Shutterstock
Książki

Zaginiona ewangelia prawicy? Recenzja książki: Michael Oakeshott, „Szkice o historii, stowarzyszeniu cywilnym i polityce”

Przybywa nam konserwatywnych autorów w piwowskiej eseistyce. Myślicieli wybitnych – dodajmy. Tym razem pełne intelektualnego dostojeństwa rozważania brytyjskiego gentlemana m.in. o tym, jak uprawiać historię. Oby jednak nie zostały wykorzystane instrumentalnie. Nie zasługują na to.

Czy może tak się stać? Może, o czym przekonuje posłowie do książki prof. Piotra Nowaka. „Jako konserwatywna jeremiada niemająca w sobie nic z agresywnej dynamiki pism Carla Schmitta czy z radykalizmu właściwego myśli Leo Straussa, spokojna refleksja Oakeshotta nie w czas przychodzi – tego jestem pewien”. „Spokojna refleksja” – tu pełna zgoda. Rzeczywiście wyważone, do bólu logiczne, rzec by można wręcz: flegmatyczne, wywody Oakeshotta, mają w sobie coś z niespiesznie wypuszczanych kółek z fajki. Niejednego niecierpliwca mogłyby nawet wyprowadzić z równowagi: panie, do rzeczy, dość tego dzielenia włosa na czworo! Czy jednak „nie w czas przychodzą”? Późno – fakt. Ukazały się przecież w 1983 r. Tyle że konstatacja ta przechodzi u prof. Nowaka w żal, resentyment, frustrację i rzewne lamenty: a, bo „oni” wtedy wymachiwali „Społeczeństwem otwartym i jego wrogami” Poppera i tak nam tu po „lewacku” urządzili III RP, a „my”, gdybyśmy wtedy tylko mieli Oakeshotta i innych, to może „wszystko byłoby inaczej”.

Konserwatyzm może być uwodzicielski…

Powiem tak: nie dysponuję statystykami wydawniczymi ani dla II obiegu, ani dla przełomu lat 80. i 90. – nie wiem zatem, czy więcej wydawano „tych”, czy „tamtych”. Podzielę się jednak pewnym wspomnieniem. To chyba była jedna z ostatnich moich kolejek dogorywającego PRL. W księgarni naukowej im. Bolesława Prusa „rzucili” wydaną przez „Polonia Book” „Historię świata (Od roku 1917)” autorstwa Paula Johnsona, brytyjskiego konserwatysty pełną gębą, zadeklarowanego katolika. Cena – jak na tamte czasy – zaporowa, ale książka – objawienie! Do diabła, to się czytało! Spójna wizja, swada i rozmach w pisaniu. Wizja bez dwóch zdań konserwatywna (można się z nią zgadzać bądź nie): Darwnin do spółki z Einsteinem rozmontowali świat tradycyjnych wartości, otwierając furtkę dla relatywizmu moralnego. Na takim podglebiu kiełkowały potem różne, mniej lub bardziej upiorne projekty inżynierii społecznej.

Przy czym jak projekty, to wszystkie, nie wybieramy sobie tylko, tego, co nam się podoba, bądź nie. Nie tylko marksistowskie „raje na ziemi”, ale także zachodni kolonializm i podpierający się czasem słowami Biblii afrykanerski apartheid.

Tak, o tej książce się wtedy mówiło. Johnoson stał się zresztą w latach 90. pisarzem u nas modnym, wydawanym, choć kolejne jego prace już nie miały chyba takiej siły rażenia. Ani „Historia Żydów”, ani „Historia chrześcijaństwa”, ani tym bardziej napisani trochę z pozycji kamerdynera „Intelektualiści”. Tak czy inaczej, do naszego obiegu intelektualnego trafiła potężna dawka konserwatyzmu. Atrakcyjnego w odbiorze i uczciwego w doborze.

Jakże daleka od tego jest uprawiana przez prof. Nowaka w posłowiu książki Oakeshotta gra „zakrywam jedno oczko i co widzę?”. Tym bardziej że nie uprawia jej sam autor. On „niczym wytrawny detektyw tropi po kolei te miejsca, w których zagnieździł się niemiły jego konserwatywnej wrażliwości duch racjonalizmu” – jak pisze prof. Nowak. Owszem, tropi, tropi. I nie on jeden. To „coś”, czego tak nie lubią konserwatyści, amerykański politolog i antropolog James C. Scott określa np. mianem high modernism, gdzie owa nowoczesność (modernism) rozumiana jest jako „mocna wiara w postęp naukowy i techniczny”. Wiarę tę w różnym stopniu podzielały zarówno reżimy marksistowskie, jak i administracje kolonialne. Rzucały się one na przeróżne pomysły przebudowy społeczeństw „dla ich własnego dobra”. „Racjonalistyczną zarazę” można więc analizować na różne sposoby. Byle nie wybiórczo.

… ale musi być uczciwy

Oakeshott tak nie robi. „Racjonalizm” rozumie raczej po weberowsku, nie tylko jako dziedzictwo Kartezjusza i spółki, ale kontekstualnie. Każda epoka w dziejach Europy ma swój „racjonalizm”, nie ma natomiast epok „racjonalistycznych”. Brytyjski filozof historii wyrzuca też ze „słownika historycznego dyskursu” termin „ewolucja”. Wiadomo, kłóci się on z biblijną wizją stworzenia. Ale zaraz, zaraz: możemy sobie wyrzucać ewolucjonizm do kosza jako jedno z wcieleń „racjonalizmu”, tyle że pozbawiamy wtedy imperializm brytyjski jego ideologicznego fundamentu. Czyli, krótko mówiąc, Oakeshott w jakimś sensie podcina gałąź, na której siedzi. Ewolucjonizm przesiąknięty był przecież duchem kolonialnego paternalizmu, ale w gruncie rzeczy – oczywiście, jeśli nie obrastał zbyt rasistowskimi wymysłami – jednocześnie krył w sobie dla ludów tubylczych wielką obietnicę: i ty możesz zostać kiedyś angielskim gentelmanem! Nie, nie, jeszcze nie teraz, to długa i trudna droga, ale może kiedyś… Kolonialna szkoła ci w tym pomoże.

À propos ewolucjonizmu i Biblii. Wzdycha prof. Nowak za „starym, dobrym uniwersytetem”, nie popsutym jeszcze przez „racjonalistów”. I daje tu przykład: „Na zajęciach […] prof. Andrzeja Wiercińskiego (antropologa) gościły przeróżne osoby, dosłownie: gromadziły one studentów wszystkich wydziałów. Liczyło się na nich myślenie, a nie czyjś wyróżniony punkt widzenia czy zgodność zajęć z treścią sylabusa (zresztą nie było niczego podobnego)”. W tym miejscu i ja westchnąłem, bo na seminarium prof. Wiercińskiego też chodziłem. Rzeczywiście przychodzili tam ludzie z najróżniejszych kierunków, chłonąc niesamowitą atmosferę zajęć. Jak dziś pamiętam profesora przekonującego z błyskiem w oku, że wartość liczbowa hebrajskiego słowa adam („człowiek”) odpowiada liczbie chromosów w DNA któregoś z gatunków małpy. Tak, to był urzekający konserwatyzm, który próbował szukać punktów wspólnych, a nie maczugi na „tamtych”.

Najlepszą odtrutką na sekciarską egzegezę wykwintnych esejów Oakeshotta w posłowiu prof. Nowaka jest jednak znakomite i wyważone wprowadzenie autorki przekładu – Samanty Stecko. Znawstwo, pasja, żadnych gierek w „zakryte oczko”. Z pewnością wstęp godny dostojnych rozważań brytyjskiego filozofa. „Nie wydaje się zresztą, by rozważania Oakeshotta o historii pomyślane były jako poradnik, instruujący historyków, jak powinni uprawiać tę dyscyplinę” – pisze. – „Jako historyk polityki i myśli politycznej sam Oakeshott z pewnością od grzechu nie stronił. W większości pism tego autora rozumienie historyczne przeplata się z filozoficznym, a niekiedy i praktycznym, dawkowanym z umiarem, choć wystarczająco, by czytelnicy doskonale wiedzieli, jakie są jego sympatie i preferencje. Nie przejmował się zbytnio wymogami warsztatu, źródła zdradzał selektywnie, unikał przypisów, a w narracyjnych partiach swych dzieł, równie wyśmienitych w lekturze co eseje (a w odróżnieniu od dość wymagających partii filozoficznych), często sobie pozwalał na wybaczalne skróty”.

A zatem – moi mili – do lektury!

Szkice o historii, stowarzyszeniu cywilnym i polityce

Szkice o historii, stowarzyszeniu cywilnym i polityce
Michael Oakeshott, przekład: Samanta Stecko
Państwowy Instytut Wydawniczy
600 str.
75 zł

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną