Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Ryszard Kajzer / Archiwum
Struktura

Jak klimat wpływał na dzieje naszej cywilizacji? Nowa kontrowersyjna książka

Czy ludzie byli pionkami w rozgrywce z siłami natury, czy też ustalali jej reguły? Brytyjski historyk Peter Frankopan szuka odpowiedzi na to pytanie w swojej nowej kontrowersyjnej książce.

Byłoby wspaniale, gdyby istniało jakieś proste, piękne i uniwersalne równanie – na wzór E=mc² Einsteina – tłumaczące, jak klimat wpływał na kształt ludzkiej historii. Zamiast tego wszystko zdaje się komplikować. Danych przybywa w tempie odwrotnie proporcjonalnym do wyjaśnień dających się przełożyć na prosty język. Badacze wycofują się więc na swoje wyspecjalizowane poletka – historii środowiskowej, historii energii – bądź oferują dość mgliste objaśnienia o ekosystemach, które mają swoją odporność na wstrząsy, ale nadwyrężone kolejnymi „uderzeniami” w końcu upadają.

Stworzenie spójnej syntezy wyjaśniającej, jak klimat wpływał na dzieje cywilizacji wydaje się niemal niemożliwe. Są tacy, którzy próbowali to robić fragmentarycznie. Geoffrey Parker, wybitny brytyjski historyk nowożytności, zajął się kwestią tzw. małej epoki lodowcowej (od ok. 1300 do 1850 r.), a konkretnie jej wpływem na wielki kryzys siedemnastego stulecia. W książce „Globalny kryzys. Wojna, zmiany klimatyczne i katastrofa w XVII wieku” z 2013 r. przytoczył wiele przykładów na to, że bunty, wojny domowe i rebelie, które w tamtym czasie wstrząsały światowym porządkiem, zbiegły się z okresem bezprecedensowego spadku globalnych temperatur. Parker poprzestał na sugestii, że klimat mógł mieć tu znaczący wpływ.

O krok dalej poszedł Dagomar Degroot, historyk środowiskowy z Georgetown University. Sięgnął zdecydowanie do danych ilościowych, zarzucił sieci badawcze bardzo szeroko, zawężając jednocześnie obszar badań do Niderlandów w latach 1560–1720. Jego książka „The Frigid Golden Age” z 2018 r. dowodzi, że klimat wpłynął na historię tego obszaru – na model gospodarczy, a nawet na sukcesy militarne (zmieniający kierunek wiatru nad kanałem La Manche bezpośrednio pomógł flocie w bitwach z Anglikami). Najnowszą i najbardziej ambitną dotychczas próbę przerzucenia mostu między naturą i historią podjął Peter Frankopan, profesor historii globalnej na University of Oxford. Uczony z ambicjami oraz temperamentem polihistora, którego „Jedwabne szlaki” z 2015 r. sprzedały się na świecie w ponadmilionowym nakładzie.

Tamta książka pokazała, że Frankopan ma niezaprzeczalny talent do tworzenia wielkich syntez. Napisał w niej historię świata z perspektywy cywilizacji Wschodu: Chin, Indii, Persji, imperium arabskiego. W jego ujęciu impulsy dla najbardziej znaczących wydarzeń w dziejach – jak narodziny chrześcijaństwa czy wyprawy krzyżowe – wychodziły właśnie stamtąd. A Europa twórczo je rozwijała. Opowieść o długu, jaki Zachód zaciągnął u reszty świata, nie jest specjalnie odkrywcza, a naukowcy (m.in. Jack Goody w „Kradzieży historii”) pisali o tym od dawna. Ale wyjątkowość „Jedwabnych szlaków” polega na spójności, czasami wręcz totalności, prezentowanej wizji.

Najnowsze dzieło Frankopana „The Earth Transformed. An Untold Story” („Ziemia odmieniona. Nieopowiedziana historia”) liczy ponad 500 stron tekstu i 200 stron przypisów. Z ogromu dostępnego materiału historycznego – źródeł pisanych, danych archeologicznych, paleoklimatycznych i statystycznych – Frankopan próbuje wydestylować obejmującą tysiące lat i cały glob narracyjną, wciągającą opowieść o zmianach klimatu na tle dziejów ludzkości.

Nie tylko susza pognębiła Majów

Dotychczas najczęściej było tak, że ustalenia historii środowiskowej i wszelkie inne argumenty na rzecz ingerencji klimatu w bieg dziejów zbywano jako nieistotne. Uznawano bowiem, że i tak o wszystkim decydują „struktury” gospodarcze lub wielkie „klastry” cywilizacyjne. Tego zdania byli m.in. Fernand Braudel czy Emmanuel Le Roy Ladurie przedstawiciele wpływowej francuskiej szkoły historiograficznej Annales.

Zmiana nastąpiła na przełomie XX i XXI w., gdy klimat z impetem wkroczył na pole nauk historycznych. Z elementu bez znaczenia stał się magicznym niemal wyjaśnieniem wszystkich politycznych nieciągłości i zerwań. Badacze zaczęli upatrywać w nim nowy, destrukcyjny czynnik niszczący społeczeństwa, państwa i gospodarki. Ów uproszczony model ma swój powab, ponieważ oferuje jedną, prostą odpowiedź na niezwykle skomplikowane problemy. „Strzelby, zarazki, maszyny” Jareda Diamonda i opisany tam przypadek Wyspy Wielkanocnej czy „Los Rzymu” Kyle’a Harpera, pokazujący upadek Cesarstwa Rzymskiego z perspektywy czynników środowiskowych, ściągnęły na siebie oskarżenia o klimatyczny determinizm właśnie dlatego, że miejscami traktowały opisywane społeczności jako bezwolne ofiary środowiska, niezdolne do przystosowania się do nowych warunków.

Na szczęście Frankopan jest bardziej zniuansowany. Przykład: erupcja wulkanu Okomk na Alasce w 43 r. p.n.e. i spowodowane przez nią gwałtowne ochłodzenie w basenie Morza Śródziemnego, raczej nie było odpowiedzialne za upadek systemu republikańskiego w Rzymie i przejście w stronę cesarstwa. Wydarzenie to „spotęgowało istniejące już społeczne i ekologiczne problemy, zaogniło kryzys, ujawniając pęknięcia w systemie”.

Przesadą jest więc też twierdzenie, że upadek klasycznej cywilizacji Majów w IX w. n.e. był nieunikniony z powodu wieloletnich susz oraz zużycia miejscowych zasobów. Tamte społeczności od dawna mierzyły się bowiem z głęboko zakorzenionymi problemami. Ich „upadek” nie był nagły, a wiele ośrodków nie tylko nie zmarniało, ale wręcz rozkwitło.

Oczywiście Frankopan nie jest pierwszym, który pisze o załamaniu cywilizacji jako o procesie wieloczynnikowym, podatnym na deformacje przez nadmierne uproszczenia. Autorem niezwykle frapującego, a zarazem przekonującego modelu jest amerykański archeolog i historyk Eric H. Cline. W swojej książce poświęconej gwałtownemu końcowi epoki brązu w XII w. p.n.e. („1177 przed Chr. Rok, w którym upadła cywilizacja”) odwołał się do tzw. teorii złożoności. Cline przekonuje, że cywilizacja epoki brązu była systemem nią właśnie opisywanym. Kiedy we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego pod koniec XII w. p.n.e. wystąpiło jednocześnie kilka „stresorów” – okresowe susze, migracje ludności, zerwania sieci handlowych – została uruchomiona reakcja łańcuchowa, która doprowadziła do upadku całego systemu.

Nie bóg się gniewał w Akadu

Frankopan przestrzega, by nie ufać kronikarzom. Byli oni tak samo głodni sensacji, co współczesne portale plotkarskie. Najlepszym przykładem jest upadek mezopotamskiego królestwa Akadu, uznawanego za jedne z pierwszych imperiów w dziejach. Najwcześniejsze informacje o przyczynach jego upadku w XXII w. p.n.e. pochodziły głównie z wierszowanego utworu nazywanego „Klątwą Akadu”, który w pełen dramaturgii sposób opisał straszną suszę, masowy głód, wyludnienie całych prowincji oraz polityczny chaos. Jego autor za przyczynę tych nieszczęść uznał grzechy ostatniego króla Akadu Naram-Sina, który rozgniewał bogów swoją zuchwałością.

Współczesna nauka umożliwia zweryfikowanie takich relacji. Prowadzone od dekad na całym obszarze północnego Iraku i północno-wschodniej Syrii badania archeobotaniczne i archeozoologiczne pozwoliły ustalić, że pomimo uciążliwej suszy nie doszło do żadnego wyludnienia. Najnowsze analizy biochemiczne ludzkich kości z północnej Mezopotamii ok. XXII w. p.n.e. wykazały z kolei, że nie nastąpiła też dramatyczna zmiana w lokalnej gospodarce ani diecie żyjących tam ludzi. Słowem, upadek Akadu miał więcej wspólnego ze strukturą imperium, niestabilnością wewnątrz panującej dynastii bądź najazdem koczowniczych Gutejów niż zmianą klimatu.

Frankopan zauważa też, że spektakularne upadki państw bądź imperiów najczęściej ograniczały się do struktury politycznej. Trzymając się Akadu: największymi przegranymi zawalenia się państwa była dynastia Sargona, jej najbliżsi współpracownicy i pałacowe elity. Tymczasem dla tzw. zwykłych ludzi życie najpewniej toczyło się własnym torem. Dla niektórych, np. niewolników, polityczny chaos mógł być wręcz zbawienny, bo ich dotychczasowi ciemiężyciele stracili władzę.

Upadek miast i zanik monumentalnego budownictwa również nie musi być wskaźnikiem krachu cywilizacji. Majowie po IX w. porzucili niektóre ze swych miast, lecz ich kultura nadal trwała. W XV w. Khmerowie opuścili Angkor (w pewnym momencie największe miasto świata), ale nie rozpuścili się w mrokach dziejów. Ich społeczności oraz struktura władzy ewoluowały, przybierając bardziej horyzontalny charakter.

Autor „The Earth Transformed” zmaga się też z monumentalnym pytaniem, w jakim stopniu ludzie byli pionkiem na szachownicy sił natury, a w jakim sami ją kształtowali. Ważnym – być może najważniejszym w ostatnich latach – głosem obalającym tezę „pionka” są „Narodziny wszystkiego”, głośna książka Davida Graebera i Dawida Wanegrowa, gdzie jednym z centralnych zagadnień jest pytanie czy czynniki środowiskowe determinują kształt społeczeństwa? Autorzy zastanawiają się np., dlaczego pradawni mieszkańcy Kalifornii konsekwentnie odrzucali rolnictwo, choć czynniki środowiskowe oraz klimatyczne wybitnie sprzyjały uprawie? Graeber i Wanegrow zasadniczo sprzeciwiają się wszelkiemu determinizmowi, w tym determinizmowi środowiskowemu. W ich ujęciu ludzie nie są automatami żyjącymi w czysto racjonalnej fantazji i często nie podążają ścieżką „optymalnego wykorzystania zasobów”. Główną siłą pociągającą za sznurki historii jest natomiast ludzka sprawczość, nazywana kiedyś wolną wolą, i to właśnie jej autorzy „Narodzin wszystkiego” starają się przywrócić należne miejsce w biegu dziejów.

Ciepło stworzyło miasta

Wspomniana sprawczość jest właśnie problemem, który od lat intryguje naukowców zajmujących się historią środowiskową. Bazując na źródłach przyrodniczych, starają się oni stworzyć bardziej subtelny obraz przeszłości. Wedle ich interpretacji każde społeczeństwo dysponuje jakimś poziomem odporności na szok, a kryzysy spowodowane np. suszą pobudzają je do reakcji obronnej i twórczego wykorzystania istniejących zasobów. Jednym z tych uczonych jest Adam Izdebski, historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Max Planck Institute for the Science of Human History. Jego książka „Średniowieczni Rzymianie i przyroda” (2018 r.) wraz z artykułem na łamach „Nature” (2021 r.), którego był współautorem (razem ze wspomnianym już Dagomarem Degrootem), prezentują przekonujący obraz wielkich systemów społeczno-przyrodniczych, gdzie ludzie są jednocześnie elementem kształtującym środowisko, jak i przez nie kształtowanym.

Podobnie jest z „The Earth Transformed”. Frankopan pokazuje relacje człowieka jako niekończący się proces przemian – czasami twórczych, czasami niszczących. Zaczyna od tego, że ok. 12 tys. lat temu globalna temperatura na Ziemi zaczęła wzrastać, zapowiadając epokę znaną jako holocen. Ów okres zbiegł się w czasie z zasadniczą zmianą w dziejach Homo sapiens: „Rolnictwo może nie było niemożliwe przed nastaniem holocenu, ale po jego nadejściu warunki stały się dużo bardziej korzystne” – pisze Frankopan. Nie wiadomo zatem, czy rewolucja agrarna, która ogromnie zwiększyła populację Homo sapiens oraz dała początek pierwszym miastom, w ogóle by się rozpoczęła, gdyby klimat się nie ocieplił. Później ludzkim społecznościom nie pozostawało nic innego, jak odsuwać od siebie ryzyko, wynajdując nowe sposoby życia w zmieniającym się środowisku.

Oczywiście ludzie już od czasów rewolucji agrarnej przekształcali planetę, wpływając tym samym na klimat. Robili to jednak na stosunkowo niedużą skalę. Zmiana nastąpiła stosunkowo niedawno – w epoce imperiów kolonialnych i późniejszej rewolucji przemysłowej. Wprawienie w ruch i rozwój globalnego handlu dało początek daleko idącym zmianom. Gatunki zwierząt oraz roślin z odrębnych do tej pory biosfer zaczęły się mieszać. Dzięki transoceanicznym statkom nieznane patogeny siały spustoszenie w nowych ekosystemach. Co gorsza praktyki zainicjowane przez kolonialne mocarstwa europejskie sprowokowały kryzys, z którym ludzkość mierzy się dziś. Działalność osadnicza i oparty na niewolnictwie plantacyjny model gospodarki wiązały się z radykalną zmianą w ekosystemach, które przedtem bazowały na zrównoważonym modelu użytkowania ziemi przez rdzenną ludność.

Człowiek chciał wszędzie Europę

Tutaj Frankopan pierwszy raz trochę zawodzi. Poświęca co prawda cały rozdział kolonialnej eksploatacji natury i ludzi, ale jakby w pełni nie wykorzystuje drzemiącego w tamtej epoce ogromu materiału do analizy. Kolonializm oznaczał bowiem dogłębną zmianę w stosunku człowieka do natury. To właśnie wówczas rodzi się idea niczym nieograniczonego wzrostu. Ludzie – w tym wypadku Europejczycy – długo uwięzieni w świecie skończonych dóbr, przede wszystkim ziemi, uzyskali możliwość zdobycia nieograniczonych (ich zdaniem) zasobów, drogą eksploatacji zamorskich ziem i ich mieszkańców. Dostrzegli to również autorzy opublikowanego w 2022 r. raportu Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC), którzy wprost określili kolonializm jako historyczną przyczynę aktualnego kryzysu klimatycznego.

Frankopan docenia wagę tej zmiany, ale nie ryzykuje analogii, która ukazywałaby cały proces oraz wagę jego konsekwencji. Analogię, jakiej dokonał choćby Amitav Ghosh, urodzony w Kalkucie prozaik, który w swojej książce-eseju „The Nutmeg’s Curse” („Klątwa muszkatu”) zestawił kolonializm z terraformowaniem – zaczerpniętym z literatury science fiction terminem opisującym proces kształtowania obcych planet na podobieństwo Ziemi. Wszędzie, gdzie się pojawili, osadnicy chcieli przecież tworzyć Europy: Nową Anglię, Nową Szkocję i Nową Hiszpanię w Ameryce Północnej. Kolonialne terraformowanie objawiało się poprzez przesiedlenia ludności, sprowadzanie gatunków inwazyjnych, stopniowe wymieranie gatunków rodzimych, plantacyjną gospodarkę oraz inne metody intensywnej uprawy.

Połączenie kolonializmu z obecnym kryzysem klimatycznym prowokuje z kolei frapujące pytania, np. o klimatyczny negacjonizm w postosadniczych społeczeństwach o europejskim pochodzeniu. Czy negacjoniści zrzucają z siebie w ten sposób odpowiedzialność za zmiany zapoczątkowane przez ich przodków? Frankopan ich nie stawia, co u czytelnika pozostawia niedosyt.

Bardzo sprawnie prowadzi jednak narrację o tym, jak rasizm współgrał z ideą „wyższości cywilizacyjnej”, aby eksploatować kolonie i podporządkować sobie naturę w imię postępu. Dopiero niedawno uczeni zwrócili uwagę na ekologiczny aspekt deterministycznych ideologii, jak nazizm czy komunizm. Timothy Snyder w „Czarnej ziemi” wysunął tezę, że nie da się zrozumieć Holokaustu, nie doceniwszy roli ekologicznej paniki (strachu o zasoby), o której Hitler mówił i pisał na długo przed objęciem władzy.

Bolszewicy z kolei konsekwentnie podejmowali próby wyrwania się spod władzy natury. Przekonani, że poznali prawa rządzące historią, postanowili doprowadzić ludzkość do założonego przez siebie „końca” bez względu na koszty i opór materii. Stąd faraońskie z ducha i niszczycielskie z punktu widzenia środowiska projekty, jak wykorzystanie wód zasilających Jezioro Aralskie do stworzenia w Uzbekistanie „imperium bawełny” czy „nowa biologia” Trofima Łysenki, która podważała znaczenie genów w przekonaniu, że człowiek może dowolnie kształtować przyrodę.

Czy książki jak „The Earth Transformed” są potrzebne? Wydawałoby się, że w trzeciej dekadzie XXI w. nikt nie czuje obligu wysłuchiwania wykładów o tym, że zarówno losy budowanych na przestrzeni tysiącleci cywilizacji (włącznie z naszą), jak i indywidualne działania oraz decyzje, nie tylko mają wpływ i kształtują ekosystem, lecz także są przez niego ograniczone. Mimo wszystko ta głęboka współzależność, nierozłączność człowieka od natury – na pozór przecież oczywista – wciąż domaga się, by o niej przypominać.

Frankopan to robi, wylewając przy tym kubeł zimnej wody na głowy orędowników nieograniczonego wzrostu i kapłanów technologii zdolnej zbawić świat. Tworzy dobrze uzasadniony, żywy obraz trudny do zignorowania. I nie, nie odkrywa przy tym żadnego uniwersalnego prawa o wpływie klimatu na historię. Być może dlatego, że jedyna prawda na ten temat po prostu nie istnieje.

mat. pr.The Eearth Transfrormed

Peter Frankopan,
The Earth Transformed: An Untold History,
wyd. Bloomsbury Publishing,
s. 736