Ilustracja Daria Skrybchenko
Opinie

Przyczyna lepiej rozpoznana

Najwyższa pora, by świadectwa zgonów w USA stały się dokładniejsze

Śmierć jest pewna, w przeciwieństwie do amerykańskich statystyk dotyczących przyczyn zgonów. Kiedy człowiek umiera, lekarz, koroner lub lekarz sądowy muszą wypełnić świadectwo zgonu, podając w nim przyczynę śmierci oraz wymieniając symptomy, na których podstawie wypełniający doszedł do swojego wniosku. Problem w tym, że regularnie w tych formularzach pojawiają się niedopowiedzenia. Jeśli, na przykład, pijany kierowca zginie w wypadku samochodowym, często nie zostaje odnotowane, że znajdował się pod wpływem alkoholu. To samo dotyczy innych stygmatyzujących powodów, takich jak samobójstwo czy błąd lekarski. Większego zainteresowania nie wzbudzają również dziesiątki tysięcy infekcji wywołanych przez antybiotykooporne bakterie.

Z powodu wszystkich tych niedociągnięć obraz zdrowia publicznego jest dość wykrzywiony. A brak dokładnej wiedzy na temat tego, na co umieramy, może prowadzić do wadliwego wydawania funduszy na opiekę medyczną. Tymczasem wiemy już przecież, skąd biorą się te błędy i jak się przed nimi uchronić.

Największym problemem są same formularze. Poszczególne stany USA, hrabstwa i niektóre miasta mają własne systemy gromadzenia danych na temat zgonów, a jeden stan – Wirginia Zachodnia – do dziś nie wprowadził standardowego certyfikatu ustalonego w 2003 roku. Inną przyczyną jest to, że dokumenty są wypełniane niedokładnie lub niekompletnie. Ze świadectwa zgonu możemy się, na przykład, dowiedzieć, że jakaś osoba zmarła na „raka płuc”, gdy w rzeczywistości był to przerzut guza z jajnika. W rezultacie statystki dotyczące występowania jakiegoś nowotworu rosną, kosztem innych przyczyn.

Sytuację mogą pogorszyć niedostateczne kwalifikacje osoby wypełniającej formularz. Bywa, że nie jest to lekarz. Na przykład, przegląd przeprowadzony w Teksasie wykazał, że na 254 hrabstwa aż w 241, w których łącznie mieszka 60% ludności tego stanu, osobą najczęściej wypełniającą formularz zgonu, który nastąpił poza szpitalem, jest sędzia pokoju, który na co dzień orzeka o winie w różnych drobnych sprawach, choćby wykroczeniach drogowych. Takie osoby są w większości policjantami lub nauczycielami i niewiele wiedzą o określaniu przyczyn zgonów. W teorii powinni się skonsultować z lekarzem, ale nie zawsze tak robią. W całym kraju wciąż w 28 stanach koroner zastępuje lekarza sądowego w co najmniej jednym hrabstwie.

Problem wykracza jednak poza brak odpowiednich szkoleń i niedbałe wypełnienie dokumentów. Nawet na standardowych formularzach brakuje „okienek”, w których można byłoby podać jako przyczynę zgonu samobójstwo albo infekcję bakteriami antybiotykoopornymi. Ostatnio Reuters we współpracy z Centrum Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) w Atlancie przejrzał świadectwa zgonów, szukając jakichkolwiek sugestii wskazujących na obecność opornych bakterii jako przyczynę zgonu. Wnioski zdumiały. Oszacowano, że w USA w latach 2003–2014 zmarło z tego powodu 180 tys. osób. Także zgony związane z konsumpcją alkoholu są często błędnie dokumentowane. Z analizy dokumentów z lat 1999–2009 wynika, że oficjalnie jedynie 3% wypadków śmiertelnych na drogach miało związek z alkoholem – tymczasem dane z krajowej ewidencji bezpieczeństwa drogowego wskazują, że liczba ta była siedmiokrotnie wyższa. Badania opublikowane niedawno w BMJ sugerują, że brak odpowiednich pozycji w formularzach pozwala także ukrywać błędy lekarskie, podczas gdy powinny być one uznane za trzecią w kolejności przyczynę zgonów w USA. (CDC podważa te szacunki i ocenia, że przyczyną zbyt rzadkiego wpisywania błędów lekarskich jest obawa przed procesem sądowym oraz niechęć do przyznania się do niewłaściwego postępowania.)

Sprawdzonym sposobem na te bolączki jest podniesienie jakości szkoleń. Ze statystyk opublikowanych ponad dekadę temu w Nowym Jorku wynikało, że mieszkańcy tego miasta umierają 1,7 razy częściej na choroby wieńcowe w porównaniu ze średnią krajową. Kiedy jednak władze miasta zobowiązały lekarzy do odbycia szkoleń z zakresu wypełniania świadectw zgonu, liczba ta znacznie zmalała. Lekarze zaczęli być bardziej skrupulatni także w odniesieniu do innych chorób, na przykład poważnych infekcji. Inne miasta i stany powinny pójść tą drogą. Takie szkolenia należałoby przeprowadzać na uczelniach medycznych, a potem powtarzać. Gdzieniegdzie czynione są starania, aby takie kursy stały się elementem systemu kształcenia ustawicznego. Należy wspierać te wysiłki. Stany i hrabstwa powinny też wprowadzić przepisy wyraźnie nakazujące nieprofesjonalistom konsultowanie się z lekarzami podczas wypełniania formularzy zgonu.

Kolejnym sposobem może być wprowadzenie elektronicznych świadectw zgonu. Wtedy informacje o przyczynach śmierci będą trafiały szybko do krajowych baz danych. Takie certyfikaty ułatwiałyby też gromadzenie bardziej szczegółowych informacji. Na przykład, wymuszałyby wpisanie lokalizacji pierwotnego nowotworu. Takie działania nie mogą oczywiście naruszać prawa do ochrony prywatności pacjenta: w tym roku CDC uruchomi pilotażowy projekt polegający na szybkim usuwaniu danych identyfikujących w formularzach trafiających do naukowców zajmujących się zdrowiem publicznym.

Mając lepsze informacje na temat przyczyn zgonów, będziemy mogli podejmować lepsze decyzje dotyczące finansowania służby zdrowia. Staniemy się zdrowsi, wiedząc lepiej, co nas zabija.

Świat Nauki 5.2017 (300309) z dnia 01.05.2017; Wokół nauki; s. 6