidualizmu, internetu i przedrostka „i” używanego w nazwach popularnych urządzeń firmy Apple, jak iPhone, iPad czy iMac) albo pokolenie z głową w dół (ang. head down generation).

Ta ostatnia nazwa jest żartobliwa, ale w świetle badań z ostatnich lat całkiem trafna. Nie chodzi tylko o to, że zapatrzeni w smartfony młodzi chodzą bez przerwy pochyleni, lecz przede wszystkim o to, że są najmniej pewną siebie i zadowoloną z życia generacją od czasów II wojny światowej. U wielu z nich wypalenie, depresja, a nawet myśli samobójcze pojawią się już we wczesnym okresie dorastania. Oczywiście chodzi o młodych żyjących w społeczeństwach globalnej Północy i wybranych państwach Południa. W pozostałych regionach świata też wyłaniają się nowe pokolenia o wysokich kompetencjach technologicznych, ale mają inne problemy, związane z konfliktami zbrojnymi i kondycją gospodarki w ich ojczyźnie.

Technodzieci robią zakupy

Pokolenie alfa jest pierwszym, które można wyodrębnić na podstawie doświadczeń z wczesnego dzieciństwa. W przypadku starszych generacji formacyjny był dopiero czas dorastania lub studiów. Dzieci alfa już przed drugimi urodzinami bawią się elektronicznymi gadżetami (zabawkowym smartfonem albo konsolą do gry) i w ten sposób ich pierwszym językiem wyrażania emocji może stać się typowy dla technologii informatycznych kod binarny (zwykle zredukowany do opcji włączone–wyłączone). Jego regularne doświadczanie wyprzedza rozwój umiejętności mowy i prawdopodobnie może go opóźniać. Konsekwencji psychologicznych tej zmiany jeszcze nie znamy. A kiedy alfadzieci dorosną, wśród nas będą już betamaluchy, bo tak badacze będą określać urodzonych między 2025 a 2034 r.

Australijscy badacze Mark McCrindle i Ashley Fell prognozują, że w 2025 r. Ziemię będą zamieszkiwać prawie 2 mld przedstawicieli pokolenia alfa, formalnie lepiej wykształconego i, mimo grożącej światu recesji, statystycznie lepiej sytuowanego niż poprzednie pokolenia demokratycznego świata. Dlatego staną się oni kluczową grupą konsumentów, o którą już teraz walczy rynek. Na razie są rodzinnymi influencerami i wpływają na to, na co wydają pieniądze ich rodzice. Za kilka lat sami będą dokonywać elektronicznych transakcji w ich imieniu jako bardziej biegli w wyszukiwaniu atrakcyjnych ofert w świecie aplikacji.

Wśród ich starszego rodzeństwa z pokolenia Z obserwuje się dziś tzw. nowy konsumpcjonizm, czyli trend do ograniczania konsumpcji z uwagi na troskę o przyszłość planety i niechęć wobec wielkich korporacji, który jednak nie przeszkadza młodym regularnie korzystać z promocji i wyprzedaży. Z badań Barbary Grabiwody, prowadzonych w 2016 r. na próbie ludzi w wieku 15–21 lat, wynika, że ponad połowa używa smartfonu do dokonywania zakupów, 89% szuka informacji o produktach przed ich zakupem, a siedem osób na dziesięć porównuje produkty przed podjęciem ostatecznej decyzji i nie waha się polegać na sponsorowanych postach marek w mediach społecznościowych. Grabiwoda wyróżniła cztery segmenty młodych konsumentów. Zalogowani posiadają wysokiej jakości sprzęt mobilny, komunikują się z markami, a marka, która nie ma profili w mediach społecznościowych, właściwie dla nich nie istnieje. Pragmatyczni są podejrzliwi wobec internetowych kampanii reklamowych, ale korzystają z informacji znalezionych w aplikacjach, podejmując decyzje zakupowe. Wygodni porównują ceny i produkty, chcą szybkiej informacji i łatwego zakupu, częściej wykorzystują do tego laptop niż telefon. Zdystansowani zaś oglądają towary w internecie, ale zakupów raczej dokonują na żywo, są mniej podatni na sieciową reklamę. Wśród generacji Z przeważają zdystansowani konsumenci, w pokoleniu alfa najpewniej będą dominować zalogowani i pragmatyczni.

Permanentne zalogowanie ma swoją cenę. „Dzisiaj jednym z najszczerszych komplementów jest niewyjmowanie komórki podczas spotkania” – zauważa Michael Nast, berliński pisarz i felietonista, którego teksty o życiu towarzyskim młodego pokolenia robią furorę. Twierdzi, że rośnie generacja skupionych na sobie socjopatów, a w relacjach intymnych – migli (od ang. mixed i single), czyli ludzi, którzy są w związku seksualnym, ale utrzymują osobne domy, konta i oddzielnie spędzają wakacje. Są skoncentrowani na sobie i nie budują wzajemnych zobowiązań. Schematy korzystania z mediów społecznościowych zdają się potwierdzać ten kierunek przemian. Z analiz badaczy z Pennsylvania State University, przeprowadzonych na wielotysięcznej próbie instagramowych profili nastolatków oraz osób dorosłych, wynika, że młodzież publikuje ogółem mniej fotografii, ale zarazem więcej selfie niż ich starsi koledzy. Opatruje zdjęcia baterią tagów, co sprzyja lajkowaniu, komentowaniu i udostępnianiu jej wpisów. Najmłodsi instagramerzy szukają kanału narcystycznej autoprezentacji, a starsi są bardziej skłonni dzielić się pasjami lub estetycznymi obrazami otoczenia.

Igenersi zostają w domu

Zygmunt Bauman w swojej ostatniej książce „Płynne pokolenie” przekonywał, że większość użytkowników internetu nie korzysta z niego po to, żeby dokądś wejść, tylko po to, żeby skądś wyjść i uciec od wyzwań realnego świata, na które często się nie zgadzają. Ten trop podejmuje Jean Twenge, psycholożka z San Diego State University w swojej bestsellerowej pracy „iGen” o podtytule „Dlaczego dzieciaki dorastające w sieci są mniej zbuntowane, bardziej tolerancyjne, mniej szczęśliwe i zupełnie nieprzygotowane do dorosłości” (2017, pol. wyd. 2019). Autorka przeanalizowała dane z prowadzonych od lat 60. XX w. czterech reprezentatywnych dla Stanów Zjednoczonych badań, w których wzięło udział łącznie 11 mln respondentów. Dostrzegła, że w latach 2011–2012 zaczęła się gwałtowna zmiana w zachowaniach społecznych i psychice nastolatków. Twenge nazywa ich, urodzonych między 1995 a 2012 r., igenersami.

Po pierwsze, na tle starszych generacji igenersi są niedojrzali. „Wbrew obiegowej opinii, że z pokolenia na pokolenie dzieci dorastają szybciej, igen dorasta wolniej – osiemnastolatki zachowują się teraz tak jak kiedyś piętnastolatki, a trzynastolatki jak dziesięciolatki” – twierdzi Twenge. Po drugie, pozostają w internecie i korzystają z technologii mobilnych przeciętnie przez 5–6 godz. dziennie. Preferują kontakty wirtualne. W ostatnich 40 latach o 25% spadł odsetek nastolatków, którzy przynajmniej raz w miesiącu chodzą na imprezy, i tych, którzy regularnie spędzają czas twarzą w twarz z przyjaciółmi. Spada nawet skłonność do szwendania się po centrach handlowych. Wideochaty zastępują domową imprezę, a komunikatory – rozmowę przy wspólnie jedzonej pizzy. Według Twenge nie jest to zmiana technologiczna, ale psychologiczna. Epizodyczne interakcje pośrednie nie przynoszą tylu pozytywnych emocji, co tradycyjne spotkania. Prawdopodobieństwo, że piętnastolatkowie, którzy spędzają minimum dwie godziny dziennie w mediach społecznościowych, nie będą szczęśliwi, jest o 56% wyższe niż w wypadku nastolatków ograniczających korzystanie z tych platform. Igenersi nie wykazują też takiej pewności siebie jak generacja Y, są mniej narcystyczni, ale bardziej samotni, częściej mają poczucie wykluczenia – zwłaszcza dziewczęta, bardziej podatne na wpływ platform społecznościowych.

Po trzecie, młodzi Amerykanie są wyraźnie mniej religijni niż ich rodzice; niemal co czwarty nie deklaruje żadnej przynależności wyznaniowej. Stawiają za to na bezpieczeństwo. Z jednej strony rzadziej niż millienialsi się upijają, częściej pamiętają o zapięciu pasów podczas jazdy samochodem i raczej nie wsiądą do niego, jeśli kierowca spożył alkohol. Z drugiej, unikają konfrontowania swoich poglądów z innymi oraz myślenia o dobru wspólnym. Nie ufają partiom, w polityce wolą wolnych strzelców – i nieważne, czy to będzie konserwatysta Donald Trump, czy socjalista Bernie Sanders. Choć Greta Thunberg i jej podobni aktywiści są rówieśnikami igenersów, należą oni do wąskiej grupki młodzieży, która wychodzi z własnej bańki internetowej i jest zdeterminowana, by przekonać krytyków do swoich racji. Natomiast większość młodych Amerykanów jest konserwatywna w kwestiach gospodarki i bardziej oszczędna niż starsi koledzy. Jednak nie chce ograniczeń w życiu osobistym. Dla wielu małżeństwo i posiadanie dzieci nie stanowi priorytetu. Ważniejsze staje się powodzenie finansowe i pomaganie innym. Co ciekawe, młodzi Amerykanie w znakomitej większości popierają prawa osób LGBT, ale postulat równouprawnienia płci już nie wszystkim tak łatwo przechodzi przez gardło.

Po czwarte, rzadziej niż millenialsi, kiedy byli w ich wieku, igenersi wychodzą z domu bez rodziców. To z nimi wyjeżdżają na wakacje, chociaż w trakcie tych eskapad wolą mieć w uszach słuchawki niż rozmawiać z rodziną. Spada też odsetek młodych, którzy robią prawo jazdy i pracują w czasie wolnym od szkoły. Nie są tym zainteresowani z trzech powodów: po pierwsze, wszędzie wożą ich rodzice, po drugie, za wszystko płacą rodzice, po trzecie, dorosłość jest passé. Mniej też buntują się, rzadziej kłócą z opiekunami i uciekają z domu, później próbują alkoholu, ale częściej sięgają po miękkie narkotyki. Mniej niż połowa nastoletnich Amerykanów chodzi na randki (w latach 90. randkowało trzy czwarte uczniów liceów), a flirty zastępuje im wymiana treści na WhatsAppie i Snapchacie oraz komentowanie profili na Instagramie i TikToku. Jeśli relacja okaże się poważna, dopiero wtedy umawiają się na wspólne wyjście, nie zapominając wszakże zabrać smartfonu z domu. Konsekwencją mniejszej liczby randek jest rzadszy seks nastolatków. Choć igenersi tolerują seks przedmałżeński, boją się przygodnych kontaktów intymnych. Przewiduje się, że statystycznie będą mieć o pięciu partnerów seksualnych mniej niż pokolenie X. Pozytywnym efektem tego trendu jest spadająca liczba nastoletnich ciąż, negatywnym – częstsze sięganie po darmową pornografię, np. na Porntube.

Płatki śniegu cierpią

Niewychodzenie z domu skutkuje mniejszą aktywnością fizyczną młodych i zagrożeniem otyłością. Czy jednak intensywne korzystanie z technologii komunikacyjnych w prosty sposób przekłada się na brak ruchu? W Szwecji, której społeczeństwo jest niemal tak dobrze przebadane pod kątem codziennych praktyk jak populacje Stanów Zjednoczonych, Korei czy Japonii, w ciągu ostatniej dekady liczba kroków robionych dziennie przez dzieci i młodzież zmalała o 30% w przypadku chłopców i o 24% u dziewcząt. Pytanie o to, czy za ten spadek odpowiadają smartfony, które posiada niemal każdy nastolatek w Szwecji i ośmiu na dziesięciu uczniów pierwszych klas szkoły podstawowej, postawił w zeszłorocznych badaniach zespół Andersa Raustorpa z Göteborgs Universitet. Naukowcy wyposażyli grupę 549 dzieci w wieku 8, 11 i 14 lat w pedometry (liczniki kroków), mierzono też ich czas korzystania ze smartfonów i tabletów oraz uwzględniono wskaźnik masy ciała (BMI). Odwrotna korelacja między częstym używaniem urządzeń mobilnych a liczbą robionych kroków okazała się niewielka, a u najmłodszych dzieci zależność nie występowała. Jedyną grupą zagrożoną tym, że wpatrując się w ekran telefonu, zaniedba potrzebny dla zdrowia ruch, są nastoletnie dziewczęta.

O wiele bardziej niepokojące są doniesienia o predyspozycjach igenersów do doświadczania depresji. Pisarka Claire Fox nazwała ich pokoleniem płatków śniegu z uwagi na ich delikatną konstrukcję psychiczną i podatność na załamania. Na początku tego roku opublikowano podsumowujący stan badań nad tym zagadnieniem artykuł Seyyeda Nassira Ghaemiego, psychiatry z Harvard Medical School w Bostonie. Ok. 2012 r. rozpoczął się potwierdzony licznymi analizami trend: liczba nastolatków z objawami depresji podwoiła się i obecnie stanowi ponad jedną piątą młodych Amerykanów (to wysoki odsetek w porównaniu do 5–10% osób zagrożonych depresją w całym społeczeństwie amerykańskim). Wzrasta też liczba samobójstw, zwłaszcza wśród dziewcząt i młodszych nastolatków. Ale naukowcy nie są w stanie określić, w jakim stopniu uzależnienie od technologii odpowiada za psychiczny dobrostan dzieci i młodzieży – choć prowadzono już eksperymenty na niewielkich próbach, gdzie ograniczenie korzystania ze smartfonu poprawiło wskaźniki samopoczucia młodych. Niemniej Ghaemi nie waha się mówić o nowej chorobie naszych czasów, którą nazywa cyfrową depresją. „Smartfony powinny być traktowane jak alkohol, przeznaczone dla dorosłych, a wcześniej zakazane” – przekonuje psychiatra. Rodzicom zaleca opóźnianie dostępu nieletnim do tych urządzeń, a poprzez nie do mediów społecznościowych, a kiedy stwierdzą u swoich dzieci symptomy depresji, zachęca do udostępniania im smartfonu najwyżej na godzinę dziennie. Ten zdradliwy gadżet nie powinien też leżeć koło ich łóżek, kiedy idą spać. Ech, łatwo powiedzieć, gorzej zastosować te wskazówki w praktyce, kiedy szlaban na telefon grozi wybuchem domowej wojny.

Polscy igenersi

Polskie ekranolatki mają wiele wspólnych cech z amerykańskimi. W największych w ostatnich latach analizach zachowań dzieci i młodzieży w internecie, prowadzonych przez EU Kids Online pod kierunkiem Jacka Pyżalskiego z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu i Aldony Zdrodowskiej z Ośrodka Przetwarzania Informacji Państwowego Instytutu Badawczego, przepytano reprezentatywną próbę uczniów w wieku 9–17 lat z 90 szkół w Polsce. Ośmiu na dziesięciu z nich codziennie korzysta ze smartfonu, z tabletu ledwie co dziesiąty. Niemal trzy czwarte ma profil w mediach społecznościowych. Prawie połowa kontroluje korzystanie z internetu i nie przekracza dwóch godzin w dni powszednie i trzech w weekendy. Jednak niemal jedna piąta wyraźnie nadużywa sieci, w wolne dni tkwiąc w niej przynajmniej po sześć godzin na dobę. Optymistyczną informacją jest to, że prawie połowa badanych zwraca się do rodziców, kiedy zobaczy w mediach coś niepokojącego. Jedna trzecia musi też liczyć się z ograniczeniami w korzystaniu z urządzeń elektronicznych, które nakładają na nich dorośli. A ci również powinni zrobić rachunek sumienia. Wielu respondentów skarży się na sharenting, czyli zamieszczanie w mediach społecznościowych przez opiekunów wizerunków dzieci bez ich zgody.

Najmłodsi polscy internauci dość ostrożnie dzielą się w sieci swoimi zdjęciami i danymi osobowymi z nieznanymi użytkownikami, ale nie jest im obce, nazwane tak przez psychologów mediów, problematyczne użytkowanie internetu (PUI), czyli, jak ujmują to Pyżalski i Zdrodowska, „zaburzenie zachowania związane z nadużywaniem urządzeń elektronicznych w celu korzystania z aplikacji i stron internetowych”. PUI może skutkować ekspozycją nastolatków na pornografię, molestowanie seksualne i cyfrową agresję ze strony rówieśników oraz stwarzaniem sposobności, by sami stali się sprawcami takiej przemocy. W EU Kids Online aż 27% respondentów przyznało się do takiego wykorzystywania internetu. Chłopcy traktują cyberprzemoc częściej jako sposób reakcji na obrazę, jakiej sami doznali, a dziewczynki są bardziej skłonne usprawiedliwiać sieciową agresję przyjemnością, jaką daje sprawcy.

Najbardziej niepokojący jest wzrost liczby zachorowań na depresję i prób pozbawienia się życia podejmowanych przez nastolatki. W tych kategoriach Polska jest niestety wśród światowych liderów. W ciągu ostatnich siedmiu lat podwoiła się liczba prób samobójczych wśród dzieci i młodzieży, a sześciokrotnie wzrosła statystyka dokonanych samobójstw. Internet odpowiada przynajmniej za tę tragiczną zwyżkę skuteczności. Według EU Kids Online niemal co piąty uczeń znalazł w sieci instruktaż, jak odebrać sobie życie. Epidemia koronawirusa jeszcze bardziej naraża tkwiących w domach młodych na psychiczny dołek i izolację. Nie pozwólmy więc na to, by społeczna kwarantanna szczelnie zamknęła pokolenie płatków śniegu w wirtualnych skorupach.

Magdalena Nowicka-Franczak
Wydział Ekonomiczno-Socjologiczny Uniwersytetu Łódzkiego

Wiedza i Życie 7/2020 (1027) z dnia 01.07.2020; Społeczeństwo; s. 66

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną