Gdzie się podziały gorące neptuny?
Pierwsze obserwacje doświadczalne planet pozasłonecznych (egzoplanet) pochodzą z końca lat 80. i początku 90. XX w. Liczba potwierdzonych odkryć stale rosła – najpierw dość powoli, ale w naszej dekadzie można mówić już o wzroście wykładniczym. Egzoplanet odkryto już na tyle dużo (ponad 4 tys.), że naukowcy mogą się pokusić o pewne porównania i systematykę. Sporo stwierdzono planet olbrzymich, wielkości Jowisza, albo niewielkich, takich jak Ziemia czy Mars. Bardzo mało było natomiast tzw. gorących neptunów – planet podobnych masą i rozmiarami do Neptuna, o skalistym jądrze i egzotycznych odmianach lodu w płaszczu. Nie wiedzieliśmy, czy wynika to z tego, że ich powstawanie to wyjątkowe zjawisko, czy uległy jakimś przekształceniom.
Nieco światła na tę zagadkę rzucają najnowsze badania astronomów z Université de Genève (Szwajcaria). Analizowali oni dane dotyczące planety Gliese 3470 b, krążącej wokół gwiazdy w konstelacji Raka. W połowie grudnia 2018 r. zauważono, że planeta ciągnie za sobą ogon podobny do warkocza komety. Mówiąc popularnie: gorący neptun paruje, pozbywając się swojej otoczki. Szacuje się, że panuje tam temperatura bliska 1000°C. Jaki los czeka taki obiekt? W momencie gdy zniknie wszystko, co może odparować, pozostanie tylko planeta skalista, nieco większa od Ziemi. Tego typu planety, nazywane super-Ziemiami, odkrywano już wcześniej (dokonał tego m.in. Aleksander Wolszczan), ale w tym przypadku po raz pierwszy udało się zaobserwować na żywo ewolucję gorącego neptuna. Otwiera to nowy rozdział w dziedzinie badania egzoplanet.