George Price - blaski i cienie życia genialnego naukowca. George Price - blaski i cienie życia genialnego naukowca. Archiwum / pulsar
Człowiek

Wielcy u(drę)czeni: George R. Price. Między ciekawością a rozpaczą

Niepewność co do tego, czy czysta miłość i bezinteresowność istnieje, doprowadziła do samobójstwa błyskotliwego i wszechstronnego naukowca.

Jego pogrzeb na londyńskim cmentarzu św. Pankracego był być może jedną z najbardziej osobliwych tego typu ceremonii. Nieco bliżej trumny stali ubrani w odprasowane garnitury naukowcy, a wśród nich William Hamilton i John Maynard Smith – dwaj najwybitniejsi na świecie biolodzy ewolucyjni. Dalszą część kaplicy zajmowała pięcioosobowa grupka niedbale ubranych, zmęczonych życiem i nałogami bezdomnych, towarzyszy ostatniego etapu życia zmarłego. Spotkanie tych dwóch światów w symboliczny sposób oddawało burzliwą trajektorię życia George’a Price’a.

Głód

Kanoniczne opowieści o geniuszach zawsze uwzględniają zapowiadające wielką przyszłość „znaki”. W przypadku George’a Price’a taki moment nadszedł w 1936 r., kiedy napisał siedemdziesięciostronicowy esej na temat architektury greckich świątyń. I choć był wówczas czternastoletnim uczniem jednego z nowojorskich gimnazjów, to jego pracy nie powstydziłby się żaden student najlepszego nawet uniwersytetu.

Nie pochodził z uprzywilejowanej rodziny. Po nagłej śmierci ojca jego matka z trudem wiązała koniec z końcem. Tylko dzięki stypendium za dobre wyniki w nauce mógł uczęszczać do elitarnych prywatnych szkół w Nowym Jorku. Wyróżniał się wyglądem (był chudy i rudawy, miał delikatnego zeza i wysoki piskliwy głos), ale przede wszystkim osobowością: w nienachalny sposób dawał do zrozumienia, że jest najbardziej błyskotliwym uczniem w swoim roczniku. Oren Harman, izraelski historyk nauki i autor Ceny altruizmu, fundamentalnej pracy na temat życia oraz dzieła George’a Pirce’a, opisał go jako jako kogoś, kto wprost emanował wiedzą. „Nigdy nie mówił niczego, co byłoby powszechnie znane (...) Nie dało się przed tym uciec. Zmuszał swoich rozmówców do szukania słów i odwracania wzroku”.

Lata jego studiów (najpierw na wydziale chemii Harvard University, a później na University of Chicago) przypadły na okres II wojny światowej. Był chemikiem, przyciągały go problemy z zakresu biologii, uczęszczał też na kursy z zakresu fizjologii oraz działania układu nerwowego. Ale nauką, która naprawdę go fascynowała, była matematyka. Uważał, że tylko za jej sprawą można wyjaśnić największe zagadki ludzkości. A on, George Price, nie miał wątpliwości, że pisane są mu rzeczy wielkie.

Jego wygłodniały umysł rzucał się na kolejne wielkie idee i układał plany ratowania świata. Pragnął m.in. znaleźć model matematyczny tłumaczący ekonomiczne decyzje całych społeczeństw. Badał kwestię, czy można zaprojektować idealny system gospodarczy, który gwarantowałby zwycięstwo w zimnej wojnie. Wpadł również na pomysł „maszyny projektowej”: po wprowadzeniu do niej danych opisujących pożądany przedmiot, generowałaby ona trójwymiarowy obraz, a nawet „drukowała” go w 3D.

Niespokojność

Price nigdzie nie mógł zagrzać miejsca. Szybko się nudził i wciąż zmieniał miejsca pracy. Przeprowadzał się z Nowego Jorku do Minneapolis i z powrotem. Ze swoją skłonnością do paranoi coraz bardziej zamartwiał się o „losy świata niekomunistycznego”.

Pisał do największych amerykańskich gazet artykuły, w których ostrzegał, że Stany Zjednoczone mogą wkrótce pójść w ślady Babilonu i starożytnego Rzymu. Miał jednocześnie pewność, że jego niespokojny umysł może przysłużyć się krajowi i sprawie wolności. Rzucał się więc w wir debat: czy to na temat amerykańskiego arsenału nuklearnego, czy to światowego porządku ekonomicznego. Wszędzie było go pełno. Oren Harman nie był w stanie jednoznacznie stwierdzić, co kierowało jego bohaterem: altruizm, patriotyzm, czy nachalna autopromocja.

Jego życie osobiste dalekie było od sielankowości. Pierwszą żonę – Julię – poznał zaraz po studiach. Związek wojującego ateisty z żarliwą katoliczką od początku trzeszczał w szwach. Doczekali się dwóch córek, ale rozwiedli po ośmiu latach. W 1957 r. George chciał się ożenić z dawną szkolną sympatią Anne, ale gdy wreszcie zdobył się na oświadczyny, stracił pracę. Popadł w długi. Przestał nawet płacić alimenty na córki.

Niepowodzenia i samotność Price zagłuszał coraz większymi ilościami narkotyków, barbituranów i psychostymulantów. Cierpiał psychicznie, ale też fizycznie. Wykryto u niego niezłośliwy nowotwór tarczycy, a po jego usunięciu George niemal całkowicie stracił czucie w prawej części twarzy, szyi i ramieniu. Jedyne, co w tej sytuacji można uznać za pozytywne to to, że otrzymał odszkodowanie. Pieniądze pomogły mu ustabilizować sytuację finansową. I podjąć jedną z najbardziej znaczących decyzji w życiu: w listopadzie 1967 r. wsiadł na statek do Anglii. Postanowił bowiem, że tam właśnie zajmie się kwestią altruizmu. Nieodmiennie czuł, że potrzebuje jedynie trochę czasu, by odcisnąć swoje piętno na światowej nauce.

Odrodzenie

Pytanie, które doprowadziło Price’a do zainteresowania się, a następnie zanurkowania w głąb tajemnicy ludzkiej bezinteresowności było na pozór bardzo proste - mianowicie: dlaczego ludzie żyją w rodzinach? A szczególnie: czemu (z naukowego punktu widzenia) służy ojcostwo?

Kiedy znalazł się w Londynie, nie miał w zasadzie nic poza niezaprzeczalną pasją oraz ślepą wiarą w swoje możliwości. W jego naukowych poszukiwaniach trudno doszukać się jakiejś metody. Był intuicjonistą. Szukając na ślepo, musiał zarzucać sieci na szerokie wody: pożerał książki i artykuły naukowe na wszelkie tematy, które akurat uważał za interesujące – od antropologii i lingwistyki, poprzez medycynę i neurofizjologię, na psychologii behawioralnej kończąc.

Kilka tygodni po przyjeździe do Anglii napisał list do Williama Hamiltona, największego wówczas teoretyka biologii ewolucyjnej. Zasypał go w nim szczegółowymi pytaniami, z których jedno okazało się szczególnie trafne: czy Hamiltonowi wiadomo coś o istnieniu genów, które umożliwiają ich posiadaczom wykrywanie obecności kopii tych samych genów w ciałach innych osobników? Innymi słowy, czy podobieństwo genetyczne może w jakiś sposób być wyczuwane?

Ta kwestia nie miała nic wspólnego z jego życiem osobistym? Tylko pozornie. W rzeczywistości dotyczyła najbardziej intymnych przeżyć Price’a. W poszukiwaniu źródeł znaczenia rodziny słychać było echa z jego dzieciństwa, kiedy śmierć ojca w jednej chwili zakończyła harmonijne życie jego matki. Z pewnością rozmyślał również o swoich córkach, które porzucił, i z którymi nie utrzymywał kontaktów od ponad dekady. Słowem: za sprawą osobliwej transmutacji jego najbardziej osobiste, egzystencjalne dylematy przeistoczyły się w projekt naukowy.

Price starał się podważyć dominujący w nauce pogląd, że ludzie są niewolnikami swoich genów, a przez to mają skłonność do altruizmu wyłącznie wtedy, gdy widzą w tym swój (nawet nieuświadomiony) interes. Rozważając ten problem postanowił odwołać się do stosunkowo wówczas nowej teorii gier. Miała ona pomóc mu opracować matematyczne narzędzia do opisu takich zjawisk jak wybór partnera, ojcostwo, interes jednostki i dobro wspólne. Jednocześnie, aby związać koniec z końcem, prowadził zajęcia ze statystyki dla studentów zajmujących się walką z owadami w uprawach rolnych. Nawet wśród swoich nielicznych znajomych uchodził za dziwaka pochłoniętego niezrozumiałymi równaniami.

Nawrócenie

Po jakimś czasie wyglądało na to, że jego badania zmierzają donikąd. Wtedy Price zaczął patrzeć wstecz na swoje życie i zastanawiać się nad różnymi zbiegami okoliczności, które doprowadziły go tam, gdzie był. Wertował stare kalendarze, porównywał daty. W liście do przyjaciela pisał: „Sporządziłem długą listę niezależnych zdarzeń posiadających nieprawdopodobieństwo rzędu 1 do 100 lub 1 do 1000, które układały się razem w sensowny wzór”. Zdawało mu się, że to wszystko, co go spotkało, nie może być przypadkiem. Był pewien, że ktoś chciał mu coś w ten sposób powiedzieć.

Tak oto w lipcu 1970 r., znów osamotniony, pogrążony w zawodowym kryzysie, wojujący ateista wstąpił do londyńskiego kościoła Wszystkich Świętych i odnalazł drogę do Boga. Później napisze, że „zbiegi okoliczności”, które spowodowały jego nawrócenie, były tak nieprawdopodobne, że po prostu nie miał wyboru, jak tylko „poddać się i przyznać, że Bóg istnieje”.

Był jednak szczególnym rodzajem neofity. Ponieważ do nawrócenia „zmusiły” go dowody statystyczne, zaczął poszukiwać w Biblii wskazówek. Z czasem jego obsesją stało się dokładne odtworzenie chronologii męki Chrystusa podczas Wielkiego Tygodnia. Równocześnie nie ustawał w pracach nad swoją idee fixe: fundamentalnym równaniem doboru naturalnego.

Tym samym rozpoczął się chyba najbardziej intrygujący okres twórczości George’a Price’a. Jego umysł godził rzeczy pozornie nie dające się pogodzić. Z jednej strony rozważał bowiem, czy biblijny potop był zjawiskiem ogólnoświatowym, czy też tylko lokalnym, a z drugiej cały czas szukał równania opisującego tajemnicę ludzkiego altruizmu. Ci, którzy go znali, zastanawiali się, jak łączył nowo odnalezioną wiarę z nauką. Ale w tym przypadku – w sposób niepojęty dla nikogo poza nim – obie sfery zdawały się przenikać i uzupełniać.

Olśnienie

Na początku 1973 r. Price dokonał kolejnego zwrotu: postanowił zadośćuczynić złu, które do tej pory wyrządzał innym. W listach do córek oraz przyjaciół starał się wyjaśnić swoją drogę życiową. Napisał nawet do Julii proponując, by przyjechała do Anglii i ponownie wyszła za niego za mąż. Między wierszami oznajmił jej, że zamierza „podążać drogą Chrystusa”.

Odtąd krążył po stacjach londyńskiego metra, wyszukując bezdomnych. „Mam na imię George – przedstawiał się i pytał: – Czy mogę ci jakoś pomóc?”. Udostępnił swoje mieszkanie tym, którzy nie mieli dachu nad głową. Lokal szybko zmienił się w squat, a właściciel budynku wypowiedział mu umowę najmu. Wszystko to jedynie zwiększyło determinację Price’a.

W listopadzie 1973 r. na łamach czasopisma „Nature” ukazał się jego długo przygotowywany artykuł Logika konfliktu zwierzęcego. Wraz z brytyjskim biologiem Johnem Maynardem Smithem zarysował w nim fundamentalne pojęcie strategii stabilnej ewolucyjnie, czyli zachowania, które daje najlepsze szanse przeżycia i wydania potomstwa. Zdaniem autorów wyjaśniało ono, dlaczego walki między zwierzętami są często pozorowane, a nie prowadzone na śmierć i życie, oraz że zachowania altruistyczne mogą zachodzić między osobnikami niespokrewnionymi, a nawet należącymi do różnych gatunków.

Koniec

Suchy, naukowy opis zjawiska dobroci i bezinteresowności nie zadowolił jednak George’a Price’a. Wydawał się udręczony kwestią, że to, co w ludzkości najcenniejsze, może być wynikiem zimnej ewolucyjnej kalkulacji. Zastanawiał się, czy w takim razie czysta miłość i bezinteresowność była w ogóle możliwa? Oren Harman przypuszcza, że próba niesienia pomocy zapomnianym przez świat londyńskim kloszardom – całkowicie przecież niezależna od obietnicy odpłaty, niezwiązana z interesem ewolucyjnym, czy też mającym na celu przekazanie dalej własnych genów – była dla Price’a czymś w rodzaju „heroicznego policzka wymierzonego wszystkiemu, czego nauczyła go nauka”.

Jesienią 1974 r. George Price przeciął ostatnie więzy łączące go z dawnym życiem. Nocował na ulicy albo w opuszczonych budynkach. Pieniądze na życie pożyczał od londyńskich znajomych lub przyjmował od mieszkającego w Ameryce brata.

5 stycznia 1975 r. przeciął sobie tętnicę szyjną nożyczkami do papieru w jednym z nielegalnie zajętych pustostanów.