rasika108 / Shutterstock
Człowiek

Pióra na głowie

Miotełka do ­kurzu ze strusich piór.Four Oaks/Shutterstock Miotełka do ­kurzu ze strusich piór.
Współczesne ­przedstawienie ku pamięci Szalonego Konia, wodza Dakotów. Indianie wykorzystywali pióra w różnych celach zdobniczych.Wollertz/Shutterstock Współczesne ­przedstawienie ku pamięci Szalonego Konia, wodza Dakotów. Indianie wykorzystywali pióra w różnych celach zdobniczych.
Aztecka ­korona składała się m.in. z piór. Uważa się, że takie nakrycie ­głowy mógł nosić Montezuma II.Agatha Kadar/Shutterstock Aztecka ­korona składała się m.in. z piór. Uważa się, że takie nakrycie ­głowy mógł nosić Montezuma II.
Warzęcha różowa.Brian Lasenby/Shutterstock Warzęcha różowa.
Rybaczek mały.Uwe Bergwitz/Shutterstock Rybaczek mały.
materiały prasowe
Na przełomie XIX i XX w. handlowe szaleństwo związane z piórami ozdobnymi osiągnęło szczyt. Pióra wykorzystywano np. do wykonywania wachlarzy, miotełek do kurzu, boa, stroików kwiatowych i frędzli obrębiających peleryny. Największe szaleństwo rozpętało się jednak w kapelusznictwie. Pióra symbolizowały dobry styl i nikt nie wyobrażał sobie, by kiedyś miało się to zmienić.

Globalny handel piórami rozwinął się niesłychanie w latach poprzedzających I wojnę światową, osiągając trudno wyobrażalną dziś skalę. Handlarze piórami i rzemieślnicy zajmujący się obróbką piór w samym Londynie zatrudniali w pełnym wymiarze godzin ponad 22 tys. robotników, a wielkie ośrodki handlu piórami istniały wówczas także w Paryżu, Nowym Jorku i wielu innych eleganckich miastach. Choć pióra wykorzystywano w wachlarzach, miotełkach do kurzu, boa, stroikach kwiatowych, naszywano jako frędzle obrębiające peleryny i szale, prawdziwe szaleństwo rozpętało się w kapelusznictwie. Nie chodziło o to, że kobiety „chętniej wybierały” kapelusze z piórami – one ich bezwzględnie wymagały. Wyjść z domu z gołą głową było absolutnie nie do pomyślenia, a w garderobie każdej szanującej się damy musiała znaleźć się kolekcja przybranych piórami czap i kapeluszy odpowiednich na każdą porę roku. Najcenniejsze pióra stawały się rodzinnymi pamiątkami, przenoszonymi z kapelusza na kapelusz i przekazywanymi z matki na córkę, z pokolenia na pokolenie. Pióra symbolizowały dobry styl przez niemal pół wieku i nikt nie wyobrażał sobie, by kiedyś miało się to zmienić.

Co sezon stawały się popularne pióra innych dzikich gatunków ptaków, choć były też takie, które pozostawały trendy przez cały rok: pióra strusie. Handel nimi zdominowało zaś jedno państwo, a w zasadzie dominium – Związek Południowej Afryki (ZPA). Tamtejsi farmerzy hodowali w pewnym okresie ponad milion strusi, pozyskując od nich pióra nawet dwa razy do roku. Pióra te rywalizowały z wełną o trzecie miejsce wśród najcenniejszych produktów eksportowych ZPA, plasując się zaraz za złotem i diamentami. Na handlu nimi zbijano fortuny i nawet dziś można zwiedzać wystawne posiadłości, pozostające symbolem zbytku i ostentacji.

Kobieta – ptasi wróg

W tym czasie właściwie każdy ptak, którego pióro dało się przymocować do kapelusza, był zwierzyną łowną. W ofercie przeciętnego kapelusznika znajdowały się pojedyncze pióra, ich wachlarzowate kompozycje nazywane „egretami”, skrzydła, a nawet całe wypchane ptaki niezliczonych gatunków – co dawało o sobie znać szczególnie na wiosnę i lato, kiedy moda najsilniej domagała się kolorów i różnorodności. Znana jest historia, jak to młody bankier i miłośnik ptaków Frank Chapman wybrał się któregoś dnia 1886 r., by obserwować ptaki na ulicach Nowego Jorku. Szybko udało mu się opracować imponującą listę ich gatunków, choć żaden ich przedstawiciel nie przeleciał mu nad głową, nie usiadł na gałęzi ani nie dziobał przed nim okruchów z chodnika. Ptaki – a najczęściej ich pióra – zdobiły kapelusze dam przechadzających się po tłocznej dzielnicy handlowej. Z siedmiuset czepców, kapelutków, nakryć głowy w kształcie hełmu albo kapeluszy z opuszczanym rondem ponad trzy czwarte było przystrojonych piórem, a te bez takiej ozdoby należały głównie do pań w żałobie lub w dość dojrzałym wieku, którym wypadało prezentować się nieco skromniej.

Dwa lata po przedstawieniu wyników swoich terenowych badań nad kapeluszami w formie listu skierowanego do redaktora „Forest and Stream” Chapman na zawsze opuścił świat finansów i objął podrzędne stanowisko w American Museum of Natural History. Pozostał tam przez ponad 50 lat, pnąc się po szczeblach kariery i dochodząc w końcu do stanowiska kierownika działu ptaków. W tym czasie podjął niezliczone inicjatywy edukacyjne, przeprowadził wiele badań oraz zrealizował rozmaite projekty ochrony środowiska, co sprawiło, że koledzy zaczęli nazywać go „dziekanem amerykańskich ornitologów”. Choć pochłonięty różnymi badaniami i obowiązkami związanymi z pracą w muzeum, Chapman wciąż głośno krytykował handel piórami.

W miarę zyskiwania coraz wyższej pozycji Chapman coraz aktywniej wspierał też rodzący się ruch ochrony ptaków. Założył i prowadził magazyn „Bird-Lore”, który stał się tubą powstających w całym kraju oddziałów Audubon Society. Periodyk, przemianowany potem po prostu na „Audubon”, jest do dziś jednym z najbardziej poczytnych czasopism poświęconych historii naturalnej. W 1900 r. zapoczątkował akcję zimowego liczenia ptaków, jako pozbawioną przemocy alternatywę dla wypraw łowieckich organizowanych tradycyjnie w czasie świąt. To Chapman zaproponował utworzenie pierwszego rezerwatu ptaków w USA na położonej w stanie Floryda Pelican Island; prezydent Theodore Roosevelt podpisał się pod ustawą wprowadzającą ten pomysł w życie w 1903 r.

Te działania, a także późniejsze sukcesy legislacyjne łączyły się ze sprzeciwem wobec handlu piórami służącymi do ozdoby. Choć w tamtych czasach prześladowano niemal wszystkie dzikie zwierzęta, społeczność obrońców przyrody po raz pierwszy zjednoczyła się wokół jednej sprawy – walki z tradycją zdobienia kapeluszy wypchanymi ptakami. Podczas inauguracyjnego spotkania miejscowego oddziału Audubon w Waszyngtonie Chapman wygłosił przemówienie pod hasłem: „Kobieta – ptasi wróg”. Dyrektor zoo w Nowym Jorku William Hornaday nawiązał do tego w eseju z 1912 r., zatytułowanym Kobieta, ta niszczycielska siła zagrażająca ptasiemu światu. Esej ten rozpoczyna się ponurą grą słów: „Krew niezliczonych milionów zabitych ptaków spoczywa na kobiecych głowach”.

Chociaż to dzięki kobietom tak niebywale rozrósł się rynek i przemysł zajmujący się obróbką piór, panie spowodowały też jego upadek. Niemal każdy nowo powstający oddział Audubon założyły kobiety i to one początkowo stanowiły zdecydowaną większość członków towarzystwa. Dzięki niezliczonym odczytom, spotkaniom przy kawie i ciasteczkach, lunchom i protestom aktywiści Audubon stworzyli jeden z pierwszych oddolnych ruchów ochrony środowiska i sprawili, że kwestia objęcia ochroną ptaków osiągnęła wymiar krajowy, a wreszcie międzynarodowy. W 1911 r. stan Nowy Jork zakazał handlu występującymi w USA ptakami oraz ich piórami, a za nim podążyły inne stany. Uchwalenie kolejnych ustaw rozciągnęło ochronę na całe USA i stanowiło odbicie podobnych aktów prawnych w Kanadzie, Wielkiej Brytanii i Europie, co w efekcie zakończyło erę powszechnie dostępnych ozdobnych piór.

Krach na rynku piór wiązał się też z wybuchem I wojny światowej i kompletną zmianą trendów panujących w damskiej modzie. Trudy wojny skłoniły rzesze kobiet, zarówno w Europie, jak i w Ameryce, do podjęcia pracy i gusta modowe błyskawicznie zmieniły się na korzyść strojów zdecydowanie prostszych i praktyczniejszych niż wcześniej. Zapotrzebowanie na pióra wszelkiego rodzaju gwałtownie spadło, a tysiące handlarzy, właścicieli farm ze strusiami i kapeluszników zbankrutowało. Wielu z nich popełniło później samobójstwo.

Wynagrodzenie z piór

W wielu kulturach przedmioty sporządzone z piór ceni się do dziś. Jeszcze w latach 70. XX w. młody mężczyzna z wyspy Santa Cruz, położonej na południowym Pacyfiku, mógł się ożenić tylko po zapłaceniu oblubienicy wynagrodzenia złożonego z piór. „Gotówka”, tzw. tevau, składała się z długich pasków z przyczepionymi piórami. Paski te zwijano w rolki, a pióra pochodziły z głowy, karku i grzbietu wspaniale ubarwionej na czerwono-czarno miodówki kardynalskiej, gatunku endemicznego dla Wysp Salomona. Waluty tej używano też tradycyjnie przy innych dużych zakupach (np. canoe, świń czy chat). Każdy zwój mierzył po rozwinięciu ok. 10 m, a do jego wyrobu potrzeba było upierzenia pochodzącego od 350–1000 ptaków i ponad 700 godz. pracy. Tylko kilka rodzin znało sekrety rzemieślniczego wytwarzania tevau – jak łowić miodówki oraz jak ręcznie przyklejać tysiące maleńkich piórek do zwijanych w rolki pasków (które z kolei składały się z małych dysków sporządzonych z piór gołębi, zszywanych ze sobą za pomocą nici z włókien). Zdobycie szczególnie dobrej partii wymagało niekiedy przekazania dziesięciu czy nawet więcej rolek, co można było rozłożyć na raty. Zależności te, poprzez sieć długów i zobowiązań, cementowały społeczność.

Tevau to może dość wyszukany przykład środka płatniczego, ale na wyspach Pacyfiku pióra, tak jak i niektóre muszle, często wykorzystywano jako walutę, nie ma tam bowiem rud metali, kamieni szlachetnych czy jakiegokolwiek innego „źródła trwałego koloru”. Inaczej jednak niż wyspiarze z Santa Cruz, ukrywający swoje rolki z piórami na odymianych poddaszach, by chronić je przed owadami, mieszkańcy innych wysp tworzyli rzemieślnicze wyroby zdobne w pióra jak najbardziej na pokaz. Na Hawajach przywódcy oraz członkowie rodzin królewskich przywdziewali bogato zdobione piórami peleryny i korony ceremonialne, a kolory i rzadkość występowania piór określały ich pozycję.

Najrzadziej spotykanym kolorem na wyspach był żółty i pewnie dlatego żaden z królewskich atrybutów nie cieszył się nigdy większą sławą niż złota peleryna króla Kamehamehy I. Do jej wykonania i przyozdobienia wykorzystano pióra około 80 tys. osobników obecnie wymarłej hawajki żółtorzytnej. Przedmioty sporządzone z piór nadal wykorzystuje się na dużą skalę w sztuce i w celach zdobniczych w wielu kulturach, od Indian amazońskich Waorani i Karajá, przez lud Karo w Etiopii aż do ludu Akha zamieszkującego pogranicze Laosu, Mjanmy i Tajlandii. Jeśli jednak chodzi o rzemieślnicze wyroby z piór w ujęciu historycznym, nic nie może się równać z umiejętnościami i tradycjami rozwiniętymi w imperiach Ameryki prekolumbijskiej.

Ptaszarnie Montezumy

Kiedy Hernán Cortés w 1519 r. dotarł do azteckiej stolicy, określił ją mianem „najpiękniejszej w świecie”. Razem ze swoimi ludźmi zachwycał się kanałami, akweduktami, świątyniami i pływającymi ogrodami. Jeśli chodzi o pałac Montezumy, Cortés donosił swojemu królowi Karolowi V, że w Hiszpanii nie było niczego, co mogłoby się z nim równać. Niewykluczone jednak, że żaden z budynków miasta nie wzbudził wśród przybyszów większego zdumienia niż ptaszarnie.

Ptaki, trzymane w pałacu tylko nieznacznie ustępującym przepychem temu przynależnemu Montezumie, miały do dyspozycji dziesiątki dziedzińców, balkonów, ogrodów i 10 sztucznych basenów. Trzymanych tam stad doglądało 300 opiekunów, odpowiedzialnych za to, by ptactwu stale dostarczano odpowiednią ilość kurczaków, robaków, kukurydzy lub innego ziarna. Kormorany, czaple i inne ptaki wodne wymagały zapewniania dziennie ponad 100 kg świeżych ryb.

Stada, o które tak dbano w ptaszarni, dostarczały jednak tylko małej części piór niezbędnych azteckim rzemieślnikom. Szlachetnie urodzeni i bogacze utrzymywali swoje prywatne mniejsze ptaszarnie, ale nawet zwykli mieszkańcy miasta często mieli w domu kolorowe ptactwo w charakterze zwierząt domowych. Od ludów zasiedlających podbite tereny władca i jego gubernatorzy domagali się jednocześnie podatku wypłacanego w piórach. Rządzący wysyłali też handlarzy i myśliwych daleko poza granice imperium azteckiego, nawet na tereny Panamy i Kolumbii, by sprowadzali pióra. Handel pozwalał wzbogacić paletę kolorystyczną ozdób wykorzystywanych przez Azteków, do których trafiały w ten sposób różowe pióra warzęch, cudowne kolorowe pióra nizinnych papug, tukanów tęczodziobych, błękitniczków lśniących, rybaczków małych i innych gatunków o jaskrawym upierzeniu niewystępujących na wyżej położonych terenach w sercu imperium. Część ornitologów przypuszcza nawet, że Aztekowie lub inni prekolumbijscy łowcy i handlarze ptaków zmienili zasięg występowania niektórych środkowoamerykańskich gatunków, wprowadzając na przykład wilgowrony meksykańskie do doliny w pobliżu Ciudad de México oraz modrowronki hełmiaste na wyżyny zachodniego Meksyku.

Korzystając z tego różnobarwnego bogactwa, Aztecy tworzyli pióropusze, infuły, zdobione tarcze, peleryny, gobeliny i inne ozdoby. Według ludowych opowieści wódz Azteków codziennie zakładał nowe szaty, przekazując swój wyszukany przyodziewek jako nagrodę co bardziej zasłużonym dworzanom. Bez względu na to, czy było tak rzeczywiście, garderoba Montezumy była na tyle duża, że mógł sobie pozwolić na podarowanie od dwóch do trzech „zbiorów bogato zdobionych piórami peleryn” każdemu z żołnierzy towarzyszących Cortésowi. Wyroby artystycznego rękodzieła podarowane Cortésowi, a w późniejszym okresie przez niego przejęte, były zdobione wizerunkami potworów, węży, ptaków i innych zwierząt „malowanych” za pomocą mieniących się kolorami piór, „piękniejszych niż jakiekolwiek ozdoby haftowane czy wykonane z użyciem wosku”.

To smutne, ale celem późniejszej polityki Cortésa i hiszpańskich gubernatorów było wykorzenienie miejscowej kultury i zastąpienie jej nowymi wzorcami, a zwalczanie tradycyjnych praktyk objęło również rzemiosła związane z piórami. Zniszczono w ten sposób niezliczone azteckie artefakty – z tych najwspanialszych ocalało do dziś poniżej dziesięciu. Wśród nich np. znajdujący się w hiszpańskim muzeum pióropusz wykonany z piór kwezala herbowego czy wyblakła już nieco, przechowywana w muzeum w Wiedniu, tarcza z wizerunkiem kojota, w której wykorzystano pióra bławatnika niebieskiego, ary żółtoskrzydłej, kacyka czarnogardłego oraz warzęchy różowej. Ptaszarnia Montezumy została kompletnie spalona podczas hiszpańskiego oblężenia Tenochtitlán w 1521 r.

Podobny los przypadł w udziale Inkom żyjącym na południu oraz ich poprzednikom z terenów Peru, gdzie na wielką skalę rozwinął się handel piórami służącymi do wyrobu misternych ozdób, a przejęcie władzy przez Hiszpanów doprowadziło do upadku imperium. Inkowie, podobnie jak Aztecy, utrzymywali liczne ptaszarnie, a z całego podbitego przez siebie obszaru pobierali podatek płatny w ptakach i piórach. Inkascy hodowcy i opiekunowie nauczyli się nawet zmieniać naturalne ubarwienie piór. Nacierali skórę schwytanych w niewolę papug wydzielinami toksycznych płazów drzewołazowatych („trujących żabek”), co przy kolejnym pierzeniu prowadziło do kompletnej zmiany ich ubarwienia – zieleń i czerwień ustępowały miejsca złotej żółci i łososiowatym różom.

Kiedy Hiszpanie odkryli imperium Inków, wytwory inkaskich rzemieślników początkowo budziły ich podziw, tak samo jak wcześniej azteckich. Z czasem jednak uznano je za przejaw pogańskich praktyk i oporu względem rządów kolonialnych, zakazano więc tworzenia ozdób z piórami i zniszczono olbrzymią ilość zdobnych w nie tekstyliów. Szybko doprowadzono do zaniku dawnych tradycji i rozwijanych od wieków umiejętności. Mimo to wiele okazów peruwiańskiej sztuki dotrwało do naszych czasów. Inaczej bowiem niż u Azteków, gdzie to, co udało się ukryć przed konkwistadorami, szybko rozłożyło się w nieprzyjaznym klimacie, ozdoby i dzieła sztuki z Peru miały więcej szczęścia. Kombinacja wyszukanych rytuałów pogrzebowych i suchego klimatu sprawiła, że archeolodzy do dziś odkrywają upierzone tuniki, tabardy, hełmy, pióropusze, rzeźby, torby i tarcze. Zamknięcie w ciemnych, suchych grobowcach rozrzuconych w różnych miejscach pustynnego wybrzeża sprawiło przy tym, że zdobiące je pióra zachowały żywe kolory – i to mimo upływu dobrych kilkuset lat, w niektórych wypadkach nawet ponad tysiąca.

***

W Polsce ukazała się ostatnio książka Thora Hansona „Pióra. Ewolucja cudu natury” wydawnictwa Feeria Science.

***

Gęsie pióro

Angielskie słowo pen pochodzi od łacińskiego penna, czyli pióro; podobnie penknife (scyzoryk, mały nożyk) można uznać za „nożyk do piór”. Nożyk taki był bowiem niezbędnym narzędziem każdego skryby, musiał znajdować się pod ręką, ponieważ co chwila potrzebowano go do ostrzenia i formowania końcówki pióra, by utrzymać ten sam wygląd pisma, w tym równej grubości litery. W zależności od sposobu przycięcia końcówki otrzymywano linie różnej grubości. Gęsie pióra były też trwalsze niż trzcinowe. Ale najważniejszą ich przewagą była pusta i wygięta stosina, tworząca naturalny zbiornik na atrament; no i gęsim piórem robiło się mniej kleksów.

Podstawowym produktem handlowym służącym do sporządzania piór dla skrybów były duże lotki pierwszorzędowe ze skrzydeł gęsi, chociaż na mniejszą skalę używano też piór łabędzi, indyków, a nawet orłów. Pióra mniejszych ptaków były przydatne tam, gdzie wymagano dużej precyzji kreski, a wronie pióra zyskały tak dużą popularność w rysunku technicznym, że ich nazwa przeniknęła do języka; współczesne angielskie słowo crowquill oznacza właśnie cienko piszące, maczane pióro do zastosowań profesjonalnych.

Szczytowy okres produkcji gęsich piór przypada na początek XIX w., kiedy to upowszechniała się edukacja, coraz więcej osób potrafiło czytać i pisać, rozkwitała epistolografia, a stalówka nie zyskała jeszcze zbyt dużej popularności.

Proces przygotowania pióra wiązał się z jego wyczyszczeniem i utwardzeniem końcówki, a także odcięciem chorągiewki, a przynajmniej jej dolnej części. (Wyobrażenie skryby piszącego gęsim piórem z długą, powiewającą chorągiewką to wymysł Hollywood – nieźle wygląda to w kinie, ale jest mało praktyczne, bo promienie chorągiewki przeszkadzają w pisaniu i z tego względu na ogół je usuwano). Osoby zawodowo zajmujące się przygotowywaniem piór do pisania używały różnych technik: pióra gotowano, umieszczano w gorącym piasku albo w słabym roztworze kwasu – najlepsze techniki były objęte ścisłą tajemnicą handlową.

Wiedza i Życie 6/2019 (1014) z dnia 01.06.2019; Historia; s. 52

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną