Sala wystawowa w obrabowanym przez Rosjan w grudniu ubiegłego roku Chersońskim Muzeum Regionalnym. Sala wystawowa w obrabowanym przez Rosjan w grudniu ubiegłego roku Chersońskim Muzeum Regionalnym. Dimitar Dilkoff/AFP / EAST NEWS
Struktura

Rosjanie rabują ukraińskie zabytki. Chcą zniszczyć tożsamość narodową Ukraińców

Rosjanie kradną ukraińskie zabytki, bo uważają się za ich właścicieli. Niszczą muzea i palą książki, bo nie mogą znieść, że w niepodległym kraju ludziom żyło się lepiej. W odpowiedzi Ukraińcy tym bardziej dbają o swoje dziedzictwo.

Dzisiejsza Ukraina, obszar na styku Azji i Europy, to archeologiczne Eldorado. Znali je albo zamieszkiwali wszyscy, którzy wędrowali ze wschodu na zachód lub w drugą stronę. Stąd ślady Indoeuropejczyków, Scytów, Greków, Sarmatów, Gotów, Hunów, Awarów, Słowian i wielu innych ludów, które wprowadziły w dziejach sporo zamętu.

Paradoksem jest, że w Ukrainie nie można teraz studiować archeologii, co poniekąd jest jeszcze spadkiem po ZSRR. Władzom imperium nie zależało, by w jego prowincji tworzyć naukę, która mogłaby podważać narrację wielkoruską. A po uniezależnieniu się Ukrainy archeologia była jedynie specjalizacją w ramach studiów historycznych. W efekcie jeszcze niedawno było tam zaledwie 300 archeologów. Tyle że 100 z nich poszło na front, a 20 zginęło. Jeśli doliczyć do tego osoby w zaawansowanym wieku, to okazuje się, że w tym dwa razy większym od Polski państwie na każde województwo przypada raptem kilku specjalistów. Podobne braki kadrowe są też wśród konserwatorów zabytków. Skala zniszczeń, jakich doświadcza ukraińskie dziedzictwo, sprawia zaś, że to właśnie tych ekspertów potrzeba najbardziej.

Pomimo lat doświadczeń na wykopaliskach i piastowania funkcji dyrektorki skansenu jestem „naukową sierotą” – mówi Natalia Wojteszuk, archeolożka i muzealniczka z ministerstwa kultury i polityki informacyjnej Ukrainy. W 2010 r. pracowała na stanowiskach w Dźwinogrodzie pod Lwowem, jednej ze stolic księstwa halicko-wołyńskiego. Podczas przygotowań do jubileuszu 800-lecia powstania grodu badali go Rosjanie, ale Ukraińcom zależało na weryfikacji ich wyników. Wojteszuk wpadła na pomysł, by przekształcić grodzisko w skansen, wykorzystując porosyjską infrastrukturę i nowoczesne technologie. – Dziedzictwo to kapitał, który można spieniężyć, przy okazji chroniąc je i popularyzując wiedzę o przeszłości. Dlatego stworzyliśmy prezentację VR, która każdego, kto nałoży okulary, przenosi do grodziska z połowy XII w.

Skansen stał się popularny po wybuchu wojny, gdy w okolice Lwowa trafili uchodźcy ze wschodu. Zaczął wręcz pękać w szwach, bo wizyta w nim była sposobem na ucieczkę od wojennej rzeczywistości. Ale nie tylko.

Część zabytków scytyjskich zwróconych Ukrainie po wieloletniej batalii sądowej z Rosjanami.Ukrinform/EAST NEWSCzęść zabytków scytyjskich zwróconych Ukrainie po wieloletniej batalii sądowej z Rosjanami.

Gabloty, które zieją pustką

W wojnie, w której chodzi o zniszczenie tożsamości narodowej Ukraińców, atak na instytucje kultury to część strategii Rosjan. Dlatego już 28 lutego 2022 r. zbombardowali muzeum prymitywistki Marii Prymaczenko, później wystrzelili rakiety w kierunku trzech muzeów w Kijowie oraz jednego w Czernihowie, a ostatnio w Odessie – tu na szczęście obyło się bez wielkich strat. Z regionalnego Muzeum Sztuki w Chersoniu uzbrojeni mężczyźni w cywilu wynieśli prawie 14 tys. obiektów, załadowali na nieoznakowane ciężarówki i wywieźli na okupowany Krym. W sumie na skutek działań wojennych ucierpiało jak do tej pory 2 tys. obiektów różnych instytucji kultury.

Tam gdzie Rosjanie doszli, wszystko to, co ukraińskie, niszczyli, palili książki, rzeczy wartościowe wywozili, a miejsca odwiedzane, jak grodziska, kurhany czy słynne z petroglifów stanowisko Kamienna Mogiła, zaminowywali. Wojteszuk uważa, że jest w tym niszczeniu i kradzieży przekonanie o prawie posiadania, ale i zazdrość, że Ukraina od rozpadu ZSRR tak się rozwinęła. – Słyszałam, że gdy Rosjanie wchodzili do naszych wiosek z wyasfaltowanymi drogami i wygodnymi domami, mówili z pretensją: „Kto wam pozwolił tak charaszo żyć” – relacjonuje.

Według Małgorzaty Ławrowskiej-von Thadden ze wspierającej muzea ukraińskie fundacji OBMIN dobrą ilustracją tego, że w tej wojnie chodzi o kulturę, jest przypadek słynącego ze scytyjskiego złota muzeum w Melitopolu. Pierwsze, co zrobili Rosjanie po wkroczeniu do miasta, to zaaresztowali dyrektorkę placówki Leilę Ibrahimową i uprowadzili jedną z pracownic (do dziś jest uznana za zaginioną). – Zrabowali wspaniałą kolekcję scytyjską z IV w. p.n.e. i zabytki z grobu władcy Hunów z V w. Uratowały się jedynie zbiory akurat przebywające na wystawie za granicą. Do Melitopola Rosjanie przyjechali z gotową propagandową wystawą pod hasłem „Jesteśmy jednym narodem” – opisuje działaczka.

Na szczęście zbiory muzeów w Kijowie, Lwowie, Charkowie i Odessie spakowano i ukryto. Tym dziwniejsze jest, że gdy niemal puste muzea otwarto dla publiczności jesienią ubiegłego roku, zalały je tłumy, które chciały oglądać organizowane w nich wystawy zdjęć czy sztuki współczesnej. – Główną przyczyną tego boomu jest chęć poznania własnej kultury i tradycji. Szczególną popularnością cieszą się muzea lokalne, które opowiadają historię regionu i jego mieszkańców, dają świadectwo ukraińskiej tożsamości – podkreśla Ławrowska-von Thadden. I dodaje, że jednocześnie placówki kultury stały się miejscem wytchnienia i namiastką normalności, sposobem na radzenie sobie z traumą wojenną.

Pożar, który nie ma końca

Gdyby nie wojna, Natalia Wojteszuk nie zatrudniłaby się w ministerstwie. Propozycję dostała już wcześniej, ale miała plany związane ze skansenem. Poza tym w marcu 2022 r. zaczynało się jej stypendium w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie. Po kilku miesiącach doszła jednak do wniosku, że w ministerstwie przyda się osoba z praktycznym doświadczeniem i że konflikt zbrojny może – paradoksalnie – być dobrym momentem, by zmienić kulejący w Ukrainie system ochrony dziedzictwa.

– Na razie pracujemy w stanie permanentnego alarmu, niczym strażacy, którzy starają się gasić ogień, ale nie widzą końca pożaru. Wojna stała się dla wielu z nas codziennością – mówi Wojteszuk. Przyznaje, że sama ostatnio przestała schodzić do schronu, gdy w nocy zaczynają wyć syreny. A kiedy widzi lecącą rakietę, wie, że zostanie zestrzelona, i tylko myśli, gdzie padną jej odłamki. Nawet na śmierć reaguje inaczej, przekonując samą siebie, że nie ma na nią żadnego wpływu. – To samo dotyczy zabytków – dodaje. – Gdy jeżdżę na wschód na oględziny zniszczeń, ruiny nie robią już na mnie takiego wrażenia jak wtedy, gdy zobaczyłam je po raz pierwszy.

Choć zaraz po wybuchu wojny różne kraje proponowały przechowanie ich zbiorów muzealnych, Ukraińcy się nie zgadzali ze względów psychologicznych. Teraz wystawy ze sztuką ukraińską krążą po Europie. Nie tyle jednak ze strachu, że ulegnie zniszczeniu w trakcie działań militarnych, ile po to, by przypominać o państwie i wojnie, którymi świat zachodni stracił zainteresowanie, odkąd jego uwaga zwróciła się w kierunku konfliktu izraelsko-palestyńskiego. – W wojnie z Rosją kultura jest bezpośrednim celem, ale i największą bronią Ukraińców, bo to ona daje im siłę – podkreśla prof. Katarzyna Zalasińska, dyrektorka Narodowego Instytutu Dziedzictwa (NID), który od początku wojny pomaga wschodnim sąsiadom chronić zagrożone dziedzictwo. – Prężnie działające instytucje kultury czy prezentacja sztuki ukraińskiej w najważniejszych muzeach europejskich mają budować poczucie dumy z bycia Ukraińcem, ale i wpływać na świadomość Zachodu, który wreszcie zaczyna Ukrainę postrzegać już nie jako część Rosji, tylko suwerenny kraj.

Po Europie jeżdżą nie tylko kolekcje, ale i ludzie. Wojteszuk przybyła do małego Płońska na zaproszenie burmistrza Andrzeja Pietrasika oraz miejskiego archeologa Marka Gierlacha, by wziąć udział w otwarciu wystawy o ukraińskiej archeologii. – Pomyślałam, że zabytki z muzeum w Krakowie, które pokazują 5 tys. lat dziejów Ukrainy, to doskonały pretekst, by opowiedzieć, co obecna wojna robi z dziedzictwem mojego kraju.

Jest to smutna opowieść, bo ministerstwo codziennie odbiera raporty z regionów położonych w pobliżu stale ostrzeliwanych terenów, a dzięki zdjęciom satelitarnym i opowieściom żołnierzy wiadomo, że są miejsca, gdzie nie został kamień na kamieniu, jak w historycznym mieście Bahmut w obwodzie donieckim. – Na linii frontu i terenach okupowanych co drugie miasto wygląda jak Warszawa po powstaniu. Najtrudniej jest z monitorowaniem zniszczeń zabytków archeologicznych, bo te są ukryte – stwierdza Wojteszuk. Wiadomo jednak, że pola, na których się znajdują, i kurhany w pobliżu miejsc bitew są podziurawione bombami niczym ser szwajcarski. – Co najmniej 10 proc. powierzchni naszego kraju jest doszczętnie zniszczone, ale przecież to nie jest jeszcze koniec wojny.

Pomoc, która bywa różna

Do Ukrainy od początku wojny przyjeżdżają małe grupy ekspertów z różnych organizacji międzynarodowych zajmujących się ochroną dziedzictwa. Dzielą się swoją wiedzą, ale w większości ich doświadczenie dotyczy głównie klęsk żywiołowych i lokalnych konfliktów, bo od drugiej wojny światowej żaden kraj europejski nie doświadczył takiej skali działań wojennych i zniszczeń jak Ukraina. – Dlatego tak ważne jest dla nas wsparcie Polaków. Mieliście doświadczenie w rekonstrukcji i restauracji zabytków na dużą skalę, a Warszawa i inne polskie miasta są żywym przykładem odbudowywania z popiołów historycznego obrazu zniszczonych symboli kultury narodowej – nie ukrywa Wojteszuk. – W Płońsku mówiłam o wspólnym projekcie naszego ministerstwa z waszym Narodowym Instytutem Dziedzictwa. W jego ramach polsko-ukraiński zespół prowadził w obwodach chersońskim i czernihowskim inwentaryzację, wykorzystując doświadczenie polskich ekspertów i metody, jakie stosowali już w Iraku i Afganistanie.

Kraje nadbałtyckie i Polska jako pierwsze zaoferowały Ukrainie wsparcie. Poza transportami pomocowymi NID wysłał tam też ekspertów od dziedzictwa. I choć u nas dominował przekaz o ratowaniu poloniców, był to tylko jeden z aspektów współpracy – Polacy zajmowali się inwentaryzacją, dygitalizowaniem i zabezpieczaniem wszelkich strat. – Nasi eksperci pracujący we współpracy z ukraińskimi służbami, instytucjami i specjalistami zrobili więcej w terenie dla ukraińskiego dziedzictwa niż takie organizacje, jak UNESCO, dla którego jesteśmy zresztą strategicznym partnerem, chociażby w sprawach nielegalnego przewozu dóbr kultury – nie bez dumy mówi prof. Zalasińska.

Polską obecność i kompetencje łatwo wytłumaczyć sąsiedztwem, znajomością ukraińskich uwarunkowań i osobistymi kontaktami z Ukraińcami, wynikającymi chociażby z lepszego zrozumienia na poziomie językowym. Nie można też zapomnieć, że mieliśmy swój wkład w lobbowanie przed Komisją Europejską na rzecz Ukrainy. Wiele międzynarodowych gremiów przemilczałoby tę wojnę, bo wiele z nich – w tym UNESCO – było pod silnym wpływem agresora. – Od zajęcia Krymu aktywność Rosjan w tej organizacji wzrosła, co my odczuliśmy w 2021 r., kiedy wpłynęli na odroczenie wpisu Stoczni Gdańskiej na listę światowego dziedzictwa – mówi prof. Zalasińska. I tłumaczy, że kiedy wybuchła wojna, przedstawiciele Rosji byli już w każdym gremium UNESCO. Gdyby nie stanowcza reakcja ONZ, aktywność polskich dyplomatów i przedstawicieli innych państw regionu, kto wie, czy UNESCO znów nie odwróciłoby się od Ukrainy, jak kilka lat wcześniej, gdy zignorowało kwestię nielegalnego wywozu dóbr kultury z okupowanego Krymu.

Wojna jednak zmieniła optykę. UNESCO nie tylko zaczęło pomagać, ale też w 2022 r. wpisało na listę światowego dziedzictwa starającą się o to od lat Odessę. Co więcej, 14 listopada pierwszy raz Rosja została zmuszona do rezygnacji z przewodniczenia Komitetowi Światowego Dziedzictwa. Kto wie, czy szali goryczy nie przelało zbombardowanie 8 dni wcześniej muzeum sztuki w Odessie, które właśnie obchodziło 124-lecie. W przeciwieństwie do działań Polaków, czasami to, co robią międzynarodowe organizacje zajmujące się dziedzictwem, jest chaotyczne lub odklejone od rzeczywistości – jak wymóg UNESCO, by zawiesić tablice informujące o zagrożeniu zniszczeniem obiektu z ich listy na kamienicach Lwowa, jakby to miało odstraszyć spadające na miasto bomby.

Ukraińców frustrują i irytują urzędnicze priorytety czy biurokracja, ale według Małgorzaty Ławrowskiej-von Thadden wsparcie wymaga transparentności. – Pamiętajmy, że do Ukrainy trafia ogromna pomoc finansowa i materialna, a branża kultury nie jest wolna od zjawisk korupcyjnych. Z drugiej strony tamtejsze instytucje funkcjonują w niezwykle ciężkich, wręcz ekstremalnych warunkach – zauważa działaczka. Czasami ją też zaskakuje brak wyobraźni oraz zrozumienia u zagranicznych organizacji pomocowych.

Sala wystawowa w Narodowym Muzeum Sztuk Pięknych w Odessie po ataku rakietowym 5 listopada 2023 r.Handout/AFP/EAST NEWSSala wystawowa w Narodowym Muzeum Sztuk Pięknych w Odessie po ataku rakietowym 5 listopada 2023 r.

Ochrona, którą trzeba zbudować

Utrata dziedzictwa archeologicznego to problem, który Ukraina ma od dawna, a wojna go tylko pogłębiła. Już wcześniej złodzieje masowo szabrowali stanowiska archeologiczne, zaopatrywali miejscowych oligarchów-kolekcjonerów i zachodnie rynki antykwaryczne w złoto scytyjskie czy starożytną ceramikę. Wojna ułatwiła dzikie wykopaliska i handel zabytkami i zmieniła jedynie kierunek ich przerzucania – z zachodu na wschód.

Rosjanie bez pardonu rabują okupowane przez siebie tereny nadczarnomorskie niezwykle bogate w pozostałości archeologiczne. Na razie niewiele można z tym zrobić, ale są pozytywne przykłady. Choćby fundacja OBMIN, która pomogła w badaniach znajdującemu się na wyspie na Dnieprze skansenowi Chortyca. To miejsce, gdzie powstała pierwsza sicz kozacka, jest ważne dla Ukraińców, ale po wybuchu wojny przestało być odwiedzane. Znajduje się 50 km od elektrowni atomowej i 30 km od frontu, przez co skansen stracił źródło dochodów. – Tymczasem zawalenie się pobliskiej tamy spowodowało spadek poziomu rzeki, co odsłoniło wiele zabytków, w tym łódź sprzed 1000 lat. Dzięki sprzętowi do prac pod wodą dostarczonemu przez UNESCO udało się je wydobyć – mówi Ławrowska.

Natalia Wojteszuk też stara się znaleźć w tej tragicznej sytuacji jakieś pozytywy, więc podkreśla, że dzięki wojnie stale powiększany jest rejestr zabytków nieruchomych. Odebrano np. zabytkowe budynki moskiewskiemu patriarchatowi (w tym Ławrę Peczerską w Kijowie) bez wchodzenia w poważny konflikt z kierownictwem tego ruchu wyznaniowego, mającymi przecież powiązania z rosyjskimi służbami bezpieczeństwa. – Przede wszystkim jednak zaczęliśmy bardziej doceniać swoje dziedzictwo. Pewnie dlatego, że kiedy się dużo traci, to wartości nabiera to, co się ma – opowiada Wojteszuk. Wcześniej mało kogo obchodziło, że jakiś stary budynek będzie wyburzony. Teraz ludzie piszą protesty i są gotowi walczyć o nie z deweloperami w sądach. – Zaczynają też martwić się o dobra archeologiczne, bo już apelują, by ziemia, na której się znajdują grody i kurhany, przeszła z rąk prywatnych w państwowe, co ułatwi ich ochronę.

Najświeższym zwycięstwem władz jest zaś powrót do Kijowa 27 listopada kolekcji 600 zabytków z Krymu, które – podobnie jak część kolekcji z Melitopola – wyjechały do Amsterdamu na wystawę tuż przed jego zajęciem przez Rosjan w 2014 r. Złote naszyjniki oraz hełm Scytów, skarby gockie, huńskie i chińskie trafiły do Ławry Peczerskiej. Sądowa batalia o ich zwrot trwała latami, bo roszczenia wysuwały za poleceniem Rosjan też muzea na Krymie. 9 czerwca holenderski sąd najwyższy zadecydował ostatecznie, że wracają na Ukrainę. Niezadowolona Rosja zapowiedziała własne śledztwo i wzmocniła retorykę, że teraz krymskie zabytki zostaną rozkradzione przez ukraińskich oligarchów, bo państwo nie będzie potrafiło o nie zadbać.

Nie zmienia to faktu, że po wojnie, której końca nie widać, naszego wschodniego sąsiada czeka mnóstwo pracy: budowa systemu ochrony dziedzictwa, edukacja specjalistów, walka z dzikimi wykopaliskami i nielegalnym handlem zabytkami, próby odzyskania straconych zbiorów (choć będzie to droga przez mękę, z małymi szansami na powodzenie). Trochę potrwa, zanim Natalia Wojteszuk i inne osoby działające jak ona nie będą się już czuły „naukowymi sierotami”. A to będzie wymagało dalszego wsparcia i wysiłku. Również – a może i przede wszystkim – z naszej strony.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną