Życie Pigmejów w całym basenie Konga przebiega według podobnych wzorców, wśród których są charakterystyczne „spotkania z duchami” i kopułowaty kształt budowanych z liści i lian chat. Na zdjęciu Ingoyo okłada liśćmi sklepienie swej chaty. Życie Pigmejów w całym basenie Konga przebiega według podobnych wzorców, wśród których są charakterystyczne „spotkania z duchami” i kopułowaty kształt budowanych z liści i lian chat. Na zdjęciu Ingoyo okłada liśćmi sklepienie swej chaty. Zdjęcie Nico Lewis
Człowiek

Leśni ludzie, czyli współczesne życie Pigmejów

Pigmeje od zawsze żyli w basenie Konga – aż pojawiła się cywilizacja i ochrona przyrody.

W Sekcji Archeo w Pulsarze prezentujemy archiwalne teksty ze „Świata Nauki” i „Wiedzy i Życia”. Wciąż aktualne, intrygujące i inspirujące.


Siedzimy w równikowym lesie, w całkowitej ciemności, przytuleni do siebie. Wszyscy śpiewamy, choć każdy nieco inną melodię, a nasze jodłujące głosy zlewają się w potężną i harmonijną polifonię. Mijają godziny i czujemy się coraz bardziej zespoleni, zatracając się w tym wszechogarniającym chórze. Uniesieni wspólnym i intensywnym śpiewem stajemy się jednością, jednym potężnym wielogłosem. Ta wspólnotowa atmosfera, jak wierzą Pigmeje Bayaka (albo Aka), przyciąga leśne duchy, które przybywają do naszego obozu, by się z nami połączyć. Pod postacią migotliwych świetlików krążą wokół nas, to zbliżając się, to znów oddalając w głąb lasu, a ich melodyjne głosy łączą się czasem z naszym śpiewem. Jesteśmy urzeczeni pięknem tego leśnego spektaklu, niektórzy krzyczą w uniesieniu: „Njoor!” („Tak, Tak!”), „Bisengo” („O, jak przyjemnie!”) lub „To bona!” („Właśnie tak!”).

Gwanjenje, Pigmejka z plemienia Bayaka, wybiera miejsce na zbudowanie chaty w północnym Kongu, 1997 rok. Tamtejsi łowcy i zbieracze przemieszczają się sezonowo po lesie, a każda z kobiet niesie cały dobytek w specjalnym koszu.Zdjęcie Nico LewisGwanjenje, Pigmejka z plemienia Bayaka, wybiera miejsce na zbudowanie chaty w północnym Kongu, 1997 rok. Tamtejsi łowcy i zbieracze przemieszczają się sezonowo po lesie, a każda z kobiet niesie cały dobytek w specjalnym koszu.

W takich chwilach czujesz się częścią wielkiego lasu, z jego drzewami, zwierzętami i ludźmi. Takie doświadczenie zatopienia się w czymś, co cię przerasta – miałem ku temu okazję, przygotowując się do doktoratu pośród Pigmejów Bayaka w republice Konga (Brazzaville) w latach 90. – pozostawia głęboki ślad w psychice i pozwala fizycznie odczuć wzniosłą łączność z całym otaczającym cię światem. Podczas takich „spotkań z duchami” Bayaka nawiązują bezpośrednią więź z lasem, okazując mu swą czułość i opiekę i potwierdzając swe przywiązanie i miłość do niego. Jak to ujął mój przyjaciel Emeka: „Bayaka kocha las równie mocno, jak kocha swoje ciało”.

Podczas polowań i zbierania pożywienia Bayaka stosują się do ściśle ustalonych reguł. Kiedy np. zbierają dzikie bulwy yam (pochrzynu), starają się przyczyniać do ich rozprzestrzenienia, polując, unikają zabijania ciężarnych samic, a w diecie uwzględniają wszystko, co rośnie lub żyje w ich środowisku. Żyjąc przez tysiące lat w basenie rzeki Kongo, podobnie jak i inne plemiona pigmejskie, przyczynili się do zwiększenia produktywności i wartości lasu, nie tylko dla siebie, ale i dla wszystkich żyjących tam istot. Bayaka nie znają słowa na oznaczenie głodu. Gdy pewnego wieczoru próbowałem wyjaśnić Emece i innym zgromadzonym wokół ogniska, że są na świecie takie miejsca, gdzie ludzie głodują, słyszałem głosy powątpiewania i niedowierzania.

W skrócie

Grupy Pigmejów przemierzały lasy basenu Konga przez ponad 55 tys. lat, wytwarzając w tym czasie złożone strategie ekologiczne i kulturowe pozwalające im na przeżycie w tym środowisku.

Zrównoważony rozwój, w postaci przemysłu drzewnego i wydobywczego w powiązaniu z obszarami chronionymi, spowodował powstanie sieci dróg i przyczynił się do wzrostu kłusownictwa.

Zanikanie dzikich zwierząt skłoniło ekologów do zatrudnienia ekostraży do zwalczania kłusownictwa. Niektórzy strażnicy prześladowali Pigmejów, co przyczyniło się do wzrostu wśród nich alkoholizmu i depresji.

W latach 90. różne międzynarodowe instytucje, takie jak Bank Światowy, we współpracy z miejscowymi rządami i organizacjami ekologicznymi, rozpoczęły wdrażanie zasad zrównoważonego rozwoju na obszarze basenu rzeki Kongo. Wyznaczono strefy przeznaczone do gospodarczego rozwoju (w tym wyrębów drzew) i tereny pozostawione w spokoju jako bezpieczne ostoje dzikiej przyrody. Zgodnie z przekonaniem, że tylko w pełnej izolacji od człowieka natura może przetrwać w niezmienionym stanie (pogląd ukształtowany w USA w XIX wieku), lokalne rządy zdecydowały o wykluczeniu koczowniczych plemion pigmejskich z tych chronionych obszarów.

Od tego czasu obserwowałem postępujący upadek lasów – obfitujących wcześniej w wielkie populacje słoni, goryli, szympansów i innych małp, guźców i antylop – w miarę jak światowa gospodarka wysysała z tych przebogatych terenów ich zasoby. Populacja słoni w Republice Środkowej Afryki skurczyła się w latach 2002–2011 o 60% i ten spadek postępuje nadal. Aktywne i cieszące się wcześniej dobrym zdrowiem plemiona Bayaka są dziś niedożywione, pogrążone w apatii i alkoholizmie, a ich członkowie żyją na skraju swych wcześniejszych terytoriów, zastraszani przez strażników leśnych i poddani gospodarczemu i seksualnemu wyzyskowi przez obcych. Przez dziesiątki tysięcy lat rozwijali się bez przeszkód w basenie rzeki Kongo, by w ciągu kilku ostatnich dziesięcioleci paść ofiarą nieposkromionej żądzy współczesnej cywilizacji, łasej na znajdujące się tam bogactwa naturalne, i neokolonialnego podejścia do tubylczych ludów.

W odróżnieniu od takiego odgórnego stosunku do ochrony przyrody, często powiązanego z eksploatacyjnym nastawieniem do bogactw naturalnych i zwykle prowadzącego do porażki w realizacji głoszonych priorytetów, „oddolny” sposób ochrony lasu i żyjących w nim zwierząt znajduje w ostatnich latach coraz większe uznanie. W ogłoszonym w 2019 roku raporcie Międzynarodowej Platformy Naukowo-Politycznej ds. Bioróżnorodności i Służb Ekologicznych (IPBES- Intergovernmental Science–Policy Platform on Biodiversity and Ecosystem Services) Narodów Zjednoczonych podaje się, że ludy tubylcze lepiej radzą sobie z ochroną bioróżnorodności na zamieszkiwanych przez siebie terenach niż jakiekolwiek inne ciała czy organizacje. Warto tu zauważyć, że 80% pozostałej jeszcze bioróżnorodności na lądach znajduje się na obszarach znajdujących się w większości pod kontrolą lokalnych społeczności. W uznaniu tego faktu w nowym podejściu do problemu ochrony przyrody dąży się do wzmocnienia roli ludności autochtonicznej w jej staraniach o powstrzymanie naporu ze strony czynników zewnętrznych.

W jednym z takich przedsięwzięć sam doświadczyłem pomocy od moich znajomych Bayaka. Realizowaliśmy program nazwany ExCiteS (Extreme Citizen Science) polegający na wspomaganiu lokalnych populacji w inwentaryzowaniu wszelkich zasobów na zajmowanych przez nie terenach i wiszących nad nimi zagrożeń, a także dzieleniu się ze światem zewnętrznym zgromadzoną przez tubylców wiedzą ekologiczną. Narzędzia i metodologie, które wypracowaliśmy w basenie Konga, okazują się teraz wielce przydatne w różnych innych regionach świata. Na przykład społeczność żyjąca w lesie Prey Lang w Kambodży zastosowała najnowszą wersję naszej aplikacji Sapelli służącej do kartowania zasobów i ochrony leśnej bioróżnorodności, co zaowocowało przyznaniem jej prestiżowej amerykańskiej nagrody Equator Prize w roku 2015, Yale International Society for Tropical Foresters Innovation Prize w roku 2017 i Energy Globe Award w roku 2019.

Rozwój w basenie KongaMapa Mapping SpecialistsRozwój w basenie Konga

Być jak bayaka

Kiedy wraz z żoną Ingrid i trzyletnim synem Nando wygramoliliśmy się z pewnym niepokojem z ziemianki na piaszczystym brzegu rzeki Sangha w Kongu (był rok 1994), Emeka był pierwszym człowiekiem, który powitał nas z ciepłym uśmiechem. Ten budzący zaufanie, trzydziestoparoletni mężczyzna, należał do liczącej około 40 członków grupy Pigmejów obozującej w pobliskim lesie. Pigmejscy łowcy i zbieracze, żyjący w basenie rzeki Kongo na terytorium Ugandy, Ruandy i Burundi na wschodzie i aż po wybrzeża Atlantyku na zachodzie, mówią różnymi językami i tworzą heterogeniczną społeczność liczącą, wedle różnych szacunków, od 300 tys. do miliona ludzi. Wszyscy uważają się za pierwotnych mieszkańców lasów, a badania DNA potwierdzają, że ich przodkowie żyli na tych terenach od co najmniej 55 tys. lat.

Pomimo różnic w ich zewnętrznym wyglądzie wszystkich Pigmejów żyjących wciąż w dziewiczych lasach łączy wspólne podejście do życia w tym środowisku – budują przypominające igloo szałasy z lian i liści, używają podobnych narzędzi do polowań i zdobywania miodu i wykazują podobny stylistycznie repertuar wokalny do komunikowania się z leśnymi duchami. W ciągu trzech lat, które wraz z Ingrid i Nando spędziłem w towarzystwie Emeki, jego żony Mambuli i wielu innych członków jego rozszerzonej rodziny, przemierzając tysiące kilometrów tropikalnego lasu, mogliśmy zanurzyć się w ekscytującym i egalitarystycznym świecie ich zwyczajów. Dzięki nim dowiedzieliśmy się, co to znaczy być łowcą i zbieraczem: jak polować na dzikie zwierzęta, zbierać leśne owoce, rosnące pod ziemią bulwy, znajdować jadalne liście i owady, przegradzać potoki, by chwytać ryby i nawiązywać kontakt z leśnymi duchami.

Emeka był naszym przewodnikiem. Okazał się dzielnym i wytrawnym myśliwym, opiekuńczym i wyrozumiałym ojcem i mężem, opanowanym i rozumnym doradcą, utalentowanym mówcą, śpiewakiem i gawędziarzem i wreszcie reżyserem iście teatralnych spektakli w naszym obozie. I – w razie porażek – był pobłażliwy dla błądzących. Styl życia Bayaka opiera się na zasadzie, że kiedy widzisz kogoś, kto ma coś, co cię interesuje, po prostu prosisz go o to. Życie w społecznościach kierujących się zasadą współdzielenia przypomina trochę przebywanie w miejscu, gdzie różne dobra rozdawane są za darmo. Nawet jeśli sam rzadko się udzielasz – bo jesteś dzieckiem albo osobą starszą lub schorowaną – nikt nigdy cię nie pyta o powód twojej prośby ani o twoje prawo do zwracania się z taką propozycją. Emeka w każdym razie nigdy nikomu nie odmawiał.

Dla Bayaka myśl, że przyrodę można „posiadać”, wydaje się odpychająca. Jak powiedział mi kiedyś Emeka „Komba [stwórca] uczynił las dla wszystkich”. Pewnego razu, podczas nocnego polowania, założyliśmy z Emeką obóz w pobliżu grupy goryli. Jeden srebrzystogrzbiety samiec poczuł zapach dymu z ogniska i zaczął krążyć wokół nas, dając wyraźnie do zrozumienia, żebyśmy się wynosili. Emeka nie krył wściekłości. Nie szczędząc przekleństw, przekonywał goryla, że nie jest właścicielem lasu – wszyscy mogą i powinni z niego korzystać. Innym razem mój przyjaciel Tuba powiedział mi, wskazując swojego syna: „Zobacz, je dary lasu, a one dają mu siłę”. Bayaka uważają zresztą siebie za las przemieniony w osoby, są w pewnym sensie lasem i to tak bardzo, że nie wyobrażają sobie, by można było wystawić na sprzedaż jakikolwiek jego fragment – tak jak nie można sprzedać swojego palca czy stopy.

Zdaniem Bayaka, by las mógł pełnić swą funkcję, wszyscy muszą przestrzegać pewnych reguł. Jeśli czegoś w nim brakuje, wynika to z niewłaściwych zachowań ludzi i społecznego nieładu, a nie z niedostatków samej przyrody. By zachować obfitość lasu, Bayaka muszą stosować się do zestawu reguł zwanego ekila. Jeśli jakiś fragment lasu traci swe bogactwo, zostaje wyłączony i nikt nie może tam polować ani zbierać pożywienia; ten zakaz zostaje zdjęty dopiero, gdy las odzyska moc. Wszyscy muszą pamiętać, by każdy otrzymał należną mu porcję mięsa zdobytego podczas polowania i by traktował z szacunkiem zwłoki zabitego zwierzęcia. Las troszczy się o swoich mieszkańców i pragnie słyszeć ich pełne radości głosy; śpiew i śmiechy, które skłaniają go do większej hojności.

Nasze lata spędzone w tropikalnym lesie w końcówce XX wieku były prawdziwą idyllą. Zajadaliśmy się darami przyrody i poruszaliśmy się wszędzie bez strachu. Całymi dniami, a czasem i tygodniami, śpiewaliśmy lub łączyliśmy się z leśnymi duchami. „To byli ludzie, którzy odnaleźli w lesie coś więcej niż tylko sens życia, ale także – przy wszystkich problemach, trudnościach, a nawet tragediach – prawdziwą radość, szczęście i beztroskę”, tak pisał trzy dekady wcześniej antropolog Colin Turnbull o Pigmejach BaMbuti (Mbuti) z północno-wschodniego Konga, terenów oddalonych od naszych o prawie 1000 km. Mógłbym powtórzyć każde z tych słów w odniesieniu do Bayaka.

Nie mogąc kultywować tradycyjnego stylu życia, przebywają teraz w pobliżu dawnej osady drwali Indonga. Keyo (z prawej) siedzi wraz z przyjacielem przy porzuconej maszynie do wycinki.Zdjęcie Nico LewisNie mogąc kultywować tradycyjnego stylu życia, przebywają teraz w pobliżu dawnej osady drwali Indonga. Keyo (z prawej) siedzi wraz z przyjacielem przy porzuconej maszynie do wycinki.

Ale już zbliżały się kłopoty. W roku 1993 Wildlife Conservation Society (WCS), we współpracy z Bankiem Światowym, opracowało plan utworzenia w Kongu Parku Narodowego Nouabalé-Ndoki. Zajmujący obszar blisko 4000 km2 kwadratowych i położony na granicy z Republiką Środkowoafrykańską, park ten miał chronić słonie, antylopy bongo, szympansy i goryle. Ponieważ żyjący tam Pigmeje nie zostawili po sobie praktycznie żadnych śladów, urzędnicy i naukowcy z WCS uważali ten teren za niezamieszkany przez ludzi. Gdy jednak straże leśne natknęły się na grupy łowców i zbieraczy, usunęły ich z terenu parku. W rezultacie klany Bayaka z Konga zostały odizolowane od swych pobratymców z Republiki Środkowoafrykańskiej i utraciły dostęp do znacznych obszarów lasów, które przez stulecia były ich domem i które na wskroś znali.

Granice parku leżą jakieś 150 km na północ od terenów, które przemierzałem z Emeką i jego grupą, więc nie odczuliśmy bezpośrednich skutków tych wydarzeń. Znajdowaliśmy się jednak w szeroko pojętej „otulinie” parku, czy może raczej strefie buforowej, gdzie zezwolono na intensywny wyręb lasu. Tak zaczął się koniec idylli i początek tragedii tego rajskiego obszaru.

Sapele

Dobrze pamiętam, kiedy w roku 1994 po raz pierwszy natknąłem się na drogę prowadzącą do wyrębu. Moi pigmejscy towarzysze skarżyli się na twardość ziemi pod stopami, narzekali na brak cienia i gorąco oraz na wszędobylskie muchy. Śmieliśmy się z Emeką na widok kobiet, które widząc załadowaną kłodami ciężarówkę, rozpierzchły się po lesie, jakby zobaczyły szarżującego byka. Z czasem jednak dróg przybywało i rósł też asortyment wywożonych z lasu towarów: mięso dzikich zwierząt, jadalne rośliny i inne dobra trafiające potem na rynki wielkich miast.

Szczególnym zainteresowaniem kompanii pozyskujących drewno cieszą się majestatyczne drzewa sapele (Entandrophragma cylindricum). Ich drewno – niezwykle twarde, odporne na wodę, nieulegające szkodnikom i o opalizujących barwach słojów przyrostu – stanowi coraz bardziej pożądany towar na międzynarodowych rynkach (i zastępuje trudno dziś dostępny mahoń – przyp. tłum.). Ale sapele stanowi kluczowe drzewo w życiu Pigmejów. Pewnego razu, po uciążliwej 60-kilometrowej wędrówce, siedziałem, jęcząc nad obolałymi stopami. Emeka wyciął niewielki fragment kory z rosnącego w pobliżu sapele – warstewka komórek tuż pod zewnętrzną korą ma silne właściwości przeciwbólowe i antybakteryjne – i umieścił go odwrotną stroną w ognisku, by podgrzać olejki zawarte w tej leczniczo aktywnej warstwie. Następnie wyjął go z ognia, położył na ziemi i powiedział, bym postawił na nim stopę. Ulga była natychmiastowa. Nieraz widziałem chorujące na malarię dzieci Bayaka wciągające unoszącą się nad naczyniem z gorącą wodą z korą sapele parę, która pomagała w obniżeniu gorączki.

Na leżącej w pobliżu świętej polanie Emeka – dziś już sześćdziesięciolatek – wyjaśnia, jak Bayaka opiekują się lasem.Zdjęcie Nico LewisNa leżącej w pobliżu świętej polanie Emeka – dziś już sześćdziesięciolatek – wyjaśnia, jak Bayaka opiekują się lasem.

Warto zauważyć, że najwyższe drzewa sapele wyrastają znacznie ponad korony innych drzew lasu. Niedługo przed nadejściem pory deszczowej przyciągają one chmary motyli Imbrasia oyemensis, które składają jaja na ich liściach. Wykluwające się z nich larwy szybko wyrastają w tłuste, pożywne i bardzo smaczne (dla Pigmejów) gąsienice, tak liczne, że wkrótce pokrywają grubym kożuchem grunt pod drzewami. Pigmeje cenią je z jeszcze jednego powodu: pojawiają się w czasie, gdy deszcze rozpraszają zwierzynę po lesie, poza tradycyjnymi miejscami wodopoju, co utrudnia planowanie i prowadzenie polowań. „Komba zsyła gąsienice ludziom, kiedy polowania się nie udają” – powiedział mi Emeka, gdy siedzieliśmy przy ognisku, piekąc te „robaki” na rożnach i rozkoszując się ich wybornym smakiem.

Chociaż Bayaka czuli się głęboko przygnębieni ścinaniem ich gąsienicowych drzew, które żywiły ich przez pokolenia, ich silnie zakorzeniony etos współdzielenia nie pozwalał im na sprzeciw ani czynny opór. „W lesie starczy drzew dla wszystkich, musimy się nimi dzielić”, słyszałem nieraz w początkowym okresie postępującej wycinki.

Choć opuściłem Kongo wraz z rodziną w roku 1997, gdy w tym kraju zaczynała się dopiero wojna domowa, wracałem tam regularnie dla kontynuowania moich badań. Kiedy konflikt wygasł w roku 2002, nowy rząd, dramatycznie potrzebujący pieniędzy, otworzył nietknięte jeszcze rejony lasu na nieograniczoną eksploatację. Wybudowano nowe drogi, docierające do najbardziej niedostępnych zakątków dżungli. W roku 2003, w porównaniu z danymi z lat 90., produkcja drewna się podwoiła, osiągając wielkość 1,3 mln m3 i wciąż rośnie.

Obserwując tę tendencję, ekolodzy wywierają nacisk na firmy prowadzące wycinkę w basenie Konga, by stosowały się do zaleceń Forest Stewardship Council (FSC), które zobowiązują wszelkie podmioty do przestrzegania miejscowych praw, ograniczania negatywnego wpływu na środowisko, omijania z daleka obszarów szczególnie cennych pod względem przyrodniczym (takich jak siedliska szympansów) i poszanowania praw ludności tubylczej. Międzynarodowa kompania Congolaise Industrielle des Bois (CIB), operująca ze swej bazy w Pokola nad rzeką Sangha na obszarze 1,3 mln ha lasu zamieszkanego przez Bayaka, zwróciła się do FSC o wydanie odpowiednich pozwoleń na dalsze prace.

Pocięte na deski drewno i kłody drzew przygotowane do spływu rzeką Sangha w pobliżu osady Pokola, rok 2019.Zdjęcie Nico LewisPocięte na deski drewno i kłody drzew przygotowane do spływu rzeką Sangha w pobliżu osady Pokola, rok 2019.

Moim zdaniem kompania ta i tak chciała kontynuować wycinanie drzew – z pozwoleniem FSC lub bez niego – ale dostarczyła w ten sposób rzadkiej okazji, by przyjrzeć się prawom i zasobom Pigmejów. Ponieważ pracowałem już wcześniej nad zastosowaniem reguły „wolnego, uzgodnionego i uzasadnionego przyzwolenia” w sprawach dotyczących zagrożeń ludności tubylczej w obliczu eksploatacji prowadzonej na jej terytorium, zostałem zatrudniony jako oficjalny konsultant Tropical Forest Trust (znanej dziś pod nazwą Earthworm), pozarządowej organizacji wynajętej przez CIB do rozwiązywania problemów społecznych związanych z wydawanymi przez FSC certyfikatami. Trust zlecił mi opracowanie systemu, który pozwoliłby Pigmejom zamieszkującym tereny objęte koncesjami CIB na określenie warunków, na jakich byliby skłonni zezwolić na prowadzenie wycinki na obszarze swoich lasów.

Kiedy przedstawiłem menedżerom CIB społeczne i gospodarcze znaczenie sapele, wyrażali obawy o konflikt z zamieszkującymi ich koncesje Bayaka (w liczbie około 10 tys.), co mogłoby wykluczyć otrzymanie certyfikatu FSC. W spotkaniu przedstawicieli Bayaka z zarządem spółki prowadzącej wycinkę – byłem tam obecny jako mediator – różnice kulturowe między obiema stronami okazały się nie do przezwyciężenia. Łowcy i zbieracze czuli się bardzo nieswojo w budynkach spółki – nawet proste z pozoru czynności, jak otwieranie drzwi, były dla nich traumatycznym przeżyciem, nie mówiąc już o trudniejszych zadaniach, jak zrozumienie organizacji obrad czy wypełnianie formularzy. Po powrocie do lasu ton się zmienił: jak wyjaśnił Emeka i inni, tylko najwyższe sapele są odpowiednim miejscem dla wylęgu gąsienic i Bayaka poprosili spółkę o ochronę tych drzew, a także naturalnych źródeł, miejsc pochówku ich przodków, drzew o znaczeniu leczniczym i paru innych cennych zasobów lasu.

Zaproponowałem menedżerom CIB, by pomogli Bayaka sporządzić mapę tych wszystkich miejsc i – ku mojemu wielkiemu zadowoleniu – przystali na to. Ingrid, pracująca w publicznej służbie zdrowia, opracowała zbiór ikonek pozwalających pigmejskim uzdrawiaczom odczytywać etykiety na lekarstwach w mobilnych aptekach, które zainstalowała w lesie dla zwalczania pasożytów, malarii i innych schorzeń. To naprowadziło mnie na pewien pomysł. Opracowałem wraz z kilkoma Bayaka i we współpracy z firmą Helveta, zajmującą się oprogramowaniem do zarządzania dostawami rzadkich zasobów (w tym przypadku – cennego drewna), obrazkowy interfejs dla dotykowych monitorów przenośnych komputerów zaopatrzonych w GPS. Jeden z Pigmejów miał odwiedzać któreś z miejsc przeznaczonych przez Bayaka do ochrony – na przykład wyjątkowo wysokie sapele – i po prostu dotknąć ikonki gąsienicy, by oznaczyć jego lokalizację.

Takie postępowanie pozwalało nam przełamać bariery kulturowe i językowe. Kiedy porównano mapy wykonane przez Bayaka z tymi, na których zaznaczono sapele przeznaczone do ścięcia, stwierdzono, że dla drwali pozostało jeszcze wystarczająco dużo drzew, by ścinka się opłacała. Wraz z Pigmejami i menedżerami firm opracowałem zestaw procedur (w tym uczestnictwo całych rodzin w „kartograficznych” wyprawach do lasu, gdyż mężczyźni i kobiety Bayaka mają różne preferencje, co do wartości poszczególnych zasobów), mających określić warunki, na jakich różne grupy Bayaka zgodziłyby się na wycinkę drzew na ich terytoriach. W roku 2006 CIB zostało pierwszą z dużych kompanii, które uzyskały certyfikat FSC na wyręby w basenie Konga, a inne firmy podążyły później w jej ślady, by pogodzić na tym rozległym obszarze prawa Pigmejów z zaleceniami FSC.

Drwale, kłusownicy i ekolodzy

Z upływem lat obserwowałem, jak działają (lub nie) zaproponowane przez nas rozwiązania. Przeciążeni pracą urzędnicy firm eksploatujących las coraz częściej próbowali omijać lub lekceważyć wypracowane procedury – na przykład przez konsultowanie map jedynie z mężczyznami Bayaka lub ignorowanie pojawiających się problemów technicznych ze sprzętem – ale w większości szczególnie wartościowe dla Bayaka miejsca pozostawały chronione. Okazało się jednak, że czyhały na nas inne, nieprzewidziane zrazu zagrożenia.

Załadowana drewnem ciężarówka oczekuje promu, by dostać się na drugi brzeg rzeki Sangha. Z lasów Konga eksportuje się cenne drewno na cały świat.Zdjęcie Nico LewisZaładowana drewnem ciężarówka oczekuje promu, by dostać się na drugi brzeg rzeki Sangha. Z lasów Konga eksportuje się cenne drewno na cały świat.

Z początku, gdy ktokolwiek chciał wejść na teren lasu, musiał mieć ze sobą pigmejskich przewodników, a jeśli Bayaka mieli wobec obcych zastrzeżenia, kończyło się na niczym. Ale rozrastająca się sieć dróg leśnych pozwoliła kłusownikom – polującym nie dla siebie, ale dla zaspokojenia coraz większych potrzeb lokalnych i międzynarodowych rynków – uzyskać dostęp do dziewiczych fragmentów lasu poza kontrolą Bayaka lub innych grup Pigmejów. Handel mięsem dzikich zwierząt jest na tych terenach tak dochodowy, że rozwinęła się sieć dobrze zorganizowanych band, nierzadko pozostających pod cichą protekcją ze strony wysoko postawionych oficjeli z policji lub wojska. Co gorsza, w miarę jak powstawały wciąż nowe ogniska wyrębów, przyciągało to w głąb lasu okolicznych wieśniaków Bantu, oferujących rozliczną pomoc pracującym przy wycince. W rezultacie powstawały nieformalne osady leśne, nierzadko zamieszkałe przez setki osób, które również przestawiły się na polowania na dzikie zwierzęta.

Sfrustrowani przedstawiciele organizacji zajmujących się ochroną przyrody z WCS, World Wildlife Fund (WWF) i innych instytucji zareagowali powołaniem uzbrojonych grup nazywanych ekostrażą do tropienia tego typu wykroczeń, co wbrew intencjom przyczyniło się do powstania zbrojnych milicji, nad którymi utracono kontrolę. Wielu strażników zajęło się pozyskiwaniem na własną rękę bogactw leśnych, czasem w porozumieniu z grupami kłusowników, zdarzały się też przypadki nękania, a nawet torturowania Pigmejów, jeśli mieli przy sobie mięso dzikich zwierząt, choć zwykle polowanie w ich przypadku było legalne. Po nagłośnieniu tych nadużyć przez organizacje broniące praw człowieka instytucje ekologiczne zdystansowały się od ekostraży i zaapelowały do lokalnych władz o włączenie ich do odpowiednich ministerstw lub departamentów leśnictwa. Choć udzielały im wciąż wsparcia finansowego i logistycznego, utraciły możliwość ich kontroli.

Około roku 2010 organizacje związane z ochroną przyrody rozpoczęły współpracę z firmami zajmującymi się wycinką drzew w celu powstrzymania kłusownictwa na terenach sąsiadujących z obszarami chronionymi. Ludzie od wyrębów chcieli sprawdzić wyniki działań ekostraży: liczbę zatrzymanych i wielkość przechwyconej kontrabandy (na przykład mięsa dzikich zwierząt). Nie mogąc poradzić sobie z potężnymi mafiami żerującymi na nielegalnym handlu dzikimi zwierzętami i innymi zasobami lasu, ekostraże skierowały atak na łatwiejsze cele: łowców i zbieraczy, a także lokalnych wieśniaków. Chociaż ludność miejscowa ma prawo do polowań – z wykorzystaniem tradycyjnych metod – na niektóre gatunki zwierząt dla własnych celów, w praktyce ekostraże uznały posiadanie mięsa dziczyzny za dowód kłusownictwa, co usprawiedliwiało zastraszanie, bicie, a nawet tortury.

Do pogorszenia sytuacji przyczyniła się też aktywność Chin, które od roku 2007 rozpoczęły w Kongu budowę dróg i innej infrastruktury dla wspomożenia przemysłu drzewnego. Do kraju przybyły setki chińskich pracowników, co zbiegło się w czasie z wyraźnym wzrostem nielegalnych polowań na słonie. Drogi budowane przez firmy dokonujące wycinki połączyły się z arteriami chińskimi, ułatwiając transport coraz większych ilości dziczyzny i kości słoniowej.

Obrońcy przyrody zareagowali na ten wzrost kłusownictwa wzmożeniem działań i przyjęciem zasady „ufortyfikowanych szańców”, jak to ujęła Victoria Tauli-Corpuz, specjalna wysłanniczka ONZ do spraw ludności tubylczej. WCS, WWF i inne organizacje wdrożyły plany poszerzenia granic parków narodowych i połączenia niektórych z już istniejących w transgraniczne obszary chronione („conservation landscapes”), takie jak obejmujący powierzchnię 750 tys. ha Sangha Trinational, w którego skład wchodzi Park Narodowy Nouabalé-Ndoki. Tymczasem przemysł drzewny i wydobywczy, agencje zajmujące się rozwojem gospodarczym i organizacje ochrony przyrody, nierzadko łącząc siły i bez porozumienia z tubylczymi ludami i lokalnymi mieszkańcami, pracują nad ustanowieniem w basenie Konga nowych obszarów chronionych. W marcu ub. roku wysłannicy U.N. Development Program ogłosili raport, z którego wynika, że Pigmeje Baka z północno-wschodnich rejonów Konga skarżą się na „przemoc, upokorzenia i zastraszanie” ze strony powiązanych z WWF ekostraży, które usuwają ich z terenów planowanego parku narodowego Messok Dja. Jak to zapisano w raporcie „W rezultacie aktywność łowiecka Baka w ich tradycyjnych rewirach podpada pod działalność przestępczą”.

Strach, głód i alkohol

W warunkach, gdy niemal cały las podzielono na obszary chronione i tereny wydzielone pod działalność gospodarczą (wyręby), gdzie Pigmeje nie mogą prowadzić polowań i zbieractwa, tradycyjny styl życia Bayaka staje pod wielkim znakiem zapytania. „Och, kiedyś było dobrze, jak dobrze! Miód dla wszystkich! Mniam … ile tylko można unieść!”, jak mówił w roku 2013 Mongemba, starszy, kaleki brat Emeki. „Teraz wszystko skończone! Teraz wielki smutek! Jesteśmy głodni. Strach, wielki strach. Chłopcy boją się iść do lasu – wyjaśnia 45-letnia Maindja. – Gdy idziemy do lasu, łapią nas straże. Dlatego już tam nie chodzimy. Siedzimy w wioskach, nie w lesie. I ginie wiedza naszych przodków”.

Bojąc się biwakować w lesie, jak to zawsze robili, i zmuszeni przez okoliczności, wielu Bayaka kręci się wokół obozów drwali lub siedzib wieśniaków, poszukując zajęcia w charakterze pracowników rolnych lub pomocy domowej. Większość mężczyzn ze strachu nie chodzi już na polowania. Ponieważ historycznie ukształtowany kulturowy i społeczny prestiż mężczyzn zależał zawsze od ich zdolności dostarczania mięsa i zapewnienia pożywienia rodzinom – czemu nie są w stanie dziś sprostać – ich samoocena się obniża. Skoro mężczyźni pracują w szarej strefie i opłacani są często nielegalnie pędzonym alkoholem, wielu z nich popada w alkoholizm, ze wszystkimi tego psychicznymi, społecznymi i gospodarczymi konsekwencjami. Z kolei wiele kobiet Bayaka, pracujących jako pomoc domowa, jest źle traktowanych, a te, które żyją w pobliżu obozów drwali, padają ofiarą nadużyć seksualnych.

Z punktu widzenia Pigmejów ich las został zamieniony w kolekcję okazów roślin i zwierząt, opanowaną przez obcych ludzi, którzy widzą w nich niezrozumiałe wartości. Logika zrównoważonego rozwoju – pogodzenie popytu globalnych rynków na leśne zasoby z pozostawieniem wydzielonych obszarów dziewiczych – jest dla nich zupełnie niezrozumiała. Firmy wycinające las tłumaczą swoje działania jako formę ochrony drzwostanu, ale te korzyści rzadko docierają do ludzi lasu. Organizacje zajmujące się ochroną przyrody wskazują na szkody dla zagrożonych gatunków wyrządzane przez wycinki, nowe drogi i wymogi rynku mające usprawiedliwiać drakońskie ograniczenia nakładane na polowania dokonywane przez Pigmejów i nadużycia ze strony ekostraży. Z perspektywy Pigmejów wygląda to tak, że słonie, lamparty, goryle i szympansy były zawsze obecne w lesie, a ich dzisiejszy brak wynika wprost z obecności obcych przybyszów.

Dzieci Bayaka bawią się na huśtawce wykonanej z lian. Las dostarcza wszystkiego, co potrzebne im do życia.Zdjęcie Nico LewisDzieci Bayaka bawią się na huśtawce wykonanej z lian. Las dostarcza wszystkiego, co potrzebne im do życia.

I trudno odmówić im racji. Jak wykazała w roku 2013 Fiona Maisels z University of Stirling w Szkocji wraz ze współpracownikami, populacje słoni w basenie Konga skurczyły się o dwie trzecie w porównaniu z sytuacją z przełomu wieków. Drastycznie zmniejszyła się również liczebność zachodnich goryli nizinnych. Wedle danych U.S. Fish and Wildlife Service corocznie pięć milionów ton mięsa i żywych dzikich zwierząt opuszcza las, co przyczynia się do lokalnego wymierania. A zgodnie z U.N. Environment Program do roku 2010 w wielu parkach narodowych sąsiedniej Demokratycznej Republiki Konga zniknęło 80% gatunków dużych ssaków.

Rozdźwięk między łowcami-zbieraczami a ekologami wynika w ostatecznym rachunku z ich wzajemnie sprzecznych filozofii. Dla Bayaka obfitość lasu jest czymś naturalnym, a zapewnia ją uczciwy i sprawiedliwy podział dóbr. Las jest bytem czującym, z którym utrzymują oni więź zapewniającą wszystkim opiekę i wsparcie poprzez rytuały, pieśni, tańce i przestrzeganie zakazów. Bogactwo zamieszkujących do niedawna ten obszar zwierząt jest świadectwem sukcesu, jaki przyniosło takie podejście do ochrony lasu.

Podejście ekologów i kół gospodarczych jest odmienne: traktując naturę jako przedmiot, sprzyjają jej przekształceniu w zasób do wykorzystania i pozwalają elitom podejmować decyzje, co do dystrybucji zasobów, co przyczynia się do kurczenia zasięgów i liczebności gatunków.

Nowy paradygmat

Tymczasem na naszych oczach rodzi się nowy paradygmat w zakresie ochrony przyrody. Naukowcy, aktywiści i inni przedstawiciele głównych nurtów społecznych zaczynają zdawać sobie sprawę, że najlepszymi strażnikami i obrońcami natury są lokalne społeczności i to im należy pomóc w pierwszej kolejności. Chociaż koncepcja tworzenia map, którą z pomocą Emeki i innych próbowaliśmy wprowadzić w życie, nie zdołała ostatecznie uchronić tradycyjnego stylu życia Pigmejów, okazała się bardziej użyteczna w regionach o mniejszej liczbie zagrożeń instytucjonalnych i technicznych – na przykład tam, gdzie korupcja jest mniejsza, instytucje demokratyczne działają sprawniej, a rządy są silniejsze lub gdzie jest lepszy dostęp do sieci komórkowej.

Starszyzna, Bayaka Ngeshe i Ngwenye, z pasami białego iłu na czołach opłakujący zmarłą właśnie siostrę. Grudzień 2019.Zdjęcie Nico LewisStarszyzna, Bayaka Ngeshe i Ngwenye, z pasami białego iłu na czołach opłakujący zmarłą właśnie siostrę. Grudzień 2019.

Z moich doświadczeń w basenie Konga zrodziła się idea powołania grupy badawczej ExCiteS na University College w Londynie. Owocem jej działania było powstanie różnych rozwiązań informatycznych, m.in. specjalnej aplikacji Sapelli na smartfony, pozwalającej na gromadzenie informacji o głównych zasobach, aktywności kłusowników i innych zmiennych; bazy danych Geokey; Community Maps do obróbki danych w odpowiednim kontekście środowiskowym i metodologii wspomagania wspólnych projektów z ludami tubylczymi i innymi lokalnym społecznościami z uwzględnieniem ich potrzeb i obaw. Dzięki tym narzędziom pomagamy lokalnym społecznościom w ich wysiłkach ochrony zasobów lasu poprzez gromadzenie danych, monitorowanie zachodzących zmian, opracowywanie sposobów przeciwdziałania nowym zagrożeniom i współpracę z obcymi przybyszami dla osiągania wspólnych celów.

Z pomocą tych narzędzi lud Ju/’hoan San z Namibii dokumentuje nielegalne przepędzanie przez sąsiadujące plemiona bydła do wodopojów, znajdujących się na kontrolowanych przez nich terenach. Ju/’hoan polują na żyjące tam dzikie zwierzęta i zapewniają utrzymanie ich populacji. W Kenii Masajowie z Masai Mara z troską obserwują zanikanie roślin leczniczych, które wykorzystują w swych praktykach. Aby zrozumieć, co się z nimi dzieje, sporządzili dokumentację 123 gatunków tych roślin, stwierdzając, że 52% z nich nie wykazuje żadnych negatywnych objawów, a za szkody pozostałych odpowiada niekontrolowany rozwój turystyki. Masajowie rozszerzają teraz swój projekt na teren Mau Forest Complex, największego dziewiczego lasu na obszarze Wielkiego Rowu Afrykańskiego. Najlepszego przykładu takich działań dostarcza współpraca badaczy z Københavns Universitet z ludami zamieszkującymi dziewiczy las Prey Lang w Kambodży dla powstrzymania nielegalnego pozyskiwania drewna. Za pomocą telefonów komórkowych wolontariusze śledzą poczynania drwali, by przyłapać ich na gorącym uczynku, sporządzić dokumentację fotograficzną, zlokalizować ich z pomocą Sapelli i skonfiskować ich sprzęt. Te działania, we współpracy z lokalnymi władzami, przyniosły spodziewany efekt.

Cała filozofia tych poczynań opiera się na przekonaniu, że bogactwo bioróżnorodności w wielu rejonach świata zależy w dużym stopniu od lokalnych społeczności, które żyją tam od setek lub tysięcy lat w harmonii ze środowiskiem. To właśnie ci ludzie są największymi obrońcami przyrody, ponieważ to oni mogą najwięcej stracić, gdy zostanie zniszczona.

Kiedy ostatnim razem odwiedziłem Kongo w grudniu 2019 roku, Emeka wręczył mi przesłanie dla czytelników Scientific American: „Jesteśmy strażnikami lasu. Żyjemy w nim od zawsze i staramy się go chronić. Od niepamiętnych czasów polowaliśmy w nim na zwierzęta, których zawsze było pod dostatkiem. Zabijamy zwierzęta, by móc nakarmić nasze dzieci. Nie uprawiamy roli! Nie łowimy ryb! Ale teraz ekostraże nas gonią, zamykają przed nami nasz las… Nie chcemy, by nasze dzieci musiały daleko szukać zwierząt, chcemy, by mogły je znaleźć blisko domu, jak dawniej, kiedy to my chroniliśmy las. Ale nasz świat jest niszczony. To wielki problem. Chcemy pokoju. Pomóżcie nam, byśmy znów mogli cieszyć się życiem!”.

Jeśli chcesz wiedzieć więcej

  • Managing Abundance, Not Chasing Scarcity: The Real Challenge for the 21st Century. Jerome Lewis, Radical Anthropology, tom 6, nr 2, s. 11–19; 2008.
  • The Anthropology of Sustainability: Beyond Development and Progress. Red. Marc Brightman i Jerome Lewis. Palgrave, 2017.
  • Flourishing Diversity: Learning from Indigenous Wisdom Traditions. Jerome Lewis. Flourishing Diversity Series, 2019. www.flourishingdiversity.com/report
  • Cornered by PAs: Adopting Rights-Based Approaches to Enable Cost-Effective Conservation and Climate Action. Vicky Tauli-Corpuz i in. World Development, tom 130, nr 104923; czerwiec 2020.
Świat Nauki 6.2020 (300346) z dnia 01.06.2020; Zrównoważony rozwój; s. 48
Oryginalny tytuł tekstu: "Leśni ludzie"