Komentarz krytykujący rząd czy granie w gry on-line mogą spowodować, że ocena w systemie się pogorszy. Komentarz krytykujący rząd czy granie w gry on-line mogą spowodować, że ocena w systemie się pogorszy. Freer / Shutterstock
Człowiek

Punkty od Wielkiego Brata

Za dwa lata system obejmie każdego z 1,3 mld Chińczyków.Sorbis/Shutterstock Za dwa lata system obejmie każdego z 1,3 mld Chińczyków.
W Chinach za dwa lata nie będzie roku 2020. Będzie 1984. Tamtejszy rząd oceni w punktach wiarygodność każdego obywatela na podstawie tego, co kupuje i z kim się przyjaźni.

Przed ekranem w restauracji KFC stanęła Li Na, wybrała z menu colę i skrzydełka, po czym uśmiechnęła się lekko do kamery. Na ekranie pojawił się komunikat: „Przepraszamy, nie udało nam się rozpoznać twojej twarzy. Prosimy, uśmiechnij się jeszcze raz!”. Dopiero wtedy system Smile to Pay (Uśmiechnij się i płać) zatwierdził transakcję i Li Na stanęła w kolejce po odbiór jedzenia. Właściwie najchętniej zjadłaby krewetki w świetnej pobliskiej restauracji, ale od kiedy jej wynik spadł do 310 punktów, nie miała wstępu do eleganckich lokali – obsługa na wejściu prosiła o deklarację wyniku z systemu. Poniżej 450 punktów nie można było przekroczyć ich progu. Na dodatek Li Na była wykończona po całonocnej podróży z Hongkongu. Trudno się wyspać, kiedy nie przysługuje ci kuszetka, a rezerwacja hotelu po drodze nie wchodzi w rachubę bez wysokiej przedpłaty – obydwie te rzeczy to też konsekwencje nieszczęsnej punktacji systemu.

To przez Li Juna, byłego chłopaka, wynik tej inteligentnej, dobrze zapowiadającej się 19-latki spadł z 655 punktów do 310. Poznali się na WeChacie. Nic poważnego, miły flirt przez serwis internetowy. Li Jun miał solidne 530 punktów, był przystojnym studentem, więc nie oponowała, żeby przenieść spotkania z sieci do restauracji i kin. W końcu zamieszkali razem. Szybko okazało się, że Li Jun nie zamierza zdawać egzaminów, bo jest zbyt zajęty spotkaniami w jakiejś organizacji. Li Na nie wiedziała, o jaką organizację chodzi aż do momentu, kiedy do ich drzwi zapukała policja. Okazało się, że chłopak był zamieszany w działalność antyrządową, nie powiedziano jej jaką. Na posterunku próbowała wyjaśniać, że nie miała z tym nic wspólnego, ale nikogo to nie obchodziło. Jej wynik spadł od razu o 100 punktów. Początkowo nie miało to poważnych konsekwencji. Owszem, na odprawie na lotnisku sprawdzano jej bagaże o wiele dłużej, a kiedy chciała wynająć mieszkanie, musiała wyłożyć ogromną kwotę na depozyt. Z czasem jednak zauważyła, że w serwisach społecznościowych ma coraz mniej znajomych, zwłaszcza tych o wysokim statusie. A to oznaczało kolejne spadki – 10 punktów mniej we wtorek, 30 – w piątek.

Jakby zadziałał efekt kuli śnieżnej, coraz więcej znajomych zaczęło ją usuwać z kontaktów, by nie ciągnęła ich pozycji w dół, i Li Na utknęła w końcu na żałosnych 310 punktach. Ostatnie 50 punktów było głupim pechem: zostały odjęte po tym, jak zapomniała zapłacić mandatu za przekroczenie prędkości. Teraz nie mogła nawet pomarzyć o podróżach, wynajęciu samochodu, ba! bez kaucji nie przysługiwała jej szatnia w centrum handlowym ani rower miejski. Żeby podciągnąć wynik, próbowała na ukrytych forach poszukać tzw. płatnych przyjaciół, ale kiedy miało już dojść do transakcji, serwis został zablokowany przez rząd. Może to i lepiej. Gdyby wykryto jej próbę obejścia systemu, mogłoby się skończyć setką punktów karnych, a nawet więzieniem. Wtedy pewnie mogłaby już zapomnieć o studiach i dobrej pracy.

Wszystko dla dobra narodu

Li Na nie istnieje. Nie znaczy to, że powyższa opowieść jest całkowicie fikcyjna. W chińskich fast foodach działa już system „Uśmiechnij się i płać”, w kraju obowiązuje rządowa kontrola internetu i cenzura, a w 2020 r. uruchomiony zostanie Social Credit System (System Zaufania Społecznego) – obejmująca każdego obywatela i oceniająca na podstawie jego aktywności w sieci i codziennego wzorca zachowań metoda określania „wiarygodności”.

Oficjalnie, jak zawsze w tego typu wypadkach, chodzi o dobro kraju. Prace nad stworzeniem systemu ogłoszono w 2014 r., rok później Rogier Creemers, ekspert University of Oxford, opublikował w internecie tłumaczenie wewnętrznego dokumentu rządowego w tej sprawie, który wyciekł do sieci. Czytamy w nim, że wprowadzenie Systemu Zaufania Społecznego „jest fundamentem budowanej kompleksowej wizji rozwoju naukowego i konstrukcji harmonijnego, socjalistycznego społeczeństwa oraz udoskonalenia socjalistycznego rynku”. Dokument określa główne cele systemu: zbudowanie „kultury uczciwości” i wprowadzenie mechanizmów „zachęcających do uczciwości i karzących nieuczciwość”. Zasada numer jeden: „Utrata wiarygodności (obywatela) w jednym obszarze oznacza restrykcje w każdym innym”.

Władze powołują się na uczciwość i wiarygodność tak chętnie, bo plagą tego kraju są pianzi – oszuści i krętacze. To ich najbardziej obawiają się chińscy biznesmeni. W kraju liczącym 1,3 mld obywateli prowadzić firmę i nie natknąć się na kogoś, kto nie wywiąże się z umowy, to jak pojechać do lasu i nie zobaczyć drzewa. „Oszustwa stały się w naszym społeczeństwie codziennością. Krętacze muszą zapłacić cenę!” – groził w 2015 r. Lian Weiliang, wiceprzewodniczący Narodowej Komisji ds. Rozwoju i Reform.

– Kultura biznesowa w Chinach jest bardzo brutalna i cywilizuje się powoli. Biznesmeni w tym kraju są bezwzględni, a pęd ku pieniądzom jest tam od wielu lat ogromny, dlatego pomysł systemu zbierania danych o obywatelach może się biznesowi podobać – mówi dr Marcin Jacoby, adiunkt w Centrum Cywilizacji Azji Wschodniej SWPS. Niedawno Wen Quan, znany chiński bloger, w rozmowie z miesięcznikiem „Wired” stanął po stronie rządu, tłumacząc, że trzycyfrowy wynik, przyznany każdemu obywatelowi, ułatwi Chińczykom dostęp do kredytów. Bank centralny ma dane 800 mln osób, ale tylko 320 mln z nich ma historię kredytową. Marcin Jacoby za to nie ma złudzeń – partii nie chodzi o przejrzystość biznesu ani łatwiejsze kredyty na mieszkania. – To całkowita, pełna kontrola, która zamyka ludziom drogę do podjęcia jakichkolwiek decyzji niezgodnych z linią rządu – uważa.

Komu można ufać?

Jak będzie działać system? Wciąż do końca nie wiadomo. Ludowy Bank Chin w 2015 r. podjął współpracę z ośmioma krajowymi firmami, które testują już swoje rozwiązania. Jest wśród nich korporacja gigant – Alibaba z aplikacją na smartfony Zhima (Sezam). Jej funkcjonowanie może dać wyobrażenie o przyszłym narodowym systemie. Zhima przyznaje użytkownikom najmniej 350 i maksymalnie 950 punktów. „Ktoś, kto np. siedzi przy grach wideo przez dziesięć godzin dziennie, może być uznany za osobę leniwą, a ktoś, kto regularnie kupuje pieluszki, może być uznany za odpowiedzialnego rodzica”, tłumaczyła Li Yingyun, dyrektor techniczny Zhimy w rozmowie z chińskim magazynem „Caixin”.

Już teraz z aplikacji korzysta dobrowolnie kilkaset milionów ludzi. Ci z najlepszym trzycyfrowym wynikiem mogą uniknąć wpłacania depozytu przy wynajmie auta i ominąć długie kolejki w szpitalach. 15% użytkowników popularnego serwisu randkowego Baihe zamieszcza na swoim profilu punktację z Zhimy, do czego zachęca wiceprezes Baihe Zhuan Yirong: „To, jak ktoś wygląda, jest bardzo ważne. Ale ważniejsze jest, by mógł na siebie zarobić. Dochody partnera są gwarancją wygodnego życia”, wykładał swoją pragmatyczną teorię w rozmowie z BBC.

Szefowie Alibaby nie chcą zdradzać mechanizmu działania Zhimy, ale zdaniem Rachel Botsman, autorki książki „Who Can You Trust?” (Komu można ufać?), System Zaufania Społecznego weźmie pod uwagę rzeczy oczywiste: będzie monitorował, czy regulujesz na czas rachunki, czy spłacasz kredyt, czy nie masz w swojej historii nieuczciwych transakcji. Ale także to, co publikujesz w mediach społecznościowych i czy było to zgodne z linią partii. Prawdopodobnie system oceni również, jakie masz powiązania społeczne i co robią w sieci twoi przyjaciele i rodzina.

Najbardziej martwi Botsman fakt, że potencjalne kary obejmą każdy obszar życia. „Niski wynik może mieć wpływ na to, gdzie pójdą do szkoły twoje dzieci, jaką będziesz mógł podjąć pracę, jaki dostaniesz kredyt hipoteczny – wyjaśniała w wywiadzie dla «The World». – Twoje występki będą podążać za tobą zawsze, to naprawdę trwały zapis twej tak zwanej wiarygodności. Twoje zachowanie może mieć wpływ na życie twoich dzieci i wnuków na kolejne dekady. Wygląda na to, że nie ma żadnych ograniczeń co do tego, jak daleko może sięgać system”.

Koncepcja rządu z daleka pachnie „Rokiem 1984” Orwella, ale nie ma co liczyć na bunt chińskich mas. – Moi znajomi z Chin są zaniepokojeni zjawiskiem, ale komentują to podobnie: „Co możemy zrobić? Rząd znowu coś wymyślił”. Przeważa poczucie bezsilności – wyznaje dr Jacoby. Ekspert dodaje, że w Chinach nie ma szerokiego oporu przeciwko władzy. Bo i przeciwko czemu się buntować? Owszem, Chińczycy są niezadowoleni z powodu korupcji, zanieczyszczenia środowiska, problemów ze służbą zdrowia, ale większość jest zdania, że kraj rozwija się w tempie i kierunku, który im odpowiada. I mają na to dowody: od co najmniej dziesięciu lat państwo odnosi sukces za sukcesem, jest coraz silniejsze na arenie międzynarodowej. – Elity intelektualne, których w Chinach nie brakuje, będą prawdopodobnie bardzo niechętne temu pomysłowi, ale krytykować go głośno nie mają zamiaru, bo to zbyt ryzykowne. Natomiast jeśli system będzie pomyślany tak sprytnie, by dawać ludziom małe korzyści, większość obywateli na korzyściach się skoncentruje. Być może obudzą się za jakiś czas i zobaczą mroczną stronę tej instytucji, ale pewnie wtedy na jakiekolwiek akcje będzie za późno – dodaje Marcin Jacoby.

Podobne do chińskiego rozwiązanie mogliśmy oglądać niedawno w jednym z odcinków serialu „Czarne lustro”. Tam główna bohaterka po tym, gdy jej nota w systemie spadła grubo poniżej krajowej średniej, odkryła prawdziwą wolność – wolność od bycia ocenianą, od społecznej presji, od poprawnych zachowań. Sęk w tym, że była już wtedy w więzieniu.

Paweł Franczak
filozof i psychoterapeuta

Wiedza i Życie 3/2018 (999) z dnia 01.03.2018; Kontrola obywateli; s. 62

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną