Ilustracja James Olstein
Człowiek

Czy Google Maps mnie ogłupił?

Być może, ale zarazem uczynił pewną siebie podróżniczką.

W Sekcji Archeo w Pulsarze prezentujemy archiwalne teksty ze „Świata Nauki” i „Wiedzy i Życia”. Wciąż aktualne, intrygujące i inspirujące.


Ponad miliard ludzi na świecie ma smartfon. Niemal każdy jest wyposażony w jedną z wielu aplikacji służących do nawigacji, takich jak Google Maps, Apple Maps czy Waze. Jak zawsze, gdy pojawia się nowa technologia, powraca stare jak świat pytanie: Jakie umiejętności tracimy? Ale pojawia się też inne: Co zyskujemy?

Kiedy rozmawiam z osobami, które dobrze sobie radzą z odnajdowaniem drogi i mają wprawę w czytaniu map papierowych, słyszę, że mapy cyfrowe ich frustrują. Orientacja północ/południe często zostaje na nich zaburzona, a poza tym zwykle pokazują mały fragment terenu. Inaczej też niż na mapie papierowej, na mapie cyfrowej traci się wiele szczegółów, kiedy się ją pomniejsza.

Rozumiem, że dla tych, którzy już umieją czytać mapy papierowe, te wyświetlane na małym ekranie smartfona mogą być irytujące. (Choć aplikacje komórkowe nie mają zastępować map papierowych, które odwołują się do naszego zmysłu wzroku, ale służą do wydawania komunikatów w stylu: „Skręć w lewo za 100 m. Twój cel będzie po prawej stronie.”

Pomyślcie jednak o ludziach takich, jak ja, dla których nawigacja cyfrowa jest zbawieniem. Choć dużo podróżuję, kompletnie nie radzę sobie z odnajdywaniem drogi. Nawet w moim małym mieście, w którym mieszkam od wielu lat, wciąż podpieram się Google Maps. To, co jedni uznali za wynalazek z piekła rodem, mnie znacznie pomogło. Problem po części bierze się stąd, że czytanie map papierowych wymaga specyficznych umiejętności. Nic w tym nie ma naturalnego.

W wielu krajach wysoko rozwiniętych, w tym w USA, zakłada się, że punktem odniesienia są nazwy ulic i numery domów, a polecenia w stylu: „trzy przecznice na północ, a potem na zachód” mają sens dla tych, którzy są zaznajomieni z tymi konwencjami. Ale na przykład w Stambule, gdzie dorastałam, takie instrukcje by się nie sprawdziły. Z jednego powodu – mieszkańcy miasta rzadko używają nazw ulic. Po co je zapamiętywać, skoro jakaś kolejna władza za chwilę je zmieni. Także numeracja domów bywa słabo uporządkowana, ponieważ po tym, jak już zbudowano domy o numerach 1, 2 i 3, ktoś wcisnął dom pomiędzy domy 1 i 2, który teraz ma numer 4. Potem powstał dom numer 5 wzniesiony pomiędzy domami 3 i 4 oraz dom numer 6 pomiędzy domami 2 i 3. No i mamy numerację: 1, 4, 2, 6, 5 i tak dalej, czasami są to setki nieruchomości. Życzę powodzenia w znajdowaniu adresu w takiej dżungli. Poza tym miasto składa się z wielu starych, krętych uliczek przeciętych potem w różnych miejscach i pod różnym kątem nowymi alejami. Przemieszczenie się zgodnie z poleceniem „kieruj się na północ” wymagałoby helikoptera albo buldożera.

W takich miejscach szukanie adresu polega na tym, że najpierw znajdujesz jakiś dobrze znany punkt orientacyjny, a następnie pytasz kogo się da, w którą stronę iść – zwykle dowiadujesz się, że trzeba iść w kierunku kolejnego punktu orientacyjnego i tam pytać dalej. Jednakże na przedmieściach amerykańskich miast często nie ma kogo pytać o drogę – a nawet jeśli ktoś się znajdzie, to rada brzmiąca: „skręć w prawo przy pierwszym bogato zdobionym meczecie” to inny poziom dokładności, niż: „skręć w prawo przy następnej galerii handlowej”.

Za każdym razem, gdy przyjeżdżałam ze Stambułu do bardziej rozwiniętego kraju, nieustannie się gubiłam, na próżno poszukując kogoś, kto mógłby mi wskazać drogę. Nawet gdy podróżowałam do miast równie starych, jak Stambuł, wciąż czułam się mało komfortowo. Występowała bariera językowa i nie znałam lokalizacji charakterystycznych punktów. W końcu pojawiła się aplikacja Google Maps.

Wcześniej próbowałam wielu sposobów i być może w końcu zaczęłabym radzić sobie lepiej. Ale kiedy odkryłam Google Maps, stała się ona dla mnie niczym ukochana babcia, szepcąca mi wprost do ucha właściwą drogę. Od tej chwili zrobiłam się pewniejsza siebie jako podróżniczka. Być może jestem niepełnosprawna, jeśli chodzi o orientację w terenie, ale z pewnością takich ludzi jest więcej.

W ten sposób wracamy do początkowej tezy: choć często tracimy pewne umiejętności, zdając się na technikę, to zarazem ta nowa sytuacja może rozszerzyć nasze możliwości. Pomyślcie o kalkulatorze: niewątpliwie, nasze umiejętności arytmetyczne trochę się uwsteczniły, kiedy te maszynki liczące stały się powszechne, ale obliczenia, które kiedyś były żmudne i podatne na błędy, stały się szybkie, proste i bezbłędne, dzięki czemu możemy z większą pewnością przystępować do rozwiązywania skomplikowanych równań. Kiedy technika zamyka nam jakieś drzwi, być może powinniśmy się rozejrzeć i poszukać drzwi, które zostały dzięki niej otwarte.


Dziękujemy, że jesteś z nami. Pulsar dostarcza najciekawsze informacje naukowe i przybliża najnowsze badania naukowe. Jeśli korzystasz z publikowanych przez Pulsar materiałów, prosimy o powołanie się na nasz portal. Źródło: www.projektpulsar.pl.

Świat Nauki 11.2019 (300339) z dnia 01.11.2019; Na styku; s. 74