Europa, jeden z księżyców Jowisza. Europa, jeden z księżyców Jowisza. NASA
Kosmos

David Grinspoon: Porozumienie z obcą cywilizacją może być trudne

Mick West: Ludzie biorą za UFO samoloty, gwiazdy i pelikany
Człowiek

Mick West: Ludzie biorą za UFO samoloty, gwiazdy i pelikany

Czy amerykańskie myśliwce rzeczywiście sfilmowały statki obcych? Skąd się bierze ogromne zainteresowanie kosmitami? Rozmowa z Mickiem Westem, badaczem teorii spiskowych, członkiem Committee for Skeptical Inquiry.

Nie zgadzam się, że Wszechświat milczy. On po prostu nie krzyczy w każdym kierunku przez cały czas – mówi David Grinspoon, amerykański astrobiolog, doradca NASA w dziedzinie eksploracji kosmosu.
David GrinspoonArchiwumDavid Grinspoon

Dr David Grinspoon (ur. 1959) jest amerykańskim astrobiologiem pracującym w Planetary Science Institute i wykładowcą Georgetown University. W swoich badaniach koncentruje się na planetologii porównawczej i klimacie planet podobnych do Ziemi. Uczestniczy też w przygotowywaniu misji sond kosmicznych NASA. Za wybitne prace naukowe w dziedzinie astrobiologii otrzymał Medal im. Carla Sagana przyznawany przez Amerykańskie Towarzystwo Astronomiczne. Planetoida 22410 Grinspoon, czyli jeden z obiektów tzw. pasa głównego planetoid między orbitami Marsa i Jowisza, została nazwana jego imieniem. Jest też popularyzatorem nauki i autorem kilku książek. Jego hobby to gra na gitarze i komponowanie. Często występuje z zespołem jazzowym House Band of the Universe.

Marcin Rotkiewicz: Fosfor, jeden z pierwiastków kluczowych dla funkcjonowania każdego organizmu, został niedawno odkryty na księżycu Saturna, Enceladusie. Czy życie miało szansę powstać w tak odległym i potwornie zimnym rejonie Układu Słonecznego?

David Grinspoon: Absolutnie tak! Jeśli chodzi o poszukiwanie pozaziemskich organizmów, Enceladus jest obecnie jednym z potencjalnie najciekawszych miejsc w Układzie Słonecznym, a może wręcz najbardziej obiecującym. Bo choć skuwa go lodowa skorupa, to pod nią znajduje się ocean płynnej wody.

Czym w takim razie różni się od niego Europa, księżyc Jowisza, również skrywający ocean pod pokrywą lodu?

To kolejne ciało niebieskie bardzo ekscytujące z punktu widzenia astrobiologii. Żeby jednak dostać się do płynnej wody Europy, trzeba tam wylądować i jakoś przetopić się przez lód. Tymczasem na Enceladusie gejzery wyrzucają H2O w przestrzeń kosmiczną. Można więc spróbować zbadać jej skład nawet bez lądowania.

Rozmawiamy o życiu w kosmosie, a nawet w przypadku naszej planety nauka nie wypracowała jeszcze powszechnie akceptowanej jego definicji.

Problem w tym, że znamy tylko jedną żywą planetę i na jej podstawie wyciągamy wnioski, co jest niezbędne dla jego narodzin. Uważamy, że to ciekła woda, źródła energii oraz tzw. pierwiastki biogenne, czyli węgiel, wodór, tlen, azot, siarka i fosfor, będące podstawowymi składnikami związków organicznych – białek, tłuszczy czy węglowodanów. I stąd bierze się pewien paradoks astrobiologii: de facto nie do końca potrafimy określić, czego szukamy. Pozaziemskie organizmy mogą okazać się tak odmienne, że dopiero jak je znajdziemy i zbadamy, stwierdzimy: o, ciekawe, to również jest życie.

Można odnieść wrażenie, że w swoich poszukiwaniach astrobiolodzy coraz bardziej oddalają się od Słońca. Przez ostatnie dekady głównym celem był Mars, przyglądano się też Wenus. Teraz zaś wielkie nadzieje budzą dalekie księżyce Jowisza i Saturna.

Na Marsie postawiłbym już krzyżyk. W tym sensie, że dziś to raczej całkowicie martwa planeta. Natomiast w przeszłości prawdopodobnie posiadał wszystko, co potrzebne do narodzin życia. A może nawet wędrowało ono wewnątrz kawałków skał pomiędzy Marsem, Ziemią i Wenus, na której również panowały w przeszłości znacznie bardziej sprzyjające warunki.

Po co więc wysyłamy na Marsa kolejne urządzenia badawcze?

Poszukiwanie śladów dawnego życia ma ogromny sens. Poza tym nie da się całkowicie wykluczyć, że mikroorganizmy przetrwały gdzieś pod powierzchnią Marsa. Byłbym jednak naprawdę mocno zdziwiony, gdyby je odkryto.

A co z Wenus? Pan chyba wierzy w kontrowersyjną hipotezę, że życie może istnieć w jej bardzo gęstych chmurach.

To nie jest kwestia wiary, tylko propozycja naukowego przetestowania pewnej intrygującej możliwości. Na powierzchni Wenus panują naprawdę piekielne warunki – m.in. bardzo wysoka temperatura, ogromne ciśnienie. Tam życie nie jest w stanie przetrwać. Mogłoby jednak istnieć w chmurach, gdzie ciśnienie i temperatura są podobne do tych panujących w pokoju, w którym teraz siedzę. A jest tam również woda, energia i odpowiednie związki chemiczne.

Enceladus, jeden z księżyców Saturna.NASAEnceladus, jeden z księżyców Saturna.

Jak również dużo stężonego kwasu siarkowego, który przyjazny życiu nie jest.

Oczywiście, i dlatego nie wiemy, czy może ono tam istnieć. Z drugiej strony w wenusjańskich chmurach zachodzą pewne zagadkowe procesy, przede wszystkim pochłanianie dużych ilości promieniowania ultrafioletowego.

Przez żywe organizmy?

Być może zjawiska te nie mają nic wspólnego z życiem, bo na razie nie rozumiemy stojących za nimi zwykłych procesów fizyko-chemicznych. Ale warto to sprawdzić.

Uczestniczy pan w przygotowywaniach wenusjańskiej misji NASA pod nazwą DAVINCI+, która ma wystartować pod koniec tej dekady. Czy zweryfikuje ona hipotezę „życia w chmurach”?

Nie bezpośrednio. Jej zadaniem będzie przyjrzenie się procesom zachodzącym w atmosferze Wenus. Jeśli potwierdzi, że dzieje się w niej naprawdę coś dziwnego, będzie to kolejna przesłanka, że mogą być w to zaangażowane jakieś formy życia. A zatem kolejny powód, by dokładnie zbadać chmury Wenus.

Przeskoczmy teraz na rubieże Układu Słonecznego, do Plutona. Do 2006 r. był jego dziewiątą planetą, ale Międzynarodowa Unia Astronomiczna postanowiła zdegradować go do kategorii planet karłowatych. Nieduży, zimny, skalisty, bardzo oddalony od Słońca – wydawał się dla astrobiologów kompletnie nieinteresujący. Pan jednak nie wyklucza, że również tam mogło zakiełkować jakieś życie.

Obraz Plutona zmienił się radykalnie po 2015 r., gdy w jego pobliże dotarła pierwsza ziemska sonda New Horizons. Byliśmy naprawdę ogromnie zaskoczeni tym, co odkryła. Pluton prawdopodobnie jest aktywnym geologicznie światem ze stosunkowo młodą powierzchnią. Być może też znajduje się na nim ocean płynnej wody przykryty warstwą lodu oraz inne komponenty niezbędne do powstania życia.

Skoro odległe rejony Układu Słonecznego są tak obiecujące, to czy możemy spodziewać się misji poszukujących życia, np. na Enceladusie?

Na pewno, choć trudno mi powiedzieć kiedy. To zależy od priorytetów agencji kosmicznych, przede wszystkim NASA. Na razie zdecydowały one o dalszym badaniu płynnych oceanów księżyców Jowisza, przede wszystkim Europy. W kwietniu tego roku wystartowała sonda Juice Europejskiej Agencji Kosmicznej, która powinna dotrzeć do celu na początku następnej dekady. Podobnie jak Europa Clipper, sonda NASA, której start zaplanowano na październik 2024 r.

Wspomniał pan o priorytetach agencji kosmicznych. 31 maja tego roku pierwszy raz obradowała „grupa zadaniowa” NASA do spraw niezidentyfikowanych zjawisk anomalnych, kiedyś nazywanych UFO. Czy wydawanie pieniędzy na tego typu inicjatywy ma sens?

Dostrzegam wartość tego przedsięwzięcia w tym, że NASA przeanalizuje doniesienia i pomoże wyjaśnić, co wiemy o tych trudnych do wytłumaczenia zjawiskach. Z drugiej jednak strony posiadamy ograniczone zasoby, więc gdybym miał je rozdysponować, nie wydawałbym środków na badanie UFO. Dotychczas nie przedstawiono bowiem żadnych przekonujących dowodów, że tego typu niezidentyfikowane zjawiska mają cokolwiek wspólnego z pozaziemskimi cywilizacjami. Choć bardzo chciałbym się mylić w tej kwestii.

Zbliżenie powierzchni Europy.NASAZbliżenie powierzchni Europy.

Szczególnie, że wszechświat milczy, choć już od ponad pół wieku poszukujemy sygnałów radiowych obcych cywilizacji. Może inteligentne życie jest ekstremalnie rzadkie? Albo wręcz jesteśmy sami w kosmosie?

Na pewno jesteśmy zupełnymi ignorantami w tej kwestii. Wiemy bowiem tylko tyle, że istnieje jedna planeta, na której życie ewoluowało przez długi czas: od prostych mikroorganizmów po coraz bardziej złożone, aż w końcu pewien gatunek zaczął budować maszyny i wysyłać je w kosmos, emitować sygnały radiowe i ich nasłuchiwać. Zupełnie zaś nie wiemy, czy nasza historia jest uniwersalna.

Dlatego opowiadam się za dalszym poszukiwaniem za pomocą teleskopów tzw. sygnatur biologicznych na planetach poza Układem Słonecznym, czyli np. takiego składu gazów w ich atmosferach, który bardzo trudno byłoby wyjaśnić bez odwoływania się do aktywności form żywych.

Nie martwi pana tzw. paradoks Fermiego, czyli sprzeczność pomiędzy szacowanym stosunkowo wysokim prawdopodobieństwem istnienia cywilizacji pozaziemskich i jednoczesnym brakiem śladów ich aktywności?

Wprawdzie nasłuchujemy kosmos już od kilku dekad, ale robiliśmy to bardzo wybiórczo i tylko w ograniczonym zakresie fal radiowych. Po prostu zaglądaliśmy radioteleskopami to tu, to tam. Dlatego nie zgadzam się, że wszechświat milczy. On po prostu nie krzyczy w każdym kierunku przez cały czas i na każdej częstotliwości radiowej. Dlatego powinniśmy rozszerzać nasze poszukiwania, np. o obserwacje błysków laserowych.

Proponuje pan, by uważnie przyglądać się także atmosferom planet, bo w nich mogą pojawić się oznaki rozwoju technicznego obcej cywilizacji.

Tak, chodzi mi o sygnatury chemiczne będące produktem technologii. W ziemskiej atmosferze znajdują się np. pewne związki, które zdecydowanie są wytworem cywilizacji technicznej, a nie biologii – np. chlorofluorowęglowodory. Istnieje wiele sposobów, w jakie technologia mogłaby zmieniać całe planety.

Czerpie pan inspirację z hipotezy Gai, traktującej planety, takie jak Ziemia, jako wielkie organizmy?

Oczywiście. Postuluje ona bowiem, by spojrzeć nie tylko na zbiór pojedynczych organizmów, ale na ogromną sieć współdziałających istot, które ewoluują w odpowiedzi na siebie nawzajem. Zmieniają środowisko i reagują na te zmiany w złożonej serii sprzężeń zwrotnych na skalę globalną. Tym właśnie jest życie i nie da się go zrozumieć bez postrzegania jako większej całości.

Inteligencja też może mieć wymiar planetarny – to pomysł, którym teraz zajmuję się wraz z innymi badaczami. Chodzi nam o to, że ludzkie zdolności poznawcze tworzą zjawiska na skalę globalną. Nie mam tu na myśli wyłącznie internetu, jako takiego globalnego mózgu, ale również światowy handel, transport etc. Dzięki temu potrafimy mierzyć się z globalnymi zagrożeniami, takimi jak ocieplanie się klimatu. A opisując to językiem science fiction: być może tworzymy globalny mózg, którego elementami jesteśmy, ale którego jeszcze dobrze nie rozumiemy. Szukając życia w kosmosie, warto zatem myśleć o planetach z rozwiniętymi cywilizacjami jako pewnego rodzaju jednostkach poznawczych o planetarnej skali.

Niektórzy naukowcy proponują również systematyczne skanowanie teleskopami Układu Słonecznego w poszukiwaniu sztucznych obiektów pochodzenia pozaziemskiego, czyli sond kosmicznych, aktywnych czujników ­lub od dawna nieczynnej aparatury. Czy ta propozycja nie idzie za daleko?

Nagłośnił ją w ostatnich latach prof. Avi Loeb, astrofizyk i kosmolog z Harvard University. Działo się to na fali odkrycia w 2017 r. obiektu w kształcie cygara lub naleśnika, nazwanego 1I/’Oumuamua. Przybył do nas spoza Układu Słonecznego i zachowywał się dość dziwnie, m.in. przyspieszając.

Loeb twierdził, że ten obiekt może być żaglem słonecznym zbudowanym przez obcą cywilizację. Opublikował nawet o nim książkę „Extraterrestrial: The First Sign of Intelligent Life Beyond Earth” („Pozaziemski: Pierwszy znak inteligentnego życia spoza naszej planety”). Czy nie naruszył w ten sposób podstaw metody naukowej, która każe szukać najpierw prostszych wyjaśnień? Że Oumuamua to prawdopodobnie tylko kometa, na co zresztą wskazuje coraz więcej analiz astronomów.

Loeb jest świetnym naukowcem, ale chyba zbyt mocno przywiązał się do swojego – skądinąd ciekawego – pomysłu. I nie widzę nic złego w głoszeniu takich odważnych hipotez. Problem pojawił się wówczas, gdy inni badacze zaczęli wysuwać istotne kontrargumenty wobec tez Loeba. Miałem wrażenie, że w ogóle ich nie słuchał.

Natomiast zgadzam się z jego propozycją przyglądania się Układowi Słonecznemu również pod kątem wytworów obcych cywilizacji. Bo jeśli wierzysz, a ja wierzę, że gdzieś mogą one istnieć, to możliwe, iż już zdążyły wysłać swoje próbniki w pobliże Słońca. To nie jest zresztą oryginalna idea Loeba, bo mówi się o tym od dekad.

W maju wygłosił pan wykład podczas Copernicus Festival w Krakowie. Zaczął pan wystąpienie od przywołania książki „Solaris” Stanisława Lema. Dlaczego akurat jej?

Chciałem o niej wspomnieć w mieście, w którym Stanisław Lem spędził większość swojego życia – a jest on jednym z moich ulubionych pisarzy. Mój wykład w sporej części dotyczył kwestii inteligencji ogólnoplanetarnej, a jednym z jej świetnych przykładów jest właśnie tytułowa Solaris. Lem pisze o inteligentnym bycie w formie pokrywającego cały glob tajemniczego cytoplazmatycznego oceanu. Ta forma życia jest tak odmienna od nas, że mimo długotrwałych prób nie jesteśmy w stanie zrozumiale się z nią komunikować. To wspaniała metafora inteligencji na skalę globalną, choć wizja Lema jest dość pesymistyczna. Porozumienie z obcą cywilizacją może być bardzo trudne.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną