Wikipedia
Człowiek

Rok 97 naszej ery. Pierwsze lądowanie starożytnych Greków na Księżycu

W jakim punkcie byłaby ludzkość, gdyby ciągłość helleńskiej myśli – zwłaszcza w naukach ścisłych – nie została brutalnie zerwana?

Jest coś pokrzepiającego w przekonaniu, że postęp ma naturę liniową, a jego linia wznosi się nieustannie, prowadząc ludzkość ku coraz bardziej świetlanej przyszłości. Kłopot w tym, że ta wizja nie jest prawdziwa. Cywilizacja już się nam kilka razy przewróciła, gdy po okresach dynamicznego wzrostu następowały liczone w stuleciach „wieki ciemne”, katastrofalnie tracące osiągnięcia epok poprzednich. Przykłady są dość oczywiste – tajemnicze zniknięcie wielu cywilizacji epoki brązu, „mroki średniowiecza” po upadku zachodniej części Cesarstwa Rzymskiego, czy zadziwiające zjawisko „samolikwidacji” nauk ścisłych w świecie islamu.

Jeden przypadek może wydać się bardziej zaskakujący – zniszczenie dorobku nauki greckiej, ściślej – helleńskiej. Ten akt niezamierzonego barbarzyństwa sprawił, że (my, ludzkość) wylądowaliśmy na Księżycu, lekko licząc, półtora tysiąca lat później niż powinniśmy.

Nauka, czyli czas

Jakoś tak się dziwnie złożyło, że w świecie greckim to nie demokracja w swojej zbiorowej mądrości, ale znienawidzeni przez wszystkich tyrani stymulowali rozwój nauki. Gdzieś na przełomie V i IV wieku p.n.e. tyran Syrakuz Dionizjusz (znany najbardziej z anegdoty o mieczu Damoklesa), szykując się do wojny z kartagińskimi koloniami na Sycylii, ogłosił konkurs na jakąś nową, rewolucyjną broń. Laur zwycięzcy zdobył matematyk, inżynier i pitagorejczyk Zapyros z Tarentu, prezentując rodzaj kuszy, nazwany gastrafetesem, czyli łukiem brzusznym, bo cięciwę napinało się, opierając brzuch o wyprofilowaną kolbę.

Wynalazek się sprawdził, Dionizjusz wygrał swoją wojnę. Później ktoś wpadł na pomysł, że podobną, ale znacznie większą machinę, można zamontować na nieruchomej podstawie. Tak powstały pierwsze katapulty (miotające oszczepy) i balisty (miotające kamienie), które szybko wyewoluowały w nowy rodzaj broni, nazwanej przez historyków wojskowości artylerią mechaniczną. Przy czym przymiotnik oznacza tu dwie rzeczy – mechanizm zwielokrotniający siłę ludzkich mięśni oraz „mechanikę” jako naukę niezbędną przy projektowaniu i konstruowaniu owych maszyn. Bo myliłby się ten, kto uznałby, że katapultę można sobie wystrugać jak nieco większy łuk. Zapyros i jego następcy nie przypadkiem byli matematykami, więc takie elementy jak waga pocisku, wielkość otworu strzelniczego, grubość liny skrętnej i wiele innych opisywali skomplikowanymi wzorami matematycznymi. Uczeni stali się niezbędni, by teoria zamieniła się w praktykę.

Spis użytecznych wynalazków pozostawił nam Heron z Aleksandrii w księgach o pneumatyce, mechanice, automatyce, optyce, katoptryce (nauce o zwierciadłach). Znajdziemy tam opisy kół zębatych, przekładni, sprzęgieł, zaworów, łańcuchów transmisyjnych i prymitywnego silnika parowego, nazwanego „banią Herona”.

Z Sycylii artyleria mechaniczna trafiła niebawem do Grecji właściwej. A stamtąd do Macedonii i jej króla Filipa (ojca Aleksandra), bez wątpienia jednego z największych geniuszy militarnych, nie tylko swojej epoki. Zrozumiał on, jak wielką przewagę może dać nie tylko ta nowa technologia, ale sam pomysł, że wojnę można zmechanizować, szczególnie przy prowadzeniu oblężeń.

Nauka dawała rzecz na wojnie najcenniejszą – czas. Sto lat wcześniej zdobycie ufortyfikowanego miasta mogło trwać dwa lata, nowe wynalazki skracały oblężenia do kilku tygodni. Na dworze i przy sztabie Filipa znalazło się miejsce dla wielu uczonych i wynalazców, szanowanych i bardzo dobrze opłacanych. Bez jednego z nich, Diadesa z Pelli, Aleksander nie zdołałaby zdobyć Tyru, a w konsekwencji nie podbiłby Persji, i historia potoczyłaby się inaczej.

Złoto, czyli wiedza

Skracając – zwycięskiego Aleksandra zabiła trucizna lub malaria (323 r. p.n.e.), a jego świeżo zdobyte imperium rozdarli diadochowie, najsilniejsi i najbardziej zdeterminowani generałowie zmarłego króla. Utworzyli nową formę państwowości – monarchie hellenistyczne (różniące się od dawnych tyranii przede wszystkim tym, że były większe). Ich władcy na własne oczy widzieli, jakie praktyczne przewagi daje nauka; zapewne też rola mecenasów (użyjmy przedwcześnie tego słowa) podnosiła ich prestiż. Dla jej rozwoju szczególne znaczenie miało spotkanie Greków z przedstawicielami dwóch znacznie starszych i mających większe osiągnięcia cywilizacjami – Mezopotamią, gdzie tron umościł sobie Seleukos, i zdobytym przez Ptolemeusza Egiptem.

Zdolny do spekulacji umysł grecki napotkał w tych miejscach wiedzę praktyczną akumulowaną przez tysiąclecia, i to właśnie to zderzenie zapoczątkowało hellenistyczną rewolucję naukową (o której w znakomitej książce „Zapomniana rewolucja” pisze Lucio Russo). Diadochowie, szczególnie Ptolemeusze, sypnęli złotem – dzięki ich fundacji powstał najważniejszy ośrodek naukowy ówczesnego świata, słynna Biblioteka Aleksandryjska, skarbnica wszelkiej wiedzy.

Funkcja biblioteczna miała początkowo rolę drugorzędną, bo do jej części zwanej Bruchejonem, gdzie znajdowała się większość księgozbioru, wstęp mieli jedynie uczeni. Tam, pomiędzy regałami z tysiącami papirusowych zwojów, swoje teorie rozwijał Euklides. Pracował w tym miejscu Eratostenes z Cyreny, który obliczył obwód Ziemi (na marginesie, jego osiągniecie zostało przez Roberta Crease’a zaliczone do „dziesięciu najpiękniejszych eksperymentów w fizyce”, a kolejny, zajmujący drugie miejsce na tej liście eksperyment Galileusza został przeprowadzony 1800 lat później). Był w tej grupie Ktesibios, autor prac z zakresu pneumatyki i hydrauliki (zresztą syn fryzjera, zatem nawet wówczas wybitne jednostki mogły się wybić). I Straton z Lampsaku, filozof zajmujący się przyrodą i fizyką. I Erasistratos z Keos, lekarz, chirurg i anatom, który jako pierwszy opisał budowę serca. Aż chciałoby się napisać, że „znamy też wielu, wielu innych”, ale, niestety, nie jest to prawda. W rzeczywistości wiemy o nich bardzo niewiele.

Wśród wielu zdumiewających fenomenów Aleksandrii uwagę zwraca i ten, że większość wielkich uczonych zajmując się teorią, nie brzydziło się praktyki. Ktesibios konstruował zegary wodne, organy, pompy strażackie i katapulty napędzane sprężonym powietrzem. Straton napisał księgę o machinach górniczych. Archimedes (bezpośrednio niezwiązany z Aleksandrią), poza problemami wielkich liczb, wartością pi i geometrią przestrzenną, znalazł też czas na wynalezienie przenośnika śrubowego i, podobno, machin mogących unosić w powietrze okręty.

Spis użytecznych wynalazków pozostawił nam Heron z Aleksandrii w księgach o pneumatyce, mechanice, automatyce, optyce, katoptryce (nauce o zwierciadłach). Znajdziemy tam opisy kół zębatych, przekładni, sprzęgieł, zaworów, łańcuchów transmisyjnych i prymitywnego silnika parowego, nazwanego „banią Herona”. A to już nie są mdłe idee, lecz rzeczy poważne, służące do budowy maszyn, takich na przykład jak młyn wodny z napędzającym go kołem pionowym (o artylerii mechanicznej czy samobieżnej wieży oblężniczej nie wspominając).

Heron, żyjący najprawdopodobniej w I wieku n.e., przedstawiał stan rzeczy z wieku III p.n.e., a więc z okresu najbujniejszego rozwoju nauki helleńskiej. Cóż więc takiego się wydarzyło, że osiągnięcia te nie spowodowały wybuchu starożytnej rewolucji przemysłowej, a praktyczne ich zastosowanie nie jest nam w zasadzie znane?

Koniec, czyli Rzymianie

Historycy mają tu zwykle jedno, bardzo proste wytłumaczenie: wielkie rzesze niewolników, zapewniające tak tanią siłę roboczą, że inwestowanie czy choćby namysł nad tym, jak zmechanizować ich pracę, czyniąc ją bardziej wydajną, wydawał się bezcelowy. Zgódźmy się, choć nie do końca (bo owe nieprzeliczone tłumy niewolników napędzały gospodarkę nie państw helleńskich, lecz Rzymu, i to w czasie, kiedy już po helleńskiej nauce niewiele zostało). A gdyby ktoś dociekliwy zwrócił uwagę, że poza matematyką i mechaniką rewolucja przemysłowa wymaga jeszcze znajomości chemii i jakiegoś paliwa, mogącego napędzać maszyny wydajniej niż siła ludzkich mięśni, to dodamy w tym miejscu, że takich narzędzi jak piece, kolby, aparaty destylacyjne używano w Aleksandrii, a o węglu kamiennym, jego wydobyciu i wykorzystaniu do wytopu metali pisał ateński filozof Teofrast (IV–III w. p.n.e.) w swej pracy „O kamieniach”.

Wracając do pytania: co się wydarzyło? Otóż wydarzyli się Rzymianie. Lud ten, praktyczny do bólu (głównie cudzego) i nieskory do subtelnych rozważań, podbił cały świat śródziemnomorski przemocą, mordując każdego, kto ośmielił się sprzeciwić.

Archimedes zginął od miecza rzymskiego legionisty w roku 212 p.n.e., bo bronił swych ojczystych Syrakuz. W roku 146 p.n.e. Rzymianie zdobyli i zamienili w gruzowisko Korynt, jedno z największych miast greckich i przy okazji ważny ośrodek naukowy. Aleksandria jako stolica naukowego świata przetrwała niewiele dłużej.

Nauka dawała rzecz na wojnie najcenniejszą – czas. Sto lat wcześniej zdobycie ufortyfikowanego miasta mogło trwać dwa lata, nowe wynalazki skracały oblężenia do kilku tygodni.

W roku 132 p.n.e. w Egipcie wybuchła wojna domowa (nie pierwsza i nie ostatnia zresztą) pomiędzy królem Ptolemeuszem VIII a jego żoną (również jednocześnie szwagierką, siostrą i teściową) Kleopatrą II. Ptolemeusz ten kazał nazywać się Euergetesem, czyli „Dobroczyńcą”, do historii przeszedł jednak jako Fiskos, czyli „Tłuścioch”. Nie miał w sobie nic z dobrodusznego grubaska. Kazał zamordować bratanka, ożenił się z jego matką, jako drugą żonę wziął sobie jej córkę, a kiedy aleksandryjscy Grecy, mający dość okrucieństwa Fiskosa, zbuntowali się i ogłosili Kleopatrę II jedyną królową, rozkazał zabić własnego i jej syna, a poćwiartowane zwłoki odesłać małżonce. Ten właśnie człowiek, polityczny „przyjaciel i sojusznik Rzymian”, po odbiciu Aleksandrii urządził w niej rzeź Greków. Represje dotknęły również uczonych z Akademii. Część zginęła, część uciekła.

W ten sposób przerwana została ciągłość myśli, szczególnie ważna w naukach ścisłych. Reszty zniszczeń dokonali Rzymianie, ograbiając świat grecki nie tylko z dzieł sztuki, ale i z ludzi – Sulla po swej udanej kampanii sprowadził do Rzymu zarówno posągi, jak i zmienionych w niewolników uczonych, kupowanych na targach jako nauczyciele dla młodzieży zwycięskiego narodu, przeważnie mających zresztą uczyć wymowy, historii, poezji, ale nie matematyki. Z pewną, ale tylko niewielką przesadą można napisać, że z helleńskich nauk ścisłych synowie wilczycy przyswoili sobie głównie metodę budowy katapulty i balisty.

Sen, czyli strata

Imperium, syte chwały i zrabowanych dóbr, pogrążyło się w błogim śnie, z którego przebudziły je zarazy, klęski głodu i porażki militarne, zadane przez ludy nazywane pogardliwie barbarzyńskimi. Przynajmniej z częścią tych nieszczęść mogłaby poradzić sobie cywilizacja stojąca na wyższym poziomie naukowym i technicznym, ale raz zniszczone idee nie chciały się odrodzić. Jakaś, raczej niewielka część spuścizny po greckich uczonych przetrwała w Konstantynopolu, by stać się ofiarą dwóch politycznych katastrof, jakie dotknęły to wspaniałe miasto w 1204 i 1453 roku.

Jak wiele straciła w nich ludzkość, pokazują zachowane i cudem odkryte dzieła – trudno tu o lepszy przykład niż Kodeks Archimedesa, odnaleziony u progu XXI w. jako palimpsest, ukryty pod treścią XIII-wiecznego modlitewnika. Okazało się, że Archimedes „stosował pojęcia bliskie Newtonowi i Leibnizowi”, i zdanie to daje znakomitą okazję, by wytłumaczyć, o co chodzi z grecką rakietą. No bo jeśli Newtona i Leibniza potraktujemy jako punkt startowy nowoczesnej nauki, a od nich do lądowania na Księżycu Apolla 11 minęło mniej więcej 250 lat, a to i tak o ponad połowę mniej, niż dzieli śmierć Archimedesa od upadku Zachodniego Cesarstwa Rzymskiego, to rozumiecie już, co autor miał na myśli.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną