Płeć męska do naprawy! Źle się dzieje z mężczyznami
Powody do niepokoju były już trzy dekady temu. Konkretnie w 1992 r., kiedy ukazała się praca duńskich uczonych podsumowująca wyniki badań z lat 1940–90. W tym czasie u Duńczyków średnia liczba plemników na mililitr nasienia spadła ze 113 mln do 66 mln. Najnowsze badania dowodzą, że ta tendencja wcale nie hamuje, a do tego objęła wszystkie społeczeństwa Zachodu. Praca przeglądowa z 2017 r. wykazała na przykład, że średnia liczba plemników w ejakulacie spada o 1,6 proc. na rok. I że okres między 1973 a 2011 r. doprowadził w sumie do prawie 60 proc. zmniejszenia się tego parametru.
W USA u mężczyzn przebadanych w Massachusetts General Hospital w latach 2000–17 z każdym rokiem o 2,6 proc. spadała koncentracja plemników w nasieniu, a całkowita liczba męskich komórek rozrodczych w ejakulacie o 3,1 proc. Przez 17 lat doprowadziło to do zmniejszenia się tego pierwszego wskaźnika o 37 proc., a drugiego o 42 proc. Jednocześnie o 15 proc. spadła liczba ruchliwych plemników, a o 16 proc. – morfologicznie mieszczących się w normie. Kolejne badanie – tym razem mężczyzn udających się po porady w klinikach leczenia niepłodności w USA i Hiszpanii – wykazało, że między 2002 a 2017 r. odsetek mężczyzn o cechach nasienia znajdujących się w normie spadł o 10 proc.
Towarzyszy temu obniżanie się poziomu męskich hormonów płciowych. W 2020 r. ogłoszono wyniki badań ponad 100 tys. mężczyzn z Izraela. W latach 2006–09 młodzieńcy w wieku 21 lat, kiedy to poziom testosteronu osiąga wartości najwyższe, mieli go średnio 19,68 nanomoli na litr. W latach 2016–17 wskaźnik ten spadł do 17,76 nmol/l. W 2021 r. ukazała się podobna praca z USA. U ponad 4 tys. mężczyzn w wieku od 15 do 39 lat testosteron mierzono tym razem w nanogramach na decylitr. W latach 1999–2000 wynosił on średnio 605,39, a w latach 2015–16 już tylko 451,22. Zdaniem badaczy 20 proc. młodych mężczyzn miało niedobór testosteronu. Kolejne badanie wykazało, że u starszych panów, u których z natury poziom męskich hormonów nie jest wysoki, też widać podobny kierunek zmian. 60-letni Amerykanin miał w 1987 r. średnio 17,5 nmol testosteronu/l, a w 2002 r. – już tylko 15 nmol/l.
– Tak, wszędzie na świecie jakość męskiego nasienia się obniża. Również w Polsce – potwierdza lek. med. Jan Karol Wolski, specjalista urolog oraz androlog, związany m.in. z Przychodnią Leczenia Niepłodności nOvum w Warszawie i z Narodowym Instytutem Onkologii. Zwraca on jednak uwagę na zmiany w normach, które mogą wpływać na odbiór tego zjawiska.
– W 2010 r. w wytycznych Światowej Organizacji Zdrowia normę liczby plemników w jednym mililitrze nasienia zredukowano z 20 do 15 mln, choć w latach 80. XX w. w normie mieściła się koncentracja nawet do 100 mln w mililitrze – mówi medyk. – Zmniejszono także dopuszczalny procent prawidłowych plemników do zaledwie 4 proc.
Cukry, używki, brak ruchu
Częściowo wynika to z dokładniejszych metod badawczych. Plemniki, które dawniej mieściły się w normie, dziś trafiają do kategorii patologicznych. – Pojawiły się nowoczesne mikroskopy, które pozwalają dostrzec dawniej niewidoczne zaburzenia – wyjaśnia lekarz. – W latach 90. wprowadzono restrykcyjne kryteria oceny budowy plemników, tzw. Krugerowskie, według których jakakolwiek anomalia plemnika już go dyskwalifikuje. Także pod koniec lat 90. weszła do szerokiego użytku komputerowa analiza nasienia CASA, która bezlitośnie – znacznie lepiej niż ludzkie oko – wychwytuje wszelkie zaburzenia.
Tyle że nawet jeśli się weźmie poprawkę na lepszą i bardziej restrykcyjną diagnostykę, to i tak narastanie zaburzeń w męskim układzie rozrodczym jest faktem. – Mężczyźni są bardziej wrażliwi na czynniki środowiskowe – twierdzi dr Wolski. – Wiąże się to choćby z lokalizacją jąder. Ewolucja umieściła je w mosznie ze względu na to, że produkcja plemników (spermatogeneza) potrzebuje temperatury o 2–3 st. niższej niż temperatura reszty ciała. Jądra są więc bardziej podatne na uszkodzenia spowodowane wzrostem temperatury środowiska. Może więc na nie źle wpływać globalne ocieplenie, choć jak na razie dane nie są tu jednoznaczne.
Umiejscowienie gonady męskiej zwiększa też ryzyko urazów mechanicznych, spowodowanych na przykład sportami walki, jazdą na rowerze albo motocyklu, co przekłada się na zaburzenia produkcji testosteronu oraz plemników. U kobiety gonady znajdują się w środku, dzięki czemu są lepiej chronione.
Męskości mocno szkodzi także plaga nadwagi i otyłości, która opanowała zachodni świat. W lutym 2019 r. Narodowy Fundusz Zdrowia przedstawił kompleksowy raport „Cukier, otyłość – konsekwencje”. Opisuje on wzrastające spożycie cukru przez mieszkańców Polski i towarzyszące temu dramatyczne konsekwencje. Choć dotyczą one osób obu płci, to jednak negatywne skutki bardziej dotykają mężczyzn. W raporcie czytamy bowiem: „W 2016 r. w Polsce wśród osób w wieku 20 lat i więcej 53 proc. kobiet i 68 proc. mężczyzn miało nadwagę, a 23 proc. kobiet i 25 proc. mężczyzn było otyłych. W przypadku osób poniżej 20 roku życia nadwagę miało 20 proc. dziewcząt i 31 proc. chłopców, a 5 proc. dziewcząt i 13 proc. chłopców było otyłych”.
– W tkance tłuszczowej znajduje się enzym aromataza, który skutecznie przeprowadza konwersję testosteronu w estradiol [jeden z hormonów żeńskich – red.] – wyjaśnia dr Wolski. – Poziomy testosteronu zależą od tego bardzo prostego połączenia: im bardziej otyły mężczyzna, tym większe ryzyko niższego poziomu testosteronu. Otyłości sprzyja oczywiście siedzący tryb życia oraz wysokokaloryczna dieta, pełna cukru, tłuszczu i soli. – W Polsce już 40 proc. dzieci ma nadwagę. To jest dramatyczne – komentuje lekarz. – Dzieci mają komputery, laptopy, komórki i zamiast biegać po podwórkach, siedzą w domu. A rodzice, zamiast zachęcać je do aktywności, dają im słodycze czy chipsy. Promocja niezdrowego trybu życia wylewa się też z ekranów telewizorów.
W efekcie chłopcy już na samym początku okresu dojrzewania zmagają się z nadmierną masą ciała – testosteron się u nich obniża, a poziom hormonów żeńskich podnosi. W późniejszym okresie dołączają do tego alkohol, papierosy, e-papierosy, narkotyki. – Wszystkie te używki są gonadotoksyczne – stwierdza dr Wolski.
Metale, plastiki, pestycydy
W analizach publikowanych w czasopismach naukowych często bierze się więc poprawkę na skutki rosnących przypadków otyłości u mężczyzn. Z nich wiadomo jednocześnie, że nie są one jedynym źródłem problemów.
– Od lat w użyciu jest pojęcie „endocrine disruptors” – mówi dr Jan K. Wolski. – Obejmuje ono wszystkie elementy, które zaburzają gospodarkę hormonalną mężczyzny, np. blokując syntezę testosteronu albo wpływając na działanie receptora androgenowego. W naszym otoczeniu jest ich bardzo dużo.
W 2022 r. w czasopiśmie „Environmental Sciences Europe” Naina Kumar i Amit Kant Singh podjęli próbę podsumowania wiedzy o wszystkich czynnikach środowiskowych, które negatywnie wpływają na układ płciowy mężczyzny. I stwierdzili, że do redukcji koncentracji i ruchliwości plemników prowadzą gazowe zanieczyszczenia powietrza, dwutlenek siarki i dwutlenek azotu. Ozon z kolei zmniejsza odsetek męskich komórek rozrodczych o prawidłowej morfologii. PM2,5, czyli zawieszony w powietrzu pył o średnicy do 2,5 mikrometra, zwiększa zaś anomalie w główce plemnika i szkodzi ogólnej jakości nasienia (ruchliwości, zagęszczeniu, liczbie komórek).
Wszędzie roi się też od wspomnianych przez dr. Wolskiego czynników zaburzających rozwój testosteronu. Część z nich działa jako tzw. ksenoestrogeny, czyli hormony żeńskie przedostające się do organizmu z zewnątrz. Naima Kumar i Amit Kant Singh piszą, że takie działanie mają choćby metale ciężkie, czyli ołów, cynk i miedź, które znajdują się np. w spalinach samochodowych. Aktywność antyandrogenową wykazuje także bisfenol A – związek używany do produkcji tworzyw sztucznych. Może on prowadzić do uszkadzania DNA w plemnikach i tym samym zaburzać płodność. Produkcję męskich hormonów hamują niektóre powszechnie stosowane w rolnictwie pestycydy. Mężczyźni narażeni na kontakt z tymi środkami ochrony roślin mieli obniżoną jakość nasienia.
Antyandrogenowo działają również ftalany – związki chemiczne nagminnie używane do produkcji kosmetyków, leków, zabawek, lakierów, farb czy klejów. Stosuje się je jako tzw. plastyfikatory, które poprawiają trwałość tworzyw sztucznych, przez co mogą zanieczyszczać żywność w opakowaniach plastikowych. Te związki powodują „szeroki wachlarz dysfunkcji męskiego narządu rozrodczego znany jako »zespół ftalanowy«” – twierdzą Kumar i Singh. Zaliczają do niego zmniejszanie się odległości między genitaliami a odbytem, niepłodność, niską zawartość plemników, niezstępowanie jąder czy spodziectwo, czyli nieprawidłowości w budowie układu moczowo-płciowego.
– Na terenach zanieczyszczonych częściej zdarzają się przypadki spodziectwa niż tam, gdzie bardziej dba się o ekologię – dodaje dr Wolski. – Do tego można dołożyć znaczące spostrzeżenie z biologii. U ryb jesiotrowatych, które zamieszkują rzeki zanieczyszczone, częściej dochodzi do dysforii narządów płciowych. Zanika zróżnicowanie na samce i samice, pojawia się dużo osobników o płci nieokreślonej, tzw. interseksów.
Ekologia, dieta, testosteron
W Unii Europejskiej już w 2011 r. wprowadzono zakaz sprzedaży butelek dziecięcych zawierających bisfenol A. – Ale szkodliwe tworzywa sztuczne są i tak wszędzie: w ubraniach, opakowaniach, zabawkach. Nie ma już prawie mebli z czystego drewna, niemal zawsze zawierają jakieś sztuczne dodatki – twierdzi dr Wolski.
Dlatego lekarz postuluje, aby mężczyźni mocno i zdecydowanie opowiadali się po stronie walki z zanieczyszczeniami środowiska. – Musimy zwracać uwagę, aby było jak najmniej plastikowych opakowań – mówi. – Trzeba wymuszać na producentach, żeby nie patrzyli tylko na krótkoterminowy zysk, ale spoglądali 50 lat do przodu.
Oczywiście mężczyźni mogą sobie pomóc indywidualnymi wyborami konsumenckimi. Zamiast np. kupować warzywa w jednorazowych plastikowych torebkach, zdrowiej skorzystać z opakowań wielokrotnego użytku.
Jeśli chcą podnieść poziom testosteronu u siebie i zmniejszyć ryzyko pogorszenia jakości nasienia, muszą też zmienić styl życia. Powinni zredukować ilość spożywanego alkoholu, odstawić papierosy, e-papierosy i inne szkodliwe używki, a także zmodyfikować dietę na mniej kaloryczną, z niską zawartością cukrów. – Ważny jest umiarkowany wysiłek fizyczny, czyli w zakresie rekreacyjnym, pół godziny dziennie – wyjaśnia lekarz. – Duży wysiłek, ekstremalny, zawsze powoduje spadek testosteronu po zajęciach. Trzeba więc z tym uważać.
U panów, u których pojawiły się kliniczne objawy zaniżonego testosteronu, można zastosować leczenie farmakologiczne. – Przychodzą do mnie pacjenci i skarżą się, że „powietrze z nich uchodzi” – opowiada dr Wolski. – Są ospali, senni, brakuje im chęci na seks, odczuwają spowolnienie myślenia, trudno im skoncentrować się i podejmować decyzje. Nie potrafią zaplanować nawet wyjazdu na wakacje, nie mówiąc już o aktywności w pracy.
Lekarz podaje im wtedy testosteron plus zestaw antyoksydantów: witaminę E, C, lecytynę, jony selenu, magnezu i cynku. Te związki poprawiają działanie męskiego hormonu płciowego. – Jeden z pacjentów, którego poddałem takiej terapii, mówił mi, że dostał kognitywnego szwungu – wspomina lekarz. – Z powrotem stał się gotowy do działania, myślący aktywnie, kombinujący, układający perspektywiczne plany działań i oczywiście potem je realizujący.
Czy więc nieuchronnie zmierzamy w stronę – jak to nazwał amerykański lekarz dr Joshua Smith – Spermageddonu? Cóż, wciąż jest szansa na zatrzymanie niekorzystnych tendencji. Ważne, by mężczyźni zaczęli działać, a nie tylko zamartwiali się osłabieniem swojej płci. Tym bardziej że chroniczny stres – w przeciwieństwie do krótkotrwałego – też szkodzi.