Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Shutterstock
Strona główna

Uczłowieczenie psa

W ostatnich latach, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych, została zapoczątkowana i rozwija się nadal zasadnicza zmiana w ludzkim stosunku do najbliższych czworonożnych przyjaciół.

Obserwuj nas. Pulsar na Facebooku:

www.facebook.com/projektpulsar

Kiedy zbierałem materiały do tego felietonu, natrafiłem w lokalnej prasie na obszerne i wzruszające wspomnienie pośmiertne poświęcone pamięci Joeya Geniera, który zmarł niedawno na skutek komplikacji po nieszczęśliwym wypadku. Joey był psem. Może nie zwykłym, pospolitym, bo wykształconym na opiekuna, który 14 lat życia poświęcił na pomaganie swojej przybranej „Mamie”, cierpiącej na chorobę Meniere’a JoAnn Genier. Wraz z całą rodziną uczestniczył w sąsiedzkim życiu towarzyskim i religijnym parafii Świętego Michała. Odznaczał się „wysoką inteligencją, znakomitą intuicją i serdeczną osobowością. Szczekał jedynie wtedy, gdy wykrywał jakieś zagrożenie. Ostrzegał JoAnn przed zbliżającym się atakiem choroby i stworzył unikatowy sposób porozumiewania się z ludźmi. Niech Bóg ma go w swej opiece”.

Ten „nekrolog” to znamię czasu – w ostatnich latach, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych, została zapoczątkowana i rozwija się nadal zasadnicza zmiana w ludzkim stosunku do najbliższych czworonożnych przyjaciół. Jak wykazują statystyki, liczba psów w Stanach (68 mln) jest niewiele mniejsza od liczby dzieci poniżej 18 roku (72,5 mln) i obie te „grupy społeczne” żyją zasadniczo w tych samych warunkach (psów łańcuchowych jak na lekarstwo). Sprawia to, że na jedno gospodarstwo domowe przypada średnio ok. 1,46 psa. I psy te nie noszą takich imion jak Burek, Fafik czy Azor, tylko nazywane są przeważnie „po ludzku”. Najpopularniejsze dziś imiona to Charlie (Karolek), Max (Maksymilian) bądź Lucy, Bella i Daisy.

Zwolnione ze swych tradycyjnych zajęć – takich jak pasterstwo czy obrona terytorium – nasze psy znaleźć muszą sobie inne sposoby na zabicie czasu, szczególnie w przerwach pomiędzy zabawą a spacerem ze swymi ludzkimi przyjaciółmi. Rozwiązaniem może okazać się stworzenie specjalnych kanałów telewizyjnych wyspecjalizowanych w dostarczaniu rozrywki naszym domowym czworonogom. Problem polega jednak na tym, że ich wzrok jest odmienny od ludzkiego. Psie oko zawiera więcej pręcików, co sprawia, że jest ono czulsze na światło i pozwala na lepsze nocne widzenie. Do tego większy rozmiar źrenic sprawia, że do oka wpada więcej światła. A za lepszą przestrzenną nocną orientacją stoi być może także zdolność wyczuwania kierunku pola magnetycznego, której my jesteśmy pozbawieni. Na dodatek psy obdarzone są szybszą percepcją ruchu i prawdopodobnie obraz telewizyjny, zmieniający się z częstotliwością 60 Hz – dzięki czemu postrzegamy jego zmianę jako ciągłą – psom jawi się jako szereg szybko zmieniających się statycznych obrazów.

Z obserwacji wynika, że 68% psów okazuje zainteresowanie telewizyjnym ekranem, lecz jest ono zwykle krótkotrwałe (1–5 min) i jedynie psy pasterskie skupiają się dłużej na oglądaniu. Problem przystosowania telewizyjnej emisji do psich potrzeb bada od lat Freya Mowat, weterynaryjna oftalmolożka z University of Wisconsin, która odkryła (co nie jest zaskoczeniem), że psy szczególnie lubią oglądać w telewizji inne psy. Większość potencjalnych psich widzów musi jednak poczekać na wyniki jej dalszych badań. Aha, zapomniałem dodać, że „dzienne widzenie” psów nie jest równie ostre jak ludzkie – słabo rozpoznają one kolory i są krótkowzroczne.

Ta różnica w konstrukcji oka między ludźmi i psami nasuwać może pytanie, dlaczego właśnie one, bardziej genetycznie odległe od gatunku ludzkiego niż np. szympansy bądź pawiany, stały się naszymi najbliższymi czworonożnymi przyjaciółmi. Można by o tym oczywiście napisać osobny felieton czy cały artykuł, ale krótka odpowiedź jest taka, że różnice te stały się zapewne główną przyczyną naszej międzygatunkowej współpracy. Psy po prostu posiadają pewne przydatne zdolności, których ludziom brakuje. Ich pomoc przy tropieniu i polowaniu na zwierzynę była zapewne dla naszych przodków sprzed 40 tys. lat nieoceniona. Są one szybsze od nas, lepiej – dzięki swym kłom i pazurom – przystosowane przez naturę do walki, a węch mają nieporównanie czulszy, wręcz „widzą” nosem.

To, że jesteśmy różni, okazało się, jak wspomniałem, użyteczne. Jednak do stworzenia prawdziwej bliskości naszych gatunków potrzebne były podobieństwa. Przynajmniej dwa odegrały decydującą rolę. I my, i psy jesteśmy zwierzętami społecznymi, które się między sobą komunikują. By to osiągnąć, w ciągu 40 tys. lat psy „nauczyły się” merdać ogonami, by zasygnalizować nam swe nastroje. Z podobnym skutkiem znacznie wzbogaciły też mimikę. Drugie podobieństwo jest uniwersalne i biochemiczne – poczucie bliskości, „miłość” kontrolowane są przez ten sam hormon, oksytocynę. Dzięki niej psy przestały być „pracownikami” i stały się członkami naszych rodzin.


Dziękujemy, że jesteś z nami. Pulsar dostarcza najciekawsze informacje naukowe i przybliża wyselekcjonowane badania naukowe. Jeśli korzystasz z publikowanych przez Pulsar materiałów, prosimy o powołanie się na nasz portal. Źródło: www.projektpulsar.pl.

Wiedza i Życie 4/2024 (1072) z dnia 01.04.2024; Chichot zza wielkiej wody; s. 3

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną