Głębia czasu
Kosmiczne klify, Mgławica Carina
W głębinach głębin coś się rodzi,
choć prawdę mówiąc – jednocześnie –
już pewnie zdążyło się skończyć,
zespolone opary, jądra od dawna płonące,
diamenty tlące się w głęboko spiętrzonych
eonach. Zawsze z dala od nas, iskry
zaczynają błyskać wśród białek. Stożkowe muszle
rozciągają się dziko w naszych obcych wodach.
Ziemia za Ziemią otwiera się
i już zmierza do lodowatego lub płonącego kresu
wszystkiego – oprócz mułu albo łusek albo futra.
Wtulone w szczyty jak z bajki gwiazdy rozpalają się niczym pożary lasów
szalejące na wysokościach, rozżarzony prolog
nazwany apokalipsą. Chwała mu – oddech
opróżniający i wypełniający. Nasza nowa Ziemia już
nosi w sobie swój kraniec, a życie gwiazd olśniewa
w tej jednej zastygłej chwili. Dla nas
zawsze jest teraz. Wszechświat
trwa. W głębinach czasu wszystko zaczyna
nas pochłaniać, z kresu mrugają czerwone galaktyki.