Droga na skróty
Nauka rządzi się sama i sama pilnuje swoich standardów. O tym, co się dzieje, gdy podlega zewnętrznym naciskom – oprócz finansowych także ideologicznym – opowiada rzeczowa, napisana potoczystym językiem książka Simona Ingsa, redaktora „New Scientist”.
Ings zamierzał napisać biografię psychoneurologa sowieckiego Aleksandra Łurii, ale chciał najpierw przedstawić Związek Sowiecki i epokę, w której Łuria działał. Odkrył, że w ZSSR na początku XX w. nauka była całkowicie podporządkowana ideologii. Józef Stalin uważał się nie tylko za przywódcę politycznego, ale i czołowego naukowca owych czasów; we własnym mniemaniu znał się na wszystkim, od genetyki po językoznawstwo. Naukowcy nie tylko mieli przykazane, co mają badać i jak, ale też jakie otrzymywać wyniki.
Ings pisze, jakim naciskom i represjom podlegali uczeni za Stalina. Gdy ich wnioski badawcze mu się nie podobały, szli do łagrów i konfiskowano im majątki. W najlepszym położeniu byli fizycy, którzy wyprodukowali bombę atomową i tym samym dowiedli swej skuteczności. Przedstawiciele innych dyscyplin naukowych nie czuli się tak bezpiecznie: w biologii Stalin, który był lamarkistą i wierzył w dziedziczenie cech nabytych, wynosił pod niebiosa Trofima Łysenkę. Ten obiecywał biologiczne cuda: większe plony, zamienianie jednych gatunków w inne, „nakłanianie” roślin, by pięknie owocowały na pustyni itp.
Klimat do tego był o tyle sprzyjający, że na początku XX w. nastąpił niebywały rozwój wielu dyscyplin nauki. Nie da się jednak wykrzesać z nauki cudów i uczynić z niej maszynki do spełniania życzeń, prześladując jednocześnie samych naukowców. Aż dziw, że w tych warunkach udało się osiągnąć cokolwiek; często zamiast zadziwić świat odkryciami sowieccy uczeni stawali się tylko pośmiewiskiem.
Simon Ings, Stalin i naukowcy. Historia geniuszu i szaleństwa, przeł. Krzysztof Kurek, Agora, Warszawa 2017