Projekt nowelizacji ustawy o PAN: Może nowe paniska się opamiętają?
Akademie nauk, podobnie jak specjalistyczne towarzystwa naukowe, zaczęły powstawać w XVII wieku. Powodem ich powstania było przekonanie, że uniwersytety są zbyt obciążone tradycją średniowieczną, aby pełnić rolę naukotwórczą. Akademie nauk powstały m.in. we Francji, Włoszech, Prusach i w Rosji. Były sponsorowane przez państwa (władców), miały inną strukturę niż uniwersytety, bardziej dostosowaną do ówczesnego kształtu nauki, i miały być forami dyskusji naukowych, a także badań.
W XIX wieku uniwersytety stały się bardziej nowoczesne i zaczęły funkcjonować jako centra badawcze. W związku z tym akademiom nauk przypadła rola korporacji, których członkowie mieli być wybierani spośród naukowców o największych osiągnięciach zawodowych. Takie rozwiązanie miało symbolizować niezależność akademii od państwa. Zadaniem akademii była publikacja książek i czasopism. W Polsce Akademia Umiejętności powstała w Krakowie w 1872 r., a od 1918 r. stała się Polską Akademią Umiejętności, zlikwidowaną w 1951 r. i reaktywowaną w 1989.
Sytuacja podwójnie skomplikowana
Polska Akademia Nauk została powołana w 1952 r., oparta na wzorcu radzieckim, tj. podzielona na korporację (zgromadzenie członków) i zespół instytutów badawczych. Pierwszy garnitur członków PAN powołał Bolesław Bierut, ówczesny prezydent Polski, kierując się także kryteriami politycznymi, zwłaszcza w naukach humanistycznych i społecznych. Jednak akademikami zostali również niemarksiści, np. filozofowie Kazimierz Ajdukiewicz i Tadeusz Kotarbiński.
W okresie PRL PAN zawsze była pod mniejszą lub większą kontrolą polityczną, szczególnie w zakresie wyboru nowych członków. Z drugiej strony, Akademia była też miejscem zsyłki „niewygodnych” naukowców; np. w 1968 r. niektóre osoby usunięte z wyższych uczelni znalazły zatrudnienie w PAN. Administracyjnie Akademię traktowano jako coś w rodzaju ministerstwa, tj. nie podlegała ona resortowi szkolnictwa wyższego, ale Radzie Ministrów.
Zmiany po 1989 r. zachowały dualistyczny charakter PAN, a nowa sytuacja ustrojowa umożliwiła Akademii znaczną niezależność od czynników polityczno-administracyjnych, zwłaszcza jeśli chodzi o korporację. Instytuty są w innej sytuacji, ponieważ ich istnienie zależy od dotacji z budżetu państwa, przyznawanego Akademii jako całości i rozdzielanego na poszczególne jednostki przez władze PAN. To rodzi różne problemy, a nawet konflikty, zwłaszcza gdy pieniędzy jest za mało, a tak jest notorycznie w Polsce – wystarczy przypomnieć, że na naukę wydaje się w Polsce niewiele ponad 1 proc. PKB, podczas gdy zalecany poziom w UE wynosi przynajmniej 2 proc. Nic nie wskazuje na to, że sytuacja zmieni się na lepsze w najbliższych latach.
Sytuacja jeszcze bardziej skomplikowała się po powołaniu dziwacznej Akademii Kopernikańskiej, której pierwszy skład powołał prezydent Andrzej Duda, w wielu przypadkach kierując się kryteriami politycznymi, a nie merytorycznymi. Aż dziw bierze, że polityk radykalnie kwestionujący PRL nawiązuje do jednej z flagowych zasad stosowanych w latach 1945-1989, mianowicie że to politycy mają decydować o tym, kto i jak jest wart w nauce.
Przemożne panowanie ministra
Obecny projekt nowelizacji ustawy o PAN jest jakby kontynuacją prób z 2019 r., zakładających poddanie zarówno korporacji, jak i instytutów dość szczegółowej kontroli biurokratycznej ze strony resortu nauki i szkolnictwa wyższego. To zadziwiające, że władza deklarująca zmianę polityki uprawianej w latach 2015-2023 zamierza kontynuować zarządzanie nauką z tego okresu. Na dodatek twórcy projektu zwyczajnie mijają się z prawdą.
W uzasadnieniu czytamy: „[Dotychczasowa] Ustawa podlegała dotychczas tylko niewielkim nowelizacjom, jakkolwiek powszechnie jest podzielana opinia o potrzebie zmian, zarówno w środowisku naukowym, jak i ze strony władz publicznych”. To fałsz. Środowisko naukowe nie podziela powszechnie (ani w jakiejś jego znaczącej części) opinii o potrzebie zmian. Minister Dariusz Wieczorek uczestniczył w Zgromadzeniu Ogólnym PAN w czerwcu br. i zapewniał, że jest za kompromisem pomiędzy postulatami ministerstwa a zgłaszanymi przez PAN. Tak jednak nie jest, co oznacza, że p. Wieczorek zwyczajnie wprowadzał akademików w błąd.
Chociaż pewne punkty nowelizacji, np. rezygnacja z podziału członków korporacji na korespondentów i rzeczywistych, są rozsądne, to omawiana propozycja nowelizacji musi być uznana za sprzeczną z wiedzą naukoznawczą, w szczególności z zasadami niezależności nauki od administrowania tą sferą życia społecznego. Napuszone aksjologicznie (swoista propaganda sukcesu) uzasadnienie nowelizacji znakomicie ilustruje myśl Leca: „Kto ma ideę ciągle w gębie, ma ją również w pobliskim nosie”.
To smutne, ponieważ pokazuje, gdzie „Koalicja 15 października” ma naukę. Wygląda na to, że ministerstwo za wszelką cenę zamierza oszczędzać na Polskiej Akademii Nauk. Tak to zwykle bywa, gdy epatuje się potrzebami gruntownych zmian, eufemistycznie nazywanych reformami, ale faktycznie wprowadza się je pod płaszczykiem daleko idącej biurokracji. W sumie, PAN ma być pod przemożnym panowaniem ministra – nie tylko administracyjnym, ale również dotyczącym kierunków prowadzonych badań i osiąganych wyników. Może jednak nowe paniska się opamiętają.