Shutterstock
Książki

Owoce dżumy. Recenzja książki: James Belich, „The World the Plague Made”

Rozwój i ekspansja Zachodu brały się częściowo ze spustoszeń, jakie przyniosła w średniowieczu i później Czarna Śmierć. Brzmi paradoksalnie? Autor ma solidne argumenty.

Yersinia pestis, czyli pałeczka dżumy, odpowiadała za jedną z najbardziej śmiercionośnych i najdłuższych epidemii w historii ludzkości. Czarna Śmierć po raz pierwszy nawiedziła Europę w połowie XIV w. W ciągu następnych trzystu lat jej kolejne fale (a było ich ok. 30), doprowadziły do śmierci setek milionów ludzi oraz znacznego wyludnienia kontynentu. Teza łącząca dżumę ze wzrostem ekonomicznym, jakiego doświadczyła Europa w okresie wczesnonowożytnym, nie jest nowa – historycy zauważyli tę zależność już w połowie XIX w. Nowością jest natomiast powiązanie Czarnej Śmierci z szerszym procesem, który pozwolił Zachodowi stworzyć zamorskie imperia, zbudować gospodarczą potęgę, a nawet rozpocząć rewolucję przemysłową. Belich z góry zaznacza, że w kwestii szukania przyczyn hegemonii Zachodu nie jest zwolennikiem jednego, magicznego wyjaśnienia. Woli raczej patrzeć na Czarną Śmierć jako na „największy brakujący element układanki”, który rzuca nowe światło na całą debatę o „wielkiej dywergencji”.

Co dla Jamesa Belicha, nowozelandzkiego historyka imperiów, jest owym „brakującym elementem układanki”? Przede wszystkim zastanawiający paradoks: depopulacja wielkich połaci Europy zbiegła się w czasie z zainicjowaniem przez niektóre państwa programu ekspansji kolonialnej – morskiej w przypadku Portugalii i Hiszpanii oraz lądowej w przypadku Rosji oraz Imperium Osmańskiego. Aby wyjaśnić ów paradoks, potraktował on Czarną Śmierć jako „wielką zmienną”, osobliwe i niedające się przewidzieć wydarzenie, które zaowocuje serią różnorakich presji środowiskowych na społeczności zachodniej Eurazji, dotknięte epidemią w największym stopniu. No dobrze, wymarła trzecia część, a gdzieniegdzie nawet połowa, populacji, i co? Cóż, mniej ludzi, więcej jedzenia. „Wielka redystrybucja”. Ilość dostępnych dóbr per capita ulega podwojeniu. Ci, co przeżyli, dziedziczyli po zmarłych lub przejmowali porzucony majątek. Wcześniej – szczególnie w rolnictwie – panował ogromny niedobór zasobów (żywego inwentarza, narzędzi itp.). Teraz wszystkiego robiło się coraz więcej: krów, koni, narzędzi, ziemi. „Rewolucja jest może słowem nadużywanym, ale co nią jest w takim razie, jeśli nie nagłe zmniejszenie się ludności o połowę w połączeniu z równoczesnym podwojeniem dóbr materialnych?” – pyta autor.

Boom konsumpcyjny i jego skutki

Ten nagły wzrost zamożności zrodził rosnące zapotrzebowanie na takie artykuły jak cukier i przyprawy, teraz już dostępniejsze dla większej liczby ludzi. Zwiększony popyt na dobra luksusowe zrodzi inną potrzebę: złota. Bo przecież czymś trzeba było płacić muzułmańskim pośrednikom w handlu przyprawami. Wszystko to w połączeniu z ogromnym zapotrzebowaniem na ręce do pracy, czyli niewolników, wytworzyło swoistą „presję środowiskową”, która dała impuls zamorskiej ekspansji. Tak oto XV-wieczny postpandemiczny boom pchnął Portugalczyków na południowy Atlantyk w poszukiwaniu złota, cukru i niewolników (na tej samej zasadzie Moskwa rozpoczęła podbój Syberii, aby zdobyć futra).

Dżuma rozregulowała także feudalny system społeczny Europy. Śmierć milionów ludzi wymusiła reorganizację produkcji rolnej w kierunku większej wydajności, spowodowała także znaczny wzrost płac realnych. W obliczu niedoboru siły roboczej po epidemii praca chłopów stała się dużo cenniejsza. Chłopi przestali też być już tak przywiązani do ziemi, a duża część poddanych nie odrabiała już renty w pańszczyźnie, lecz przeszła na czynsz pieniężny. To pokazuje, jak wielu ludzi zdołało się wyzwolić z feudalnych zależności. A posmakowawszy tej niezależności, chłopi zaczęli z kolei stawiać opór swoim panom. W tym sensie Czarna Śmierć może jawić się jako katalizator wielkich powstań ludowych drugiej połowy XIV w., jak francuska żakeria czy bunt Wata Tylera w Anglii.

Potrzeba matką wynalazków

Belich przekonuje, że dżuma dała także impuls fundamentalnym zmianom technologicznym: rzemieślnicy z miast chętniej sięgali po wynalazki, dzięki którym ich ręce mogły trochę odpocząć, jak np. w produkcji szkła czy papieru. Nie jest również wykluczone, że wynalezienie prasy drukarskiej wiązało się z ogromną śmiertelnością wśród wspólnot klasztornych, gdzie przepisywano manuskrypty. Presja spowodowana brakiem siły roboczej doprowadziła też do większego wykorzystania energii wodnej i wiatrowej, a także zwierząt w rolnictwie. Brakowało wioślarzy do galer, proszę bardzo, technologia morska zwróciła się w najpierw kierunku trzymasztowych karak, a później galeonów. Upowszechnienie prochu i muszkietów również mogła przyspieszyć zaraza, w końcu czas wyszkolenia jednego arkebuzera był o wiele krótszy niż łucznika czy kusznika. Gdy nowinki technologiczne w rolnictwie uczyniły część rąk do pracy zbędnymi, ten nadmiar wchłonęły armie najemne i floty wojenne. Tak rodziła się nowa „kultura załogi” oraz „ludzi jednorazowego użytku” do obsługi galeonów oraz statków wielorybniczych. Wszystkie te czynniki – broń palna, uzbrojone po zęby statki oceaniczne i duża, duża liczba „ludzi jednorazowego użytku” – dały europejskiej ekspansji narzędzia, dzięki którym zachodni śmiałkowie mogli zwyciężać w bitwach i zajmować terytoria oddalone tysiące kilometrów od domu.

Nie, nie, Belich nie twierdzi, że to Czarna Śmierć jest bezpośrednio odpowiedzialna za powstanie prasy drukarskiej czy galeonów – stworzyła ona jednak warunki, które wymusiły tworzenie takich wynalazków. Analogicznie epidemia nie jest bezpośrednim akuszerem narodzin europejskich imperiów kolonialnych, za jej sprawą powstało jednak coś, co autor nazwa „ekwipunkiem rozwojowym” (nowe technologie + „kultura załogi”), który ułatwił Zachodowi stworzenie imperiów i opanowanie zasobów przyszłych kolonii.

Historycy i „podkręcone piłki” natury

Kupujemy? Nie musimy, ale doceńmy wysiłek autora. Bo „The World the Plague Made” jest lekturą niezwykle pobudzającą do myślenia. Dlaczego? Właśnie ze względu na odwagę w budowaniu wielopiętrowych tez, skłonność do spekulacji i badanie różnych trajektorii potencjalnego rozwoju Z tych samych powodów wielu specjalistom może ona nie przypaść do gustu. Zabezpieczając się na wypadek ich ataków, Belich już we wstępie zarezerwował sobie prawo do popełniania „użytecznych omyłek”, tylko po to, aby wywołać dyskusję. A wtedy może znaleźć się ktoś, kto obali jego tezy i zaproponuje nowe, bardziej trafne.

Co jeszcze wyróżnia książkę? A, no trzeba oswoić się z faktem, że epidemie oraz inne zdarzenia naturalne mają swoją – niezależną od ludzkiej – sprawczość. Historykom czasem wciąż jeszcze trudno pogodzić się z tym, że czynniki zewnętrzne ograniczają nasz, ludzki, wpływ na bieg dziejów. W XXI w. świadomość, że tego typu „podkręcone piłki”, posyłane ludziom przez naturę, lądowały i będą lądować na naszym podwórku, może się jednak okazać naprawdę cenna.

|||materiały prasowe|||

„The World the Plague Made”
James Belich
Princeton University Press, 2022
640 str.
39,35 USD

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną