Doktryna, herezja i rzężenie na sedesie. Recenzja książki: Mark Letteney, „Chrystianizacja wiedzy w późnym antyku: przemiany intelektualne i materialne”
Późny antyk – ki diabeł? Wstydzą się go czasem starożytnicy, bo co to za starożytność z chrześcijaństwem jako religią panującą. Toż to średniowiecze! Podrzucają więc ten gorący kartofel mediewistom lub bizantynistom. Ci czasem w odruchu dobrego serca przygarną, nakarmią i dadzą schronienie. Trafią się jednak i tacy, co pogonią kijem, poszczują psem i nie wpuszczą na swoje podwórko.
Nawrócenie rozumu
Amerykański starożytnik i archeolog nie przejmuje się tym „brakiem przydziału” epoki. I – jak gdyby nigdy nic – proponuje nowe spojrzenie i nową odpowiedź na odwieczne pytanie: Co to znaczy, że Rzym stał się chrześcijański? Jak to wyglądało w ludzkich głowach? Jaki wpływ miało na życie intelektualne epoki? Analizuje więc drobiazgowo proces tworzenia się nowych i trwałych struktur wiedzy w krajobrazie umysłowym późnego Cesarstwa Rzymskiego. Amerykanin bierze na warsztat wszystko, co się da: teksty naukowe od pism prawniczych i kompendiów prawnych po traktaty teologiczne, relacje historyczne, kulinaria, poradniki, podręczniki wojskowe oraz do gramatyki i retoryki – ba sięga nawet po Talmud palestyński!
Że antyczną wiedzę „chrzczono” – to jedno. Drugie, że sami chrześcijanie – jak ukazuje autor – nie zawsze byli „ludźmi Księgi”. Czasem byli ludźmi wielu ksiąg. Zdarzało im się wyjść poza swoją „bańkę” i szukać argumentów u autorów pogańskich, których dzieła doskonale znali. Do swych debat zaprzęgali często techniki polemiczne starożytnych, dość dalekie od ewangelicznych ideałów miłości bliźniego. Zrobiło się z tego czasem prawdziwe kopanie się po łydkach i dowalanie przeciwnikowi czym się tylko da. Oskarżenia o wszelkie możliwe bezeceństwa, zbieranie „haków” (skąd my to znamy!) tytłanie w błocie i wyszydzanie. U kościelnych kronikarzy dowiemy się np., że herezjarcha Ariusz, który śmiał głosić współistotność i równość w Bóstwie Ojca i Syna, wyzionął ducha, trafiony jakoby karą Bożą… na sedesie.
Namiętności sporu
Tak, to epoka rozpalonych namiętności i dzikich kłótni doktrynalnych. To czasy, gdy ludzie skłonni byli sobie dać po pysku, albo nawet kogoś zabić za abstrakcyjne pojęcia teologiczne. Bo o ile religie pogańskie późnej starożytności przesiąkają coraz bardziej sosem emocjonalno-sentymentalnym z nutką nostalgii, bóstwom śle się całuski, ale nie rozważa specjalnie ich istoty, o tyle chrześcijaństwo na odwrót: stawia mocno na doktrynę, czujność i zwalczanie „szkodliwych” poglądów. Te namiętności, ta „wojna plemion”, hejt i „mowa nienawiści”, publiczne dysputy i spektakle zmagań świeżo okrzepłej „ortodoksji” z „herezją”, doprawione nieraz subtelnościami antycznej terminologii filozoficznej musiały odcisnąć wyraźne piętno na klimacie umysłowym epoki. Na chrześcijanach (tych „dobrych” i „złych”), ale też na żydach i poganach. Sztuka argumentacji, polemiki i spinania doktryny, opuszczała więc często domenę teologii chrześcijańskiej, przenikała do innych dziedzin i udzielała się ludziom w sporach jak najdalszych od rozważań na temat relacji między poszczególnymi Osobami Trójcy Świętej.
Sami chrześcijanie mieli chyba świadomość i helleńsko-rzymskich zapożyczeń, i ogromnej temperatury swoich sporów, ale wygodnie było im się posiłkować teoriami spiskowymi. Pisze nam np. jeden z kościelnych kronikarzy, że pogańscy filozofowie „próbowali wypaczyć dociekanie dotyczące wykładu wiary i nadać mu charakter wielu sporów o słowa: w rezultacie chcieli doprowadzić do walk wewnętrznych i głoszenia nauk pozostających ze sobą w sprzeczności”. Na pewno. Sabotaż piątej kolumny.
Oj, musieli sobie radzić też chrześcijańscy mówcy z kompleksem „wyszczekanego” filozofa. Oto bowiem „cud” podczas dysputy urządzonej przez cesarza Konstantyna. Jak podaje ów dziejopis jeden z pogańskich mędrców, wybrany przez kolegów jako największy kozak w sporach, stanął w szranki z biskupem, „niewyćwiczonym”, co prawda, w „szermierce słownej”, ale odznaczającym się „nieposzlakowaną zacnością”. Gdy tamten już miał się odezwać, biskup do niego szybko: „W imię Jezusa Chrystusa, rozkazuję ci, byś zaniemówił!”. „I jeszcze te słowa nie przebrzmiały – komentuje nasz historyk – jak zamilkł momentalnie ów człowiek, ust otworzyć niezdolny”.
„Rozkazuję ci, byś zaniemówił”. Kto tak nigdy nie pomyślał, niech pierwszy rzuci kamieniem.
„The Christianization of Knowledge in Late Antiquity: Intellectual and Material Transformations”
|