Reklama
Netflix / mat. pr.
Zdrowie

Biologie fantastyczne. „1670”: kronika wypadków częściowo śmiertelnych

Biologie fantastyczne. „Życie Chucka”, czyli jak to jest umierać
Struktura

Biologie fantastyczne. „Życie Chucka”, czyli jak to jest umierać

Co nauka wie na temat procesów zachodzących w gasnącym mózgu? Uwaga: spojlery dosłownie od pierwszego zdania! [Artykuł także do słuchania]

Drugi sezon serialu ma wciąż styl mockumentu, czerpiącego całymi garściami z satyry i parodii, jednak romansuje coraz bardziej z czarną komedią oraz z body horrorem. Przyjrzyjmy mu się klinicznie. [Artykuł także do słuchania]

Chłop spada z dachu karczmy na widły. Leszek przejada się na śmierć kebabem. Pałkarz Pawcio wybucha jak kanister z benzyną po wypiciu napoju dopingującego. A Bogdanowi zostaje wybita piłką do palanta cała gałka oczna. Ten ostatni jest zresztą nadal pod wpływem sił nieczystych (vide: pierwszy sezon serialu), dlatego sam staje się sprawcą takich zdarzeń, jak urwanie ucha kelnerowi w karczmie czy wyrwanie gołą ręką serca krakowskiemu przewodnikowi. Oto przypadki i wypadki z drugiej serii serialu komediowo-komediowego.

Co ciekawe, medycyna zetknęła się niemal ze wszystkimi tymi zdarzeniami – w myśl zasady, że prawdziwe życie bywa bardziej groteskowe niż mockument. Dlatego w tym odcinku „Biologii fantastycznych” zakładamy pacjentom z „1670” kartoteki i analizujemy ich sytuację kliniczną. Jak zawsze, przypadki są dobierane w sposób subiektywny oraz stronniczy. Ponieważ serial celowo bawi się absurdem, omówienia obrażeń nie mają zweryfikować, co jest tu realistyczne, a co nie. Odpowiadają za to na pytanie: co musiałoby się stać, żeby taki kazus kliniczny rzeczywiście się wydarzył.

Widły, które wybrały drogę bokiem

Pacjent numer jeden to chłop przebity na wylot narzędziem obecnym w każdym gospodarstwie. Uraz dotyczy dość niefortunnej okolicy – granicy między klatką piersiową a jamą brzuszną. W jednej i drugiej znajduje się niemało przydatnych narządów. Na ekranie widzimy jednak, że widły przeszły przez tułów po bokach – omijając kręgosłup i rdzeń kręgowy – a to dobrze. Ostrza znajdują się w okolicach przepony. Tuż nad nią położone są płuca. Pod nią – wątroba i żołądek. Wszystkie te organy działają znacznie lepiej, gdy nie są podziurawione, dlatego uniknięcie ich uszkodzenia może być powodem do radości.

Zdaje się, że tak właśnie stało się w tym przypadku: poszkodowany sprawia raczej wrażenie zdziwionego, a nie cierpiącego, co oczywiście wpisuje się w adamczychowskie: „chłopa nie boli – to znaczy Jana Pawła nie boli, gdy chłopowi coś się stanie”. Wszystko wskazuje na to, że pacjent kontakt z czterema metalowymi zębami przeżyje.

Trudno o łatwiej dostępną i powszechniej stosowaną „broń” tego rozmiaru niż widły, dlatego wypadki z udziałem tego narzędzia są dość częstymi bywalcami literatury medycznej. Ogromne, zakrzywione ostrza, o których łatwo zapomnieć po pracy i które łatwo zostawić byle gdzie, aż się proszą o nieszczęśliwe zdarzenia. W 2023 r. na łamach „Radiopaedia” zanotowano przypadek 20-letniego mężczyzny, który przebił sobie widłami stopę. Ostrze usunięto operacyjnie, pacjent wyzdrowiał. Kilka lat wcześniej w „Anesthesia and Intensive Care” omówiono uraz pośladka, w który widły wbiły się tak głęboko, że doprowadziły u poszkodowanego do silnych mdłości z bólu. Zastosowano środki przeciwbólowe, ciało obce usunięto. Pacjent także wrócił do formy.

Takie przypadki rokują zwykle dość dobrze, a leczenie przebiega często bez komplikacji. Trzeba jednak pamiętać, że dotyczy to czasów współczesnych, kiedy widły usuwa się z ciała pod kontrolą chirurga. Ten też (czy raczej przede wszystkim) zapobiega nadmiernemu krwotokowi, zszywa uszkodzone tkanki, zamyka brzegi rany, a także przetacza płyny, zapobiegając wstrząsowi. Nie mówiąc już o tym, że współcześni pacjenci otrzymują coś, na co nie tylko chłop, ale i szlachcic z Adamczychy nie mógł nawet liczyć. Tak zwane leczenie osłonowe, czyli leki, które zapobiegają infekcji rany i dalej – całego organizmu. A o tę szczególnie łatwo, gdy ciało zostaje nakłute narzędziem rolniczym.

W 2006 r. medycy z University of Texas opisali przypadek 4-letniego chłopca, który przebił sobie widłami kość udową oraz kolano. Początkowo leczenie przebiegło pomyślnie, jednak po jakimś czasie stan pacjenta zaczął się gwałtownie pogarszać. Okazało się, że przyczyną było zakażenie kości i szpiku wywołane nietypowym, niepoddawanym rutynowemu leczeniu, patogenem. Był nim grzyb z gatunku Myceliophthora thermophila, który pochodził ze zwierzęcych odchodów. Podobny przypadek opisywano, np. w „Skeletal Radiology” pacjent uszkodził sobie widłami kolano i doznał groźnej infekcji grzybem Pseudallescheria boydii zawartym w wydalinach koni.

Takich właśnie komplikacji należałoby się spodziewać u przebitego widłami chłopa z Adamczychy. Z tą różnicą, że jemu nikt raczej nie podał terbinafiny i worykonazolu, czyli silnych leków przeciwgrzybiczych. Z treści fabuły wynika, że mógł jedynie liczyć na chochlę wody. Nie skorzystał.

Szanse na jego przeżycie były większe, jeśli widły, na które się nabił, nie były nigdy używane do przerzucania zwierzęcych odchodów (czy też zabrudzonej nimi słomy, którą podściela się kojce, zagrody lub klatki). Gdyby obrabiano nimi tylko siano, to miałby szczęście, ponieważ surowce roślinne wnikające w rany rzadziej prowadzą do komplikacji, niż zwierzęce wydzieliny czy wydaliny. W 2021 r. na łamach „Journal of Trauma and Injury” omówiono przypadek kierowcy, którego jama brzuszna została w wyniki wypadku przebita na wylot gałęzią drzewa. Pacjent przeżył bez powikłań. Dwa lata później w „Trauma Case Reports” opisano osiemnastolatka, w którego brzuch wbiła się rura o średnicy 4,5 cm – uszkodziła kilka organów i wyszła z ciała przez bok. Poszkodowany przeżył, ale wymagał operacyjnego otwarcia zarówno jamy brzusznej, jak i klatki piersiowej. W tej ostatniej chirurg musiał dostać się do aorty, którą należało tymczasowo zacisnąć, by uniknąć nadmiernego krwawienia.

Inny przypadek – przypominający uraz z Adamczychy – dotyczył czterdziestopięciolatka, który spadł z drzewa prosto na długi, metalowy pręt. Ten wbił się w jego ciało przez pachę, a wyszedł brzuchem, pod mostkiem. Pacjent wymagał nie tylko zszycia i częściowej amputacji uszkodzonych narządów (żołądka, jelit, wątroby). Również agresywnej terapii przeciwwstrząsowej – podania dużych ilości płynów infuzyjnych, które zapobiegły tzw. hipowolemii, czyli „zapadnięciu” się układu krążenia. Uniknął komplikacji i wrócił do pełnej sprawności. Można tu powiedzieć, że serialowy Jakub, który zapytał przebitego widłami chłopa: „chcesz wody?”, miał całkiem niezłą intuicję. Widać, że to jednak lokalna elita intelektualna.

Wnętrzności, które nie chciały już jeść

Kolejny „pacjent” to Leszek, który nie tyle przekroczył progi Adamczychy, a został do niej wniesiony nogami do przodu.

Literatura medyczna wskazuje, że śmierć z przejedzenia następuje zwykle wtedy, gdy ktoś połączy bardzo obfity posiłek z konsumpcją związków silnie wzdymających. Na przykład, w 2022 r. w „Journal of Eating Disorders” opisano 10 przypadków pęknięcia żołądka, do których doszło po spożyciu dużych ilości jedzenia, a następnie – przyjęciu wodorowęglanu sodu (czyli tzw. sody oczyszczonej). Rzekomo miała pomóc na trawienie, a zmieszała się z kwasem żołądkowym, dając ogromne ilości piany wysyconej dwutlenkiem węgla. To doprowadziło do przerwania ściany układu pokarmowego i wylewu treści żołądka do jam ciała. Sześcioro z opisanych tu osób zostało uratowanych – dzięki natychmiastowej pomocy chirurgicznej. Pozostali operacji nie doczekali.

W raportach medycznych notowano również „eksplozje”, które rozrywały ciała poszkodowanych od środka, niemal jak w przypadku kolejnego serialowego „pacjenta” – pałkarza Pawcia. Oczywiście, w prawdziwych doniesieniach klinicznych prym wiodą opisy dotyczące petard lub fajerwerków. Na przykład odpalonej i połkniętej przez sześciolatkę („Journal of Clinical Pediatric Dentistry”, 2022). Mimo że dziewczynka doznała rozległych uszkodzeń ciała, udało się ją uratować i zrekonstruować zniszczone tkanki.

Jaki „doping” (eksplozja wynikała ze spożycia zawartości fiolki, która rzekomo miała pomóc w rozgrywkach palanta) otrzymał Pawcio Pałkarz od Jakuba? W tamtych czasach mogła to być siarka, fosfor, tlenek wapnia czy aqua fortis, czyli kwas azotowy wymieszany z kwasem solnym. Żadna z tych substancji nie powinna doprowadzić do tak spektakularnego wybuchu, ale niektóre mogłyby dać efekt silnie egzotermiczny, prowadzić do gwałtownej produkcji oparów, silnego podrażnienia i „rozerwania” żołądka.

Serce, które się skutecznie wyrwało

Szczególnie groteskowe i celowo nierealistyczne są oczywiście urazy szatańskiego Bogdana – zarówno te, które sam zadał, jak i te, jakie przyjął na siebie. Najbardziej przerysowane jest wyrwanie serca kelnerowi – motyw eksplorowany w popkulturze po wielokroć, zarówno na serio, jak i pastiszowo. W „Indiana Jones i Świątyni Zagłady” (1984) gest ten jest częścią mrocznego rytuału. W grach „Mortal Kombat” pieczętuje zwycięstwo i bezwzględną dominację przeciwnika. W „Od zmierzchu do świtu” (1996) podkreśla makabrę i klimat gore. Ciekawe jest natomiast to, że we wszystkich tych produkcjach serce jest wydobywane z ciała od strony brzuszno-piersiowej (od przodu), natomiast w „1670” – od strony grzbietowo-kręgosłupowej, czyli od tyłu.

Anatomicznie wydaje się to lepszy wybór. Z przodu serce skrywa się nie tylko za żebrami, lecz także za mostkiem. Te struktury da się oczywiście złamać czy zmiażdżyć, ale nie sposób gołą ręką, i to z rozczapierzonymi palcami przebić się przez nie tak, by uzyskać dostęp do serca. Próba zrobienia tego samego od strony pleców jest oczywiście również skazana na porażkę, ale potencjalnie szanse na zrealizowanie takiego planu są większe. Jeśli Bogdan dzięki szatańskim mocom utwardził swoje palce, by były mocne jak obcęgi, to udało mu się przebić przez grubą i zwartą warstwę mięśni grzbietowych, złamać lub przesunąć żebra i serce wyjąć. Jeśli chodzi o praktyczny aspekt tego „zabiegu”, to martwiłabym się tu głównie o ogromne pnie naczyniowe wychodzące z tego organu. One nie zrywają się jak perforacje na znaczkach pocztowych. Przeciwnie – są wytrzymałe, elastyczne i jędrne, dlatego, chcąc wydobyć serce z klatki piersiowej, najlepiej byłoby je przeciąć, a nie próbować przerwać.

W 2022 r. na łamach „Journal of Trauma and Injury” opisano np. przypadek 52-letniego mężczyzny, u którego doszło do częściowego wynicowania narządów poza powłoki ciała. Był to „pracownik fabryki przetwórstwa drewna, który został zaatakowany piłą łańcuchową przez swojego kolegę wskutek nieporozumienia pomiędzy oboma mężczyznami”. Mimo że pacjent trafił do szpitala 1,5 godz. po urazie, udało się go pomyślnie zoperować. Uratowało go m.in. to, że narządy, choć wystawały znacząco poza obręb ciała, zwisały na pniach naczyniowych, krezce, więzadłach itp. Mężczyzna powrócił do zdrowia i po 16 dniach hospitalizacji został wypisany do domu.

Dzik, który działał twarzą w twarz

Na deser przyjrzyjmy się centralnemu i chyba najbardziej makabrycznemu motywowi poruszonemu w drugim sezonie „1670”, czyli dzikowi, który rzucił się na ciało zmarłego Leszka i wyżarł mu tkanki, w tym te pokrywające twarz. Ten rozbójniczy akt zmusił Jana Pawła i jego synów do opracowania kilku kreatywnych rozwiązań zmniejszających ryzyko kompromitacji podczas organizowanego przez nich pogrzebu.

Rzeczywiście, dziki i inne świniowate (Suidae) nierzadko posilają się padliną i sprawnie ogryzają szczątki, również ludzkie, znalezione na terenach żerowania. Naukowa literatura kryminalistyczna poświęca im niemało uwagi, ponieważ zdarza się, że utrudniają analizę tzw. odsłoniętych zwłok. Jak podają autorzy badań opublikowanych w 2022 r. w „Biology”: „świniowate zwykle miażdżą i połykają mniejsze elementy szkieletu, fragmenty średniej wielkości noszą ślady rozległych uszkodzeń i fragmentacji, natomiast największe elementy pozostają w dużym stopniu nienaruszone”. Poza tym chętnie spożywają tkanki miękkie (również te z okolic twarzy, szyi i brzucha), co potwierdza np. raport uczonych z Johannesburga z 2021 r., dotyczący guźców.

Z tego wynika, że najbardziej groteskowy przypadek, który zobrazowano w „1670”, w pewnym sensie cechuje się największym realizmem. To samo się chyba odnosi do pozostałych wątków poruszonych w tej produkcji, również tych niemedycznych. Ten serial to bowiem nic innego jak wiwisekcja „polskości”. Zwłaszcza tej pełnoobjawowej, klinicznej, nieco patologicznej.

|000 podkast ministerstwo plakieta strona

Reklama