Wykonana na podstawie czaszek komputerowa rekonstrukcja twarzy przedstawicieli kultury grobów jamowych uważanych za Indoeuropejczyków. Wykonana na podstawie czaszek komputerowa rekonstrukcja twarzy przedstawicieli kultury grobów jamowych uważanych za Indoeuropejczyków. Philip Edwin / Archiwum
Człowiek

Pożegnanie tajemniczego blondyna, czyli skąd pochodzili Indoeuropejczycy

Nie z Azji Środkowej, wschodnioeuropejskich stepów czy z Anatolii, ale z Kaukazu. Nie jedną drogą, tylko dwiema. I bez przemocy. Monumentalne badania genetyczne weryfikują teorie o pochodzeniu Indoeuropejczyków, którzy w Eurazji rozpowszechnili swój język i obyczaje.

Większość języków w Europie, Indiach i Iranie wywodzi się z jednego wspólnego prajęzyka – ogłosił William Jones na wykładzie dla Asiatic Society już w 1786 r. O podobieństwie łaciny, greki i sanskrytu mówiono wcześniej, ale stwierdzenie brytyjskiego filologa i poligloty trafiło na wyjątkowo podatny grunt: przymierzającym się do kolonizacji Południowej Azji Brytyjczykom na rękę było „pokrewieństwo z Hindusami”.

Ale też cały XIX w. wiązał się z ­boom­em naukowym i zainteresowaniem przeszłością. Archeolodzy w ziemi, historycy w przekazach, a lingwiści w językach szukali bowiem potwierdzenia potęgi i odwieczności kształtujących się wówczas wspólnot narodowych. W dość oczywisty sposób ludzi posługujących się indoeuropejskim – będącym źródłem większości języków europejskich – uznano za etnos, który rozlał się po Eurazji, podporządkowując sobie „prymitywnych” tubylców i tworząc podwaliny funkcjonujących do dziś struktur etnicznych. Tacy mocarze mieli być ucieleśnieniem wszelkich wspaniałości – dlatego widziano w nich jasnowłosych Arjów (z sanskrytu arja – szlachetny), którzy ze swej ojczyzny w Azji Środkowej wyruszyli konno na podbój świata. Życzeniowa wizja pokutowała, a badacze wskazywali kolejnych kandydatów na pierwszych Indoeuropejczyków.

Korowód hipotez

W początkach XX w. „czarnym koniem” stawki stali się żyjący na wschodnioeuropejskich stepach pasterze, którzy udomowili konia. Ale spójną koncepcję o ich znaczeniu w indoeuropeizacji przedstawiła dopiero w latach 60. Marija Gimbutas. Według tej amerykańskiej archeolożki litewskiego pochodzenia język praindoeuropejski narodził się na stepie. Rozpowszechnili go przedstawiciele archeologicznej kultury grobów jamowych (IV/III tys. p.n.e.), najeżdżając pokojowych rolników europejskich i siłą zmuszając ich do przyjęcia patriarchatu, modyfikacji stylu życia oraz zmiany języka. Koncepcja ta była dość zbieżna z XIX-wiecznymi wyobrażeniami o przewadze kulturowej i sile militarnej Indoeuropejczyków, zmodyfikowali ją trochę jej współcześni zwolennicy. Stwierdzili, że do przyjęcia języka doszło raczej na zasadzie asymilacji kultury, a nie w wyniku przemocy.

Migrację „jamowców” ze wschodniej Europy na zachód ok. 5 tys. lat temu potwierdzała obecność garnków dekorowanych motywem sznura. Problem stanowił jednak hetycki – pierwszy język indoeuropejski, który został zapisany przy pomocy pisma klinowego. Mówili nim niektórzy mieszkańcy Anatolii, lecz tam akurat materialnych śladów pozostawionych przez ludność stepową nie odnaleziono.

Odpowiedzią była hipoteza „anatolijska”, zaproponowana w latach 80. XX w. przez Colina Renfrewa. Według tego brytyjskiego archeologa języki praindo­europejskie pojawiły się w południowo-wschodniej Turcji wśród pierwszych rolników. I to oni mieli później rozpropagować je – wraz z umiejętnością uprawy roli – w całej Europie. Ta koncepcja miała jednak tę słabość, że choć zapisy języka hetyckiego pochodzą z XVII w. p.n.e., to do jego narodzin musiało dojść znacznie wcześniej. A na to nie było żadnych dowodów. Poza tym trudno było wytłumaczyć, jak z Anatolii język ten trafił do Indii. Miażdżący cios zadali w końcu językoznawcy, twierdząc, że współczesne języki indoeuropejskie nie wywodzą się z wymarłych już języków anatolijskich.

W latach 80. pojawiła się jeszcze trzecia hipoteza zaproponowana przez paleolingwistów radzieckich – Tamaza Gamkrelidze i Wiaczesława Iwanowa. Według niej praindoeuropejski narodził się w V–IV tys. p.n.e. w południowym Kaukazie (w trójkącie między wschodnią Anatolią, Wyżyną Armeńską i północną Mezopotamią). Stamtąd w dwóch falach trafił do dzisiejszej Turcji oraz na wschodnioeuropejskie stepy, gdzie przyjął się u pasterzy kultury grobów jamowych.

Koncepcja „armeńska”, opublikowana pierwotnie tylko po rosyjsku, uchodziła za marginalną i ekscentryczną, bo opierała się jedynie na przesłankach językowych, które większość badaczy przeszłości uważa za wyjątkowo mało przekonujące. Tymczasem – jak czytamy w najnowszym „Science” – to właśnie ona jest najbardziej prawdopodobna.

Zaproponowane przez genetyków dwie drogi, którymi rozchodzili się po Eurazji nosiciele języka indoeuropejskiego.Lech Mazurczyk/ArchiwumZaproponowane przez genetyków dwie drogi, którymi rozchodzili się po Eurazji nosiciele języka indoeuropejskiego.

Trafność przypuszczeń

DNA nie łączy się bezpośrednio z językami. Nie ma genu polszczyzny czy francuszczyzny. Mimo to genetyczne badania populacyjne mogą pomóc w śledzeniu wędrówek ludzi, którym przypisuje się używanie danych języków. To właśnie zrobiono – na niespotykaną dotąd skalę.

Genetycy Indoeuropejczykami interesują się od 20 lat, ale początkowo ich badania były bardzo niedoskonałe. Opierano je bowiem tylko na nielicznych sekwencjach mitochondrialnego DNA i chromosomu Y, co pozwalało śledzić przodków albo po kądzieli, albo po mieczu. Już wtedy jednak udało się też porównać DNA przedstawicieli kultury grobów jamowych i współczesnych Europejczyków. I potwierdzić, że przed 5 tys. lat, za sprawą migracji pasterzy ze wschodu, doszło do wymiany genów – zwłaszcza u mężczyzn. Ale u mieszkańców Anatolii śladów po „jamowcach” nie znaleziono.

Dlatego amerykański peleogenetyk z Harvard University, David Reich, zasugerował, że rozwiązaniem zagadki Indoeuropejczyków może jednak być lekceważona przez badaczy hipoteza „armeńska”. Wraz z kolegą z uczelni Iosifem Lazaridisem oraz Ronem Pinhasim i Songülem Alpaslanem-Roodenbergiem z Universität Wien postanowili to sprawdzić. Do badania zaprosili ponad 200 badaczy dziejów „Łuku Południowego”, czyli pasa od północnego Iranu, przez Armenię i Anatolię do Bałkanów.

Z próbek, które od nich dostali, udało się im zsekwencjonować aż 727 genomów ludzi, którzy żyli na tym obszarze od 8 tysiąclecia p.n.e. do XV w. A ponieważ wzięli też pod uwagę pół tysiąca opublikowanych już wcześniej genomów (m.in. osób zamieszkujących w pradziejach stepy wschodnioeuropejskie), ich projekt nabrał ogromnego rozmachu.

Z przeprowadzonych analiz wynika, że w lokalnych DNA mieszkańców Anatolii oraz pasterzy z kultury grobów jamowych są genetyczne „udziały” przybyszy z Wyżyny Armeńskiej. Z tym że u tych drugich wynoszą one 50 proc. (pozostałe należą do wschodnioeuropejskich łowców-zbieraczy). David Reich i Ron Pinhasi potwierdzili tym samym, że lingwiści radzieccy mieli rację – mówi prof. Arkadiusz Sołtysiak, bioarcheolog z Uniwersytetu Warszawskiego, jeden z autorów publikacji w „Science”. – Najwcześniejszy język indoeuropejski pojawił się na Wyżynie Armeńskiej. Stamtąd ok. 7–5 tys. lat temu jedna grupa mówiących nim ludzi wyemigrowała do Anatolii (patrz: infografika). Druga zaś, po przejściu przez góry Kaukaz, trafiła na stepy, gdzie wymieszała się z przedstawicielami lokalnych kultur pasterskich. Kluczowe jest to, że uczeni znaleźli też u „jamowców” niewielką domieszkę DNA rolników z Bliskiego Wschodu. – To oznacza, że w formowaniu się wspólnoty praindoeuropejskiej musieli też brać udział rolnicy z Anatolii i Lewantu. I w koncepcji Renfrewa kryje się więc ziarenko prawdy – wyjaśnia Sołtysiak.

Podobnie nie do końca fałszywa jest hipoteza „stepowa”. Niewłaściwa była w niej lokalizacja kolebki języków indoeuropejskich, ale słusznie wskazywała pasterzy kultury grobów jamowych jako tych, którzy rozpropagowali ją w Europie, Iranie i Indiach. Dowodem na to jest rozkład genów oraz fakt, że współczesne języki indoeuropejskie wywodzą się tylko z mowy „jamowców”, podczas gdy języki Anatolii – jak hetycki czy luwijski – dawno wymarły.

Atrakcyjność kultury

Analizy potwierdziły, że w Europie ciemne włosy i oczy dominowały nieprzerwanie od neolitu aż po czasy historyczne (do wynalezienia pisma), więc między bajki możemy włożyć wyobrażenie o jasnowłosych i błękitnookich Indoeuropejczykach. Podobnie pożegnać się trzeba z pokutującym przekonaniem, jakoby „jamowcy” całą Europę podbili siłą. Choć nie można wykluczyć, że tu i ówdzie dochodziło do starć między nimi a tubylcami, archeolodzy nie znajdują niemal żadnych śladów przemocy (np. pożóg).

Znaleziona w Mykenach waza z wizerunkami wojowników z XIII w. p.n.e.Leemage/Corbis/Getty ImagesZnaleziona w Mykenach waza z wizerunkami wojowników z XIII w. p.n.e.

Prof. Piotr Włodarczak – archeolog z Państwowej Akademii Nauk i kolejny autor najnowszej publikacji w „Science” – od dawna zwraca uwagę, że w grobach wiązanej z pasterzami ze stepów kulturze ceramiki sznurowej mało jest kości koni, a uzd nie ma w ogóle. Oznacza to, że te udomowione zwierzęta nie od razu stanowiły o przewadze militarnej czy wyższości cywilizacyjnej pasterzy, do czego przekonywał w wydanej w 2007 r. książce „The Horse, the Wheel, and Language” amerykański antropolog David W. Anthony. Z najnowszych badań genetyków wynika, że dowody na pokojowy scenariusz indoeuropeizacji naszego kontynentu są zapisane m.in. w DNA Mykeńczyków.

U tych zamieszkujących Bałkany od III tys. p.n.e. przedstawicieli najstarszej kultury greckojęzycznej w lokalnym genomie znaleziono zaledwie 10 proc. domieszki „jamowców” – i to u przedstawicieli wszystkich warstw społecznych. Przykładem jest tu arystokrata zwany Wojownikiem Gryfa, pochowany w bogato wyposażonym grobowcu koło Pylos, który nie miał wręcz żadnych przodków ze stepu. Fakt, że mający liczebną przewagę lokalni mieszkańcy mykeńskiej Grecji przejęli jednak język napływowej mniejszości, oznacza, że musieli odnieść jakąś korzyść kulturową.

Wyzwanie dla archeologii

727 genomów zdradziło nie tylko tajemnicę dotyczącą narodzin i migracji indoeuropejskiego. Dla prof. Sołtysiaka ważna jest analiza rozkładu genów u pierwszych rolników na terenie Żyznego Półksiężyca, w północno-zachodnich górach Zagros, na Cyprze i w Armenii. Wynika z niej, że wczesne grupy rolników różniły się wyraźnie. – Oznacza to, że wynalazek rolnictwa nie łączył się z ekspansją demograficzną, lecz dochodziło do zapożyczenia idei rolnictwa przez różne grupy łowców-zbieraczy, którzy niezależnie zaczynali uprawiać ziemie – tłumaczy naukowiec. Badania potwierdziły najnowsze obserwacje archeologów, że rolnicy nie musieli wyrzucać łowców-zbieraczy z ich terenów, jak wcześniej przypuszczano. Jedni z drugimi mogli żyć po sąsiedzku, świadcząc wzajemne usługi, ale z czasem zdecydowana większość myśliwych po prostu sama zaczynała uprawiać ziemię, bo rolnictwo było znacznie wydajniejsze i mniej ryzykowne. Czyli nie tylko zapożyczanie idei kulturowych (język indoeuropejski), ale i gospodarczych (rolnictwo) odbywało się znacznie bardziej pokojowo, niż nam się wydawało.

Paleogenetycy wskazali kierunki, jednak zarówno kwestia indoeuropejskiego, jak i początki rolnictwa to skomplikowane procesy. Kropkę nad „i” w ich interpretacji będą musieli postawić archeolodzy. Ich zadaniem będzie znalezienie w ziemi śladów na – widoczną w genach, ale nie uchwytną dotychczas w źródłach materialnych – migrację nosicieli języka praindoeuropejskiego z jej kolebki na Wyżynie Armeńskiej przez góry Kaukaz na północ.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną