Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Shutterstock
Człowiek

Szafarki płatnej rozkoszy

Dzieje prostytucji i burdeli wydają się tematem ciekawym, ale mało ważkim z punktu wielkiej polityki i procesów. Tymczasem dla historii społecznej i pozycji kobiet czy ich udziału w gospodarce to zagadnienie kluczowe.

Obserwuj nas. Pulsar na Facebooku:

www.facebook.com/projektpulsar

W Sekcji Archeo w Pulsarze prezentujemy archiwalne teksty ze „Świata Nauki” i „Wiedzy i Życia”. Wciąż aktualne, intrygujące i inspirujące.


Nazywanie prostytucji najstarszym zawodem świata to nadużycie, ale nie jest całkiem bezpodstawne, bo seks od zawsze służył kobietom do pozyskania dóbr, których same sobie nie mogły zapewnić. O prostytucji jednak mówimy w sytuacji, gdy istnieje instytucja małżeństwa i dochodzi do podziału na kobiety oddane jednemu partnerowi oraz takie, które utrzymują stosunki z wieloma. Instytucjonalizacja tej profesji nastąpiła w większych skupiskach ludzkich, gdzie kobiety sprzedające rozkosz były potrzebne, by przed atakami młodych i samotnych mężczyzn ustrzec matki, żony i córki. Płatny seks okazał się na tyle opłacalny, że zarabiały na nim nie tylko kobiety.

Seks dla świątyni

W niektórych kulturach – np. na Bliskim Wschodzie – uprawiano prostytucję świątynną ku czci bogiń płodności Isztar-Astarte czy Kybele, które żądały takiej ofiary w zamian za dobrobyt i szczęście w życiu rodzinnym. Z doniesień kronikarzy wynika, że czasami kult wymagał (np. u Chaldejczyków), by każda kobieta raz w życiu oddała się za pieniądze, ale częściej kapłani zatrudniali hierodule, czyli kapłanki-prostytutki. Wokół świątyń aż się od nich roiło, wiele też było przynoszących zyski lupanarów, bo hierodule zapewniały coś więcej niż zwykłe ulicznice – błogosławieństwo bogini.

Oficjalnie nad Nilem nie było prostytucji kultowej, bo seks na terenie lub w pobliżu świątyni uważano za profanację, ale kto wie, czy niezamężne kapłanki, zatrudnione jako tancerki lub śpiewaczki wychwalające boginię miłości Hathor lub boga Amona, nie działały jako ekskluzywne kurtyzany na własną rękę. Na pewno natomiast w każdym większym mieście można było skorzystać z usług zwykłych nierządnic, czekających na klientów na ulicach i w burdelach. Wśród nich były kobiety wędrujące za pracą i przyjeżdżające na targi, procesje czy miejsca stacjonowania wojsk, bo w XII w. p.n.e. mędrzec Ani ostrzegał: „Strzeż się kobiety obcej w mieście, to głęboka woda o nieznanych wirach”. Egipcjanie byli moralnie rozdarci, gdyż w tekstach potępiali prostytucję, ale erotyczne graffiti, ostraka czy Papirus Turyński dowodzą, że płatny seks był dość powszechny i żywo ich zajmował.

W świątyniach, m.in. bogini Asztarte, zatrudniano hierodule, czyli prostytutki świątynne.WikipediaW świątyniach, m.in. bogini Asztarte, zatrudniano hierodule, czyli prostytutki świątynne.

Muzy czy cwaniary

Podczas gdy Bliski Wschód miał swoje hierodule, starożytna Grecja stworzyła instytucję pięknej, uzdolnionej i inteligentnej hetery. Wynikała ona z panującej tam struktury społecznej, w której podporządkowana mężczyźnie kobieta miała bardzo niską pozycję. Zadaniem cnotliwych i niekształconych pań było rodzenie legalnego potomstwa, dlatego zamykano je w domach i nie dopuszczano do uczestnictwa w rozrywkach mężczyzn. Lukę tę wypełniały biorące udział w sympozjonach hetery. Nawet jeśli ich wizerunek jako kulturalnych dam, które dzięki ogładzie towarzyskiej, wiedzy i inteligencji potrafią omotać mężczyzn, stworzyli badacze współcześni, to z pewnością były one na tyle bystre, że mimo braku formalnego wykształcenia nieźle radziły sobie w męskim towarzystwie.

Artyści zrobili z nich swoje muzy, a myśliciele i politycy – stałe kochanki i przyjaciółki. Ukochana Peryklesa, Aspazja, która jako metojka urodzona w Milecie nie mogła wyjść za Ateńczyka, utrzymała polityka przy sobie przez lata i ponoć tak na niego wpływała, że uprawiał politykę przychylną jej ojczyźnie. Mimo to hetery znacznie częściej niż za mądrość krytykowane były za pazerność. Ponoć pracująca w Koryncie Lais z Hykkary kazała sobie płacić za noc aż 10 tys. drachm, natomiast pozująca ateńskim artystom piękna Fryne była tak bogata, że zamierzała odnowić mury w Tebach, ale i rozrzutna, przez co nadano jej przydomek Sito. Nie należy jednak zapominać, że w poleis szeregi cór Koryntu zasilały głównie bezimienne, poniżane, pozbawione praw i często zmuszane do seksu niewolnice.

W lupanarach i herbaciarniach

Zamożni obywatele rzymscy często wypożyczali za pieniądze swoje niewolnice i prowadzili prywatne burdele. O tym, na jaką skalę uprawiano nierząd w Italii, wiemy dzięki niewielkim Pompejom, w których znajdowało się 25 lupanarów, a z tekstów wynika, że prostytutki kręciły się też wokół tawern, garkuchni i term. Lupanary rozpoznajemy po tym, że mają osobne wejście i (często na pięterku) małe pokoiki.

W jednym z nich na ścianie zachowały się scenki przedstawiające fellatio, cunnilingus, coitus a tergo czy seks we troje. Badacze sądzą, że te erotyczne freski były rodzajem katalogu oferowanych usług. Rzymianie, mimo że dużo mówili o surowości obyczajów, chętnie folgowali namiętnościom.

Jak wszędzie, również i w Imperium Romanum prostytutki tworzyły kasty, a te mające najwięcej sprytu i szczęścia dochodziły do znacznej fortuny. Za prostytutkę, która zrobiła największą karierę, uchodzi cesarzowa Teodora (ok. 500–548). Choć nie ma pewności, że ta córka tresera niedźwiedzi z Konstantynopola i aktorka rzeczywiście uprawiała nierząd, jak pisał nieprzychylny jej Prokopiusz z Cezarei, ciało na pewno stanowiło jej narzędzie pracy i to głównie nim uwiodła swego przyszłego męża i cesarza Justyniana Wielkiego.

Wbrew pozorom prostytucja istniała też w społeczeństwach poligamicznych, bo zawsze tylko najzamożniejsi mogli sobie pozwolić na gromadkę żon, konkubin i niewolnic. Dlatego w Chinach do pełnych kobiet zielonych altan bogacze chadzali, by od seksu odpocząć przy muzyce, tańcu i dobrym jedzeniu. Biedota zaś odwiedzała normalne burdele, które po raz pierwszy wspomniane zostały za dynastii Han (206 p.n.e.–220 n.e.). Jak pisze Reay Tannahill w „Historii seksu”, za Czyngis-chana istniały trzy rodzaje burdeli: najtańsze wa she, dla żołnierzy, zatrudniały niewolnice wzięte w jasyr, winiarnie z czerwonymi latarniami powieszonymi nad wejściami (stąd pierwsze dzielnice czerwonych latarni) dla urzędników oraz herbaciarnie, w których obsługiwano najwyższych urzędników i bogaczy, a wykwalifikowane kurtyzany były pożądanymi partnerkami. W wielu przybytkach rozkoszy dziewczyny zawierały umowy o pracę z ich właścicielami, a ci sumiennie płacili podatki od swej dochodowej działalności.

Gion najsłynniejsza dzielnica gejsz w Kyoto (Japonia).ShutterstockGion najsłynniejsza dzielnica gejsz w Kyoto (Japonia).

Wentyle moralności

Gdy w Europie chrześcijaństwo stało się religią dominującą, wprowadzono ostre zasady moralne, co nie znaczy, że zlikwidowano prostytucję. Przeciwnie. Kwitła często wręcz pod jego kuratelą, bo – jak argumentowali duchowni – i tak była niezbędna, by zachować spokój w miastach pełnych młodych mężczyzn, więc lepiej było mieć oko na ten niecny proceder. Tak działo się w Londynie, Awinionie, a potem w Rzymie, pisze Marek Karpiński w „Najstarszym zawodzie świata”.

W każdym mieście średniowiecznym funkcjonowały burdele o różnym standardzie. Zwano je prostibulum publicum, lupanarami, dobrymi gospodami, zamkami uciech czy domami dziewek. Często ich właścicielami byli zamożni mieszczanie, którzy wynajmowali swoje domy na łaźnie (czasami nie było w nich balii kąpielowych, tylko łoża) albo rajfurkom mającym kilka prostytutek. Poza tym po mieście krążyły ulicznice. Gdy w Paryżu Ludwik IX (1212–1270) próbował położyć kres prostytucji, mieszkańcy miasta sprzeciwili się, mówiąc, że żony i córki będą się bały wyjść na ulicę. I rzeczywiście to był poważny problem, bo gromady wolnych mężczyzn gwałciły służące, wdowy i panny. W wyniku tego zbrukania kobiety traciły szanse na dobre małżeństwo, co powodowało, że niektóre zostawały prostytutkami, o czym pisze Jacques Rossiaud w „Prostytucji w średniowieczu”. Ponieważ uważano, że prostytucja jest potrzebna, nie wszystkie nierządnice spychane były na społeczny margines. Niektórym udawało się wyjść w końcu za mąż, zostawały służącymi, trafiały do prowadzonych przez Kościół domów opieki, gdzie mogły odpokutować swoje grzechy, lub zostawały bizneswoman jako rajfurki.

„Prostytucja tolerowana przez wszystkie ośrodki władzy była naturalnym wytworem i pełniła funkcje mediacyjne, łagodząc konflikty między różnymi grupami społecznymi” – pisze Rossiaud. Młodzi i wolni mężczyźni odwiedzali burdele jawnie, gdyż „sama natura ich pcha, by zaznać rozkoszy”. Niby była to przyjemność zabroniona dla żonatych i duchownych, ale nikt nie przejmował się grożącymi za to grzywnami i karami. Próbowano jedynie wprowadzać ograniczenia: nie przyjmowano klientów w święta, burdele umiejscawiano daleko od kościołów lub w specjalnych dzielnicach, a dziewki ubierały się inaczej niż szanowane niewiasty. Ale dopiero zarazy i choroby weneryczne doprowadziły do upadku średniowiecznego seksbiznesu. Od końca XVI w. prostytucja zaczęła być niebezpiecznym zajęciem i zbliżyła się do światka przestępczego. Lecz jeszcze zanim uprawianie jej stało się zawodem wysokiego ryzyka, chodzenie na dziwki przestało być powszechne, a kobiety lekkich obyczajów zaczęły coraz gorzej zarabiać, w Rzymie doszło do niesamowitego rozkwitu tej profesji.

Kurtyzany wiecznego miasta

Ponieważ na przełomie XV i XVI w. około 10% mieszkańców Rzymu stanowiły prostytutki, powiedzenie Roma caput mundi (Rzym głową świata) przerobiono na Roma cauda mundi (Rzym ogonem świata). Przybywający do Wiecznego Miasta cudzoziemcy nie mogli się nadziwić, że ladacznice cieszyły się tam niemal takim uznaniem jak szlachetne damy (np. nie musiały nawet nosić wyróżniających je strojów). Monika Kurzel-Runtscheiner w „Córach Wenus” tłumaczy to tym, że Rzym był miastem z ogromną przewagą samotnych mężczyzn, którzy robili karierę duchowną, ale nie zamierzali żyć w celibacie. Jako oświeceni humaniści odczuwali brak kobiet nie tylko w sferze seksu, ale i kultury. Brak „dobrze urodzonych” dam, które dodawałyby splendoru i elementu kobiecości ich dworowi, sprawił, że wysoko cenili sztukę uprawianą przez luksusowe prostytutki, a zażyłość z nimi była dla wielu członków kurii symbolem statusu. Stąd pojawiła się instytucja kurtyzany (cortigiana), będącej połączeniem damy dworu i prostytutki.

Od zwykłych prostytutek odróżniały je wykształcenie, sposób bycia, znajomości i wysokie zarobki. Kurtyzany pracowały w domach, przy czym ich opiekunkami najczęściej były matki, które najpierw szkoliły córki w konwersacji, tańcu i śpiewie, by potem sprzedać ich dziewictwo, co stanowiło pierwszy krok na drodze do kariery. Była to zresztą profesja dziedziczna – do zawodu wprowadziła matka zarówno najwspanialszą rzymską kurtyzanę o przydomku Boska Imperia czy inną, znającą kilka języków Tullię d’Aragona. Prostytucja stanowiła sposób na ucieczkę od biedy dla samotnych kobiet, ale tym najbardziej obrotnym dawała możliwość zdobycia bogactwa i niezależności. Złupienie Rzymu w 1527 r. przez wojska niemiecko-hiszpańskie, krytyka moralności Watykanu ze strony Lutra oraz kolejne zarazy podkopały pozycję kurtyzan i stopniowo pozbawiły je splendoru (np. w 1550 r. zakazano im jeździć karetami), który zapewniał im status i napędzał klientelę.

Łatwo można doszukać się podobieństw między życiem kurtyzan rzymskich XVI w. a heter greckich – w końcu renesans zapatrzony był w antyk, a społeczna struktura i układy w Rzymie przypominały te w greckich poleis. Lecz i tu należy pamiętać, że wielkie kariery robiły nieliczne kurtyzany, które też oskarżano o bezwzględność, lubieżność i zachłanność, a ich popularność i bogactwo okupione były często chorobą i samotnością. Podobnie też jak hetery były niedouczone (oczytana poetka Tullia d’Aragona to wyjątek), bo nadal jedynym celem kształcenia kobiet było dostarczenie rozrywki na odpowiednim poziomie uczonym mężczyznom. Mimo kariery i pieniędzy za kurtyzanami i ich dziećmi (o które bardzo dbały) ciągnęła się zła sława. Nie pomagało im nawet to, że w ramach przymusowej pokuty musiały oddać Kościołowi jedną piątą swojego majątku.

Scena seksu w starożytnych Pompejach w Casa delle Lupanare (Włochy).ShutterstockScena seksu w starożytnych Pompejach w Casa delle Lupanare (Włochy).

Kokoty Belle Époque

Reformacja, a potem kontrreformacja sprawiły, że prostytucja zeszła w większości krajów europejskich do podziemia. Łaskawiej na nią patrzono w libertyńskiej Francji, ale gdy rewolucja potępiła rozwiązły styl życia ancien régime, ucieleśniany przez markiza de Sade, zwyciężyła pruderia. Kandydatki na żonę musiały być skromne, wierne, a seks miały traktować jak cel do spłodzenia potomstwa. Z szacunku do małżonek podczas ich niedyspozycji i kolejnych ciąż panowie zaspokajali swoje seksualne potrzeby u lubieżnych i dostępnych profesjonalistek. Utrzymywanie metres było drogie i mogło źle wpływać na reputację, znacznie bezpieczniejsze było odwiedzanie burdeli różnego autoramentu.

Wedle danych paryskiej policji w latach 60. XIX w. w stolicy Francji było 30 tys. prostytutek, ale mogło ich być nawet 3 razy tyle, ponieważ wiele nędzarek prostytuowało się od czasu do czasu, by zarobić na chleb. Tak ogromna liczba kobiet lekkich obyczajów była skutkiem zmiany obyczajowości, ale też wzrostu populacji miast i rozwoju przemysłu, który ściągnął do fabryk tysiące robotników. Kobiety miały mniej niż mężczyźni możliwości znalezienia pracy, w dodatku otrzymywały niższe wynagrodzenie, dlatego wiele z nich lądowało na ulicy, gdzie popyt na ich usługi był bardzo wysoki.

Poza ulicznicami oddającymi się w brudnych zaułkach za marne grosze pełno było tanich spelun z płatnymi dziewkami, ale i eleganckich burdeli z klasą. W coraz bardziej zindustrializowanym świecie pojawiła się moda na korzystanie z usług pięknych i wesołych dziewczyn ze wsi i niższych sfer. We Francji karierę robiły wiatraki, które – zastąpione przez nowoczesne młyny – straciły swoją funkcję produkcyjną i przekształciły się w miejsca potańcówek i szukania miłosnych przygód. Stąd sława paryskiego kabaretu Moulin Rouge, w którym tancerki kankana często dorabiały jako damy do towarzystwa. Było mile widziane, gdy ubrane w koronki, gorsety i na wysokich obcasach, mówiły prostym językiem, potrafiły sprośnie żartować i celnie ripostować.

Znana na całym świecie elewacja Moulin Rouge - siedziby tanecznego kabaretu słynącego z brawurowego wykonywania kankana (Francja).ShutterstockZnana na całym świecie elewacja Moulin Rouge - siedziby tanecznego kabaretu słynącego z brawurowego wykonywania kankana (Francja).

Z czerwoną książeczką

Mniej lub bardziej dystyngowane burdelmamy zatrudniały piękne dziewczyny, które prezentowały wdzięki w salonach – pod wpływem zachwytu Orientem pełnych wschodnich motywów: miękkich sof, poduszek i perskich dywanów. Gdy klient dokonał wyboru, udawał się z dziewczyną do elegancko urządzonych buduarów. Zamożni mieszczanie żyli w pięknych wnętrzach, więc i burdele, w których spędzali sporo czasu, musiały odpowiadać ich standardom. Ale najbogatsze kurtyzany i w XIX w. przyjmowały kochanków w swoich pałacach podarowanych przez wielbicieli. Na przykład Blanka La Païva, czyli Teresa Lachmann, Żydówka polskiego pochodzenia, dostała od Guida Henckla von Donnersmarcka zamek w Pontchartrain. Poza nieruchomościami kurtyzany otrzymywały też wspaniałą biżuterię, a nawet tytuły – tancerka Lola Montez, metresa Ludwika Bawarskiego, została hrabiną.

Niestety współżycie bez zabezpieczeń z dużą liczbą partnerów skutkowało nie tylko niechcianymi ciążami, ale i licznymi chorobami wenerycznymi, które zbierały swoje żniwo. Władze państwowe starały się jakoś kontrolować zdrowie kobiet lekkich obyczajów pracujących w burdelach. Napoleon, jak przystało na żołnierza, skoszarował prostytutki i aby wojacy nie zarażali się od nich kiłą i syfilisem, kazał badać je co tydzień. Kobiety zdrowe dostawały białe książeczki, a chore – czerwone, uniemożliwiające im uprawianie zawodu. Mimo kar więzienia większość z nich i tak pracowała (z obliczeń wynika, że stanowiły 90% wszystkich uprawiających nierząd), więc niebezpieczeństwo złapania trypra było olbrzymie, co i tak nie zniechęcało mężczyzn do korzystania z ich usług. W XIX w. pod płaszczykiem przyzwoitości kipiało od żądz, a prostytucja kwitła, lecz uprawiające ją kobiety miały ciężkie życie. Te bogate w eleganckich burdelach stale musiały się wystrzegać niechcianych ciąż oraz chorób, na które nie znano lekarstw, a biedne freelancerki dodatkowo jeszcze narażone były na ataki agresywnych klientów i zdarzało się, że kończyły jak pięć ofiar słynnego Kuby Rozpruwacza.

Soi Cowboy - jedna z dzielnic czerwonych latarni w Bangkoku (Tajlandia).ShutterstockSoi Cowboy - jedna z dzielnic czerwonych latarni w Bangkoku (Tajlandia).

Badacze analizują prostytucję pod kątem nastawienia społecznego do tej profesji w okresach rozprzężenia i zaostrzenia norm moralnych, zdrowia narażonych na choroby weneryczne dam do towarzystwa, liczby burdeli, ale często w rozważaniach schodzi na drugi plan istota tego zjawiska – przez tysiące lat prostytucja była jedną z niewielu prac zarobkowych, jakich mogła się podjąć kobieta. Jej dobrobyt i życie zależały bowiem od mężczyzn – ojca, partnera, synów. To, kim oni byli i jakie mieli zasoby, stanowiło o statusie kobiet, bo w większości kultur nie dopuszczano ich do prowadzenia interesów i nie kształcono. Gdy zostawały same bez opieki i majątku, musiały im wystarczyć ciała, by się utrzymać. Niektóre dzięki sprytowi i inteligencji potrafiły się wybić, a nawet zmienić status w nieprzychylnym im męskim świecie. Warto o tym pamiętać, czytając „Damę kameliową” Aleksandra Dumasa albo książki, w których dominują plotki o monstrualnych zarobkach, niezwykłej chciwości, wyuzdaniu czy bezwzględności przedstawicielek najstarszego zawodu świata.


Dziękujemy, że jesteś z nami. Pulsar dostarcza najciekawsze informacje naukowe i przybliża wyselekcjonowane badania naukowe. Jeśli korzystasz z publikowanych przez Pulsar materiałów, prosimy o powołanie się na nasz portal. Źródło: www.projektpulsar.pl.

Wiedza i Życie 7/2017 (991) z dnia 01.07.2017; Obyczaje; s. 50