Shutterstock
Książki

Pulsar promuje. Fragment książki: Sara Manning-Peskin, „Zbuntowany mózg. O cząsteczkę od szaleństwa”

Doktor Alois Alzheimer był młodym i temperamentnym neurologiem, który mógł się już pochwalić stopniem naukowym uzyskanym w renomowanej instytucji oraz grzywną za zakłócanie porządku. Wśród kolegów znany był jako mistrz badań mikroskopowych, a umiejętność tę doprowadził do perfekcji podczas pisania doktoratu na temat życia komórkowego woskowiny. W 1888 roku zaczął pracę w szpitalu psychiatrycznym we Frankfurcie i tam trzynaście lat później natknął się na kobietę, która utraciła pamięć.

Niewiele wiemy na temat życia Auguste Deter przed przybyciem do szpitala. W 1873 roku wyszła za urzędnika kolei niemieckich i kilka lat później urodziła córkę. Na zdjęciach widać jej pociągłą twarz i proste włosy sięgające nieco poniżej obojczyka. Gdy miała zaledwie czterdzieści parę lat, zaczęła popełniać w domu różne błędy. Zapominała o składnikach przepisów, które znała od zawsze, więc to, co gotowała, stało się nieprzewidywalne i niejadalne. Krążyła po mieszkaniu, nie mogąc znaleźć sypialni czy salonu. Popadając w coraz większą paranoję, chowała cenne przedmioty pod meble i za książkami. Potem, gdy nie pamiętała, gdzie je odłożyła, oskarżała kogoś o kradzież. W nocy potrafiła godzinami wrzeszczeć, wydzierać się na męża w głębokim przekonaniu, że ma romans z sąsiadką. Zrozpaczony mąż zabrał ją do lekarza, którego zalecenie brzmiało: „[Auguste] wymaga leczenia w tutejszej instytucji psychiatrycznej”.

Wrócił do domu – mieszkali wówczas we Frankfurcie nad Menem – spakował do walizki ubrania żony i udał się z nią do Zakładu dla Obłąkanych i Epileptyków (Anstalt für Irre und Epileptische). Auguste miała wtedy pięćdziesiąt jeden lat. Z zakładu już nie wyszła.

Doktor Alois Alzheimer miał zwyczaj prowadzenia szczegółowych notatek na temat spotkań z pacjentami, nic więc dziwnego, że zapisał słowo w słowo swoją pierwszą rozmowę z Auguste. Gdy pojawiła się w zakładzie w listopadzie 1901 roku, dialog między nimi wyglądał następująco:

– Jak ma pani na imię?

– Auguste…

– Od jak dawna tu pani przebywa?

– Od trzech tygodni.

– Co mam w ręce?

– Cygaro.

– Dobrze. A co to jest?

– Ołówek.

– Dobrze. A to?

– Pióro ze stalową stalówką.

– Znów dobrze.

W południe Alzheimer wrócił z nowym zestawem przedmiotów. Pokazywał je po kolei pacjentce, która bez większego trudu wszystkie poprawnie rozpoznała. Kilka minut później, gdy tylko odłożył te przedmioty, Auguste nie potrafiła sobie przypomnieć ich rozmowy. Alzheimer położył przed swoją nową pacjentką arkusz papieru i poprosił ją, żeby napisała: „Pani Auguste D.”. Auguste napisała: „Pani”, po czym zapomniała, co miała zrobić. W wyniku kolejnych badań Alzheimerowi udało się ustalić, że Auguste nadal pamięta znane jej od dawna fakty. Wiedziała, jaki jest kolor śniegu, sadzy i nieba. Umiała powiedzieć, ile jest 6 x 8 i 9 x 7. Z zamkniętymi oczyma rozpoznawała łyżkę, szczoteczkę do zębów i klucz, trzymając te przedmioty w dłoni. Kiedy Alzheimer unosił trzy palce, umiała je prawidłowo policzyć. Zaraz potem jednak nie pamiętała, ile palców jej pokazał przed chwilą, ani nawet, że w ogóle podnosił rękę.

Alzheimer badał Auguste kilka dni z rzędu, coraz lepiej rozumiejąc, co pacjentka potrafi, a czego nie. Jej objawy przypominały mu objawy starszych pacjentów z otępieniem starczym, ale Auguste Deter miała zaledwie pięćdziesiąt lat. Na otępienie Alzheimer zalecił godzinne kąpiele. Na niepokój środki uspokajające. Mimo to Auguste wkrótce trzeba było przenosić na noc do izolatki, ponieważ po ciemku zakradała się do łóżek innych pacjentów, wywołując ich krzyki, które niosły się po korytarzach.

Po kilku miesiącach Auguste zaczęła być pewna, że jest w domu i wita gości. „Mój mąż zaraz tu będzie”, zapowiadała, choć nie potrafiła już sobie przypomnieć, jak on ma na imię. Większość dnia upływała jej na przepraszaniu, że dom taki nieposprzątany, i zamartwianiu się, że nie przygotowała wszystkiego na przyjęcie, które nigdy nie miało się wydarzyć. Ostatnia notatka Alzheimera w karcie Auguste datowana jest na czerwiec 1902 roku: „Auguste D. nadal jest nastawiona wrogo, wrzeszczy i atakuje, kiedy chce się ją przebadać. Krzyczy spontanicznie, czasem godzinami, więc trzeba ją trzymać w łóżku”.

Auguste żyła jeszcze cztery lata, ale Alzheimer nigdy jej już nie zobaczył żywej. 1901 był dla niego rokiem inspiracji badawczej, ale także osobistej tragedii. Na początku stycznia nagle zachorowała jego żona. Pod koniec lutego już patrzył, jaktrumna z jej ciałem składana jest do grobu na skraju frankfurckiego cmentarza. Owdowiały w wieku trzydziestu siedmiu lat został z trójką małych dzieci. Niewiele wiązało go z Frankfurtem, toteż przeniósł się do Heidelbergu, gdzie został asystentem wybitnego psychiatry Emila Kraepelina, za którym powędrował później do Monachium.

W Monachium Alzheimer wynajął mieszkanie na trzecim piętrze typowej dziewiętnastowiecznej kamienicy, zaledwie sto kroków od uniwersyteckiej kliniki psychiatrycznej. W jego salonie o każdej porze dnia i nocy słychać było wrzaski pobudzonych pacjentów, zupełnie jakby nigdy nie wychodził z pracy, i o to właśnie mu chodziło. Po śmierci żony badania stanowiły dla niego ucieczkę przed żałobą. Siostra Alzheimera przejęła dużą część obowiązków związanych z wychowaniem jego dzieci, a on mógł spokojnie pogrążyć się w zakamarkach ludzkiego umysłu.

Zakładając laboratorium na Uniwersytecie Ludwika i Maksymiliana w Monachium, Alzheimer ustawił mikroskopy na długich stołach pod oknem, a przy nich stołki, których wysokość można było regulować zależnie od wzrostu. Kolejnym jego nabytkiem była camera lucida, narzędzie zaginające światło, które rzucało obrazy z mikroskopu na płaską powierzchnię, dzięki czemu mógł przerysować na papier to, co widział pod mikroskopem.

Studenci pojawiali się każdego ranka i popołudnia, a gdy laboratorium wypełniały już ich głosy, Alzheimer chodził zamyślony od ławki do ławki, ucząc metodologii pracy z mikroskopem oraz anatomii. Cygaro, które palił, zawsze lądowało zapomniane na tej czy innej ławce, porzucone w ferworze nauczania. Mimo szalonego tempa pracy w Monachium Alzheimer nie zapomniał o przypadku Auguste Deter. Co jakiś czas kontaktował się z kolegami z Frankfurtu, prosząc o bieżące informacje na temat jej stanu i przypominając im, żeby dali mu znać, kiedy umrze. Dwa razy udzielił wsparcia finansowego i użył wpływów akademickich, żeby Auguste nie została przeniesiona do innego szpitala, bo bał się, że mogłaby mu wtedy zniknąć z oczu.

9 kwietnia 1906 roku zadzwonił do niego lekarz stażysta z Frankfurtu, by poinformować go, że dzień wcześniej zmarła Auguste. Na prośbę Alzheimera stażysta zakonserwował jej mózg, zapakował go i wysłał razem z jej kartą pacjenta do laboratorium w Monachium. Przeglądając trzydzieści jeden stron dokumentacji na temat Auguste, A lzheimer zobaczył wpis z przyjęcia jej do zakładu z zimy 1901 roku, a potem kilka własnych notatek z następnych miesięcy. Po tym, jak odszedł z tej instytucji, stan Auguste nadal się pogarszał. „Zupełnie ogłupiała”, napisał ktoś w jej karcie w 1905 roku. „W pozycji kucającej w łóżku… Skubie poszewkę”, zapisał lekarz nieco później w tym samym roku. W ostatnich miesiącach życia Auguste pielęgniarka robiła jej codzienne terapeutyczne kąpiele, które pewnie tylko pogarszały stan odleżyn. Auguste przestała jeść. Masa jej ciała spadła do trzydziestu kilogramów. Wiosną pojawiła się gorączka i kilka dni później kobieta zmarła.

Laboratorium wypełnił ostry zapach formaldehydu, gdy Alzheimer rozpakował mózg Auguste. Już na pierwszy rzut oka widział, że nie jest typowy. Był o wiele mniejszy, niż powinien. Na powierzchni normalnego mózgu powinny być zakręty i bruzdy, tak że jeśli przejedzie się po nim palcami, ręka unosi się i opada niczym okręt na spokojnych falach. W mózgu Auguste te zakręty zrobiły się cienkie, a bruzdy szerokie. Alzheimer pociął mózg Auguste na plasterki, a potem moczył próbki w ciemnym roztworze. Wymył próbki, podgrzał je, a potem znów wymył, po czym umieścił każdą między dwoma szkiełkami. Wrócił do stojących pod oknem stołów, włożył szkła pod mikroskop i wyostrzył obraz. Patrząc na powiększone komórki mózgu Auguste, Alzheimer zrozumiał, dlaczego ten narząd ją zawodził. W neuronach Auguste zalegały długie, splątane złogi. W tkance mózgu widniały niczym stosy nasion czarne blaszki. Jedno i drugie przypominało Alzheimerowi próbki pobrane z mózgów zmarłych starszych pacjentów z otępieniem starczym, ale przypadek Auguste był o wiele poważniejszy. Cały jej mózg usiany był splątkami i blaszkami. Kiedy Alzheimer widział te struktury w mózgach starszych pacjentów, nie skupiał się na nich specjalnie, teraz jednak zaczął się zastanawiać, czy to nie one przypadkiem powodują chorobę.

Camera lucida posłużyła mu do tego, by obrazy z mikroskopu odbiły się na papierze, na który przerysował dziesiątki neuronów zniszczonych przez splątki i blaszki. Chcąc podzielić się tym odkryciem z kolegami, zebrał rysunki i przygotował wykład na zbliżającą się konferencję w niedalekiej Tybindze*. Spotkał się tam jednak z nieoczekiwaną reakcją słuchaczy. „Doktor Alzheimer z Monachium zaprezentuje teraz odczyt pod tytułem O ciekawej, ostrej chorobie kory mózgowej” – zapowiedział go kolega, dając mu znak, by wszedł na podium. Alzheimer zaczął od opisania dziwnego zachowania Auguste. Opowiedział o tym, że straciła zdolność czytania i pisania i że zamiast słów używała opisów rzeczy, typu „lejnik do mleka” zamiast „kubek”. W końcu pokazał rysunki blaszek i splątków, które widział w jej mózgu, pewien, że zebrani zadumają się nad potężnym wpływem tych dziwnych struktur25. „Podsumowując – powiedział z przejęciem – najwyraźniej mamy tu do czynienia z odrębnym procesem chorobowym”. Gdy skończył mówić, w sali zapadła cisza. Prowadzący dyskusję spytał, czy ktoś z widowni ma jakieś pytania, ale nikt się nie zgłosił. Alzheimer gapił się na zgromadzonych, szukając na ich twarzach wyrazu zainteresowania. W sali nadal panowało milczenie. „Tak więc, szanowny kolego Alzheimer, dziękujemy za pana uwagi – powiedział w końcu przewodniczący spotkania. – Jak widać, nikt nie ma chęci do dyskusji”. Alzheimer wrócił na swoje miejsce. Jeszcze tego samego dnia uczestnicy konferencji debatowali zażarcie na temat wykładu o przyczynie nadmiernej masturbacji.

Rozczarowanie nie powstrzymało Alzheimera od dalszych badań w laboratorium. Liczył na to, że zrozumie, jaką rolę odgrywają splątki i blaszki w otępieniu. Poza prowadzeniem badań wciąż leczył pacjentów w monachijskiej uniwersyteckiej klinice psychiatrycznej, gdzie wkrótce spotkał więcej młodych osób o objawach podobnych do tych, które miała Auguste. Także ich mózgi badał post mortem. I tak jak się spodziewał, również one były pełne blaszek i splątków. Nadal próbował zainteresować innych swoim odkryciem. Ostatecznie to właśnie Emil Kraepelin zwrócił na nie uwagę świata. Przygotowując w 1909 roku nowe wydanie podręcznika, Kraepelin poświęcił historii Auguste kilka akapitów. Opisał blaszki i splątki, które Alzheimer widział w jej mózgu, oraz odniósł się do kwestii poruszonej przez niego na konferencji w Tybindze: czy Auguste cierpiała na poważne otępienie starcze czy też mamy tu do czynienia z zupełnie innym procesem chorobowym. W ostatnim akapicie Kraepelin jako pierwszy w jakiejkolwiek publikacji posłużył się określeniem „choroba Alzheimera”. Wkrótce termin ten używany był już na całym świecie.

Alzheimer cieszył się swoją sławą niespełna dziesięć lat. Na początku 1915 roku zwykłe przeziębienie przerodziło się u niego w zapalenie mięśnia sercowego. Próbował kontynuować badania, ale jego organizm odmówił współpracy. Zawiodły nerki, w płucach zalegał płyn, a umysł pogrążał się w delirium. Śmierć nadeszła rankiem 19 grudnia 1915 roku, w obecności dzieci, które zebrały się wokół jego łóżka. Alzheimer zmarł w wieku pięćdziesięciu jeden lat – dokładnie w tym samym wieku była Auguste, kiedy ją poznał.


* Tak się składa, że w 1869 roku na tym samym Uniwersytecie Eberharda Karola w Tybindze Friedrich Miescher odkrył DNA, które nazwał wówczas nukleiną.

grafika

„Zbuntowany mózg. O cząsteczkę od szaleństwa”
Sara Manning-Peskin
przekład Maria Smulewska
Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2023
216 s.
ok. 27 zł