Cud czynności intymnej. Recenzja książki: Alberto Manguel, „Historia czytania”
Państwowy Instytut Wydawniczy idzie za ciosem. Jeśli niedawno mieliśmy premierę znakomitej pracy o początkach kultury słowa pisanego w starożytnej Mezopotamii, tym razem – można górnolotnie powiedzieć – podróżujemy z książką przez wieki. To znaczy, wróć – nie z książką, bo przecież w dawnych czasach czytano tabliczki klinowe, zwoje, pergamin, papirusy, rękopisy, inskrypcje itd. Jakże różniło się to w sferze technicznej od naszego czytania papierowych tomów, czy też – coraz częściej – e-booka na tablecie.
W królestwie słowa pisanego
Autor, syn argentyńskiego dyplomaty i raczej obywatel świata, niż rodzimego kraju, dzieje czytelnictwa traktuje nader poważnie: jako wyprawę w głąb różnych kultur i epok historycznych. „Przyszły piszący musi umieć rozpoznać i odcyfrować przyjęty w społeczeństwie system znaków, zanim umieści je na stronicy. W społeczeństwach najbardziej ceniących słowo pisane – kręgu kultury islamu, judaizmu i chrześcijaństwa (do którego należę), starożytnych Majów i wielkich kultur buddyjskich – czytanie stanowi początek umowy społecznej. Dla mnie nabycie tej umiejętności równało się ceremoniałowi przejścia, rite de passage”.
No tak, przy całej tej erudycyjnej ekwilibrystyce Manguel pisze na wskroś osobiście i często porównuje swoje doświadczenia z przeżyciami wielkich Czytelników. „Szybko się przekonałem, że czytanie to proces kumulatywny, a kumulacja odbywa się w postępie geometrycznym. Każda nowa lektura wzbogaca poprzednie. […] Przechodzę więc ambitnie od mojej czytelniczej biografii do mojej historii czytania”.
Jeśli ktoś jednak nerwowo zastrzyże uchem, że oho, szykują nam się pretensjonalne wynurzenia snoba bibliofila, uspokajam: nic z tych rzeczy. Manguel wciela się czasem w osoby z różnych epok: pisze razem ze św. Augustynem „Wyznania” w Kartaginie, jest mnichem w celi klasztornej, kabalistą, alchemikiem, encyklopedystą, filozofem, kapłanem i mędrcem, ale tylko po to, by lepiej pojąć, jak wszyscy oni czytali.
„My też będziemy czytać”
I nie tylko. Także, by objaśnić te fundamentalne przemiany kulturowe, które nadawały czytaniu zupełnie nowe konteksty. Bezbłędnie odczytuje np. nowe trendy w późnym średniowieczu. „W XIV wieku szlachta i duchowieństwo przestały mieć monopol na książki, które znalazły się również w rękach mieszczaństwa. Wzorem dla nouveaux riches stała się arystokracja: jeśli bogacze czytają, my też będziemy czytać (mieszczanie uczyli się tej umiejętności, bo była przydatna w kupieckim fachu). Jeśli bogacze sypiają na rzeźbionych łożach wśród ozdobnych draperii, my też będziemy. Książka i zdobione łoże stały się wyznacznikami pozycji społecznej”.
Później wiadomo: Gutenberg, Luter, Biblia, rewolucja. To jednak nie koniec. Autor dalej błyskotliwie wyłapuje i podaje nam smakowicie podane na półmisku kolejne zawirowania kulturowe z książką w roli głównej. „W siedemnasto- i osiemnastowiecznej Europie zakładano, że książki czyta się w pomieszczeniach, wśród ścian prywatnej lub publicznej biblioteki. Teraz wydawcy publikowali książki przeznaczone do użytku poza domem, do czytania podczas podróży. W dziewiętnastowiecznej Anglii nastała era długich wypraw, mieszczaństwo miało bowiem sporo wolnego czasu, i rozwinęła się sieć kolei żelaznych”.
Tę fascynującą podróż kończymy z książką (a może już z tabletem) w łóżku. I myliłby się ten, kto upatrywałby w tym wyrazu współczesnego lenistwa i gnuśności. To ogromnie ważna, cicha rewolucja, która uczyniła z czytania czynność już nie sakralną, ale intymną. Manguel na zimowe wieczory!
„Historia czytania”
|