Każde z nas będzie mogło stworzyć swojego cyfrowego bliźniaka, który będzie mówił i działał tak ja my. Każde z nas będzie mogło stworzyć swojego cyfrowego bliźniaka, który będzie mówił i działał tak ja my. Shutterstock
Struktura

I nie umrzemy nawet po śmierci. Pytania o cyfrowe odpowiedniki ludzi

Dzisiaj trzeba się zastanowić nie nad tym, „czy będziemy w stanie cyfrowo unieśmiertelnić ludzi”, lecz „kiedy, jak i do jakiego stopnia”, a także jak będzie wyglądać społeczeństwo, w którym zmarli, ale cyfrowo nieśmiertelni, będą funkcjonować na równi z żywymi.

John Vlahos o raku płuc dowiedział się wiosną 2016 r. Rokowanie w pewnych stadiach jest niepomyślne, ale odpowiednia terapia daje trochę czasu. Jego syn James wiedział, że nie ma go zbyt wiele. Był jednak specjalistą od technologii sztucznej inteligencji, wpadł więc na pewien pomysł. Wyposażył się w dyktafon, potem w narzędzia do automatycznej transkrypcji tekstów. Nagrywał ojca codziennie, a materiał poprawiał i redagował. Wciągnął nawet do pomocy brata Jonathana. Ojciec mówił chętnie, dzieląc się szczegółami ze swojej młodości. Opowiadał o świecie z lat 70. i 80., który zapamiętał jako młodzieniec, o swojej pracy, przyjaciołach i rodzinie. Podawał nieznane wcześniej anegdoty. Bracia spisywali je i jednocześnie szukali odpowiedniej technologii. Wiedzieli, że czas nie działa na ich korzyść – ojciec coraz szybciej opadał z sił. Z pomocą przyszła firma PullString, która wypuściła narzędzie do maszynowego uczenia agentów konserwacyjnych, zwanych potocznie chatbotami. James i Jonathan postanowili je wykorzystać, aby stworzyć Dadbota – agenta konwersacyjnego, który będzie odzwierciedlał ich ojca. Historia milczy, czy John Vlahos, bo tak nazywał się pierwszy nieśmiertelny człowiek, wiedział o celu swoich synów, kiedy zaczęli zasilanie agenta danymi z sesji z ojcem.

W miarę jak ojciec gasł, Dadbot stawał się coraz bardziej elokwentny i sprawniejszy. Technologia okazała się dostatecznie pojemna i wydajna, aby wykorzystać nie tylko opowieści samego bohatera, ale również historie o nim. Przede wszystkim żony, która przeżyła z Johnem kilkadziesiąt lat. Ale także przyjaciół znających go od innej strony niż on sam siebie. W grudniu obie wersje Johna skonfrontowały się, odbywając konwersację. Białkowy oryginał długo milczał; potem pochwalił i docenił dzieło synów. W lutym 2017 r. pielęgniarka po serii badań kazała wezwać rodzinę. Krótko potem prawdziwy John zmarł. Wiadomo było, że nigdy więcej nie wypowie nowych słów, którymi można by zasilić Dadbota. Ale pozostało doskonalenie technologii, łączenie jej z innymi elementami (generatorem mowy, modulatorem pozwalającym oddać jej ton i charakter) oraz doskonalenie wnioskowania tak, aby cyfrowy John jeszcze bardziej przypominał człowieka.

Pacjentka dr. Cederny ze szpitala University of Michigan porusza robotycznym ramieniem za pomocą fal mózgowych.Alain Herzog 2021 EPFLPacjentka dr. Cederny ze szpitala University of Michigan porusza robotycznym ramieniem za pomocą fal mózgowych.

Tę historię magazyn „Wired” opisał w sierpniu 2017 r. Sześć lat, jakie minęły od tego czasu, to epoka w technologii, zwłaszcza tak szybko rozwijającej się jak sztuczna inteligencja (AI). Dzisiaj pytanie brzmi nie „czy będziemy w stanie cyfrowo unieśmiertelnić ludzi”, lecz „kiedy, jak i do jakiego stopnia”, a także – choć tego jeszcze nikt nie zadał – jak będzie wyglądać społeczeństwo, w którym zmarli, ale cyfrowo nieśmiertelni, będą funkcjonować na równi z żywymi.

Cyfrowy bliźniak

Zauważmy: dzisiaj znaczna część informacji dostępna jest w postaci cyfrowej. Jeśli jesteś tzw. białym kołnierzykiem, to tworzysz treści w postaci dokumentów, arkuszy obliczeniowych, wypowiedzi w mediach społecznościowych, zdjęć publikowanych w internecie. Zebrane, odzwierciedlają człowieka w sposób nieomal idealny – jego działania, poglądy polityczne, działalność społeczną, nawyki, relacje i przekonania religijne. Ale nawet osoba, która nie tworzy cyfrowej zawartości, a pracuje np. jako ogrodnik, pozostawia po sobie cyfrowe ślady. Jeśli tylko posiada smartfon, wiadomo, gdzie bywa i jakimi trasami się porusza. Jest filmowana na ulicach, w węzłach komunikacyjnych, w sklepach. Korzysta z kart kredytowych i za pomocą telefonu wymienia informacje z innymi, posiada dokumenty i wchodzi w interakcje z urzędami i firmami. Jeśli zidentyfikujemy te wszystkie cyfrowe ślady danej osoby – jej twarz, sylwetkę, słowa, uczucia, relacje – możemy zasilić nimi sztuczną inteligencję. Ta zaś je przetworzy, rozbije na czynniki pierwsze, dokona wiwisekcji cyfrowego odbicia osoby – a na koniec wykorzysta to wszystko do budowy nowego cyfrowego bliźniaka. Technologicznej niby-osoby, która będzie mogła bardzo dobrze, a z czasem nawet doskonale udawać oryginał.

Oczywiście na razie nasz cyfrowy bliźniak nie zyska postaci fizycznej. Będzie jedynie funkcjonował w internecie. Pisał wiadomości do swoich znajomych – takie same, jakie napisałby oryginał. Meldował się w restauracjach, gdzie oryginał bywał (choć oczywiście nie będzie tam jadł). Publikował zdjęcia z miejsc, gdzie by pojechał oryginał, wmontowując twarz w odpowiednie kadry. Komentował wypowiedzi znajomych – w sposób bliźniaczo podobny do tego, jaki w swoim życiu uprawiałby oryginał. Pisał emocjonalne komentarze na temat polityki, sportu, gospodarki czy hobby – dokładnie tak, jak zrobiłby to białkowy bliźniak. Słowem, w sieci będzie nie do odróżnienia. Ale nie będzie musiał spać, jeść; nie będzie miał słabszych dni i nieprzemyślanych wypowiedzi. I nie będzie też borykać się ze starością.

Będzie mógł aktualizować swoją bazę wiedzy, język i konteksty o bieżące fakty. Jeśli jego ulubiona drużyna awansuje do finałów – zachwyci się tym i skomentuje, choć za białkowego życia nigdy się to nie wydarzyło. Napisze notkę na temat ostatniego wydarzenia w polityce, choć nigdy nie zaszło za jego życia. W miarę upływu czasu będzie rozwijał się i doskonalił.

Protetyczne ramię sterowane impulsami elektrycznymi przesyłanymi przez mózg do amputowanej ręki.University of Michigan Engineering, Communications & MarketingProtetyczne ramię sterowane impulsami elektrycznymi przesyłanymi przez mózg do amputowanej ręki.

Uczenie maszynowe i generatywna AI

To wszystko wbrew pozorom technicznie możliwe jest już dziś. Wszystkie te puzzle są dostępne, choć nie zawsze w dojrzałej formie. Mamy więc uczenie maszynowe, które pozwala wewnątrz komputera odtworzyć takie same zasady, jakimi kieruje się człowiek. Mamy tzw. wielkie modele językowe (large language models, LLM), które umożliwiają rozumienie tekstu w języku rzeczywistym, rozbijanie go na odpowiednie elementy logiczne i składniowe, a potem generowanie odpowiedzi w języku naturalnym. Mamy wreszcie generatywną sztuczną inteligencję, która tworzy teksty, jak ChatGPT, LaMDA, LLaMa, Bing Chat. Ale także generatory innych mediów: obrazu, dźwięku, muzyki. Każdy, kto widział obrazy tworzone przez Midjourney, potwierdzi, że na pierwszy rzut oka są nie do odróżnienia od prac artystów koncepcyjnych. Trzeba tylko połączyć je i zaprząc do pracy, zasilając zawartością na temat danej osoby.

Możliwości istniejące w chwili pisania tego tekstu to niewiele w porównaniu z tym, co będzie dostępne za chwilę. Sztuczna inteligencja osiągnęła taki poziom, że potrafi doskonalić się sama. Miliony pytań i tzw. promptów wpisywanych przez użytkowników z całego świata służą nie tylko generowaniu treści, ale i doskonaleniu narzędzi sztucznej inteligencji. Zadając pytania, wzbogacamy także bazę wiedzy, udoskonalamy narzędzia językowe, pozwalamy sztucznej inteligencji korygować własne błędy. Wyobraźmy sobie teraz, że przenosimy osobowość do naszego cyfrowego bliźniaka poprzez zasilenie go bazą wypowiedzi, faktów, zdjęć, rachunków bankowych itd. Dodatkowo wyposażamy go w zdolność samodoskonalenia – oraz integrujemy z zewnętrznym wspomaganiem jak Bing Chat lub ChatGPT, które potrafi odpowiadać na pytania. Uzyskujemy wtedy nie tyle bliźniaka, ile superwersję danej osoby, posiadającą jednocześnie pamięć i doświadczenia konkretnego człowieka, ale poszerzoną o mądrość zbiorową. Przede wszystkim zaś niepodlegającą nastrojom, niedoskonałościom, wahaniom – i ciągle się doskonalącą.

W usieciowionym świecie osoba pozorna, cyfrowa, jest nie do odróżnienia od osoby fizycznej. Każdy, kto kontaktował się z takim serwisem jak ChatGPT, wie, że przez pewien czas nie można odróżnić konwersacji z nim od rozmowy z człowiekiem. Niekiedy daje nawet więcej satysfakcji – serwis odpowiada pełnymi zdaniami, podaje konteksty, dopytamy go o różne rzeczy, a jeśli ofukniemy go i wytkniemy mu błędy (bo robi je często), uniżenie przeprosi i się poprawi, w przeciwieństwie do wielu ludzi. Generatywna AI nie tylko więc otwiera możliwości, ale w pewnych aspektach wykazuje nawet pewną przewagę w porównaniu z żywym człowiekiem. Nie niecierpliwi się przecież i nie wpada w zły humor. Japońscy fani mangi i anime mają swoje animowane „łajfu” (od japońskiego zniekształcenia angielskiego słowa wife, czyli „żona”), które zaspokajają ich potrzebę bycia w związku lepiej od fizycznych kobiet. Dlaczego nasze pragnienie przyjaźni, relacji, a może nawet intymności nie mogłoby być zaspokajane przez cyfrową osobowość – klon kogoś rzeczywistego – po tym, jak oryginał odszedł z powodu wieku, wypadku lub śmiertelnej choroby?

Cyborgizacja do cyfryzacji

Ale cyfryzacja bezcielesnej osobowości to tylko jedna z możliwości. Druga to poprawa naszej fizyczności, aby wolniej się starzała lub by nasze narządy były sprawniejsze i trwalsze. Robimy to od tysięcy lat i bardzo powszechnie – okulary nosi ponad 60% ludzkości, wielu z nas korzysta z rozruszników serca, pomp insulinowych czy aparatów słuchowych, a na co dzień ze skomplikowanych, nowoczesnych i coraz inteligentniejszych urządzeń. Dodajmy, że wiele z nich już dziś ma zdolność uczenia się i przeprogramowywania bez przerywania działania – tak jest np. z nowoczesnymi rozrusznikami serca i aparatami słuchowymi.

Z powodzeniem możemy sobie wyobrazić nie tylko urządzenia wspomagające zmysły – wzrok, słuch, dotyk – ale także ważniejsze funkcje ciała, pogarszające się w wyniku starzenia. Poprawiające metabolizm, gospodarkę węglowodanową (ograniczające lub likwidujące cukrzycę, będącą najpowszechniejszą przypadłością wieku późnego), wspomagające funkcje wątroby czy nerek. To już dzisiaj możliwe. Nie tylko na etapie prototypów, ale zastosowań, choć niekoniecznie na tyle małych i niezawodnych, by mogły zintegrować się z ciałem. O ile zapewnienia Elona Muska, że wkrótce sprzęgnie mózg człowieka z komputerem (firma Neuralink), można na razie włożyć pomiędzy bajki, o tyle sterowanie urządzeniami za pomocą fal mózgowych jest już faktem. Naukowcy z École polytechnique fédérale de Lausanne (EPFL), prof. Aude Billard i José del R. Millán, stworzyli program komputerowy poruszający ramieniem robota poprzez odczytywanie aktywności ludzkiego mózgu. Nie potrzeba do tego nawet rezonansu magnetycznego ani ingerencji w najważniejszy z naszych organów; wystarczy analizowanie sygnałów elektrycznych odbieranych z powierzchni głowy za pośrednictwem specjalnego czepka. A skoro da się kontrolować ramię robota, można także będzie zarządzać bioniczną zastępczą ręką. To nie kwestia dekad, lecz raczej lat.

Z kolei na University of Michigan w Ann Arbor zespół pod kierunkiem prof. Paula Cederny połączył bioniczną protezę ręki z nerwami, które przed amputacją sterowały poszczególnymi stawami i mięśniami. Uczące się oprogramowanie tłumaczy impulsy elektryczne w nerwach na ruchy mikrosilników kontrolujących poszczególne elementy protezy. Cały proces wymaga wielu prób – poruszania ręką, chwytania przedmiotów, precyzyjnego strojenia – ale w dużej mierze robi to samo oprogramowanie, obserwując i ucząc się reakcji danego pacjenta. Rozwiązania są prototypowe, ale ich rozwój to jedynie kwestia czasu i pieniędzy. Na kanale Boston Dynamics w serwisie YouTube widać już roboty wielkości ludzi i zwierząt, które swobodnie przemieszczają się, wchodzą po stopniach i robią akrobacje, nawiązując interakcje z elementami otoczenia, takimi jak drzwi czy pudła.

Kwestią przyszłości są biologiczne możliwości przedłużania życia – na poziomie komórkowym (powstrzymanie lub odwrócenie procesów starzenia) albo na poziomie całych organów (np. możliwość ich reperowania za pomocą komórek macierzystych lub hodowania z nich nowych do przeszczepu). Bracia Vlahos mogliby swojego ojca odtworzyć nie tylko jako głos i historie, ale także fizyczną „osobę”. Dokładnie tak jak w jednym z odcinków serialu „Black Mirror” („Zaraz wracam”), gdzie kobieta odtwarza swojego zmarłego męża. Ale to temat na osobny artykuł.

Między inżynierią, filozofią a etyką

Nieśmiertelność to nie tylko szanse, ale i zagrożenia. Z punktu widzenia jednostki jest ona odwiecznym marzeniem. Bo czyż poeci, kaznodzieje i szarlatani nie opiewali i nie obiecywali życia wiecznego od dawien dawna? Ale z punktu widzenia społeczeństwa nieśmiertelność to spore wyzwanie. Najpierw powiedzmy o zaletach. Teoretycznie moglibyśmy zachowywać starców, którzy w późnym wieku osiągają mądrość korzystną dla społeczności. Zauważmy: dotychczas młodzieńcy mieli wyczucie spraw bieżących, ale nie posiadali mądrości gromadzonej przez dekady. Ich zamiary i decyzje były więc śmiałe, lecz obarczone niewiedzą i ryzykiem. Starcy zaś dysponowali doświadczeniem i mądrością, ale wiek sprawiał, że tracili kontakt z rzeczywistością. Nowe cyfrowe osobowości będą mieć jedno i drugie, a na dodatek zdolność strojenia swojego stylu podejmowania decyzji od bardziej bazującego na faktach do bardziej opartego na wyobrażeniach i możliwościach.

Wielcy naukowcy, artyści, filozofowie, przywódcy mogliby nadal cyfrowo żyć. Admirał Nelson mógłby dowodzić flotą atomowych okrętów podwodnych, Isaac Newton debatować ze Stephenem Hawkingiem o czarnych dziurach i początkach wszechświata, a Leonardo Da Vinci poprosić braci Wrightów, by przetestowali jego nową konstrukcję latającą. Nie raz i nie dwa razy śmierć – zwłaszcza przedwczesna – przerwała egzystencję kogoś niezmiernie wartościowego. Digitalizując osobowość geniusza, „turbodoładowując” ją technologiami i zapewniając ciągłe uczenie się, moglibyśmy pchnąć cywilizację na nowe tory.

Mogłoby stać się jednak inaczej – zakonserwowalibyśmy cywilizację w obecnym stanie po wieczność i doprowadzili do ostatecznej degeneracji. Wymiana pokoleń – odchodzenie jednych w przeszłość, by mogli po nich przyjść inni – zawsze była siłą napędową cywilizacji. Owszem, być może chcielibyśmy, by przedwcześnie zmarły Mozart napisał jeszcze wiele koncertów i oper, a Słowacki – drugą i kolejną część „Beniowskiego”. Ale gdyby oni nie odeszli, nie byłoby ani miejsca dla Chopina i jego nokturnów, ani dla Leśmiana i jego poezji. Nie byłoby nowych koncepcji, które rewolucjonizowały rzeczywistość: odrodzenia, oświecenia, demokracji, emancypacji, odkryć naukowych i nowych technologii. Stare musi ustąpić miejsca nowemu – a śmierć jest podstawowym instrumentem tej zmiany. Po co mieć dzieci, skoro możemy żyć wiecznie? Warto więc zwołać filozofów, antropologów i etyków, aby w porę zastanowić się nad konsekwencjami tego, co nauka i inżynieria umożliwiają już dziś lub umożliwią za chwilę. Niektórzy już nad tym pracują – zajmuje się tym dziedzina zwana transhumanizmem. Jej postępy w ostatnich latach są ogromne.

Można oczywiście bardzo długo spekulować o konsekwencjach zaistnienia sztucznej inteligencji i digitalizacji osobowości. Ale nikt nie wie tak naprawdę, czego się spodziewać. Zbliżamy się do punktu, który Ray Kurzweil nazwał osobliwością (singularity); momentu, gdy załamują się wszelkie ekstrapolacje, a stare reguły przestają działać – i poza którym kończy się horyzont wszelkich prognoz. Po prostu zmieniają się zasady działania cywilizacji. Pod pytaniami „czy zmarłego można ożywić za pomocą technologii?” i „kiedy sztuczna inteligencja jest dostatecznie inteligentna, by trudno ją było odróżnić od człowieka?” czają się kwestie jeszcze istotniejsze: co jest istotą naszego człowieczeństwa, której maszyna nie może zasymulować, i co sprawia, że ludzie są ludźmi, a nie algorytmami postępującymi według określonych reguł, choćby nawet wyuczonych na podstawie big data. Na te pytania nie potrafimy na razie odpowiedzieć, ale wkrótce staną się one palące.

Wiedza i Życie 11/2023 (1067) z dnia 01.11.2023; Technika; s. 18
Oryginalny tytuł tekstu: "Cyfrowa nieśmiertelność"