W oku krótko­wzrocznym światło ogniskowane jest przed siatkówką. W oku krótko­wzrocznym światło ogniskowane jest przed siatkówką. Mrs_Bazilio / Shutterstock
Zdrowie

Jak słońce wpływa na nasze zdrowie

Odwarstwienie siatkówki przebiega bezboleśnie i często jest wykrywane po kilku latach. Typowym sygnałem są błyski, mroczki i kształty w polu widzenia. Przedarciowe odwarstwienie siatkówki pojawia się, gdy płynna część ciała szklistego dostaje się pod siatkówkę.VectorMine/Shutterstock Odwarstwienie siatkówki przebiega bezboleśnie i często jest wykrywane po kilku latach. Typowym sygnałem są błyski, mroczki i kształty w polu widzenia. Przedarciowe odwarstwienie siatkówki pojawia się, gdy płynna część ciała szklistego dostaje się pod siatkówkę.
W niektórych typach neuronów neuroprzekaźnikiem jest dopamina.VectorMine/Shutterstock W niektórych typach neuronów neuroprzekaźnikiem jest dopamina.
Stwardnienie rozsiane jest wynikiem uszkodzenia neuronalnych ­osłonek ­mielinowych. W proces ten zaangażowane są komórki układu odpornościowego.Molecular Sensei/Shutterstock Stwardnienie rozsiane jest wynikiem uszkodzenia neuronalnych ­osłonek ­mielinowych. W proces ten zaangażowane są komórki układu odpornościowego.
materiały prasowe
Czy epidemia krótkowzroczności wynika z tego, że za mało przebywamy na słońcu? Czy jego światło może mieć wpływ na nasz organizm, zanim jeszcze przyjdziemy na świat? Dlaczego cukrzyca typu 1 , astma, wysokie ciśnienie krwi czy miażdżyca występują częściej u ludzi mieszkających tam, gdzie w miesiącach zimowych dni są krótkie?

Ian Morgan twierdzi, że był kiedyś światowym ekspertem w dziedzinie badań nad siatkówką gałki ocznej drobiu. Najbardziej interesowało go to, w jaki sposób czułość oka przełącza się ze światła słabego na mocne w procesie obejmującym sygnalizację komórkową z udziałem dopaminy. „Jeżeli opowiadasz o tym przy kolacji, ludzie zasypiają”, mówi Morgan ze swoim silnym australijskim akcentem. „Ale jeżeli powiesz im, że pracujesz nad lekarstwem na krótkowzroczność, siadają wyprostowani i zaczynają słuchać – szczególnie jeżeli wspomnisz, że twoja praca może zmienić los milionów dzieci w Chinach”.

Wschodnia Azja boryka się z istną epidemią krótkowzroczności, schorzeniem, które, podobnie jak krzywica, pojawia się w dzieciństwie. W wielu obszarach miejskich – włączając w to Kanton – krótkowzroczność dotyka często ponad 90% ludzi, podczas gdy 60 lat temu krótkowidzami było zaledwie od 10 do 20% Chińczyków. Zupełnie inaczej jest u Morgana, w rodzinnej Australii, gdzie krótkowidzami jest zaledwie 9,7% dzieci.

Kanton, miasto w południowej części Chin, leży w sercu jednego z najbardziej zaludnionych i zabudowanych obszarów na naszej planecie. Znajduje się tam też największy szpital okulistyczny w Chinach, gdzie Morgan pracuje gościnnie – jednak nawet tam trudno jest sprostać skali zapotrzebowania. Są dni, kiedy liczba pacjentów jest tak wielka, że nie można przejść przez korytarz. Jednak mogą oni i tak mówić o szczęściu: w niektórych obszarach wiejskich mylne przekonanie, że okulary uszkodzą dzieciom wzrok, oznacza, że w ogóle nie są poddawane leczeniu. A nie widząc tego, co jest na tablicy, pozostają z nauką w tyle za rówieśnikami.

Ponieważ w Australii tak niewielki procent ludzi jest krótkowidzami, na początku swojej kariery Morgan nie był nawet do końca pewien, czym tak naprawdę jest krótkowzroczność. Mimo to od czasu do czasu wpadały mu w ręce opracowania na ten temat, któregoś dnia postanowił więc, że zacznie je czytać. Nauczył się dzięki temu dwóch rzeczy: 1) chociaż w wielu książkach powiedziane jest, iż krótkowzroczność to przypadłość genetyczna, tempo jej rozpowszechniania wzrasta szybciej, niż mogłoby to wyjaśnić prawo naturalnej selekcji; 2) krótkowzroczność nie oznacza po prostu konieczności noszenia okularów – jest też najczęstszą przyczyną ślepoty u dorosłych.

Kiedy Morgan usłyszał o gwałtownie narastającym zjawisku krótkowzroczności we wschodniej Azji, ujrzał w tym sposobność dokonania prawdziwej zmiany w życiu ludzi, rozpoczął więc badania. Pierwszym zadaniem, które sobie postawił, było odkrycie, jaka była częstotliwość występowania tego schorzenia w Australii w porównaniu z sąsiadującymi z nią krajami azjatyckimi. Wyniki badań były wstrząsające . W Australii krótkowzroczność występowała u 1% dzieci, które ukończyły siedem lat; w Singapurze było to 30%. Chcąc sprawdzić, jakie znaczenie ma w tym przypadku genetyka, Morgan zbadał rozmiary zjawiska krótkowzroczności u dzieci pochodzenia chińskiego wychowanych w Australii: wada występowała jedynie u 3%. „Jedynym czynnikiem, który przychodził nam do głowy, była zgłaszana przez dzieci różnica w ilości czasu, jaki spędzały na powietrzu”, mówi Morgan. Dalsze badania pokazały, że podczas gdy dzieci w Australii spędzały na zewnątrz cztery do pięciu godzin dziennie, w Singapurze było to jakieś pół godziny.

Krótkowzroczni domatorzy

Teorię Morgana, że światło, na które wystawiamy się, będąc na zewnątrz, może działać ochronnie na wzrok, wzmocniła dodatkowo seria eksperymentów przeprowadzonych na zwierzętach w innych laboratoriach. Stwierdzono, że u kurcząt, które dorastały w przyciemnionym świetle, zagrożenie krótkowzrocznością było o wiele większe niż u tych żyjących w jasnym otoczeniu. Inne badania wykazały, że u kurcząt hodowanych w świetle przypominającym dzienne nie powstały eksperymentalne formy krótkowzroczności.

Krótkowzroczność występuje wówczas, kiedy gałka oczna zbytnio się wydłuża, w wyniku czego światło z odległych obiektów skupia się w pewnej odległości przed siatkówką, a nie bezpośrednio na niej. W ciężkich przypadkach wewnętrzne części oka rozciągają się i są cienkie, co powoduje powikłania, takie jak zaćma, odwarstwienie siatkówki, jaskra oraz ślepota. Przypuszcza się obecnie, że światło stymuluje wydzielanie dopaminy w siatkówce, co blokuje proces wydłużania się gałki ocznej w trakcie jej kształtowania (niestety jasne światło raczej nie leczy krótkowzroczności u dorosłych). Stężenie dopaminy w siatkówce regulowane jest przez rytm dobowy i zazwyczaj wzrasta za dnia, sprawiając, że oko przełącza się z widzenia nocnego na dzienne. Według tej teorii przy braku jasnego światła dziennego rytm ten zostaje zakłócony, powodując opóźnienie rozwoju oka. Dalsze badania pokazują, że okresowa ekspozycja na działanie jasnego światła – czego doświadczamy normalnie, jeżeli spędzamy dużo czasu na zewnątrz, żyjąc na naszej wirującej wokół swojej osi planecie – chroni nawet bardziej przed krótkowzrocznością wywołaną w sposób eksperymentalny.

Jak na ironię, biorąc pod uwagę możliwy wpływ krótkowzroczności na edukację dzieci, to właśnie pragnienie, by dzieci osiągały najwyższe wyniki w szkole, przyczynia się do tego problemu we wschodniej Azji. Połączenie intensywnej nauki oraz stylu życia zniechęcającego dzieci do zabawy na zewnątrz pozbawia je dziennego światła – składnika kluczowego dla zdrowego rozwoju. „Dzieci nie wychodzą na zewnątrz w czasie przerw, bo słyszą, że nie służy to skórze; dziewczynki słyszą, że nigdy nie znajdą męża, jeżeli będą miały ciemną cerę”, mówi Morgan. „Tymczasem w Australii zakaz wyjścia na zewnątrz jest formą kary” .

Jednakże krótkowzroczność nie jest problemem wyłącznie we wschodniej Azji. Zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w Stanach Zjednoczonych częstotliwość występowania krótkowzroczności podwoiła się od lat 60. i w dalszym ciągu wzrasta. Przewiduje się, że do roku 2050 w Europie Zachodniej około 56% ludzi będzie krótkowidzami; ocenia się, że w Ameryce Północnej odsetek ten będzie wynosił 58%. Nawet Australijczycy, którzy kochają przebywać na zewnątrz, nie są odporni na trend spędzania coraz większej ilości czasu w pomieszczeniach, przed ekranami sprzętu elektronicznego. Przewiduje się, że z tego powodu do roku 2050 jakieś 55% Australijczyków będzie krótkowidzami. Jeżeli krótkowzroczność zaczyna się rozwijać, zazwyczaj postępuje do później młodości, jeżeli więc da się opóźnić moment powstania krótkowzroczności choćby o kilka lat, istnieje nadzieja, że może to bardzo znacznie zmniejszyć liczbę osób z poważną wadą wzroku oraz związanym z nią ryzykiem powikłań.

Rozwiązanie może być dość proste. W 2009 r. Morgan rozpoczął ambitny eksperyment weryfikujący jego teorię o ochronnych właściwościach światła dziennego w badaniu przeprowadzonym w Kantonie. W sześciu przypadkowo wybranych szkołach sześcioletnie i siedmioletnie dzieci każdego dnia musiały obowiązkowo uczestniczyć w dodatkowej czterdziestominutowej lekcji na wolnym powietrzu. Przed wyjściem do domu dzieci otrzymywały też zestawy zawierające przedmioty oznaczone logo programu, takie jak parasole, butelki z wodą oraz czapki; były też nagradzane, jeżeli udało im się wypełnić dziennik aktywności na wolnym powietrzu w czasie weekendu. Dzieci wybrane z innych sześciu szkół, będące grupą kontrolną, postępowały tak jak dotąd. Trzy lata później Morgan wraz ze współpracownikami porównali wskaźniki krótkowzroczności pomiędzy dwiema grupami szkół: w szkole, gdzie zarządzono działania na wolnym powietrzu, krótkowzroczność rozwinęła się u 30% dzieci, zaś u dzieci z grupy kontrolnej u 40%. Wydaje się, że nie jest to duża różnica, ale dzieci z Kantonu przebywały codziennie tylko o 40 min dłużej w świetle dziennym przez pięć dni w tygodniu w czasie trwania eksperymentu – choć to i tak znaczna zmiana w porównaniu z grupą kontrolną. Ponadto niewiele rodzin podjęło wyzwanie przebywania na zewnątrz częściej w czasie weekendu. „Nasza hipoteza jest taka, że należy dążyć do tego, by dzieci spędzały na zewnątrz 4–5 godz. dziennie, tak jak to robią dzieci w Australii”, mówi Morgan. Inne badania, przeprowadzone w Ameryce, pokazały, że u dzieci przebywających na zewnątrz od 10 do 14 godz. tygodniowo, czemu towarzyszy „uprawianie sportu oraz aktywność na wolnym powietrzu”, ryzyko krótkowzroczności spada mniej więcej o połowę w porównaniu z dziećmi, które były aktywne na świeżym powietrzu poniżej 5 godz. w ciągu tygodnia.

W szkołach na Tajwanie podjęto bardziej stanowcze starania. W 2010 r. rząd tajwański zapoczątkował inicjatywę nazwaną „Przerwa na wolnym powietrzu”. W ramach tej akcji zalecano, aby w szkołach podstawowych (do których uczęszczają dzieci w wieku od siedmiu do jedenastu lat) podczas przerw kierowano dzieci na zewnątrz, co dawało w sumie osiemdziesiąt minut dziennie. „Wyprowadzano uczniów na zewnątrz, wyłączano światła w klasach i zamykano je na klucz”, mówi Morgan. Po roku rząd ogłosił, że w szkołach, które przystąpiły do programu, występowanie krótkowzroczności zmniejszyło się o połowę. Tak stanowcze metody raczej nie sprawdzą się we wszystkich miejscach. Zmuszanie dzieci, by siedziały na zewnątrz bezpośrednio na słońcu, też nie jest zdrowe: oparzenia słoneczne w dzieciństwie czy młodości o ponad połowę zwiększają potencjalne ryzyko wystąpienia czerniaka, nowotworu skóry, w wieku późniejszym. Jednak unikanie słońca przez cały czas może spowodować inne dolegliwości. Krzywica w dalszym ciągu stanowi problem w wielu krajach wschodniej Azji – i powraca do zachodnich miast takich jak Londyn – w wyniku złego odżywiania i spędzania dużej ilości czasu w mieszkaniach.

Spod jakiego jesteś znaku?

Może nie jest to pytanie, którego spodziewalibyśmy się od naukowca, ale miesiąc urodzenia wydaje się mieć wpływ na nasze życie – a przynajmniej na nasz organizm i nasze zdrowie. Jeżeli ktoś urodził się w lecie, istnieje prawdopodobieństwo, że będzie wyższy niż przeciętny człowiek, z kolei dzieci urodzone jesienią mają zwykle większą wagę urodzeniową i wcześniej dojrzewają. Wpływ tego czynnika jest niewielki (w przypadku wzrostu chodzi o milimetry), lecz nie do podważenia. To trochę tak, jakby słońce miało podobny wpływ na rozwój człowieka co na rozrost fasoli lub kabaczków; i rzeczywiście, dzieci rosną szybciej wiosną i latem – podobnie jak włosy na głowie oraz męska broda .

Jednakże najsilniejszy związek między datą naszych narodzin a naszym późniejszym życiem dotyczy ryzyka zapadnięcia na określone choroby. Już w 1929 r. Moritz Tramer, szwajcarski psycholog, ogłosił, że osoby urodzone zimą są bardziej narażone na zachorowanie na schizofrenię; potwierdziły to ostatnie badania: na półkuli północnej u ludzi urodzonych między lutym a kwietniem istnieje o 5 do 10% większe ryzyko rozwinięcia się tej choroby niż u osób urodzonych w innych miesiącach . Jest ono prawie dwukrotnie większe niż w przypadku posiadania rodzica lub rodzeństwa chorego na schizofrenię. U dzieci urodzonych późną wiosną występuje większe ryzyko pojawienia się anoreksji oraz skłonności samobójczych w późniejszym życiu, a osoby urodzone jesienią są nieznacznie bardziej narażone na to, że wystąpią u nich ataki paniki oraz że wpadną w alkoholizm – dotyczy to zwłaszcza mężczyzn.

Co się za tym kryje? Wielu naukowców obwinia niedobór światła słonecznego – a szczególnie jego niedostateczną ilość w drugiej połowie ciąży. Wiadomo, że światło słoneczne jest kluczowym czynnikiem w produkcji witaminy D, zaś jej niedobór wiąże się z rozmaitymi zaburzeniami natury psychicznej i osłabieniem odporności. Próbowano znaleźć inne wyjaśnienia faktu, że miesiąc urodzenia wpływa na nasze zdrowie. Brano pod uwagę temperaturę otoczenia, dietę oraz poziom wysiłku fizycznego ciężarnych – czynniki te różnią się zależności od pory roku. U osób urodzonych pod koniec lata i wczesną jesienią – kiedy w domu jest więcej kurzu i rozwijają się tam roztocza – ryzyko zachorowania na astmę alergiczną jest większe o 40%, co prawdopodobnie ma związek z tym, w jakim okresie rozwijający się układ odpornościowy badanych był po raz pierwszy wystawiony na działanie alergenów . Ilość bakterii i wirusów, a także łatwość ich rozprzestrzeniania się również zależą od pory roku. Na przykład zimna i sucha pogoda powoduje, że mgiełka z wirusami, która powstaje, kiedy kichamy, utrzymuje się dłużej w powietrzu i łatwiej może dostać się drogą wziewną do organizmu innej osoby . Jeżeli kobieta w ciąży zostanie narażona na taką infekcję, może to mieć wpływ na rozwój układu odpornościowego jej dziecka.

Jednak głównym podejrzanym, jeżeli chodzi o przypadłości mające związek z miesiącem urodzenia dziecka, pozostaje ilość światła słonecznego działającego na matkę. Świadczyć o tym może chociażby fakt, że noworodki urodzone latem mają dwa razy większy poziom witaminy D we krwi niż noworodki urodzone zimą, co pokazuje, jak duża jest różnica pomiędzy tymi porami roku, jeżeli chodzi o ekspozycję matki na światło słoneczne. Ten czy może jakiś inny czynnik związany ze światłem słonecznym wydaje się mieć wpływ na to, w jaki sposób rozwija się organizm dziecka i na jakie choroby będzie ono podatne w przyszłości.

Słoneczna rewolucja

Działanie słońca jest kwestią, która dotyczy nie tylko ciąży: światło słońca zamieszane jest też w inne tajemnice medycyny. Rozmaite dolegliwości takie jak cukrzyca typu 1 , astma, wysokie ciśnienie krwi oraz miażdżyca występują częściej u ludzi mieszkających na wysokiej szerokości geograficznej – gdzie w miesiącach zimowych dni są krótsze, a światło słońca słabsze – w porównaniu z tymi, którzy żyją bliżej równika. Objawy tych chorób zwykle zmniejszają się w miesiącach letnich, kiedy jest tam więcej światła słonecznego.

Jedną z chorób, która najsilniej wiąże się z położeniem geograficznym, jest stwardnienie rozsiane (SM); co ciekawe, występuje ono też częściej u osób urodzonych wiosną. SM jest chorobą autoimmunologiczną, która atakuje osłonki nerwów w mózgu i w rdzeniu kręgowym. Niedawno przeprowadzona metaanaliza, łącząca wyniki 321 badań dotyczących występowania SM, wykazała, że na każdy stopień szerokości geograficznej oddalenia na północ lub na południe od równika przypada o 3,97 przypadka SM więcej na 100 tys. osób . SM występuje też trzy razy częściej u ludzi, którzy we wczesnej młodości i w okresie dojrzewania nie byli w wystarczającym stopniu wystawieni na działanie światła słonecznego.

Szukając charakterystycznego przypadku pokazującego wpływ światła słonecznego na częstotliwość występowania SM, przyjrzyjmy się tajemniczej „epidemii” tej choroby w słonecznym Iranie – kraju, gdzie teoretycznie powinna pojawiać się raczej rzadko. Również historycznie wskaźniki występowania stwardnienia rozsianego w Iranie były zawsze niskie, podobnie jak w innych krajach Bliskiego Wschodu. Jednak w latach 1989–2006  odnotowano ośmiokrotny wzrost liczby przypadków tej choroby – do 6 na 100 tys. osób . Głównym podejrzanym był brak witaminy D. Coraz wyraźniej widzimy, że jest ona ważna dla organizmu nie tylko z tego powodu, iż chroni kości i zęby. Receptory reagujące na witaminę D znajdują się w komórkach serca oraz w komórkach trzustki, które syntetyzują insulinę , a niedobór witaminy D wiąże się zarówno z chorobami układu krążenia, jak i cukrzycą typu 1 i 2. Witamina D wpływa na rozwój komórek mózgowych, komunikację między nimi oraz ich ogólny stan . Jest także wykorzystywana przez komórki układu odpornościowego – pomaga organizmowi bronić się przed infekcjami, a także wspomaga gojenie się ran. Co jest szczególnie istotne przy stwardnieniu rozsianym, witamina D wydaje się też pobudzać rozwój tak zwanych komórek regulatorowych układu immunologicznego, które mogą zapobiec sytuacji, gdy reakcja obronna organizmu wymyka się spod kontroli.

Niski poziom witaminy D u ciężarnej wiąże się z niemal dwukrotnie wyższym ryzykiem zachorowania jej dziecka na stwardnienie rozsiane w późniejszym wieku ; z kolei u młodych dorosłych mających wysoki poziom witaminy D ryzyko zapadnięcia na tę chorobę jest mniejsze.

Żyjąc stosunkowo blisko równika, w miejscu obfitującym w słoneczne dni, Irańczycy nie powinni cierpieć na brak sposobności, by wytworzyć wystarczającą ilość witaminy D. I do niedawna tak było. W połowie dwudziestego wieku Iran znajdował się pod silnym wpływem zachodniej mody i kultury. Ostatni szach Iranu, Mohammad Reza Pahlawi, który rządził krajem w latach 1941–1979, miał słabość do europejskich samochodów sportowych, koni wyścigowych oraz amerykańskich aktorek, nosił też zachodnie ubrania; natomiast aktorki oraz piosenkarki fotografowane były często w minispódniczkach i strojach kąpielowych. Wszystko to zmieniło się wraz z rewolucją islamską w 1979 r. Od tego momentu mężczyźni muszą ubierać się w sposób zachowawczy, a kobiety nosić długie, luźne stroje, zakrywać włosy i zasłaniać twarze – pod groźbą aresztu ze strony policji do spraw moralności. Skóra, skąpana wcześniej w słońcu, nagle została zakryta.

Obecnie niedobór witaminy D wśród ludności irańskiej ogólnie jest wysoki, ale występuje znacznie wyraźniej wśród kobiet i dzieci. Dane ze Szkoły Zdrowia Publicznego na Harvardzie sugerują też związek pomiędzy witaminą D a SM, pokazując, że u ludzi z niższym poziomem tej witaminy we krwi we wcześniejszym stadium choroby istnieje wyższe ryzyko wystąpienia wszystkich jej symptomów i słabszych prognoz .

Brać czy nie brać?

Podobnie jak w przypadku rytmów dobowych oraz melatoniny, pochodzenie witaminy D sięga czasów prehistorycznych; szacuje się, że fitoplankton i zooplankton w naszych oceanach wytwarza ją od 500 mln lat. Cząsteczki prekursora witaminy D znaleźć można u większości organizmów żywych, włączając w to mikroskopijny plankton morski: może to wyjaśniać, dlaczego wątroba ryb – które jedzą plankton – jest tak bogatym źródłem witaminy D. Prekursor witaminy D pozwala tym pierwotnym organizmom chronić się przed niszczycielskimi aspektami energii słonecznej, kiedy to absorpcja pewnego rodzaju promieni UV powoduje zniszczenie DNA.

Jednakże aktywną formę witaminy D, tak istotną dla układu kostnego człowieka – jak również cały aparat potrzebny do jej wytworzenia – można znaleźć jedynie u kręgowców. Problem w tym, że na obszarach powyżej 37° szerokości geograficznej – to jest na półkuli północnej na terenach położonych na północ od San Francisco, Seulu i Morza Śródziemnego oraz na półkuli południowej niemal w całej Nowej Zelandii, jak również w części Chile i Argentyny – ilość witaminy D syntetyzowanej w miesiącach zimowych jest znikoma. W Wielkiej Brytanii możemy ją wytwarzać od końca marca do września, co sprawia, że jesteśmy zależni od witaminy D pochodzącej z pożywienia, z takich źródeł jak tłuste ryby, żółtko jajek czy grzyby, oraz jej rezerw zgromadzonych w organizmie w miesiącach letnich.

Fakt, że tak wielu z nas spędza znaczną część dnia we wnętrzach, wzbudza obawy, że znaczna część mieszkańców obszarów położonych na wspomnianych szerokościach geograficznych nie gromadzi wystarczającej ilości witaminy D na zimę – a w rezultacie ich kości, mięśnie, a możliwe, że również inne tkanki, doznają uszczerbku. W 2016 r. brytyjska komisja doradcza do spraw żywienia zasugerowała nawet, by wszyscy Brytyjczycy zimą przyjmowali suplementy witaminy D – głównie po to, by chronić kości. To dobra rada, zwłaszcza dla osób starszych, u których upadek oraz spowodowane nim złamania kości są główną przyczyną poważnych urazów oraz śmierci, stanowiąc również główne obciążenie dla służby zdrowia. Ale lista chorób mających związek z niedoborem witaminy D w ostatnich latach się wydłużyła: obok SM znajdują się na niej choroby układu krążenia, różne choroby autoimmunologiczne, stany zapalne, infekcje, a nawet niepłodność.

W takim razie można by przypuszczać, że przyjmowanie suplementów z witaminą D zapewnia dobre zdrowie. Niestety w przypadku wielu chorób raczej się to nie sprawdza. Tak właśnie jest z SM: mimo że niski poziom witaminy D we krwi wiąże się ze zwiększonym ryzykiem zachorowania na stwardnienie rozsiane oraz cięższym jego przebiegiem, do tej pory żadne badania nie wykazały, że suplementacja witaminy D zmniejsza objawy istniejącej już choroby .

Analiza wyników licznych badań przeprowadzonych pod koniec roku 2017 , w ramach których pacjenci w różnym wieku przyjmowali suplementy witaminy D, wykazała, że dowody na to, iż są one pomocne w chorobach niezwiązanych z układem kostnym lub mogą im zapobiegać, są znikome – z dwoma wyjątkami: suplementy witaminy D mogą pomóc zapobiegać infekcjom górnych dróg oddechowych i przeciwdziałać pogorszeniu istniejącej już astmy. Przyjmowanie ich zwiększa też przewidywaną długość życia u osób w średnim wieku i u osób starszych – ale głównie u tych, które przebywają w szpitalach albo mieszkają w domach opieki i rzadko wychodzą na zewnątrz. To oczywiście ważne sprawy, ale jako panaceum na wszystkie choroby dwudziestego pierwszego wieku suplementy witaminy D wypadają zdecydowanie zbyt słabo.

Niekoniecznie oznacza to jednak, że sprawa z witaminą D jest już zamknięta. Być może nie odkryliśmy jeszcze, jaka jest odpowiednia dawka tego suplementu lub pora jego podawania, a może próby nie trwały wystarczająco długo, by można było zaobserwować wpływ witaminy D na nasze zdrowie; ponadto, ponieważ wiele badań obejmowało osoby z właściwym poziomem witaminy D, mogło to przesłonić korzyści płynące z przyjmowania suplementów w przypadku osób z niedoborami. Kilka badań na dużą skalę jest wciąż kontynuowanych i nie możemy niczego przesądzać, dopóki nie poznamy ich wyników.

Warto jednak zastanowić się, czy światło słoneczne może zawierać coś jeszcze, co przynosiłoby korzyści zdrowotne przypisywane wcześniej witaminie D, m.in. zmniejszając ryzyko rozwoju SM. Witamina D zdecydowanie nam służy, a do tego jej poziom w naszym organizmie pokazuje bardzo wyraźnie, ile czasu spędzamy na słońcu. Faszerowanie się suplementami witaminy D to nie to samo co przebywanie na świeżym powietrzu; a jeśli będziemy polegać na suplementach, sądząc, że zrekompensują nam one niedostatek słońca, to może nam zabraknąć czegoś innego, co znajduje się w świetle słonecznym.

***

Fragment pochodzi z książki Lindy Geddes „W pogoni za słońcem. O świetle słonecznym i jego wpływie na nasze ciała i umysły”, przeł. Andrzej Wojtasik, Insignis 2019.

Wiedza i Życie 9/2019 (1017) z dnia 01.09.2019; Zdrowie; s. 54

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną