Mike Myers w „The Love Guru” z 2009 r. – filmie, który otrzymał 7 nominacji do Złotych Malin, a otrzymał trzy, w kategoriach Najgorszy film, Najgorszy aktor, oraz Najgorszy scenariusz. Mike Myers w „The Love Guru” z 2009 r. – filmie, który otrzymał 7 nominacji do Złotych Malin, a otrzymał trzy, w kategoriach Najgorszy film, Najgorszy aktor, oraz Najgorszy scenariusz. IMDB
Człowiek

Kwantowy cykl promienieje morficznym rezonansem

W powyższe zdanie uwierzycie chętniej, jeśli wypowie je uczony, a nie przewodnik duchowy. Naukowcy właśnie to sprawdzili. 

Ćwierć wieku minęło od chwili, gdy Alan Sokal, fizyk z New York University, opublikował w „Social Text” (naukowym piśmie poświęconym postmodernistycznym studiom kulturowym) artykuł, który ośmieszył znaczną część środowiska akademickiego. Tekst-sabotaż zatytułowany „Towards a Transformative Hermeneutics of Quantum Gravity”, czyli „W stronę transformatywnej hermeneutyki kwantowej grawitacji”, obnażył mierność filtrów redakcyjnych czasopisma. Podsunął też myśl – nienową niestety dla niektórych uczestników życia naukowego – że jeśli tylko wywód sformułowany jest dostatecznie zawile, zawiera dostatecznie wiele słów ze słownika nauk ścisłych, zwłaszcza opisującego coś tak egzotycznego dla większości humanistów jak mechanika kwantowa, to może operować na dowolnym poziomie niedorzeczności. Bo i tak znajdzie się ktoś, kto uzna te bzdury za coś wartościowego.

Opublikowane właśnie w prestiżowym – i naprawdę wiarygodnym czasopiśmie – „Nature Human Behaviour” wyniki zakrojonych na szeroką skalę badań dowodzą, że zjawisko zaufania, którym darzymy naukowców, jest nawet bardziej frapujące niż pokazał Sokal: tym wypowiadającym absurdalne frazy ufamy chętniej, niż uprawiającym ten sam proceder duchowym guru.

Suzanne Hoogeveen, psycholożka z Uniwersytetu w Amsterdamie, wraz z dwudziestoma pięcioma współpracowniczkami i współpracownikami rozrzuconymi po różnych krajach i kulturach, przebadała w bardzo wyrafinowany sposób ponad 10 tys. osób z 24 państw. Wszystkim przedstawiała całkowicie pozbawione tezy – raz przypisując je naukowcom, raz przewodnikom duchowym. Innymi słowy Hoogeveen wciskała ludziom kit, w literaturze fachowej (to nie żarty) określany jako „pseudo-doniosłe pieprzenie”. Żeby odpowiedzi nie były uzależnione od kontekstu bieżącego, bzdury wybierała tak, żeby tematycznie nie wchodziły na teren dyskusji o polityce, skuteczności szczepionek, zmian klimatycznych i tym podobnych. A generowała je niezwykle użytecznym narzędziem o nazwie New-Age bullshitgenerator, który możecie znaleźć pod adresem http://sebpearce.com/bullshit. Tytuł tego artykułu też wyszedł spod pióra tego sprytnego bota.

I naukowcy wygrali. To znaczy, ich banialuki spotykały się z większym zaufaniem ludzkości niż te same banialuki przypisywane duchowym przewodnikom. Badani uznawali je za niosące treść ważną i wiekopomną. I nie zależało to ani od kultury, ani od stopnia religijności ankietowanych – choć ostatni czynnik wpływał na intensywność owego zaufania. Nieco mniejszą różnicę między zaufaniem do naukowców i guru dało się zauważyć w krajach azjatyckich – Japonii, Chinach, Indiach – ale zasadnicza prawidłowość była taka, jak gdzie indziej. Tylko garstka uczestników eksperymentu zareagowała na podsuwane przez naukowców nonsensy otwartym sceptycyzmem.

Obserwacje te pozostają w zgodzie z podobnymi badaniami, ale prowadzonymi innymi metodami i na inną skalę – choćby tymi Dana Sperbera, francuskiego antropologa i kognitywisty z Central European University. Zauważył on, że w niektórych przypadkach niezrozumiałe stwierdzenia z wiarygodnych źródeł są doceniane nie pomimo, ale właśnie z powodu ich niezrozumiałości.

Grupa Hoogeveen nazwała odkryte przez siebie zjawisko efektem Einsteina. Jeśli osobowe źródło informacji uważane jest za zaufanego eksperta, ludzie skłonni są wierzyć nawet w te wypowiadane przez niego stwierdzenia, których w pełni nie pojmują. „Ludzie po prostu akceptują, że E=mc2 i że antybiotyki pomagają leczyć zapalenie płuc, bo wiarygodne autorytety, takie jak Einstein, oraz ich lekarze tak właśnie powiedzieli” – piszą autorzy publikacji w „Nature Human Behaviour”.

Naukowcy są więc w sytuacji, która jednocześnie odbiera im moc i jej dodaje. Zazwyczaj nikt ich nie słucha. A kiedy słucha, to zwykle nie wierzy. A kiedy już uwierzy, to bezrefleksyjne. Co za odpowiedzialność…