Rosiczka to wojowniczka. Mechanizm obronny wykorzystała do zabijania
Rośliny nie są bierne w starciu z agresorami. Nie wszystkie wytwarzają kolce, ciernie, trucizny i inną broń, ale wszystkie starają się zachować integralność skórki, czyli tkanki okrywającej (ewentualnie wytwarzają w jej miejsce grubą korę). A w razie zranienia uruchamiają procesy fizjologiczne prowadzące do zabliźnienia.
Procesy te monitoruje się głównie u rzodkiewnika pospolitego, który jest najlepiej przebadanym gatunkiem modelowym roślin kwiatowych. U niego w ciągu kilku godzin po zranieniu uaktywniają się szlaki transportu jonów wapnia, stymulujące syntezę kwasu jamonowego biorącego udział w mechanizmach obronnych. Nie są to reakcje błyskawiczne, jak ruch mimozy, choć silne uderzenie może dawać szybsze efekty niż muśnięcie kroplą deszczu czy odnóżami owada. Mimo że z takim delikatnym dotykiem mogą przybyć zarodniki grzybów czy bakterie czyhające na lukę w skórce.
Grupa amerykańskich fizjologów roślin przyjrzała się jak to wygląda u rosiczki łyżeczkowatej (Drosera spatulata) i opublikowała wyniki w „PNAS”. Rzeczywiście, wszystko przebiega mniej więcej tak samo, gdy się w jej liście uderzy. Natomiast lekkie muskanie – także, jak można się domyślić, wywołane przez żywą muszkę owocową – powoduje zamknięcie się liścia i uwolnienie substancji trawiących.
Molekularnie również zaczyna się jednak od zmian w stężeniu jonów wapnia i wytwarzania kwasu jamonowego. Badacze twierdzą, że świadczy to o ewolucyjnej bliskości obu procesów. Zapewne przodkowie rosiczek, jak wszystkie rośliny, wykorzystywali ten szlak metaboliczny do procesów chroniących przed niekorzystnymi skutkami nadgryzienia przez owady i nadal w pewnych okolicznościach tak się dzieje. Jednak w pewnym momencie poszli dalej. W myśl zasady, że najlepszą obroną jest atak, mechanizm do tej pory obronny wykorzystali do zabijania owadów zbytnio zainteresowanych ich liśćmi.