Kiedy lajki stają się bronią
Nikt z nas nie uważa się za osobę podatną na dezinformację. To inni (głupi antyszczepionkowcy! aroganckie liberalne elity!) ulegają propagandzie udającej prawdziwe wiadomości i atakowi armii botów na Twitterze.
Jednakże ostatnie kampanie dezinformacyjne – zwłaszcza te, które były prowadzone przez skoordynowane agencje w Rosji i Chinach – miały o wiele bardziej podstępny charakter. Aby wywołać oburzenie i zamieszanie, wykorzystywano w nich memy, zmanipulowane filmy i impersonacje, a ich cele nie ograniczały się do pojedynczych wyborów parlamentarnych lub społeczności. W rzeczywistości chodziło o destabilizację w celu podważenia zasad samej demokracji. Jeśli jesteśmy psychicznie wyczerpani i kłócimy się o to, co jest prawdą, autorytarne sieci mogą skutecznie narzucić swoją wersję rzeczywistości. Prowadząc grę „my kontra oni”, łatwiej jest wszystkim wmówić fałszywe przekonania.
Jeśli nie zgadzamy się na świat oparty na postprawdzie, musimy uznać, że to tak zwane zaburzenie informacyjne jest poważnym kryzysem społecznym, i zacząć prowadzić rygorystyczne interdyscyplinarne badania naukowe w celu jego zwalczania. Powinniśmy poznać sposoby, jakimi wiedza jest przekazywana online, a także genezę, motywację i taktykę sieci dezinformacyjnych, zarówno zagranicznych, jak i krajowych. Musimy dokładnie zrozumieć, jak to możliwe, że nawet najbardziej wykształceni poszukiwacze dowodów mogą nieświadomie stać się częścią operacji dezinformacyjnej. Niewiele wiadomo, jakie są skutki długotrwałego wpływu dezinformacji na nasz mózg lub zachowanie podczas głosowania. Aby to zbadać, giganty, takie jak Facebook, Twitter i Google, muszą udostępnić niezależnym badaczom większą ilość danych (przy jednoczesnej ochronie prywatności użytkowników).
Badania te muszą nadążać za gwałtownie rosnącym zaawansowaniem strategii dezinformacyjnych. Jednym z pozytywnych kroków będzie start tej zimy multimedialnego czasopisma The Misinformation Review, wydawanego przez należącą do Harvard University John F. Kennedy School of Government. Proces recenzowania będzie w nim przyspieszony, a priorytet będą mieć artykuły dotyczące rzeczywistych skutków dezinformacji w obszarach takich, jak media, zdrowie publiczne i wybory.
Aby dziennikarze nie powtarzali mimowolnie oszustw, muszą zostać odpowiednio przeszkoleni, zaś rządy powinny wzmocnić działanie swoich agencji informacyjnych. Państwa zachodnie mogą przeanalizować sytuację krajów bałtyckich, w których obywatele w ciągu ostatniej dekady stosowali nowatorskie metody walki z dezinformacją, takie jak tworzenie armii cywilnych „elfów” odsłaniających techniki kremlowskich „trolli”. Mniejszości i społeczności od dawna uciskane również opracowały sposoby przeciwdziałania próbom tworzenia przez władze postprawdy. Decydujące znaczenie może mieć współpraca inżynierów z socjologami w celu właściwego przygotowania sposobów interwencji – powinni oni użyć wyobraźni i przewidywać, w jaki sposób atakujący mogą zniszczyć te narzędzia albo wręcz wykorzystać do własnych celów.
W ostatecznym rozrachunku operacje dezinformacyjne odnoszą sukces jedynie wtedy, gdy zwykli użytkownicy sieci społecznościowych udostępniają filmy, wykorzystują hashtagi i dodają komentarze do prowokujących wątków. Oznacza to, że każdy z nas jest żołnierzem na polu bitwy o prawdę. Ludzie muszą być świadomi, w jaki sposób nasze emocje i uprzedzenia mogą być wykorzystywane, i zastanowić się, jakie siły mogą nas prowokować do intensyfikacji podziałów.
Dlatego za każdym razem, gdy chcesz wysłać „lajka” lub udostępnić fragment zawartości, wyobraź sobie, że nad ikoną kciuka w górę na Facebooku lub symbolem „podziel się” na Twitterze znajduje się mały przycisk „pauzy”. Naciśnij go i zadaj sobie pytanie: czy reaguję na mem, który ma stworzyć ze mnie stronnika w danej sprawie? Czy przeczytałem artykuł, czy po prostu reaguję na zabawny lub prowokujący nagłówek? Czy udostępniam te informacje tylko w celu uzyskania lajków od mojej grupy przyjaciół i znajomych? Jeśli tak, to kto może starać się mną manipulować za pomocą silnie oddziałujących treści dzięki wiedzy o moich danych konsumenckich, preferencjach politycznych i wcześniejszych zachowaniach?
Nawet jeśli – szczególnie wtedy – idea memu bardzo ci się podoba lub nie podoba, zadaj sobie pytanie, czy dzielenie się nim z innymi jest warte ryzyka stania się posłańcem dezinformacji mającej na celu dokonanie podziału wśród ludzi, którzy mogliby mieć ze sobą wiele wspólnego.
Łatwo przyjąć założenie, że memy to nieszkodliwa rozrywka, a nie potężna broń w walce między demokracją a autorytaryzmem. Należą one jednak do arsenału nowej globalnej wojny informacyjnej i będą ewoluować w miarę rozwoju sztucznej inteligencji. Jeśli naukowcy odkryją, co skłania ludzi do refleksji, może to się okazać jednym z najskuteczniejszych sposobów zabezpieczenia debaty publicznej przed dezinformacją i odzyskania wolności myśli.