Metafizyka przyszłości
John Schellenberg dostrzega braki współczesnych form życia religijnego ludzkości. W książce „Religia ewolucyjna” postuluje nowe spojrzenie na religię, ponieważ dotychczasowe formy kultów są w jego opinii naznaczone piętnem niedojrzałości.
Do wniosków dochodzi na podstawie koncepcji czasu głębokiego, sformułowanej w XVIII w. przez Johna Huttona, który doszedł do wniosku, że okres istnienia naszej planety daleko przekracza wszelakie dotychczasowe wyobrażenia na ten temat. Schellenberg podaje liczby. Otóż ludzkość ma za sobą ledwo 6 tysięcy lat dociekań religijnych, a biorąc pod uwagę średni okres trwania gatunków hominidów, Homo sapiens ma przed sobą blisko 600 tys. lat istnienia. Ten niewyobrażalny okres może ulec przedłużeniu, jeśli wykorzystamy narastające lawinowo możliwości ewolucji kulturowej i technologicznej. Wedle szacunków naukowców nasza planeta przestanie się nadawać do życia wówczas, gdy temperatura Słońca wzrośnie o 10% – wtedy wyparują oceany; szacuje się, że moment ów nastąpi za jakiś miliard lat. Szacunki te dają ludzkości właściwie niewyobrażalne możliwości rozwojowe. Rzecz jasna, autor zdaje sobie sprawę z możliwości wcześniejszego zniknięcia naszego gatunku z powierzchni Ziemi, ale to nie zniechęca go do snucia wizji daleko sięgających – wszak i inne gatunki mogą wyewoluować na tyle, by tworzyć własne formy metafizycznych refleksji; czasu mają w bród. Istnieje wprawdzie jeszcze przynajmniej jedna wątpliwość – otóż nasi potomkowie mogą po prostu nie potrzebować do niczego religii, ergo – rozważania tego typu zanikną. Schellenberg jednak nie dopuszcza podobnej myśli – religie wykształciły się w toku rozwoju ewolucyjnego naszego gatunku, a zatem ich przydatność dla naszego przetrwania jest niewątpliwa. Problem stanowią tylko przestarzałe formy religijności, nieprzystające do szybko zmieniającej się rzeczywistości.
John L. Schellenberg: Religia ewolucyjna, przeł. Tomasz Sieczkowski, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2020