ESA / Youtube
Kosmos

Orzeł zadokował. Sławosz Uznański-Wiśniewski jest na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej

Sławosz Uznański-Wiśniewski: Jakie kroki wykona w kosmosie?
Kosmos

Sławosz Uznański-Wiśniewski: Jakie kroki wykona w kosmosie?

Sławosz Uznański-Wiśniewski spędzi ponad dwa tygodnie na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Co obiecujemy sobie po jego misji? [Artykuł także do słuchania]

Orzeł zaorbitował. Sławosz Uznański-Wiśniewski leci na Międzynarodową Stację Kosmiczną
Kosmos

Orzeł zaorbitował. Sławosz Uznański-Wiśniewski leci na Międzynarodową Stację Kosmiczną

Dziś o godz. 8.31 rakieta misji Axiom 4 wreszcie oderwała się od Ziemi. Sławosz Uznański-Wiśniewski jako trzeci Polak w historii – po Panu Twardowskim i Mirosławie Hermaszewskim – poleciał w kosmos.

Statek typu Crew Dragon, o wdzięcznej nazwie Grace, bezpiecznie zawinął do portu. I zobaczyliśmy, ile znaczą tam kobiety.

Stało się. Pobiliśmy dziś kosmiczny rekord, który obowiązywał przez 47 lat – nikt z Polaków nie oddalił się do tej pory od Ziemi na taką odległość (poza Panem Twardowskim, ale to inna kategoria wagowa). Mirosław Hermaszewski wzbił się w rakiecie na maksymalną wysokość 363 km. Gdy statek Grace rozpoczął w czwartek 26 czerwca o godzinie 12,31 dokowanie do MSK, wysokość orbity wynosiła 422 km.

Poprzednik uczestnika misji Axiom 4 spędził w kosmosie dokładnie 7 dni, 22 godziny i 3 minuty. Przebył w tym czasie ponad pięć milionów kilometrów, okrążając Ziemię 126 razy. Wiemy, że i te rekordy zostaną pobite. Sławosz Uznański-Wiśniewski spędzi bowiem w Międzynarodowej Stacji Kosmicznej planowo – odpukać, czas ten zostałby skrócony jedynie w sytuacji alarmowej – pełne dwa tygodnie.

Dziś zapewne każdy, kto pasjonuje się astronautyką i miał taką możliwość, przez całą pierwszą połowę dnia śledził z nosem w ekranie relację z lotu pościgowego Grace za stacją kosmiczną. (A kto nie miał możliwości, niechaj zerknie poniżej). Pogoń taka wygląda nieco inaczej, niż w pierwszej chwili mogłoby się wydawać. W grę nie wchodzi schemat gonienia psa za zającem – nieustanie starającego się dobiec w to miejsce, gdzie akurat jest mniejszy ssak. Ani schemat gonienia superpsa za zającem. Superspsa, czyli osobnika tak sprytnego, że kalkuluje, po jakiej trasie powinien pomknąć, by przeciąć zającowi drogę i dobiec do punktu styku dokładnie wtedy, gdy ten tam dokica. Na przeszkodzie stoi, czy raczej wisi, Ziemia i jej atmosfera. Błędem byłaby także próba jak najszybszego osiągnięcia orbity, po której przemieszcza się stacja. Statek kosmiczny musiałby bowiem później – aby zrównać się ze ściganym obiektem, mknącym przecież wokół Ziemi z prędkością ok. 27 tys. kilometrów – zużyć, przyspieszając, ogromne ilości paliwa. A tych nie ma. Statek kosmiczny porusza się zatem skomplikowaną, precyzyjnie obliczoną trasą optymalnie godzącą konieczność wzbicia się wyżej, z atutem, jaki daje pogoń po niższej niż cel orbicie.

Dlaczego niższa orbita zapewnia przewagę? Załóżmy, że oba obiekty poruszają się z taką samą bezwzględną prędkością. Przyjmijmy, że są to dwa takie same statki Dragon, oba wyciskające maksimum ze swoich silników. Jako że statek będący niżej ma krótszą drogę do pokonania, szybciej okrąży Ziemię. Co oznacza, że jego względna prędkość, biorąc za punkt odniesienia statek lecący po wyższej orbicie, jest większa. W większej skali można to zaobserwować w Układzie Słonecznym. Im bliższa jest Słońcu dana planeta, tym szybciej je obiega. Merkury, będący bliżej naszej gwiazdy niż Ziemia, okrąża ją w około 88 dni. Mars, położony od Słońca dalej niż nasz glob, wykonuje pełny cykl w niemal dwa ziemskie lata: ok. 687 dni. Jeszcze dalej położonemu Saturnowi zajmuje ta podróż circa 29,5 roku.

Pościg Grace trwał ponad dobę. W tym czasie astronauci mieli okazję porozmawiać z Ziemią. Ze specjalnym przesłaniem od rodaczek i rodaków zwrócił się Sławosz Uznański-Wiśniewski:

„Drogie Polki, drodzy Polacy, mówię do was z niskiej orbity okołoziemskiej. Jesteśmy na pokładzie kapsuły Grace. Z nami jest również indykator 0 G [zerowej grawitacji – red.], który się nazywa Joy, jako piąty pasażer. Ale tutaj przylecieliśmy, by reprezentować was wszystkich, nasze kraje, w tym również Polskę. Ja jestem reprezentantem was wszystkich.

Lecimy na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Po to, by żeby wykonywać nasze eksperymenty technologiczne, pokazywać naszą technologię, i jednocześnie przygotowywać przyszłość technologiczną Polski. Nie tylko dla nas, ale dla całego sektora kosmicznego, dla nowej generacji inżynierów, którzy będą wkraczać na rynek.

Misja z jednej strony jest ogromnym symbolem – symbolem zaawansowania Polski, jak Polska bardzo mocno poszła do przodu technologicznie – i możemy dzisiaj to zademonstrować bezpośrednio na orbicie. Natomiast z orbity również będę miał możliwość przeprowadzania lekcji ze studentami, z uczniami. Mam nadzieję, że niektórzy z nich wybiorą ścieżkę kariery taką jak ja. Miałem okazję pracować w niesamowitych organizacjach podczas mojego życia, w jednym z największych laboratoriów na świecie, w CERN-ie, zanim zostałem wybrany jako astronauta. A teraz zmierzamy na Międzynarodową Stację Kosmiczną, na to nasze niesamowite laboratorium na orbicie.

Pozdrawiam was wszystkich. Reprezentuję was wszystkich, czterdzieści milionów Polaków. Zabieram wasze serca, waszą nadzieję ze sobą i czuję, że wszyscy mi tutaj towarzyszycie. Pozdrawiam was i do zobaczenia już ze stacji kosmicznej!”.

„Indykator 0 G” o imieniu Joy to futrzana maskotka przedstawiająca łabędzia, czy raczej łabędziątko. To jedyny przedmiot w kabinie statku kosmicznego Grace, który nie był unieruchomiony podczas lotu. Gdy mimo krótkich, karłowatych skrzydełek wzniósł się do lotu, załoga wiedziała, że jest już w strefie zerowej grawitacji.

Joy spełnia także inne ważne funkcje. Relaksuje, pomaga rozładować wciąż obecny u astronautów stres, obniżając wysoki poziom kortyzolu. Jak bardzo wspiera w utrzymaniu dobrej psychicznej formy, mogliśmy zobaczyć podczas połączenia wideo. Joy stał się prawdziwym bohaterem pierwszego planu, gdy Nasz Człowiek w Kosmosie wprawiał go nieustannie w ruch obrotowy przed kamerą w trakcie przemówienia kolegi z Indii. Joy po prostu skradł show.

Podczas ostatniej fazy orbitalnego pościgu zobaczyliśmy dwie sceny, które mogły szczególnie zapaść w pamięć. Gdy po raz pierwszy kamera umieszczona pod dziobem Grace zwróciła się w stronę już widocznej stacji kosmicznej, kąt zbliżenia sprawił, że wyglądała jak ptak, ze skrzydłami skierowanych na boki paneli słonecznych. Widziany przez bulaj statku, zapewne oślepiający odbitym światłem Słońca, z gorejąca poświatą wokół, na tle czarnej kosmicznej pustki, musiał budzić kojarzenia z Feniksem lub orłem. Widać było ten kontrast nawet na ekranie monitora. Niezwykły widok.

Nie mniejsze wrażenie zrobił widok zbliżającej się tyciej łupiny Grace pokazany kamerą stacji kosmicznej. Niemal nieruchomej względem obserwatora, ale – dzięki Ziemi przemykającej w tle jako odniesieniu – mogliśmy zobaczyć, że zarazem mknącej z olbrzymią prędkością po orbicie. Dopiero to ujęcie dało nam jakieś pojęcie o skali złożoności i trudności – par excellence kosmicznej – misji Axiom 4.

Z przymrużeniem oka można zauważyć, że pewne trudności sprawiał ekipie naziemnej obsługującej misję Axiom także nasz rodak – było niemal słychać chrzęst szczęki wypadającej z zawiasów, gdy kontrolerzy lotu próbowali wymówić imię i nazwisko Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego. Pamiętacie scenę z Brzęczyszczykiewiczem w „Jak wywołałem drugą wojnę światową”? Tylko współczuć.

Polski język okazał się problematyczny także w pisowni. Co trochę konsternujące, na oficjalnej witrynie Axiom Space możemy znaleźć zdjęcie naszego astronauty w bluzie z wyszytym skróconym nazwiskiem „Sławosz Uznański”. Kłopoty z „ś” w „Wiśniewski”? Na szczęście ktoś zainterweniował. Na tej samej stronie, tuż obok jest wideo z naszym astronautą, występującym już w bluzie – identycznej – z naszytym pełnym nazwiskiem.

Podczas faz pościgu i dokowania wszystko przebiegało sprawnie. Puls mógł nam skoczyć – tylko na chwilę – dwa razy. Wtedy, gdy padła łączność i Ziemia nie mogła połączyć się z załogą, a także w końcowej fazie łączenia się Grace ze stacją, gdy tuż przed kontaktem, w ostatniej chwili statek kosmiczny nagle trochę się odsunął, korygując pozycję, by po chwili już bez problemów zadokować.

Pełne połączenie mogło nastąpić jednak dopiero po wyrównaniu ciśnień i przygotowaniach technicznych do otwarcia doku, przeprowadzanych na stacji kosmicznej. Na MSK przebywało w chwili dokowania siedmioro astronautów: trzech Rosjan, dwie Amerykanki, jeden Amerykanin i Japończyk. Prawda, że coś tu rzuca się w oczy? Teoretycznie na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej nie ma miejsca na politykę i różnice kulturowe, ale wyłącznie męski skład rosyjskiej załogi nie jest przypadkiem. Rosja skutecznie wykorzystuje w propagandzie grę pozorów, do dziś nieustannie przypominając przy każdej okazji, że to Rosjanka Walentina Tiereszkowa była pierwszą kobietą w kosmosie. Tak, to prawda, ale od czasu jej pionierskiego lotu w 1963 r. powtórzyły ten wyczyn jeszcze tylko trzy rosyjskie kosmonautki. Patriarchalny rosyjski szowinizm ma się dobrze, jak widać, nawet w kosmosie.

Czekając na otworzenie śluzy, mieliśmy okazję obserwować prace przygotowawcze przy włazie prowadzone w stacji kosmicznej. Nie, żebym sugerował, że ktoś tu nierówno rozdziela czarną robotę, ale prowadziły je obie panie, panowie w tym czasie byli zajęci czymś innym. Dryfująca w stronę doku Nichole Ayers, z kluczami do śrub w garści i z rozwianą grzywą długich blond włosów, falujących niby czułki meduzy, wyglądała wręcz ikonicznie. Niczym modelowa sufrażystka neo-socrealizmu.

Skupiamy się – co zrozumiałe – na naszym astronaucie, ale tak naprawdę to nie panowie są w tej misji najważniejsi. Dowodząca Axiom 4 astronautka Peggy Whitson przerasta każdego z nich o kilka głów. O tym, że chce być astronautką, wiedziała już jako dziewięciolatka, oglądając w 1969 r. pierwsze lądowanie człowieka na Księżycu. Odtąd wszystko, co robiła, przybliżało ją do tego celu. Spędziła w kosmosie, jeszcze zanim weszła na pokład Grace, aż 675 dni – więcej niż jakakolwiek amerykańska astronautka czy astronauta w historii. To nie tak wiele mniej niż rekordzista, rosyjski kosmonauta Oleg Kononienko (878 dni). I nie jest powiedziane, że Whitson tego progu nie przekroczy. Przed nami jeszcze księżycowy program Artemis, a być może lot na Marsa.

Peggy Whitson jest także kobiecą rekordzistką w kategorii spacerów kosmicznych. Spędziła w próżni, tylko w skafandrze, ponad 60 godzin. A przy tym – nie wypominając wieku – wciąż kipi energią. Dieta? Geny? Sport? Dyscyplina? Pewnie tak, ale jest coś jeszcze.

Jak wiemy ze szczególnej teorii względności Einsteina, obiekty poruszające się z dużą prędkością dotykają efekty relatywistyczne, dochodzi do dylatacji czasu. W skrócie – dla pani Peggy Whitson, gdy pędzi po orbicie, czas płynie wolniej. Peggy Whitson na orbicie jest młodsza od Peggy Whitson na Ziemi! Voila!

Peggy Whitson.NASAPeggy Whitson.

Wiedząc, że astronautka spędziła w kosmosie 675 dni i przyjmując, że – upraszczając – poruszała się wtedy po orbicie ze stałą prędkością 27 tys. km/h, i że efekt grawitacyjny (patrz ogólna teoria względności) jest pomijalny w porównaniu do efektu kinematycznego, możemy wyliczyć, że na pokładzie statku kosmicznego upłynęło wtedy około 18,2 milisekundy (0,0182 sekundy mniej niż na Ziemi w ciągu 675 dni. Drogie panie, kosmos odmładza!

Miejmy nadzieję, że gdy znów wyślemy kogoś w kosmos, będzie to astronautka, nie astronauta. W końcu nie jesteśmy Rosją.