Nie z Adama ta Ewa, czyli jak z dziejów ludzkości znikały kobiety
Grupa małpoludów krąży między zbielałymi kośćmi ubitych zwierząt; nagle jeden bierze w rękę piszczel i zaczyna nim uderzać w szczątki z narastającą agresją; w końcu kość-pałka – symbol męskiej kreatywności i siły – leci ku niebu i zmienia się w statek kosmiczny. Tak zaczyna się „2001: Odyseja kosmiczna” Stanleya Kubricka. Cat Bohannon proponuje inne spojrzenie: kamera skupia się na ciężarnej hominince, która człapie niezdarnie, aby urodzić; za nią podąża stara akuszerka, która, gdy dziecko opuszcza łono matki, unosi je nad głowę. Chwilę potem widzimy, jak kobieta tuli noworodka na statku kosmicznym.
W ten sposób amerykańska naukowczyni i popularyzatorka nauki chce pokazać, że ludzkość zdołała przetrwać i podbić świat nie dzięki agresji, broni i wojnom samców, lecz ginekologii, współpracy i kobiecej zdolności do adaptacji. Pewnie film Kubricka nie stałby się wówczas kultowy, ale książka Bohannon „Ewa. Ewolucja jest kobietą” ukazująca historię człowieczeństwa przez pryzmat roli, jaką odegrała w nim kobieca biologia, stała się w Stanach Zjednoczonych bestsellerem.
Tłumacząc, dlaczego ją napisała, autorka przywołuje scenę z filmu „Obcy: Przymierze” Ridleya Scotta, w której Elizabeth Shaw prosi komputer o cesarskie cięcie, by pozbyć się tytułowego gościa ze swego ciała. Maszyna odpowiada, że nie może wykonać procedury, jest bowiem skalibrowana dla pacjentów płci męskiej. Bohannon zadała sobie pytanie, jak można wysyłać w kosmos ekspedycję z kobietami na pokładzie bez leczącego je sprzętu. I doszła do wniosku, że w medycynie i kulturze nadal działa „męska norma” – wzorzec mający korzenie w starożytności, w kulturze judeochrześcijańskiej odzwierciedlony w przekonaniu, że Ewa powstała z żebra Adama i że jej ciało, choć nie tak doskonałe jak męskie, działa identycznie.
Większość badań klinicznych, testów leków i analiz biologicznych pomija organizmy żeńskie także dlatego, że na ich funkcjonowanie wpływają hormony, co prowadzi do błędnych diagnoz i niewłaściwych terapii. Dlatego nietypowe objawy zawałów sprawiają, że kobiety umierają na nie częściej, a nietestowane na nich leki nie działają lub szkodzą. Bohannon postanowiła pokazać, że kobiece ciało to nie wariacja na temat mężczyzny.
Każdy rozdział poświęca innej „Ewie” – przodkini, która jako pierwsza wykazywała pewną cechę, dziś będącą wyznacznikiem biologicznej kobiecości. Zaczyna od Morgie – prassaka sprzed 200 mln lat. Wyjaśnia tajemnice laktacji i piersi, której brodawki dają podczas ssania organizmowi matki informacje o stanie zdrowia oseska, dzięki czemu gruczoły mleczne regulują skład pokarmu. Opowiada o Purgi – pierwszej pojawiającej się w zapisie kopalnym 60 mln lat temu naczelnej – która rozwinęła zmysły: wzrok, by móc widzieć kolory owoców, którymi karmiła siebie i dzieci; słuch, by słyszeć płacz młodych; oraz węch, by je czuć. To dlatego kobiety lepiej rozróżniają kolory, są wrażliwsze na wysokie dźwięki i zazwyczaj mają lepszy zmysł powonienia i smaku.
Ardi – homininka sprzed 4,4 mln lat, pierwsza dwunożna istota, za sprawą której poród stał się sportem ekstremalnym. Ewolucja dała bowiem kobietom w pakiecie dwa sprzeczne ulepszenia – większe mózgi i umożliwiające dwunożność wąskie biodra, co uczyniło wysiłek porodowy podobnym do tego podczas zawodów triathlonowych, a natężenie bólu nie ma odpowiednika w męskiej fizjologii. Nic dziwnego, że wokół porodu i połogu wykształciła się kulturowa otoczka, a pomoc przy nim stała się jednym z fundamentów społeczności ludzkich.
Jest też w opowieści Bohannon żyjąca w Jerychu 10 tys. lat temu doświadczona akuszerka, reprezentująca zjawisko menopauzy, które długo traktowano jako „błąd natury” – tymczasem to ewolucyjne przystosowanie pozwalało starszym kobietom wspierać młodsze i przekazywać im wiedzę.
W opowieść o ciele kobiecym wplecione są też dzieje postępu. Skoro to nie samce, lecz słabsze i obciążone młodymi samice szympansów częściej i w bardziej zmyślny sposób używały narzędzi takich jak oszczepy do polowania na galago czy cienkie patyczki do wyciągania termitów, to i homininki 3,3 mln lat temu mogły pierwsze sięgnąć po kamienne narzędzia. One zapewne też były odpowiedzialne za rozwój mowy. Najprawdopodobniej wyewoluowała z matczynego języka, który służył do nawiązywania emocjonalnej więzi z dzieckiem. A umiejętność werbalnej komunikacji i opowiadania o świecie uczyniła z nas ludzi, umożliwiła stworzenie struktur społecznych i rozwój cywilizacyjny.
Niestety to samo ciało, które daje życie, na pewnym etapie staje się stygmatem. Bohannon uświadomiła to sobie, gdy na studiach pozowała nago w akademii sztuk pięknych. Na pierwszych zajęciach studenci zawsze rysowali jej piersi znacznie większe, niż były w rzeczywistości. Dopiero z czasem zaczynali przenosić na kartkę to, co widziały ich oczy, a nie to, co podsuwała im wyobraźnia i tradycyjny wzorzec kobiety. Jednocześnie autorka wątpi, żeby patriarchalne układy zostały narzucone siłą. Jej zdaniem powstały jako „diabelski układ”, w którym kobiety zgodziły się na podległość w zamian za bezpieczeństwo i dostęp do zasobów. Co więcej, seksizm to domena nie tylko mężczyzn, często to właśnie kobiety mniej lub bardziej świadomie go podtrzymują.
W „Ewie” może drażnić wyekstrahowanie z przeszłości tylko kobiecych dokonań, ale Bohannon robi dokładnie to, co od tysięcy lat czynią mężczyźni. To rodzaj feministycznego uzupełnienia „Narodzin wszystkiego” Davida Graebera i Davida Wengrowa, które przewróciły do góry nogami myślenie o przeszłości. I uzupełnienie niejedyne – by wspomnieć książkę Leonie Schöler. W wydanych właśnie po polsku „Okradzionych. Jak kobiety napisały historię, a mężczyźni okryli się chwałą” niemiecka historyczka pokazuje, jak historia spychała kobiety na margines, jak ich osiągnięcia były lekceważone, pomniejszane lub przypisywane mężczyznom.
Zaczyna od rewolucji francuskiej, w której miały swój udział, ale mało kto pamięta ich imiona. Symboliczną postacią jest Olympe de Gouges, której postulaty odrzucono, a ją samą skazano na śmierć. Na szafocie stwierdziła, że jej jedyną winą było „być kobietą podczas rewolucji, niegotowej jeszcze na prawdziwą równość”. O jej „Deklaracji praw kobiety i obywatelki” zapomniano, a emancypacja kobiet na ponad 100 lat zeszła na dalszy plan. Karol Marks, chociaż głosił równość społeczną, kobiety widział w roli matek i pomocnic mężczyzn, dlatego nie był zadowolony, że jego córka Eleonor walczyła o równouprawnienie, ograniczał jej swobodę i wykorzystywał ją jako darmową sekretarkę.
Nieopłacane były też pierwsze badaczki, które mogły uprawiać naukę tylko dzięki własnemu uporowi lub pomocy nielicznych wierzących w nie mężczyzn. Maria Skłodowska-Curie miała szczęście, że doczekała się uznania, ale była wyjątkiem. Neurolożka Cécile Vogt razem z mężem Oskarem prowadziła przełomowe badania nad mózgiem, jednak tylko jej mąż figuruje w podręcznikach. Jeszcze bardziej jaskrawy przykład to Rosalind Franklin. Wykonane przez nią zdjęcia rentgenowskie, ukradzione przez Jamesa D. Watsona i Francisa Cricka, przyniosły im Nagrodę Nobla za odkrycie struktury DNA. Wkład „Rosy” w odkrycie pominięto, a do historii przeszła jako nosząca się po męsku kobieta o swarliwym charakterze i „bez naukowej wyobraźni”. Podobny los spotkał Jocelyn Bell Burnell, astrofizyczkę, która pierwsza zaobserwowała pulsary, ale Nobla za ich odkrycie zgarnął jej przełożony Antony Hewish.
Wykluczenie kobiet z systemu edukacji utrudniało także rozwój artystyczny. W XVIII i XIX w. sposobem na ucieczkę z tej pułapki było pisanie pod męskimi pseudonimami, jak zrobiły to George Sand czy George Eliot – to bowiem dawało szansę na publikację i poważne potraktowanie. Kobiety mogły być muzami, ale już nie szanowanymi twórczyniami, dlatego dzieła Margaret MacDonald przypisano jej mężowi architektowi Charlesowi Rennie Mackintoshowi, a talent Dory Maar czy Françoise Gilot, kochanek i muz Picassa, dostrzeżono dopiero, gdy się z nim rozstały i wyszły z jego cienia. Podobny los spotkał dziesiątki innych uzdolnionych autorek.
Nie inaczej było na dosłownym placu boju. Co z tego, że kobiety od zawsze nieźle radziły sobie z bronią, a symbolami walk i zwycięstw są Nike, Marianna czy wołgogradzka Matka Ojczyzna Wzywa, skoro do dziś dla wielu żołnierki to niezgodna z „naturą” aberracja.
Bohannon i Schöler obnażają patriarchalną narrację, ale jednocześnie uświadamiają, że nie jest to problem miniony. Mężczyźni nadal zarabiają lepiej, jest ich więcej w biznesie i nauce, rzadko też słuchają kobiet i czytują napisane przez nie książki. Choć literatki są autorkami nie tylko romansów, ich bestsellery trafiają głównie do czytelniczek.
Sceptycy, którzy sięgną po „Ewę” i „Okradzione”, będą wytykać uproszczenia (które oczywiście są), błędy (też obecne), a najbardziej radykalni machną ręką, twierdząc, że to „feministyczna propaganda” (zwłaszcza że Schöler jest lesbijką). Mam jednak nadzieję, że z czasem zaczniemy powszechnie pytać, czy wiedza na temat przeszłości jest pełna, wyrobimy w sobie nawyk bardziej krytycznego myślenia i patrzenia na historię w sposób bardziej złożony i sprawiedliwy.
|
"Okradzione. Jak kobiety napisały historię,
|
|
"Ewa. Ewolucja jest kobietą. Kobiece ciało
|